Trybuna Ludu, listopad 1969 (XXI/303-332)

1969-11-08 / nr. 310

SOBOTA, 8 LISTOPADA 1869 R. — Mtt Mfl D oroczna dekada książki społeeino-pall­­tycznej po raz trzeci z kolei ozdobi niebawem szpalty pism, ekrany telewizyjne, księ­garnie i biblioteki, sale wy­staw i zebrań hasłem „Czlo­­wiek-świat-polityka". Adresa­tami jesteśmy wszyscy, cale społeczeństwo. Jest więc tym adresatem czy­telnik doświadczony, nie z książką obcujqcy. codzien­Jemu dekada przedstawia aktualno ofertę ważkie, wydawniczą — pozycje udane i potrzebne, zdolne sprostać roli przewod­nika po problemach kraju i świata. Przygotowany w tym roku starannie, przejrzysty ka­talog Arydany z okazji ' , Dni" świadczy, że jest w czym wy­bierać, A czytelnik będzie miai okazję powiedzieć producen­tom książki - autorom, redak­torom, wydawcom - czego o­­czekuje. Jest także tym adresatem czytelnik, który po książkę się­­ga jedynie od czasu do czasu Dekada powinna mu unaocz­nić, jak rozlegle sq obszary tematów I gatunków literatury społeczno-politycznej, z który­mi powinien obcować częściej i intensywniej, jeśli chce podą­żyć za bystrym nurtem rozwo­ju i sprostać swoim wobec nie­go obowiązkom, Chodzi zarazem o poten­cjalnego czytelnika, który dotychczas zdecydowanie za rzadko zabiera się do lektury. Mimo odczuwanego powszech­nie, potwierdzonego już przez sam fakt powodzenia nowej inicjatywy, którą stanowią przecież „Dni" — obserwuje­my zarazem na mapie czytel­nictwa białe plamy, tym bo­leśniejsze, że dotyczą tak mło­dzieży, jak i każdej z grup za­wodowych i społecznych. Nie można tu pominąć również nie­których działaczy, którzy uwik­łani—w kołowrót codziennych zajęć nie sięgają nawet książki najbardziej związane pc 2 dziedziną ich bezpośrednich zainteresowań. Najbardziej cho dzi jednak - podkreślano to na piątkowej konferencji sprawie dekady — o młodzież. v, I tu obserwujemy, z jednej stro­ny, bezsporny wzrost czytelni­czej aktywności, z drugiej - znaczne kręgi uczniów, studen. tów, młodych rolników, które pracowników trzeba dla książki pozyskać. r~PYM się tłumaczy, dla­czego w tym roku - a wszystko wskazuje, że znów zanotujemy znaczny po­stęp w porównaniu z poprzed­nią dekadą - punkt ciężkości został przeniesiony w teren, dc województw i powiatów, zakła­dów pracy, garnizonów, wsi, szkół i domów akademickich. Ta konkretyzacja, znajdująca wyraz w zwartych planach wszystkich uczestniczących dekadzie instytucji i organiza­w cji, powinna zapewnić zgod­ność wszystkich zamierzeń z jej podstawowymi celami i głów­nym adresem. Jest jeszcze czas, aby w tym właśnie kierumtu wiele wzbogacić, ulepszyć, je­szcze bardziej zbliżyć dekadę do wszystkich kręgów czytelni­czych, a -przede wszystkim mło­dzieży. Próg możliwości poli­graficznych i papierowych czyni ważnym zadaniem udoskonale­nie obrotu książką, wyko­rzystanie rezerw, organizowanie umiejętne czytel­nictwa Powinna w tym dopomóc dobrze pojęta atrakcyjność różnorodnych imprez i przedsię­wzięć, które wchodzą w ramy dekady. Na konferencji w Mi­nisterstwie Kultury I Sztuki po­dano wiele przykładów inicja­tyw celnych i pomysłowych. Należy do nich np. serwis dźwiękowy, przygotowany 1 myślą o popularyzacji książki dla radiowęzłów terenowych I zakładowych. Należy doń har­cerska akcja „Z książką na scenę", zakładająca różnorod­ne formy inscenizowania po­szczególnych pozycji. Należy do nich również kapitalne no­­wum: amatorski ruch