Trybuna Ludu, wrzesień 1969 (XXI/242-271)

1969-09-12 / nr. 253

Siadem naszych artykułów STO MINUT Artykuł pt. „Fo wypadku — w rękach lekarzy” (T. L. t 14.VIII), poruszający problem wypadków drogowych I związanej z tym konieczności usprawnienia pomocy le­karskiej, znalazł żywy oddźwięk wśród naszych czytel­ników. Autorzy listów, które nadeszły do redakcji, dzie­ląc się swymi obserwacjami i doświadczeniami, zachę­cają do kontynuowania tematu, ich zdaniem niesłycha­nie ważnego, lecz jednocześnie zaniedbanego. Charakterystyczna dla tre­ści nadesłanych listów jest wypowiedź lekarza J. W. i Krakowa. Pisze on: Odnoszę nieprzeparte wrażenie, że jesz­cze nie jesteśmy ani technicz­nie, ani moralnie przygotowa­ni do prowadzenia zwycię­skiej walki z ujemnymi skut­kami, jakie niestety niesie ze sobą rozwój motoryzacji. Chi­rurgia urazowa jest ciągle, tak jak przed dziesiątkiem lat marginesem ogólnej działalno­ści chirurgii. A inaczej rzecz ma się na śuńecie* Fakty ... Powróćmy więc do tematu ! poprzednią relację dzienni­karską uzupełnijmy wypowie­dzią bardziej kompetentną. Poprosiliśmy o nią prof. dr. W. Rudowskiego, chirurga, a jed­nocześnie kierownika nauko­wego zespołu, który m. in. zajmuje się właśnie proble­matyką wypadków drogowych. Prof. Rudowski jest przewod­niczącym Komitetu Patofizjo­logii Klinicznej w Polskiej Akademii Nauk. Przed paro­ma miesiącami tenże Komitet utworzył specjalną sekcję, której zadaniem jest właśnie praca na rzecz profilaktyki wypadków drogowych 1 walki Z ich tragicznymi skutkami. Co skłoniło naukowców do zajęcia się tą problematyką? Sytuacja, którą uważamy za alarmującą. Nasz Komitet od dawna interesował się wypad­kami drogowymi 1 ich konsek­wencjami, prowadził_więc u­wazne obserwacje gromadził materiały. I badania, To one każą bić na alarm. Bezwzględna liczba wypad­ków drogowych jest w naszym kraju niższa niż w krajach bardziej zmotoryzowanych, ale konsekwencje ich tragiczniej­sze. Posłużę się tu wynikami badań, jakie dla naszego Ko­mitetu przeprowadził doc. dr H. Powiertowski z Poznania. W ciągu ostatnich 10 lat liczba wypadków drogowych w Polsce wzrosła dwukrotnie. Liczba osób, które straciły ży­cie w wypadku, wzrosła o 68 proc., zaś liczba rannych — o 268 proc. Podobnie wyso­kich wskaźników nie notowa­no w tym czasie w żadnym z krajów. Nigdzie też nie no­tuje się tak wysokiej jak u nas śmiertelności wśród ofiar wypadków drogowych. W Pol­sce spośród 8 osób ranionych w wypadku — jedna umiera. A w innych krajach? W Sta­nach Zjednoczonych jeden zgon przypada na 35 osób, w NRF — na 27, w Czechosło­wacji — na 24, we Francji i na Węgrzech zaś — na 21. Różnice na niekorzyść Pol­ski są ogromne. Jakie są tego przyczyny? Czy należy je wią­zać z rodzajem wypadków, 2 tym, że zdarza się dużo wy­padków ciężkich, czy też z nie­dostateczną i niesprawną po­mocą powypadkową? Z jednym i drugim. Z na­szych badań wynika, że w Polsce częściej niż w innych krajach ofiarami wypadków padają piesi i motocykliści. Zrozumiałe, że ludzie ci mo­gą zostać ciężko ranni bądź zabici nawet w sytuacji, której kierowca i pasażerowie z samochodu wychodzą bez szwanku. Co trzecia osoba ra­­rrona w wypadku się spośród pieszych, rekrutuje podczas gdy w innych krajach mniej więcej co ósma — dziesiąta. Piesi też stanowią u nas 36 proc. ogólnej liczby osób gi­nących w wypadkach. Drugie miejsce w tej smutnej staty­styce zajmuja motocykliści, a dopiero na dalszych plasują się kierowcy i pasażerowie sa­mochodów osobowych, ciężar« wych i innych pojazdów. Z faktów tych wyciągnijmy wnioski wszyscy: piesi i zmo­toryzowani użytkownicy dróg, ludzie odpowiedzialni z urzę­du za bezpieczeństwo na dro­­each Z naszej analizy wynikają również wnioski dla służby zdrowia. Otóż najwięcej osób umiera w pierwszych 100 mi­nutach od momentu wydarze­nia się wypadku. Jesteśmy więc przekonani, że szybsza, sprawniejsza i bardziej fa­chowa pomoc lekarska mogła­by zapobiec śmierci