Trybuna Ludu, wrzesień 1969 (XXI/242-271)
1969-09-11 / nr. 252
4 CZWARTEK, 11 WRZEŚNIA 1889 R. — NR 252 _______________________TRYBUNA EWBft *_____________________________________________________.....................................................................3 Programowanie usług dla ludności Efektowne czy efektywne? W ARTO wrócić do przedwyborczych spotkań z ludnością, na których wiele mówiono o usługach. Spotkania przyczyniły się do sformułowania pewnych elementów programu na przyszłość, co niewątpliwie ułatwi radom narodowym opracowanie planu usług na następne pięciolecie. Plany te określają potrzeby ludności, organizację placówek usługowych i wielkość nakładów inwestycyjnych, a w rezultacie - stopień zaspokojenia potrzeb. System usług dla ludności w Polsce opiera się na działalności wielu organizacji gospodarczych, których trzonem są centralne związki spółdzielcze. Doceniając w pełni walory i zasługi przedsiębiorstw państwowych, terenowych i centralnych (np. ZURiT, „Eldom” trzeba stwierdzić, że spółdzielnie różnych typów (spółdzielnie pracy, spożywców, wiejskie spółdzielnie zaopatrzenia zbytu, spółdzielnie budownicti wa mieszkaniowego) prezentują nie spotykane w innych krajach socjalistycznych bogactwo form działalności m. in. Usługowej. Działalność ta Jest inicjowana przez ogniwa samorządu spółdzielczego i pozostaje pod kontrolą tych ogniw, Stare tradycje i nowe potrzeby W programowaniu rozwoju usług szczególnie cenne są powiązania środowiskowe spółdzielni z ludnością. Jest to kapitał doświadczeń, który rady narodowe mogą w pełni wykorzystać dla wyboru najbardziej efektywnych form organizacji usług. Przewidywać należy, że w toku bieżących prac po raz pierwszy nastąpi konfrontacja: tradycji programowania, według których śmiałość zamierzeń rozwojowych utożsamiano z ilością nowych obiektów (zakładów pawilonów, domów usług) — z zasobem środków inwestycyjnych będących do dyspozycji rad narodowych i organizacji spółdzielczych. Trudno przewidzieć wynik fej konfrontacji. Pewne jest, że środki będą mniejsze niż potrzeby, i że w sferze usług należy zastosować te same zasady postępowania, które Plenum ustaliło dla podstawoII wych działów i gałęzi tj. selekcję i koncentrację nakładów Przed radami narodowymi wyłania się zasadniczy dylemat — pogodzenie wyboru i koncentracji nakładów z postulatami szerokiego rozwoju sieci placówek usługowych-Jednym z wariantów rozstrzygnięcia tego dylematu i pewnego rodzaju odwrotną stroną medalu koncentracji są małe formy organizacji usług. Należą do nich np. punkty świadczenia drobnych usług w sieci handlu detalicznego, konserwatorzy domowi zatrudniani przez administracje budynków. komunalnych i spółdzielczych dla wykonywania wszelkiego rodzaju napraw ora? konserwacji instalacji mieszkaniowych. Do małych form zaliczyć należy zainicjowane przez spółdzielnie spożywców (ośrodki „Praktyczna Pani”) usługi tzw. wzajemnej pomocy — rodzaj środowiskowego pośrednictwa między odbiorcami, a ludźmi zdolnymi do w» konywania usług. Wymienione formy odnoszą się do usług bytowych napraw i świadczeń osobistych związanych z codziennymi niemal potrzebami życia w osiedlach miejskich i gromadach. Nie są to formy efektowne ale e"aktywne; nie wymagają dodatkowych lokali, a prosta technologia nie zakłada kosztownego wyposażenia technicznego. Rozwój małych form usług pozwala skoncentrować środki inwestycyjne na głównych kierunkach działania. W założeniach programu na lata 1971— 1975, Komitet Drobnej Wytwórczości przewiduje położenie nacisku