recenzyj­­ny. Zainaugurowało go ZSP, w tym roku włąćzy się także har­cerstwo. Myśli się już o uważ­nym przestudiowaniu tysięcy tych recenzji, które stanowić będą cenną próbkę szczerej o­­pi-nii czytelniczej. Każda z tych farm uwypukla fakt zasadniczy, to »mianowicie, że lektura jest aktywną formą korzystania z dóbr kul­turalnych, osobistą i zaanga­żowaną, choćby i przez kryty­cyzm wobec tekstu, formą przy­swajania sobie wiedzy. Dlate­go jej efekty są szczególnie cenne i trwale. Warto więc po­kusić się, aby w innych for­mach popularyzacji wiedzy społeczno-politycznej — że wspomnimy o działalności se­tek tysięcy lektorów, prelegen­tów, wykładowców — poczesne miejsce nie tylko w tej deka­dzie, lecz przez cały rok zaj­mowała zachęta do wskazanie i pokazanie lektury, zasłu­gującej na uwagę książki, od­wołanie się do niej. Jest rze­czą znamienną, że zgodnie 2 nowymi potrzebami w tym kie­runku zmierza ewolucja szko­lenia partyjnego. Warto na wszystkich innych poiach pracy szkoleniowej podążyć w tym słusznym kierunku. HOCIAŹ więc głównymi bohaterami „Dni” są ' księgarze i biblioteka­rze, stanowią one zaproszenie dla całego bez reszty aktywu, wszystkich działaczy kuitury i Oświaty, wszystkich ogniw życia politycznego do podjęcia wy­siłku na rzecz popularyzacji książki społeczno-politycznej. Doroczna dekada nie może zo­­stać nigdzie formalnie potrak­towana. Stulecie urodzin Lenina, ob­chody 25-lecia, trudne zada­nia przegrupowania sił na go­spodarczym froncie, nawal wy­darzeń i problemów tegorocz­nego sezonu w polityce dzynarodowej — wszystko mię­to wskazuje strategiczne cele ide­owe tegorocznej dekady. Po­winna ona zaświadczyć o wzroście poziomu wiedzy i ak­tywności czytelnika, a zarazem pobudzać jego zainteresowa­nia, sterować nimi i sprzyjać ich zaspokajaniu. „Człowiek­­świat-polityka” to akcja o wielkim znaczeniu d!a produ­centów książki, pośredników między nimi a czytelnikiem i przede wszystkim dla czytelni­ka, któremu powinna obja­śniać otaczające go problemy i zachęcać do jeszcze pełniej­szego uczestnictwa w ich roz­wiązywaniu. Jest to zatem a k­­cja służąca umacnianiu i do­skonaleniu całego systemu obcowania z książką społeczno­­polityczną. Jej efekty zbierać będziemy przez cały rok do ko­lejnej dekady LUDWIK KRASUCKI Na tematy dnia fikcjo i system Nowy typ rur 4 miesiące wcześniej KATOWICE (Inf. wł.) W ma­ju ub. roku została podjęta de­cyzja o budowie nowego wy­działu w hucie „Ferrum Huta będzie produkowała rury tech­nologią dotychczas w kraju nie stosowaną — spiralnego ich spa­wania. Materiałem wyjściowym do produkcji tego rodzaju rur ma być taśma dostarczana z no­wej walcowni w Kombinacie im. Lenina. Rury z taśmy mogą mieć cieńsze ścianki niż spawa­ne wzdłużnie z płatów blachy. Wpływa to oczywiście na obni­żenie ciężaru rur, a więc przy­czynia się do poważnych osz­czędności materiałowych. Nowa metoda pozwala na produkowa­nie rur 12-metrowych (mogłyby być i dłuższe, gdyby Istaniały możliwości ich transportu) Dwie takie rury zastępują trzy dotychczasowe. Chodzi więc o to, aby do wy­twarzania tak bardzo potrzeb­nych rur przystąpić jak naj­szybciej. Cel taki postawili so­bie budowniczowie nowego wy. działu w hucie „Ferrum” Wszystko wskazuje na to, że zo­stanie on osiągnięty. Szybkie tempo budowy — to przede wszystkim wynik ogromnego wysiłku ekip głównego wyko­nawcy: katowickiego Przedsię­biorstwa Budownictwa