niejedne­o go człowieka, nie mówiąc już zapobieganiu inwalidztwu. Obecny stan pomocy doraźnej’ nie jest zadowalający. Trud­ności zaczynają się już w momencie przyjazdu karetki pogotowia. Nie jest ona właś­ciwie wyposażona, a lekarz nie zawsze odpowiednio przy­gotowany. stanowił dać Komitet nasz po­lekarzom film szkoleniowy na temat niesie­nia pierwszej pomocy w wy­padkach drogowych. Zabrzmi to nieprawdopodobnie, ale nie znaleźliśmy karetki, którą w owym filmie moglibyśmy się posłużyć. Wiele, nawet bardzo wiele do życzenia pozostawiają szpi­tale. Oddziały chirurgiczne w ogólnych szpitalach nie są przygotowane — technicznie i kadrowo — do niesienia po­mocy ofiarom wypadków.. Szs i wnioski Jasno i precyzyjnie formu­łuje wnioski wynikające z do_ konanej analizy wspomniana wyże! sekcja do spraw wy­padków. Po pierwsze obecną sytuacje w dziedzinie wypad­kowość! należałoby traktować lako sytuację epidemiczną. To z kolei pomogłoby wyzwolić i uruchomić różnorodne środ­ki i metody przeciwdziałania wypadkom i ich tragicznym skutkom. Należałoby zatem przeprowadzać szeroko zakro. jone, wszechstronne badania własne, jak też czerpać z do­świadczeń innych krajów. Niezbędne jest — twierdzi dalej prof. Rudowski — prze­prowadzenie zmian w organi­zacji doraźnej pomoev powy­padkowej. Do wypadku dro­gowego powinien wyjeżdżać zespól techniczno-lekarski, w którym pracowaliby ludzie specjalnie przeszkoleni i dys­ponujący odpowiednim sprzę­tem, umiejący szybko i pra­widłowo uwolnić rannego, u­­łożyć, udzielić pierwszej po­mocy z" dokonaniem zabiegu reanimacyjnego jeśli zaj­dzie potrzeba, włącznie. Właś­nie te pierwsze czynności są decydujące. Od nich często zależy dalszy los rannego. Nieumiejętne wydobycie spod rozbitego pojazdu i nieodpo­wiednie przenoszenie osoby ze złamanym kręgosłupem (częsty uraz) może np. spowo­dować trwały paraliż. Lekarze twierdzą, że ważny jest nawet kształt noszy- Ponadto karetki pogotowia wyjeżdżające do wypadków należałoby obo­wiązkowo wyposażyć w ra­diotelefony, umożliwiające le­karzowi porozumienie się za­równo z dyspozytornią pogo­towia, jak i szpitalem, do którego wiezie pacjenta Następny wniosek dotyczy szpitali. Otóż wszystkie szpi­tale powinny być przygotowa­ne do niesienia pomocy ofia­rom wypadków. Są sytuacje, w których niewskazane, ba, wręcz szkodliwe jest zbyt da­lekie przewożenie chorego. Pomoc udzielana w szpitalu — twierdza autorzy badań, i.al które tu sie powołujemy — powinna mieć charakter kom_ pleksowy. Ciężko raniony w wypadku drogowym człowiek z reguły niemal wymaga opieki nie tylko chirurga, ale również neurochirurga, neu­rologa, internisty 1 lekarzy innych specjalności. Np. aż 70 proc. ofiar wypadków odnosi poważne obrażenia głowy. W szpitalu, w którym nie moż­na zatrudnić zespołu specjali­stów, należałoby wszechstron. niej przeszkolić chirurgów, zwłaszcza w zagadnieniach neurochirurgii. Wnioski te wyłoniła potrze­ba i z pewnością można zrealizować. Pod warunkiem je oczywiście, że autorzy ich nie będą osamotnieli!. Znane ns świecie organizacje do spraw walki z wypadkami i ich tra­gicznymi skutkami zrzeszają obok służby zdrowia, wiele instytucji I resortów — od re­sortu komunikacji poczyna­jąc, a na fabrykach samocho­dów sekcji kończąc. U nas pracą do spraw wypadków wyłoniona przez Komitet Pa­tofizjologii Klinicznej w PAK jeszcze się nikt nie zaintere­sował. Mimo zaproszenia.. K. KOSTRZEWY Stroje z Opoczna Coraz bardziej zaciera sic różnica między ubiorami ludności miej­skiej i wiejskiej. I jedni i drudzy coraz częściej korzystają z goto­wej konfekcji. W niektórych jednak rejonach i dziś zohaczyć można stroje w jakie ubierały się babki i prababki. Na rynku w Opocznie kobiety w charakterystycznych dla tego regionu zapaskach. Fot. A. Nowosielski inxbui<iA Luuu Po II Plenum Kontrowersje produkcyjne ciy społeczne? W polu wyrosła fabryka nie mająca sobie równych w kraju, jedna z najnowocześniejszych w Europie. Kosztowała