na budowę zakładów dla remontu wyrobów trwałego użytku: radioaparatów, telewizorów oraz mechanicznego sprzętu gospodarstwa domowego. Dotyczy to także pralni przemysłowych, stacji obsługi:i napraw samochodów pawilonów i innych specjalistycznych obiektów. Może również wystąpić konieczność inwestowania, nawet w tradycyjnych usługach krawiectwa miarowego, a więc w budowę tzw. domów mody. Oczywiście pod warunkiem jeśli inwestycja ta zwolni część lokali zajętych przez prymitywne zakłady krawieckie (z reguły przynoszące straty) w centrum miasta. Zwolnione lokale mogą być wykorzystane dla świadczenia innych usług. Koncentracja nakładów na wymienionych kierunkach inwestowania jest szansą zrealizowania naprawy zadań. W zakresie wyrobów trwałego użytku należałoby zakładać do roku 1975 organizację sieci, która by w znacznej mierze lub nawet w pełni pokryła potrzeby ludności miejskiej wiejskiej; w szczególności stai ła się jedną z przesłanek rozszerzenia zbytu tych wyrobów rra~wsb : : Decydującą rolę w tych dziedzinach będą niewątpliwie miały inwestycje ZURiT, „Eldom” i CRS „Samopomoc Chłopska”. Nakłady inwestycyjne ńa pralnie przemysłowe powinny rozwiązać problem usług w dużych miastach oraz stworzyć oparcie dla sieci punktów przyjęć sięgających w głąb powiatów. Jest to domena spółdzielczości pracy, która w tych formach obsługi ma udane doświadczenia. Podobne doświadczenia posiada państwowy przemysł terenowy i spółdzielczość pracy w usługach motoryzacyjnych, Koncentracja nakładów Proces koncentrowania nakładów wystąpi na trzech różnych, lecz zbieżnych płaszczyznach. Pierwsza branżowa: pralnictwo. motoryzacja, sprzęt gospodarstwa domowego. Druga — podmiotowa, która polega na tym, że poszczególne organizacje gospodarcze będą koncentrowały nakłady w zakresie określonych specjalności usługowych zgodnie z przyjętym w dro. bnej wytwórczości podziałem zadań: Trzecia — przestrzenna przewiduje tworzenie zwartych ośrodków usługowych (lub handlowousługowych) zarówno miejskich jak i gromadzkich. Koncentracja przestrzenna jest konieczną przesłanką dla inwestycji wspólnych. Ma tc szczególne znaczenie dla rozwiązania problemu obsługi ludności wiejskiej. W założeniach programu na lata 1971— 1975 przyjmuje się zorganizowanie w gromadach ośrodków usług podstawowych przy zaangażowaniu, obok głównego organizatora CRS „Samopomoc Chłopska”, także organizatorów miejskich stosownie dc ich specjalności. Liczyć należy w tej mierze na szereg inicjatyw spółdzielczości pracy prezentującej największy potencjał usługowy. Polityka wyboru i koncentracji stwarza dodatkowe impulsy dla rozwoju usługowych. W latach rzemios! 1971— 1975 należałoby potraktować rzemiosło jako czynnik odciążający nacisk potrzeb inwestycyjnych w jednostkach uspołecznionych i jako współtwórcę ośrodków usługowych zwłaszcza w małych miastach i gromadach. W dotychczasowej praktyce stawia się niejednokrotnie na konkurencję partnerów uspołecznionych i rzemieślniczych — stąd też układ przestrzenny zakładów uspołecznionych prywatnych jest przypadkowy i Jest w tym pewna rozrzutność środków, których nie mamy w nadmiarze oraz kwalifikowanych kadr, lokali, wyposażenia technicznego. Pogarsza to również warunki opłacalności świadczenia usług. Oczywiście nie można mówić o reglamentacji w lokalizowaniu zakładów rzemieślniczych zwłaszcza usługowych, W polityce rad należałoby jednate narodowych sugerować nastawienie środków pośredniego sterowania rozwojem rzemiosła (ulgi podatkowe czynszowe, decyzje lokalowe i in.) na wybrane pozycje