Przemy­słowego, „Mostostalu”, „Elek­­tromontażu” i Przedsiębiorstwa Instalacji Przemysłowych. Nie zawiedli też dostawcy urządzeń. Prócz bowiem importu podsta­wowego wyposażenia technolo­gicznego, poważna rolę odgry­wały dostawy krajowe — głów­nie z huty „Zabrze”. Tak zespolone, dobrze zapro­gramowane i skoordynowane działanie przynieść powinno znaczne, bo czteromiesięczne skrócenie cyklu inwestycyjnego. Bardzo potrzebna gospodarce narodowej nowa wytwórnia rui ruszy w pierwszych dniach gru­dnia. (wald) TRYBUNA ŁUPU Właściwy wybór zawodu —sprawa najważniejsza Ośrodek Badań Psychotechnicz­nych orzv Warszawskiej Izbie Rzemieślniczej pomaga młodzie­ży w wybraniu właściwego zawo. du. W okresie niespełna 4 lat przebadano tu ponad sześć tysię­cy młodzieży w wieku od 15 do 20 lat Dochodzacel przeważnie ze środowiska robotniczo-chłopskie­go. Przedmiotem badań jest nie tylko ogólny poziom inteligencji, ale również refleks, sprawność, zręczność, uwaga i wiele Innych cech psychofizycznych człowieka. Ośrodek udziela Dorad ułatwia­jących wybranie takiego kierunku kształcenia, którv zapobiegałby przyszłym niepowodzeniom w nauce i pracy oraz fluktuacji kadr. Znaczna cześć zgłaszających się do poradni stanowi młodzież za­niedbana wychowawczo. Z ośrod­kiem wsDńlDracule organizacja ZMS. Prrarzez serdeczne kontak­ty z młodzieżą i '.eh ooiekuna­­mi, kierownik DOradni, dr E- or­łowski stara sie dotrzeć do przy­czyn warunkulacych ' postępowa­nie młodzieży i ukierunkować prawidłowe wyładowanie energii przez udział w organizacjach mło­dzieżowych, sport itp. Ośrodek czuwa również nad realizacja swoich zaleceń w kon­kretnych zakładach rzemieślni­czych i utrzymuje kontakt ze szkołami, do których kieruje młodzież. Na zdjęciu: Ania badana Jest przez dr E. Orłowskiego testem Oacley’a. Sprawdza sie na nim uwagę oodzielna. wyobraźnie przestrzenna, spostrzegawczość I myślenie refleksyjne. Fot. DABROWIECKI — CAF ~ _______fj 260 sprawozdawczych kompletów Stół-na Woli, krzesła—w Otwocku M AŁO jest dziedzin, w których rozbieżność między odczuciem ogółu, a stanem faktycznym jest tak wielka, jak w meblar­stwie. Tempem rozwoju przemysł meblowy prześciga znacz­nie całą gospodarkę narodową. W bieżącej pięciolatce produkcja wzrośnie o 65 proc. i osiągnie wartość ponad 7 miliardów zło­tych, a razem z drobną wytwórczością około 10 miliardów. Meble są obecnie ładniejsze, lepsze, bardziej nowoczesne i funkcjonalne. Objęcie koordynacją branżową drobnej wytwórczości pozwoliło podnieść jakość produkcji, lepiej przystosować ją do wymogów handlu, pełniej wykorzystać rezerwy. Również handel starał się dotrzymać kroku przemysło­wi. Powstały pawilony meblo­we w Warszawie, Łodzi, Ka­towicach oraz innych mias­tach wojewódzkich i powia­towych. Na początku lata mówiono o mającej tuż, tuż nastąpić rów­nowadze rynkowej. Nieodpar­tym dowodem miały być licz­by świadczące o niemal cał­kowitym zaspokojeniu po­trzeb handlu. Handel żądał towaru za 10 mld złotych, przemysł oferował za 9,5 mld. Ta mała, 5-procentowa różni­ca miała być i była wyrów­nana importem. A więc na pozór wydawało się, że wszy­stko jest w najlepszym po­rządku. W rzeczywistości było jednak znacznie gorzej. W sklepach meblowych formo­wały się kolejki, a tam, gdzie tłoku nie było — to jedynie z powodu braku odpowiedniego towaru. Tak było wiosną i la­tem, w martwym sezonie, je­­sienią kłopoty się pogłębiły. Skąd więc ta ogromna roz-bieżność