nas 360 milionów złotych, iei próbny roz­ruch nastqpif~w~lipcu. produkować zacznie we wrze­śniu. Zdolna jest wytworzyć 4 7Ö0 ton porcelany sto­łowej rocznie za około 160 milionów złotych. Niestety, jejkosztbudowy według planu zwróci się dopiero za 9 lar Zdaniem"wTadz göspödarczycLr fabryki jest to Usprawiedliwione trudnością opanowania nowocześ­niejszej technologii i przystosowania do wymagań fa­bryki młodej załogi, rL<^ a IV,1970 roku koszty pro­­\Ä/dukcji fabryki będą w * • rezultacie o 23 miliony złotych większe od wpływów, w 1971 roku straty zmniejsza się do 4,7 miliona złotych, fw 1972 roku Fabryka Porce-r lany Stołowej „Lubiana” (ko­­,ło Kościerzynyj powinna dać niefwśże 5t) milionów złotych akumulacji. 'Dopiero wtedy bowiem jej zdolności zostaną po raz pierwszy dostatecznie wykorzystane. Władze partyjne wojewódz­twa gdańskiego domagają się od „Lubiany”, by wkład spo­łeczny (ekonomiczny) ponie­siony przy jej budowie szyb­ciej zaprocentował. Zjedno­czenie Przemysłu Ceramicz­nego i dyrekcja fabryki prze­jawiają jednak tak wielką ostrożność w planowaniu, że nasuwa się podejrzenie o ase­­kuranctwo, Kierownictwo fabryki wo­lałoby mieć plan niski, ponie­waż wówczas łatwiej czynić społeczeństwu i władzom mi­łe niespodzianki. Władze par­tyjne chciałyby jednak mieć pewność, że fabryka wcze­śniej osiągnie poziom produk­cji, do jakiego zdolne są jej urządzenia. Taką pewność może zaś dać tylko plan, ale dyrekcja i zjednoczenie powątpiewają, czy egzamin zda nowa załoga, której po­ziom — zdaniem dyrekcji — w pełni usprawiedliwia ostrożność przewidywań. Plan nazbyt mobilizujący w takich warunkach trudniej, wykonać, wskutek czego zwiększa się niebezpieczeństwo niespra­wiedliwej, negatywnej oceny kierownictwa. Przejawem ne­gatywnej jego oceny może być choćby utrata premii, Mobilizujący plan przypo­mina więc kłopotliwe dzie­cko, o którym wiadomo, że więcej przynosi rodzicom zgryzoty niż satysfakcji. Naj­lepiej więc, najbezpieczniej pozostawać tylko przy sta­rych. wygodnych miarach ekstensywnego rozwoju go­spodarczego, według których koronnym świadectwem po­myślności może być spraw­ność produkcyjna przewyż­szająca dotychczasową. Ulu­bionym przykładem działaczy przemysłu ceramicznego jest starsza siostra „Lubiany” we Włocławku, która pożądane wyniki produkcyjne osiąga wolniej, niż tym razem zapla­nowano w „Lubianie”. Uporczywe naciski władz partyjnych sprawiły jednak, że kierownictwo gospodarcze zdobyło sie na pewien' zasta­nawiający kompromis. Teraz fabryka ma już dochodzić do swych możliwości produkcyj­nych przez 29 miesięcy, a n.ie jak to wcześniej przewidywa­no przez 36 miesięcy. Postęp w planowaniu widoczny, alę czy określa on rzeczywiste możliwośd produkcyjne zało­gi czy też charakteryzuje tyl­ko owocność przetargów? Rzecz nie bez znaczenia, że solidarną opozycję tworzą przedstawiciele kierownictwa fabryki i Zjednoczenia Prze­mysłu Ceramicznego w Kiel­cach. Wytknięto im to na ostathim plenum KWi w Gdańsku. De facto zdają się oni bowiem występować jako rzecznicy swego rodzaju kun­ktatorstwa produkcyjnego, za którym może kryć się zruty­­nizowanie, niechęć Zjednocze­nia do wysiłku przemyślenia i stworzenia nowych dźwigni społecznych i ekonomicznych przyspieszających postęp. Mo­że kryć się też obawa przed ryzykiem, jakie powstaje przy próbach zastosowania no­wych, nie tylko administra­cyjnych metod zarządzania ! kierowania. Wielorakie bywają tego na­stępstwa. Czy nie przejawiają się one choćby w braku po­wiązań między osiągnięciami produkcyjnymi zakładu, a sy­tuacją jego załogi. Na przy­kład fundusz płac „Lubiany” w roku produkcji deficytowej (23 miliony złotych straty) jest taki sam, jak w roku następ­nym, w którym podobnie li­czebna załoga zmniejszy stra­ty do 4,7 miliona złotych. Podobnie w roku 1972, w któ­rym zakład przyniesie pierw­szą 50-milionową akumulację. W tych okolicznościach może nie dziwić anemiczność troski dyrekcji ocznienie „Lubiany” o una­robotnikom per­spektywicznych obowiązków, jakie na nich spadły wraz z podjęciem pracy w tej fabry­ce. Warto będzie za kilka miesięcy chyba sprawdzić, czy na przykład system norm pracy i organizacja pracy w „Lubianie” nie ograniczają inicjatywy i pomysłowości pracowniczej do indywidual­nych stanowisk pracy. Jest to tylko — być może dyskusyjna — ilustracja pro­blemu ogólniejszego. System bodźców ekonomicznych ułat­wia rozszyfrowanie społecznej strony działalności gospodar­czej, wyrażającej przecież stosunki w jakie ludzie wcho­dzą w procesie produkcji, kryjącej (a nieraz ukrywają­cej) rzeczywiste problemy społeczne, wychowawcze czy moralne zakładu pracy. Dzia­łalność gospodarcza także określa koncepcje społeczne zarządzania i kierowania za­kładem produkcyjnym, T LUZORYCZNOSC po­wiązań między ekono­­■ miczną sytuacją robot­ników, a fabryką (poza tym, że umożliwia ona zarobko­wanie) pojawia się oto w towarzystwie charaktery­stycznej skłonności do admi­nistrowania załoga, skłonno­ści do rygoryzmu i rezygno­wania z dialogu z robotnika­mi. Tę skłonność pogłębia fakt, że członkowie kadry kie­rowniczej przeniesieni zostali tu ze środowisk o dużych i wypróbowanych tradycjach przemysłowych. Ta kadra ze­tknąwszy się z debiutantami gotowa jest teraz wszelkie niepowodzenia składać od ra­zu na karb młodej załogi przypisywać jej wręcz cechy demoniczne. Nie sposób — rzecz jasna tolerować pijaństwa, godzić się z nieuzasadnioną absencja, lekkomyślnością itd. Ale nie­subordynacja, nieobowiązko­­wość czy nierzetelność nie muszą od razu być przejawa­mi nasilenia złe i woli pra­cowników przyniesionej do fabryki z zewnątrz. Np. dziewczęta przyjmowane do pracy w „Lubianie” wałęsają się po fabryce od czterech do pięciu dni z tak zwaną obie­gową kartą przyjęć. Przecho­dzą tak osobliwy kurs marno­trawstwa czasu. Nie rozumie swego szefa robotnik, któremu przełożony robi awanturę z powodu trzy­godzinnego spóźnienia się do pracy. O co — zastanawia się — może chodzić kierowniko­wi, który przez dwa dni nie zorganizował należycie fron­tu pracy w rezultacie czego roboty starczyło zaledwie na kilka godzin. W tym rozbra­jającym szczerością uspra­­wiedliwieniu młodego robot­­nika zawarta jest krytyka, którą można zakrzyczeć, ale czy nie jest ona duża szansa dla postępu społecznego, w tym ekonomicznego „Lubia­ny”? Czy nie należy liczyć na tę krytykę i wiązać z nią do­brych nadziei? — „Z” powinien być na­tychmiast zwolniony, niech wie, że jest do zastąpienia' Niech inni zobaczą, że się nie certujemy, przynajmniej spu­szczą z tonu! nie Oto zaskakujące uzasadnie­wniosku o zwolnienie pracownika, które wygłasza kierownik, skądinąd świetny fachowiec. Nawiasem mówiąc, zwolnienie lekarskie nie jest w stanie powstrzymać go od pobytu w zakładzie pracy, po­nieważ właśnie czuje się on niezastąpiony. O KĄD więc wywodzą się takie właśnie, dość czę­ste przejawy stylu kie­rowania? Z przekonania, że liberalizm nie popłaca i że jego alternatywa jest tylko autokratyzm? Z utożsamienia robotniczej samorządności, demokracji z liberalizmem? A może z okoliczności ekono­micznych i narzucających organizacyjnych podział załogi na większych współgospoda­rzy i mniejszych albo na współgospodarzy i na siłę na­jemną? Może pożywka takich koncepcji jest też brak prze­ciwwagi, której jeszcze nie jest w stanie stworzyć mała i słaba organizacja partyjna, dopiero co powstała i nie­pewna swego rada robotnicza? N.ie są to błahe pytania, po­nieważ od odpowiedzi na nie zależy między innymi proces włączania załogi, w życie swej fabryki, cementowanie kolek­tywów robotniczych, przy­swajanie im poczucia odpo­wiedzialności za zakład pracy. Brak właściwej koncepcji społeczno-wychowawczej pra­cy z załogą, którego ilustracja jest między innymi system ekonomiczny — sprawił, że mamy w „Lubianie” do czy­nienia z pewną amatorszczy­zną społeczną. Kierownictwo gospodarcze i społeczno-poli­tyczne fabryki znajduje się