terenowo-branżowe uzasadniające działanie niewielkich zakładów, właśnie typu rzemieślniczego-Polityka taka jest konsekwentnym uzupełnieniem koncentracji postulowanej dla inwestycji jednostek uspołecznionych. ■ / STANISŁAW WIELONSK: Szybkościowe mosty Swobodne pokonywanie wąskich przeszkód wodnych z marszu zapewniają wojskom mosty towarzyszące, ustawiane mechanicznie. Nad szerszym ich zastosowaniem poprzez wprowadzenie szeregu udoskonaleń pracują ustawicznie wojskowi specjaliści. Ppłk mgr inż. W. Majta postanowił wykorzystać most towarzyszący jako jedno z przęseł nowo zaplanowanej konstrukcji mostowej. Główną przeszkodą w realizacji pożytecznego zamierzenia był brak elementu łączącego ,,przęsła”. Po miesiącach żmudnej pracy, jego racjonalizatorski wysiłek został uwieńczony powodzeniem. Mostowa podpora przestrzenna o regulowanej wysokości przeszła pomyślnie wszystkie próby. Wykonana w postaci przyczepy dwukołowej, może być holowana przez dowolny pojazd. Na zdjęciu: za chwilę drugi most towarzyszący spocznie na kolejnej podporze. Fot. WA3 48 godzin na dobę ł~Y OŁĄCZAM fotokopią | I artykułu „Głosu Ludu” z sierpnia 1947 r., który wyjaśni wam, jak 18-letni Włoch mógł, będąc młodym, zainteresować się Polską w tak wyjątkowych czasach” — pisze Aldo Monetti. „Głos Ludu”, to poprzednik dzisiejszej „Trybuny Ludu”, a artykuł przedstawia grupę chłopców, pracujących przy odbudowie Warszawy. Wśród nich był Monetti. Jest on jednym z 36 laureatów konkursu Polskiego Radia, zorganizowanego dla słuchaczy za granicą, z okazji 25-lecia PRL. Na konkurs wpłynęło niemal 15 tys. odpowiedzi. John Holman pisze z Anglii: „Po raz pierwszy o Polsce usłyszałem, gdy miałem 10 lat. Cały kraj był wówczas ogarnięty entuzjazmem z powodu zwycięstwa aliantów nad hitleryzmem. Wtedy też dowiedziałem się że w wyniku inwazji niemieckiej na Polsk,ę W. Brytania przystąpiła do wojny. Niestety... Polska nie otrzymała potrzebnej pomocy. Łatwo jest zdać sobie sprawę z tego, że Polska demokratyczna znajduje się dziś w znacznie lepszej sytuacji niż w okresie międzywojennym”. Do czasów wojny nawiązuje bardzo dużo wypowiedzi konkursowych. Dzień wybuchu wojny wspomina Jean-Claude Turnier z Francji; „1 września sąsiadka wybiegła z płaczem, z gazetę w ręku, i powiedziała, że Niemcy napadli na Polskę” Ursula Herkstroeter z NRF pisze na ten sam temat: „Kiedy i jak zetknęłam się z Polskąi Właściwie chciałabym powiedzieć, że tego już nie wiem, ponieważ sprawa ta ściśle wiąże się w moim wspomnieniu ze słowem, które — czepo bym sobie życzy-ła — ni» powinno się fili nigdy pojawiać w żadnym języku, ze słowem wojna”. We wszystkich wypowiedziach przewija się jednak także czas pokoju. Wielu uczestników konkursu pisze o wielkim rozwoju Polski, wzroście jej autorytetu za granica Polskie Radio wykonało tak zwaną „dobrą robotę”, organizując ten konkurs. Był on sondażem nie tylko wiedzy o Polsce na świecie, lecz także zainteresowania naszym krajem. Dowiódł, że zainteresowanie to jest duże, a w wielu wypadkach łączy się z wielką sympatią dla Polaków i Polski. Trudno nie wzruszyć się, widząc te starannie opracowane odpowiedzi, ilustrowane, opatrywane rysowanym z trudem godłem Pał-Krzewienie wiedzy o «Polsce za granicą i zdobywał»« dla niej nowych przyjaciół, td wdzięczna rola rozgłośni Polskiego Radia dla zagranicy. Czas emitowania audycji PR w obcych językach wynosi 48 godzin na dobę. W rozgłośni wisi mapa z zaznaczonym zasięgiem tych audycji; okazuje się, że jest on duży. O zasięgu tym świadczą też tysiące listów, nadsyłanych do PR z całego świata, nie tylko przy okazji konkursu. Nie mówimy tu o Polonii zagranicznej, która z reguły słucha audycji z kraju. Także rdzenni mieszkańcy USA czy Kanady, Szwecji i NRF, Francji czy Finlandii, nadsyłają swe uwagi o programie, co świadczy, że interesują się nim. Poza konkursami, przyszło już w tym półroczu do PR ponad 2.400 listów z NRF, 1.525 ze Szwecji. 