między wcześniej­szymi przewidywaniami a ak­tualną rzeczywistością? Wynika ona z różnicy mię­dzy zapotrzebowaniem hand­­dlu, wolny określonym w dość do­sposób, a rzeczywistą chłonnością rynku. W maju każdego roku kierownicy sklepów powiadamiają swoje władze zwierzchnie, ile i ja­kiego tpwaru życzą sobie w roku przyszłym. Ich zamówie­nia są uwarunkowane m. in, małą przepustowością skle­pów, dążeniem do zapewnie­nia sobie jedynie najbardziej „chodliwych” gatunków, sta­nem zapasów oraz zawodną często intuicją. Wojewódzkie przedsiębior­stwa handlu meblami sumują zamówienia sklepów i posyła­ją do Centrali w Warszawie. Po drodze zamówienia są o­­czywiście analizowane — skreśla się zbyt wygórowane żądania dotyczące najbar­dziej atrakcyjnych rodzajów mebli. Pod względem wartoś­ciowym ingerencja wyższych władz handlowych jest mini­malna. W ten sposób zapotrze­bowanie krajowe jest ustala­ne w istocie rzeczy przez kie­rowników sklepów. Stwierdzenie niezgodności między zapotrzebowaniem handlu z rzeczywistymi wy­maganiami rynku nie jest żadną rewelacją. Fakt ten jest nie tylko znany, lecz do­czekał się nawet „ideologicz­nego” uzasadnienia, w myśl którego zapotrzebowanie han­dlu powinno w maksymalnym stopniu odpowiadać możliwo­ściom produkcyjnym przemy­słu plus importu. Z tego względu nikt poważnie nie bierze twierdzenia o całkowitej równowadze niemal ryn­kowej. Najlepszym dowodem jest, przewidywana w przy­szłym pięcioleciu suma ponad miliarda złotych na rozbu­dowę przemysłu meblarskie­go. Realizacja inwestycji po­zwoli -zwiększyć podaż mebli nie o brakujące obecnie 5, a o ponad 60 proc. w porówna­niu z 1970 rokiem. Dotychczasowa praktyka by­ła jedną z przyczyn niedocenia­nia roli rzetelnych badań ryn­ku. W Centrali Handlu Meb­lami istnieje wprawdzie mala grupa ludzi, która obok in­nych obowiązków zajmuje się także tymi badaniami, lecz wyniki są bardzo skromne. Opieranie sie na prognozach demograficznych, na wzroście budownictwa mieszkaniowego, na Roczniku Statystycznym jest już niewystarczające. Skłoniło to Centralę Handlu Meblami do nawiązania kon­taktu z Wyższą Szkolą Ekono­miczną w Poznaniu w spra­wie przeprowadzenia analizy rynku meblowego. Zanim to nastąpi programowanie pro­dukcji przez handel odbywa się w znacznej mierze po omacku. Dobre to było kilka lat temu, kiedy meblarstwo znajdowało się w powijakach Teraz, gdy staje się przemy slem z prawdziwego zdarzę nia, chałupnicze metody dzia łania „na wyczucie” są juz jawnym anachronizmem. Przejdźmy od spraw iloś­ciowych do asortymentu. Le­ży przede mną wykaz produ­kowanych typów mebli, udo­stępniony przez Zjednoczenie Przemysłu Meblarskiego. Wid­nieje na nim 260 rodzajów kompletów stołowych, kombi­nowanych, kuchennych oraz kredensów, tapczanów, szaf, kanap, krzeseł, foteli. Ilość i różnorodność aż nadto wy­starczająca dla zaspokojenia najbardziej wybrednych gus­tów. Stało się już zwyczajem biega­nie od jednego sklepu do drugie­go w poszukiwaniu określonego mebla. Często te wędrówki koń­czą się niepow-odzeniem. Wresz­cie zmuszony koniecznością czło­wiek kupuje nie to, co chce. lecz to, co znajduje Choć wiele się mówi o ka­talogach, * ich ukazanie się w dużych nakładach ujawniłoby wszystkie słabości meblar­stwa. Proszę sobie wyobrazić minę sprzedawcy, na widok klienta żądającego krzesła do kompletu meblowego „Jerzy”, kiedy akurat w sklepie znaj­dują się do kompletu „Lucy­na”. Nabywca, odesłany do innego sklepu, w najlepszym przypadku znajdzie poszuki­wane krzesło, lecz zamiast o­­bicia zielonego dadzą mu czer­wone. Obecnie klient kupuje to, co znajduje w tym lub o­­wym sklepie, przy wyborze z katalogu, handel będzie mu­siał zwiększyć w każdym skle­pie asortyment towaru. Czy stać go na to? Zależy to głównie od budowy wielkich pawilonów. Niestety, trudno liczyć na cud, umożliwia­jący ich powstanie w najbliż­szym pięcioleciu. , »Emilia” w Warszawie nie rozwiąże sprawy, pomimo całego splendoru, który z jej tytułu spłynie na inicjato­rów utworzenia tego nowoczesne­go domu meblowego, godnego milionowej stolicy. Cóż wiec po­zostaje? Ostatnio mówi się wiele o zwiększeniu produkcji tzw. mebli zdemontowanych. Za­padła nawet uchwała rządu w tej sprawie. Coś nawet już się robi — zaczęły nadchodzić do sklepów stoły z odkręca­nymi nogami. Zdemontowane meble pozwalają zgromadzić na dotychczasowej powierzch­ni sklepów i składów kilka razy więcej towaru niż do­tychczas. Produkcja zdemontowanych mebli nie jest rzeczą łatwą, choć nienowa. Przy „ma­sówce” przemysłowej grozi niebezpieczeństwo, że poszcze­gólne elementy nie będą do siebie pasowały, że odcienie oklein będą różne. Z tych względów każdy mebel będzie musiał być uprzednio w fab­ryce zmontowany dla przeko­nania się czy wszystko pasu­je, następnie zdemontowany, zapakowany w paczkę i ode­słany do sklepu. Jest to na razie jedyna alternatywa, choć niewystarczająca na szczup­łość sklepów, stwarzająca szanse ułatwienia wyboru właściwego mebla przez klien­ta. Czy się uda? Jesteśmy optymistami, niemniej jednak nie chcielibyśmy naszej cierp­liwości wystawiać na zbyt długą próbę. BRONISŁAW LEWICKI Smutna statystyka Pieszy nc§ Jezdni W IELU fachowców, zaj­mujących sią problema­gowego, mi bezpieczeństwa dro­wyznaje teorie tzw. progu motoryzacji. Według nie; pierwszy okres rozwoju charak­teryzuje sie niemal matema­tyczną współzależnością pomię­dzy nasileniem ruchu, a liczbą wypadków. Proporcje te utrzy­mują się tak długo, póki moto­ryzacja nie osiągnie pewnego progu rozwojowego, kiedy jezd­nie zapełnia się do tego stop­nia pojazdami, że samo prze2 się zmusi to kierowców i pie­szych do bezwzględnego prze­strzegania zasad ruchu. Taka jest teoria, znajdująca zresztą pewne potwierdzenie w praatyce rozwoju motoryzacji, w krajach, które ów próg mają już za sobą. A mimo to dla mnie jest to teoria przerażają­ca. Znaczy ona bowiem, że z matematyczną śc<słością można już dziś wyliczyć liczbę ofiar śmiertelnych i rannych, osób trwale niezdolnych do pracy, m. in. w wyniku tego, że na naszych drogach przybędzie ileś tam tysięcy nowych samocho­dów. Czy cenę rozwoju motory­zacji można kalkulować w tych kategoriach i kto ma ją płacać? Ponad wszelkie „proai' Kiedy postawiłem te pytania jednemu z moich rozmówców, zajmujących się sprawami bez­pieczeństwa drogowego i wy­znających ową teorię progu, u­­słyszałem wówczas, że w specy­ficznych warunkach rozwoju krajowej motoryzacji liczba wypadków daleko przekracza u nas analogie rozwoju motory­zacji w innych krajach. I to jest dopiero przerażające. Alarmujący jest fakt, ie mi­mo wielu wysiłków, w ciągu o­­statnich 5 lat liczba wypadków i ofiar w stosunku do liczby za­rejestrowanych pojazdów sa­mochodowych — nie zmniejsza się, a przeciwnie — wzrasta. W 1964 r. na każde 10 tys. za­rejestrowanych pojazdów — w wypadkach drogowych ginęło