w stanie osobliwego rozhuśtania. W krótkim czasie udzieliło 44 pracownikom produkcyjnym kar dyscyplinarnych Ani jednej pochwały, wy­łącznie więc tropienie niedo­ciągnięć nie mogące przeciet rodzić dobrego klimatu współ­życia. Przede wszystkim dą­żenie do wpojenia innym, że działanie poniżej obowiązują­cego systemu norm współży­cia spotka się z naganą. A potem nagły odwrót. Z okazji 25-łecla PRL kierownictwa ogłosiło rodzaj amnestii. Da­rowanie wszystkich kar dy­scyplinarnych — stwierdziła w rezolucji Rada Zakładowa — przyczyni się do lepszej, wydajnej pracy załogi! Pracownikom kierownictwa „Lubiany” — szczerze mówiąc należałoby poświęcić panegi­­ryk. Znaleźli się bowiem w trudnym okresie startu nie tylko nowej, nowoczesnej fa­bryki, ale zarazem młodej, po raz pierwszy podejmującej pracę w przemyśle załogi, która jednak jest dla tego za­kładu wielka szansą (nie kulą u nogi). Złożoność zadań kie­rownictwa politycznego i go­spodarczego wzrasta wskutek błędów jakie popełniono przy narodzinach tej fabryki, które przecież będą miały wpływ na tempo przybliżania się zakła­du pracy do pułapu jego naj­wyższych możliwości. Takim zaś kardynalnym potknięciem jest — zapewne — zapom­nienie, że fabryka stanowi nie tylko jednostkę ekonomiczno­­produkcyjną, ale jednocześnie zarazem społeczno-wycho­wawcza. dy, Te trudności wyrastają wte­kiedy w zakładzie pro­dukcyjnym są słabe organiza­cje społeczno-polityczne; „Lubianie” tylko 45 pracow­w ników należy do PZPR. A także wtedy, gdy np. zjedno­czenia nie mają dostatecznej orientacji o sprawach, które nurtują załogi podległych, im fahryk oraz gdy związki mie­dzy organizacjami partyjnymi przy gospodarczych władzach zwierzchnich i fabrycznych są luźne i przypadkowe. Trudno już dziś organizo­wać nowe zakłady pracy bez programu społecznego, który lepiej integrowałby procesy ekonomiczno-produkcyjne ze społeczno - wychowawczymi, który nie ograniczałby kultu­rotwórczej funkcji życia eko­­nomiczno-produkcyjnego tyl­ko do tworzenia nowych sta­nowisk pracy i możliwości za­robkowych. Nie sposób jui. osiągnąć wysokiej sprawności produkcyjnej przy założeniu, iż poczucie współodpowie­dzialności załogi za fabrykę spadnie jak manna z nieba na mocy- umowy o najem, daro­wania miejsc pracy i formal­nych rygorów dyscyplinar­nych. Brak wyraźniejszych koncepcji planowego, społecz­nego działania musi prowa­dzić do minimalizmu produk­cyjnego, a niekiedy nawet do niewiary w załogę, co zwyklp chodzi w parze. STANISŁAW L. KUBIAK Z problemów ruchu kulturalnego ENTRALNA Poradnia Amatorskiego Ruchu Arty­stycznego, czyli tzw. CPARA już od dawna ni« cieszyła się dobrą opinia działaczy kultural­nych. Powszechnie mówiono, że „...po pierwsze ni« ma kto w niej radzić”. Już to powiedzonko przypomi­nające znaną anegdotę o Napoleonie i dowódcy twier­dzy dostatecznie charakteryzowało sytuację. C Skuteczność oddziaływania CPARA była rzeczywiście wątpliwa. Brak odpowiedniej kadry oraz niesprecyzowany program, nie dostosowany do potrzeb terenowych placówek, szczególnie w sytuacji stale zmieniających się problemów upowszechnienia, ciągłego roz­woju form działalności, a tak­że rosnącego wpływu na tę pracę książki, prasy, radia i telewizji sprawiały, że insty­tucja nie mogła sprostać zada­niom, a więc nie służyła po­mocą wielotysięcznej rzeszy ludzi co dzień parających się tymi sprawami. Teoretycznie zajmowała się wszystkim, ale jednocześnie właściwie nie robiła nic. Wszystkoizm i improwizacja były więc przyczyną wielu trudności i niepowodzeń. Przy­kładem może być jedna z po­zycji „eparowskiego” Zakła­du Wydawniczego, drukujące­go dla potrzeb wewnętrznych. Wydawano w nim ..Poradnik pracownika kulturalno - oś­wiatowego” w nakładzie 1000 egzemplarzy po 30 albo 50 zł. Warto wiedzieć, -że wg „Rocz­nika statystycznego kultury GUS” z roku 1969 mamy aż 25.833 placówki kulturalne o­­raz że w 6.555 gromadzkich, osiedlowych, miejskich, dziel­nicowych i powiatowych