1.108 z Francji, 946 z Anglii. Liczba listów z innych państw europejskich waha się w granicach od 100 do 600. 447 listów nadeszło z USA, 129 z Kuby, a 74 z Kanady. Wiele listów nadeszło z Afryki, w tym 243 z Algierii. Aż 125 listów nadesłano z dalekiej Australii. Przypomnijmy: to liczba listów nadesłanych poza konkursami. Prowadzi się też ciekawe analizy zasięgu audycji. Odkryto np., że bardzo dobra słyszalność naszych audycji jest w Afryce, gdzie nie zakłóca eteru przemysł. W emitowaniu audycji dobiera się godziny ciszy w eterze, by polepszyć odbiór. Fakt, że nasza rozgłośnia nie należy do najmocniejszych na świecie, jednak dzięki analizie odbioru, audycje docierają nawet do bardzo odległych zakątków świata. Konsternację przeżyli w radiu, kiedy nadszedł list z Australii. PR nadaje ze Szczecina audycje dla naszych rybaków łowiących na Labradorze. Audycje te idą jednak jeszcze dalej — i oto z Australii przyszedł list: dlaczego nie nadajecie dla nas? Sympatycy Polski za granicą sami pomagają naszej radiostacji: instalują wielkie anteny, by lepiej odbierać audycje z Polski. Problem siły naszej radiostacji jest oczywiście najlepiej rozwiązany w audycjach dla Związku Radzieckiego. Radzieckimi przekaźnikami nasze audycje idą od Moskwy po Sachalin. Stąd, ze Związku Radzieckiego, przyszło też najwięcej odpowiedzi na konkurs 25-lecia PRL, choć pytania dla słuchaczy w ZSRR były trudniejsze. 11 bm. po południu laureaci konkursu z całego świata spotkają się w Polskim Radio. Przyjazd do Polski był dla nich nagrodą za zwycięstwo w konkursie. ZENON LANG Pracownik dostał zwolnienie lekarskie-. Dyscyplina i profilaktyka Tego dnia do pracy nie przyszło 120 osób czyli około 6 proc. załogi, trudno więc dziwić się zafrasowaniu dyrektora, Andrzeja Karbowniczka. ^~“To wszystko jest absencją chorobową - mówi on - nieobecni przedstawią zaświadczenia lekarske. W ilu przypadkach nieuzasadnione - na to nie sposób odpowiedzieć. Ale takie masowe zachorowania, po miesięcznym przestoju zakładu, w końcu sierpnia i na początku września, nasuwają pewne podejrzenia... W Zakładach Przemysłu /Cukierniczego lnu 22~Llpća, bowłaśnie to~ö~liTcii mowa, 1 pracuje ponad 2 tys. osób. Większość załogi fö kobiety, nierzadko samotne, a przy tym obarczone dziećmi. Dni szczególnie dużej absencji chorobowej zbiegają się z terminami powrotów dzieci kolonii i z początkiem roku z szkolnego. A więc czy rzeczywiście nieobecni są chorzy) Więcej dni, więcej złotówek Odwiedzamy Warszawskie Zakłady Maszyn Budowlanych im. Waryńskiego. Tu kobiety stanowią tylko 10 proc. licznej, bo ponad 2100 osób liczącej załogi. W tej fabryce zanotowano w ciągu dwóch kwartałów br. 143 400 godzin pracy opuszczonych wskutek chorób. W analogicznym okresie ub. roku — 122 800 godzin. W lipcu absencja ta jest z reguły większa niż w innych miesiącach. W roku 1968 zanotowano 1 963 opuszczonych godzin, a w br. 2 223. I tu nasuwają się wątpliwości. Większość pracowników to chłoporobotnicy, dojeżdżający spod Warszawy. Lipiec to sezon prac w polu... — Praktycznie nie mamy możliwości sprawdzenie, słuszności zwolnień, zwłaszcza krótkotrwałych, których przecież jest najwięcej. Od pracowników spoza Warszawy docierają one, drugiego dlbo trzeciego dnia od momentu wystawienia. Nasza komisja społeczna, powołana spośród przedstawicieli rady zakładowej i administracji, nie ma wtedy po co jechać. Za późno, by skontrolować czy nieobecny pracownik jest rzeczywiście chory, czy w wypadku zalecenia lekarza leży w łóżku — mówi dyrektor do spraw osobowych WZMB im. Waryńskiego, Edmund Steć. Według obliczeń Oddziału Ubezpieczeń Społecznych na 100 pracowników stołecznych zakładów pracy przypada 68,9 dni opuszczonych w pierwszym półroczu br. (w województwie warszawskim — 59,9). Nie jest to zbyt wysoki wskaźnik w porównaniu ogólnopolskim — 79,6. Zwłaz szcza gdyby zestawić go ze wskaźnikami absencji chorobowej w innych miastach wojewódzkich: Łódź — 110,9, Poznań — 101, Kraków — 94,1. Ale w stolicy rok temc wynosił on 54,2 (w województwie — 44,2) a dwa łata temu dane bardziej porównywalne, gdyż zawyżyła je tak jak i w tym roku epidemia grypy — 62,3 (w województwie 54,03). Z tytułu zasiłków chorobowych oddział ZUS-u wypłacił dla Warszawy 1 województwa w pierwszym półroczu br. o ponad 70 milionów zł więcej niż w roku ubiegłym i o niemal 57 milionów zł więcej niż dwła lata temu. Przytoczone liczby i wypowiedzi naszych rozmówców wskazują, że nawet nieduży (pozornie) wzrost absencji chorobowej stanowi problem wcale niebagatelny. Podnosi on wydatki Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, ale co ważniejsze — powoduje różnego rodzaju perturbacje w zakładach pracy; pociąga wydatki finansowe, zakłóca rytmikę produkcji. Odczuwa to nie tylko fabryka, ale i społeczeństwo. — Na pewno w ogromnym procencie liczby ilustrujące opuszczone dni pracy i wypłacone z tego tytułu zasiłki wynikają z rzeczywistej sytuacji — mówi dr Jacek Kossakowski z wydziału do spraw orzecznictwa o czasowej niezdolności do pracy ZUS — epidemia grypy, szczególnie trudna w roku bieżącym, zrobiła swoje. Później jakiś czas trwały powikłania pogrypowe. Nie negujemy jednak, że bywały i bywają wypadki zwykłego asekuranctwa ze strony pacjentów. Dla jakichś tam powodów potrzeba kilku wolnych dni — no to idzie do lekarza. On, niestety, w dużym stopniu musi opierać się na zaufaniu i na 'subiektywnych uwagach chorego. A przy tym bierze na siebie dużą odpowiedzialność: podejrzewany o udawanie pacjent może być rzeczywiście chory. Niech więc mu się ćóś stanie, niech spowoduje wypadek, będzie winien lekarz, który odmówił mu zwolnienia. Czasem jednak pacjent nieomal że wymusza na lekarzu zwolnienie stawiając go przed, faktem dokonanym: z powodu wizyty w przychodni opuścił dzień pracy. Gdy nie dostaje zwolnienia uderza w płacz, żeby chociaż za ten jeden dzień... Lekarz w końcu macha ręką i daje jednodniowe usprawiedliwienie, Gdy pacjent ma rację... Obok wypadków nadużywania zaufania pracowników służby zdrowia zdarzają się też sytuacje odwrotne. Oto, co powiada jedna z pracownic Zakładów Radiowych im. Kasprzaka: — Czułam się źle już podczas pracy, ale myślałam, że przejdzie. Po południu jednak postanowiłam pójść do przychodni rejonowej. Nie byłam aż tak chora, żeby zamawiać wizytę w domu. 1 lekarz też chyba był tego samego zdania: „Do jutra pani przejdzie powiedział zdenerwowany wszyscy zaraz chcecie zwolnienie, pani jest szóstą osobą z kolei!” dnia poszłam do Następnego pracy ale wieczorem córka musiała wezwać pogotowie... A gdybym chociaż jeden może, dzień poleżała, nie skończyłoby się na szpitalu... Wydarzenie rzeczywiścia przykre. Ale — trzeba to stwierdzić — odosobnione. Lekarz tłumaczył się tym, że miał zbyt wielu pacjentów, którzy chcieli nadużyć zaufania. Zdenerwowany jego <— nie docenił rzeczywistej choroby. Wypadek ten także ilustruje niebezpieczeństwa obecnej sytuacji: napór po nieuzasadnione zwolnienia utrudnia rzetelną pracę lekarzy. Jak zmniejszyć absencję? — W kwietniu ub. r. powołaliśmy wspólnie z oddziałem ZUS czteroosobową komisję do kontrolowania orzeczeń o czasowej niezdolności do pracy — mówi zastępca kierownika Wydziału Zdrowia Stołecznej Rady Narodowej dr Michał Swiderski. — Interweniuje ona w sprawy indywidualne a ponadto co miesiąc organizuje większe kontrole. Owszem, od czasu do czasu wychwytuje peume nieprawidłowości wydawanych zwolnień np. mylenie jednostek chorobowych, zbyt długi okres niezdolności do pracy itp. Były nawet wypadki, że komisja musiała zabronić konkretnemu lekarzowi na jakiś czas wydawania orzeczeń o niezdolności do pracy. Pomijając jednak takie przypadki nierzadko zdarza się że zwolnienia wydawane są nie dlatego, że pacjent powinien intensywnie leczyć się leżąc w łóżku, ale dlatego, że wskutek niegroźnego wypadku nie może pracować na swoim stanowisku. Lekarz musi wydać mu zwolnienie, bo nie ma innego wyjścia. Uwagi dr. Swiderskiego dotyczą głównie zwolnień pourazowych w miejscu lub pozą miejscem pracy: I, rzecz paradoksalna, Wystarczy nie. raz zwykłe skaleczenie w palec, żeby dostać kilkudniowe zwolnienie chorobowe, bo nie można wykonywać swojej pracy, a innej zwykle w zakładzie nie proponują. A tymczasem od dawna mówi się o potrzebie wytypowania stanowisk pracy chronionej, przeznaczonych tylko dla pracowników niepełnosprawnych — problem ten wciąż jest nierozwiązany. A przecież leży to we wspólnym interesie i pracownika i pracodawcy. Nieuzasadnioną absencję, odnotowaną jako chorobową (na podstawie zwolnień wystawianych przez nazbyt tolerancyjnych lekarzy), należy tępić jako zło społeczne przynoszące szkody materialne i moralne. Pozostaje jednak problem absencji chorobowej uzasadnionej. Powinniśmy także dążyć do jej obniżenia. Droga do tego wiedzie poprzez dalszą poprawę warunków pracy, ograniczanie godzin nadliczbowych, lepiej działające zaplecze socjalne, większą troskę ze strony przemysłowej służby zdrowia i organizacji związkowych o stan zdrowotny załóg. IRENA CHOMAĆ ZANIM WYBUCHŁA WOJNA (6) cj -| maja 1939 r. na sesji A JL Rady Najwyższej ZSRR przemawiał ludowy komisarz Spraw Zagranicznych, Molotow. Zwrócił on uwagę na poważne pogorszenie się sytuacji międzynarodowej i jej wyraźne zaostrzenie. „W związku z tyrro — mówił, on — w polityce nieagresywnych państw Europy dostrzec można pewne zmiany w kierunku ■przeciwstawienia się agresji. Istnieje szereg oznak tego, że w demokratycznych krajach Europy coraz bardziej uznają fiasko polityki się i przyznają niewtrącania konieczność poważniejszych poszukiwań kroków i drrg dla stworzenia jednolitego frontu pokojowych przeciw mocarstw agresji. Zrozumiale, że. ciążenie to zasługuje na uwagę". Mówca wyraził jednocześnie szereg obaw i wątpliwości co do rzeczywistych intencji, charakteru i celów tych zmian na Zachodzie: „Na ile są one poważne, ieszcze zobaczymy. Ną razie trudno nawet.' czy istnieje powiedzieć w tych krajach poważne dążenie do zerwania z polityką niewtrącania sie i niesprzeciwiania dalszemu rozszerzaniu agresji Czy nie bedńe tak, że istniejące dążenie tych krajów do ograniczenia agresji w jednych rejonach, ni* hedzie dotyczyło ■innych? Niektóre organy prasy burżuazyjnej w takiruRaśnie~sp0SÓłrzstawiają to