ra­dach narodowych działają wła­dze kulturalne i. pracownikom tych urzędów też ów „Porad­nik” by się przydał. Z proste­go rachunku wynika, że ta droga książeczka mogła do­trzeć zaledwie do czterdziestej części potrzebujących. Ko­mentarz jest oczywiście zbęd­ny, ale przykłady można by Półtora roku temu Minister­stwo Kultury i Sztuki podjęło decyzję gruntownej reorgani­zacji CPARA. Rozpoczęto od zmiany personelu, jako, że lu­dzie tworzą instytucje. Wśród niemal połowy nowych pra­cowników znaleźli się działa­cze ze związków zawodowych, organizacjl młodzieżowych, Towarzystwa Wiedzy Powsze­chnej i aktywni związani z praktyką, pracownicy kultu­ralni. Przemyślano profil za­dań; opracowano nowy statut. By zupełnie odciąć się od sta­rych i złych tradycji zastano­wiono się nawet nad zmianą nazwy na Centralny Ośrodek Informacji i Metodyki Upow­szechniania Kultury. Nazwa, choć może bardziej przystająca do postulowanych reform, nie jest jednak naj­ważniejsza. Dużo istotniejsze sa oczywiście treści, jakie o­­we reformy z sobą niosą. Mo­żna je scharakteryzować krót­ko: CPARA powinna być od­ciążona od zadań wynikają­cych a? funkcji zarządzania i kontroli, tym bardziej, że sprawami tymi zajmuje się odpowiedni departament mi­nisterstwa. Jej praca po­winna być też jak najściślej powiązana z praktyką ru­chu kulturalnego, z ganizacjami społecznymi, or­ze stowarzyszeniami regionalny­mi oraz kierowniczą kadrą do­mów i klubów kultury. Inny­mi słowy CPARA powinna stać się ośrodkiem podejmu­jącym próby rozwiązania naj­ważniejszych — wyselekcjo­nowanych zgodnie z hierar­chią potrzeb społecznych i własnych statutowych obo­wiązków — problemów z dzie­dziny programowania, infor­macji i metodyki upowszech­nienia kultury. Głównym zadaniem CPARA powinno więc być wyszuki­wanie, dobór i opracowywanie materiałów oraz wytyczanie kierunków działania w opar­ciu o założenia naszej polityki kulturalnej. Ale dzisiaj waż­ne jest przecież już nie. tylko to, co należy upowszechniać, ale także, jak to trzeba robić. Oczywiste, że CPARA nie mo­że sama trzebnych przeprowadzić po­badań. Niektóre wojewódzkie domy kultury dysponujące silnymi ośrod­kami metodycznymi, prowa­dzą jednak wycinkowe prace. Ich wyniki, z naukowego pun­ktu widzenia, analizują nie­które katedry różnych polskich uczelni. Zadaniem instytucji centralnej powinno więc być koordynowanie owych działań, upowszechnianie najciekaw­szych wyników, propagowanie interesujących inicjatyw te­renowych, placówek, propono­wanie nowych form pracy na stałych „giełdach programo­wych”. a nawet opracowywa­nie materiałów wzorcowych. W efekcie byłoby to przecież, tak kontrowersyjne kiedyś i krytykowane poradnictwo, które — poparte pomocą mą­drych, doświadczonych ludzi — jest jednak nieodzowne, szczególnie w pracy młodszej, nowej, ambitnej i pełnej za­pału, ale niedoświadczonej ka­dry pracowników kulturalno­­oświatowych. Nowoczesne metody zarzą­dzania i programowania w każdej dziedzinie życia, wy­magają zaplecza informacyj­­no-dokumentacyjnego. Szcze­gólnie ważne jest to w kultu­rze, w dziedzinie, w której du­żą stosunkowo swobodę dzia­łania umożliwiła decentraliza­cja oraz wielość ośrodków dy­spozycyjnych, a której ulot­ność i przemijalność determi­nują działania ludzi. Dorobek naszego ruchu amatorskiego jest ogromny. Nie istnieje je­dnak żadna informacja na ten temat, nie ma też prawie zu­pełnie jego dokumentacji. Kolejnym więc zadaniem CPARA powinno być zabez­pieczenie tego dorobku. Nie chodzi tylko o stworzenie ja­kiegoś archiwum, ale też a może przede wszystkim o stałą informację bieżącą, o łączność — w imieniu Minis­terstwa Kultury i Sztuki CRZZ, GZP, organizacji mło­dzieżowych, a więc w imieniu wszystkich członków Central­nej Komisji Koordynacyjnej — z prasą, radiem, telewizją, a nawet — przez foldery w językach obcych — z zagrani-cznymi ośrodkami kulturalny­mi, Programowanie, metodyka upowszechniania i dokumen­tacja oraz informacja o ruchu kulturalnym nie wyczerpują ambicji i zamierzeń nowej ka­dry i kierownictwa CPARA. Palącym problemem jest sta­łe i systematyczne szkolenie pracowników, których tereno­we placówki potrzebują coraz więcej i którzy — co jest obe­cnie sprawą bezdyskusyjną — pełnią niezwykle odpowie­dzialne funkcje w procesie kształtowania postaw, szcze­gólnie najmłodszych naszych nhvwatelL Trzeba też zapewnić tym pracownikom stałą pomoc w postaci literatury fachowej, a więc uporządkować działal­ność wydawniczą, od zmiany proporcji w profilu wydawni­czym na korzyść potrzebnych publikacji metodyczno - po­radniczych począwszy, a na zwiększeniu nakładów, polep­szeniu szaty graficznej zmniejszeniu cen skończywszy. i Pracy jest więc mnóstwo. Od lutego bieżącego roku kierownictwo CPARA wpro­wadziło system kolegialnego omawiania głównych proble­mów pracy i zadań, przy czym do kolegium weszli fachowcy z różnych dziedzin i wszyscy dyrektorzy wojewódzkich do­mów kultury, a więc ludzie najlepiej pośrednio zorientowani i bez­odpowiedzialni za pracę w terenie-Nowa kadra CPARA jest pełna ambicji i zapału. Pro­gram wydaje się być logiczny i przemyślany. Świadczą o tym szczegółowe zadania o­­pracowane w poszczególnych działach na najbliższe dwa la­ta. Na pewno nie wszystkie z tych założeń będzie można zrealizować od razu. Ale trze­ba zdecydować ich przepro­wadzanie, nawet z pewnym, łączącym się z tym, ryzykiem finansowym. Zainwestowane złotówki na pewno bardzo prędko się zamortyzują i ró­wnie szybko zaczną procento­wać, tyle; że w niewymiernej, ale przecież oczywistej formie. Jest zresztą po temu świet­na okazja. 1 października w zagłębiu miedziowym w Lu­binie, w województwie wroc­ławskim, odbędzie się central­na inauguracja roku kultural­no - oświatowego, połączona z oddaniem do użytku nowej placówki kulturalnej wybudo­wanej wspólnie przez zakład pracy i radę narodową. I wła­śnie od tego momentu CPARA mogłaby ruszyć zasadach, by jak na nowych najp-łniei przyczyniać się do realizacji naczelnego w bieżącym roku hasła: „każdy zakład prac-p n­­środkiem wychowania socjali­stycznego”. Takimi ośrodkami sa przecież także wszystkie placówki kulturalne. Ich dzia­łalność' zależy w dużej mierze od sprawnej pracy CPARA. BOGDAN M. JANKOWSKI W upowszechnianiu potrzebna nowoczesność... 9 Listy Czytelników Książeczka PKO i wplata R okrocznie Dyrekcja Kolei vt Poznaniu wydaje okólnik zaleceniem, aby wypłata dodat­a ku za wysługę lat, którą kolejarza otrzymują z okazji ,,Dnia Kcńeja­­rza” następowała za pośrednic­twem książeczek oszczędnościo­wych. I tak nD. Zarzad Zabez­pieczenia Ruchu wydaje polece­nie przywiezienia książeczek osz­czędnościowych z całego okręgu do Poznania, tam leżą dla załat­wienia formalności. Pracownic* sa w tym czasie pozbawieni przez blisko 4 tygodnie książeczek osz­czędnościowych. a Jeśli maia wkłady, to je wycofują, bo mo­gą im być akurat w tym czasie potrzebne pieniądz«. Druga sprawa to zachowanie tajemnicy wkładów. W § 19 ..Pos. tanowień dla właścicieli obiego­wych książeczek oszczędnościo­wych PKO” czytamy, że „PKO zapewnia właścicielowi książecz­ki zachowanie tajemnicy co do posiadania wkładu i lego wyso­kości”. Zastanawiam sie. czy nie nale­żałoby zaniechać tego rodzaju praktyk? Moim zdaniem należy rozwinąć akcie propagandowa i niech sam pracownik dokona wpłaty na książeczkę oszczędnoś­ciowa. Jeśli mu na to pozwala sytuacja materialna. Czytelnik AB OD RED.! Czy DOKP nie może zwrócić sie do PKO z propozycja dokonywania wpłat na konto (numer książeczki) pracownika, który z kolei sam zgłaszałby sie do ajencji i dokonywał wpisu w książeczce? Mieszkanie do obejrzenia w nie istniejącym domu O DDZIAŁ Inwestycji MZK w Warszawie, przy ulicy Pięknej nr IB, przysłał pismo do mie­szkańców domu przy ulicy Wąso­­wskiej nr 16, że we wrześniu tego roku przystępuje do rozbiórki domu. w związku z budową no­wej linii tramwajowej w dzielni­cy Bródno. Osoby ubiegające