zagadnienie...” W stosunku do ostatnich propozycji angielsko-francuskich — przypomina „Mieżdunarodnaja Żiżń” —. referat komisarza Spraw Zagranicznych wyrażał opinie, że stanowią one niewątpliwy krok naprzód. jako że uznaje się w nich — w razie bezpośredniej napaści wzajemnej agresora — zasadę pomocy między Anglią, Francją i Związkiem Radzieckim. Ale ten krok naprzód. obwarowany jest takimi zastrzeżeniami, że może okazać sie fikcyjnym krokiem naprzód. Przypominano, że w dalszym ciągu nie ma mowy o gwarancjach dla krajów' nadbałtyckich, sąsiadujących ze Związkiem Radzieckim. Sesja Rady Najwyższej raz jeszcze potwierdziła stanowisko ZSRR: rząd radziecki uważa za konieczne — dla stworzenia frontu zbiorowej obrony bezpieczeństwa w Europie — podpisanie między Anglią. Francją i ZSRR efektywnego paktu wzajemnej pomocy przeciw agresji; gwarancje ze strony trzech mocarstw dla państw środkowej i wschodniej Europy, włączając w ten system wszystkie bez wyjątku graniczące z ZSRR państwa Europy; podpisanie konkretnego wojskowego porozumienia między trzema mocarstwami na temat form i rozmiarów natychmiastowej I efektywnej pomocy wzajemnej i dla krajów objętych gwarancjami w wypadku napaści ze strony agresora. Był to kolejny wyraz konsekwencji radzieckiego stanowiska w kwestii bezpieczeństwa w Europie 2 czerwca 1939 r., rząd radziecki przekazał rządom W Brytanii i Francji do rozpatrzenia nowy konkretny projekt umowy opartej na tych właśnie zasadach. „Mieżdunarodnaja Żiżń” przytacza jego treść: „Francja, Anglia i ZSRR zobowiązują się d.o udzielania sobie niezwłocznej i wszechstronnej pomocy, w razie gdy jedno z tych państw zostanie wciągnięte w działania wojenne z mocarstwem europejskim w wyniku bądź: 1) agresji ze strony tego mo. carstwa przeciwko któremukolwiek z tych trzech państw, bądź 2) agresji ze strony tego mocarstwa przeciwko Belgii, Grecji, Turcji, Rumunii, Polsce, Łotwie, Estonii, Finlandii, co do których Anglia, Francja i ZSRR umawiają się, że zobowiązują się do ich obrony przed agresją, bądź 3) w wyniku pomocy, udzielonej przez jedno z tych trzech państw państwu europejskiemu, które zwróciło się o tę pomoc, by przeciwstawić się naruszeniu jego neutralności”. W dalszym ciągu projekt radziecki przewidywał, że w najbliższym terminie nastąpią konsultacje na temat metod i rozmiarów pomocy oraz, że w wypadku, jeśli powstanie sytuacja, stwarzająca „według opinii jednej z układających się stron, groźbę agresji trzy państwa przystąpią natychmiast do konsultacji i w razie konieczności ustalenia wspólnie terminu natychmiastowego wprowadzenia w życie mechanizmu pomocy wzajemnej niezależnie od procedury obowiązującej w Lidze Na.rorl ńvh W ten sposób rząd radziecki proponował W. Brytanii i Francji projekt układu, opierający się na wysuniętych już kilkakrotnie wcześniej, dzieckich propozycjach i rapełni odpowiadający interew som walki przeciw agresji. „Mieżdunarodnaja Żiżń” podkreśla, komentując ten dokument, że w radzieckich kolach panowało szczere przekonanie, iż podpisanie takiego ukladu mogło zagrodzić drogę agresji i stać się podstawą trwałego pokoju w Europie. Radziecka propozycja zmierzała do zapewnienia pokoju i bezpieczeństwa całej Europie, zarówno wschodniej, południowo - wschodniej jak i zachodniej. 