się o mieszkania spółdzielcze zgłoszą się do Wydziału Lokalowego Pre­zydium Stołecznej Rady Narodo­wej przy ul. Bednarskiej 6. w po­koju 6, w celu otrzymania lokali. W dniu 22 sierpnia wszyscy za­interesowani zgłosili się pod wskazany adres po otrzymanie skierowań do nowych lokali. Pa­ni, która nas przyjęła, bardzo uprzejmie wypisała nam kartecz­ki z podanym numerem bloku, mieszkania i piętra, w celu obej­rzenia lokali. W ciągu trzech dni mieliśmy dać odpowiedź czy wy­rażamy zgodę na przydzielony lo­kal. Wszyscy bezpośrednio zain­teresowani pojechali na wyzna­czone miejsce, tj. na Nowe Osie­dle na Bródnie, w poszukiwaniu bloku nr 623. I tu zaczęła się karuzela. Nikt nie wie, gdzie stoi blok nr 623, dopiero inżynier z tej budowy po­kazał nam plan i powiedział, że budowlani dopiero przystępują do wykopu fundamentów pod blok nr 623. Proszę nam wyjaśnić czy ktoś, kto przydzielał te mieszkania, był na miejscu budowy? Przecież my wszyscy pracujemy i w tym przy­padku musieliśmy zwalniać się a pracy... Kto tu właściwie zawinił? Kto tak załatwia? WŁADYSŁAW DYBOWSKI Zawoi: inżynier-pedaps W „Trybunie Ludu” z M sier­pnia br. ukazał się artykuł pt. „320 tys. nauczycieli kształcie bęuzie aziecl i mtjuuez ’. W artykule tym redaktor J. Kraś. mówi m. in. o truunościaoii Ka­drowych, z jakimi bory ma się szkolnictwo zawodowe w związku z brakiem inżynierów z dodacKO- wym wykształceniem pedagog.es­­nvm Jestem studentem Politechniki Warszawskiej. W ubiegiym loku akademickim pismem rektora na­szej uczelni studenci, pobierają­cy stypendia nauKowe, zostali zo­bowiązani do uczęszczania na za­jęcia i zaliczenia Studium Peda­gogicznego, którego p.an przewi­duje wykłady i cwiczema z psy­chologu, pedagogiki ogólnej, or­ganizacji i dyuaktyki szkolnictwa zawodowego, higieny szkolnej i bhp, metodyki specjalistycznej, laboratorium technicznych środ­ków nauczania oraz wybranych problemów oświatowej. polityki i ekononnki Ponadto przewidzia­ne jest 18 godzin zajęć praktycz­nych w szkole zawodowej. Po ukończeniu studiów magi­sterskich absolwenci, prócz dy­plomu, bęaą otrzymywali świa­dectwo studium, stwierdzające nabycie kwaiilikacji pedagogicz­nych do nauczania w zasadni­czych szkoiach zawodowych i te­chnikach, względnie wstępnego przygotowania pedagogicznego do pracy w szkolnictwie wyzsz^m. W związku z tym zapytuję w swoim imieniu i kolegów uczę­szczających na powyższe Studium, czy z tytułu nabycia kwaliiikacii pedagogicznych będziemy ooow.ą­­zani do podjęcia pracy w szkoi­­nictwie zawodowym. Podpisując podanie o przyznanie nam stypen­dium naukowego, myś.eliśmy o podjęciu pracy naukowej i dy­daktycznej na wyższej uczelni. MACIEJ RUDZIECXI student IV r. Wydz. Mech. Precyzyjnej Politechniki Warszawskiej lat OD REDAKCJI: Przez dziesiątki pracownicy naukowo-dydak­tyczni szkół wyższych, a uczelni technicznych w szczególność., po­dejmowali pracę nie otrzymując praktycznie żadnego przygotowa­nia pedagogicznego. Odbijało śh to i w szeregu przypadkach odbi­ja się do dziś, zwłaszcza na prze­biegu procesu dydaktycznego, Student, otrzymujący stypendium naukowe, jest potencjalnym kan­dydatem na pracownika nauko­wego, to znaczy może pozostać na uczelni, ale zależy to od jegc predyspozycji i chęci. Wprowa­dzenie w Politechnice Warszaw­skiej dla tej grupy obowiązku kończenia Studium Pedagogiczne­go należy uznać za kolejne osią­gnięcie uczelni w zakresie dosko­nalenia pracy dydaktycznej. Zdo­byta wiedza przyda się w każdym miejscu pracy, a dyplom Studium daje prawo pierwszeństwa do pra­cy w szkole, lub współpracy z nią w charakterze wykładowcy do­chodzącego, w różnego typu in­stytucjach dokształcających w za­wodzie, na wszelkiego rodzaju kursach itp. Nic nam nie wiadomo o obo­wiązku zawodowym pracy w szkolnictwie dla absolwentów uczelni z ukończonym Studium. Mm stśrstwo file wydało w tej sprawie żadnych zarządzeń.- Na­tomiast każdy chętny’ ma zapew­nioną pracę od zaraz, (J, KRAS.)

Next