3 czerwca 1939 r., radziecki ambasador w Paryżu spotkał się z premierem Daladierem. Premier francuski nie mógł nie uznać logiki radzieckich propozycji. W czasie rozmowy poruszono również zagadnienie gwarancji dla innych państw. Daladier oświadczył — relacjonował to spotkanie radziecki dyplomata — że „byłby skłonny (choć nie wie czy pójdą na to- Anglicy), by wypracować w tej sprawie mniej więcej następującą, szerszą formułę: „Strony zobowiązują sie przyjść sobie natychmiast z pomocą w wypadku bezpośredniej napaści w Europie, na którąkolwiek z umawiających się stron, jak i w wypadku jeśli strony zostaną wciągnięte do wojny w rezultacie pomocy udzielonej któremukolwiek krajowi europejskiemu, zagrożonemu bezpośrednią lub pośrednią agresją”. Można przy tym obejść sic bez wyliczania państw — oświadczył premier. Chodziło, jak stwierdza w komentarzu radziecki miesiecz-nlk, o przyjęcie w zasadzie konieczności zagwarantowania bezpieczeństwa krajom nadbałtyckim, a jednocześnie rozciągnięcie tych gwarancji między innymi na Szwajcarię i Holandię. 8 czerwca lord Halifax pod naciskiem opinii społecznej własnego kraju, oświadczy! radzieckiemu ambasadorowi w Londynie, że rząd angielski uważałby za celowe przejść ćc innej metody rozmów: zamiast wymiany not, chciałby orowadzić rokowania za „okrągłym stołem” w Moskwie, Przy okazji wspomniał, że ktoś mu radził, by sam pojechał do ZSRR, ale ze względu na nawał pracy nie może tego uczynić. Do prowadzenia rozmów upoważniony jest więc ambasador W. Brytanii ZSRR oraz dyrektor Departaw mentu Środkowo-Europejskiego angielskiego MSZ Jeśli chodzi o ostatnie propozycje radzieckie, lord oświadczył, że rząd jego prowadził w ostatnich dniach konsultacje z przedstawicielami państw nadbałtyckich, w wyniku których to rozmów doszedł do wniosku, że nie chcą one jawnych gwarancji. Dlatego rząd angielski nie widzi możliwości przyjęcia radzieckich propozycji bezpośredniego wyliczania w dokumencie państw, które objęłyby wspólne gwarancje. Zamiast tego proponuje sformułowanie, że „zobowiązania paktu wchodzą w życie w wypadku bezpośredniego lub pośredniego zagrożenia jednego z jego sygnatariuszy”. Radziecki miesięcznik, przynominaiąc te rozmowę, przyucza interesujące dane na temat stanowiska państw nad. bałtyckich. Otóż rząd radziecki prowadził z nimi również konsultacje. Przedstawiciel Łotwy, po wysłuchaniu stanowiska radzieckiego oświadczył. że „jego kraj pozytywnie ustosunkowuje sie do pwaran. rji neutralności, jeśli beda to gyjarancje wspólne”. Podobne stanowisko zajął dyplomata estoński. 10 czerwca, Ludowy Komisariat Spraw Zagranicznych ZSRR przesłał swojemu przedstawicielstwu w Londynie depeszę następującej treśri „Uważamy, że bez zapewnienia bezpieczeństwa północno - zachodnich granic ZSRR drogą zdecydowanego przeciwdziałania trzech układających się stron bezpośredniej lub pośredniej napaści agresora na Estonię, Łotwę i Finlandię, nie będzie możliwe uspokojenie opinii publicznej Związku Radzieckiego... Wyjaśnijcie Halifaxowi, że sprawa polega nie na technicznych sformułowaniach, a na tym, by osiągnąć porozumienie co do istoty tego zagadnienia. Potem nietrudno będzie znaleźć sformułowanie..” W związku z aluzją Halifaxa, że „ktoś m.u radził, by pojechał do Moskwy”, LKSZ upoważniał ambasadora radzieckiego w Londynie do przekazania, że „jego przyjazd do Moskwy byłby tu powitany”. Lord jednak nie miał rracii Informując o wypełnieniu tego polecenia. Majski pisał w dwa dni później, że Halifax był zmuszony przyznać słuszność naszego dążenia do spowodowania gwarancji trzech mocarstw przeciw bezpośredniej lub pośredniej agresji w stosunku do Łotwy, Estonii i Finlandii”. Ale słowa zachodnich dyplomatów nadal mijały się z czynami JERZY KRASZEWSKI W interesie pokoju (OD NASZEGO KORESPONDENTA W MOSKWIE]