ponad 12 osób, a rannych było 111. W 1968 roku na tę samą ilość pojazdów przypadało już ponad 13 ofiar śmiertelnych i ponad 115 rannych. To już prze­kracza owe „prawidłowości” wynikające z teorii „progu”, Zwłaszcza w statystyce wy­padków śmiertelnych zajmuje­my jedno z najsmutniejszych miejsc w Europie. W ub. roku np. zginęło u nas na drogach prawie tyle osób, ile w Belgii i Czechosłowacji łącznie. Wyni­ka to m. in. ze specyfiki na­szej motoryzacji, w której prze­ważają motocykle (na każdy za­rejestrowany samochód osobo­wy przypadają ponad 4 moto­cykle) oraz z tego, że dotych­czas piesży nie został odizolo­wany od ruchu kołowego, a je­go pozycja i uprawnienia na jezdni nie są nadal określone w sposób precyzyjny przez prze­­p:sy kodeksu drogowego. Właś­nie w tvch dwóch grupach u­­żyt.kowników jezdni liczba wy­padków śmiertelnych jest naj­wyższa W 1961 r. piesi stanowili u nas 33,4 proc. zabitych na jezd­ni, a w roku ubiegłym już po­nad 44 proc. Analogiczne dane z tak:ch kraiów jak np. Fran­cja. Wlochv Norwegia. W. Bry­tania. Belgia wskazują. że ćmiertelrie ofiarv wvna'’k*-1’. drogowych wśród pieszych sa tam bez porównania mniejsze i nie przekraczała na oeół dwu­dziestu kilku procent. Wszystko to wskazuje wiec. że wypadki ktervm ulegają piesi, sa u nas podstawowym problemem nie­bezpieczeństwa na jezdniach Piesi najbardziej obciążają do­tychczas tragiczną statystykę nie tylko jako ofiary, ale rów­nież jako sprawcy wypadków. Analiza danych statystycznych z ostatnich 7 lat wskazuje bo­wiem, że w okresie tym liczba wypadków, spowodowanych przez pieszych, wzrosła o 74 proc.; dotyczy to głównie Kra­kowa, oraz województw: war­szawskiego, lubelskiego, łódz­kiego i poznańskiego. Pieszy nie ma wyboru Wniosek jest jeden. Wobec szybkiego rozwoju motoryzacji i postępującej urbanizacji kra­ju, adaptacja pieszych do no­wych warunków wzmożonego ruchu odbywa się u nas bardzo powoli, a oddziaływanie propa­gandowe. zmierzające do wy­tworzenia nawyków prawidło­wego korzystania z jezdni, nie przyniosło dotychczas oczekiwa­nych rezultatów. Złożyło się na to wiele przy­czyn. Przede wszystkim pieszy postawiony został wobec dzie­siątków zakazów i praKtyczrue żadnych jasno sformułowanych uprawnień. Organizacja ruchu w dużych miastach, a nawet w osiedlach podporządkowana jest w zasadzie bez reszty jeśli nie aktualnym, to perspektywicz­nym potrzebom ruchu kołowe­go, nie respektuje więc trady­cyjnych ciągów pieszych, będą­cych np. konsekwencją lokali­zacji w danym rejonie ważniej­szych obiektów handlowych, czy usługowych. Pieszy musi więc w takich warunkach szu­kać odległego przejścia, które w dodatku i tak nie gwarantuje mu praw pełnego bezpieczeń­stwa. Przykładem jest choćby organizacja ruchu w rejonie przebudowywanego w Warsza­wie skrzyżowania alei Jerozo­limskich z Marszałkowską. Fakt, że jest to tylko prowizorka, która notabene służyć będzie co najmniej kilkanaście miesię­cy, nie może być usprawiedli­wieniem dla braku koncepcji zabezpieczenia przejść przez plac Defilad i Marszałkowską w okolicy nowych domów to­warowych. Nie szukam tu bynajmniej usprawiedliwień dla nieposza­­nowania przepisów przez pie­szych. W końcu zdarza mi się samemu soczystym słowem po­zdrowić przechodnia, który wprost z wysepki przystanku tramwajowego pcha się na ma­skę samochodu. Rozumiem do­skonale _ kierowców, których denerwuje pieszy, pojawiający się na jezdni w najbardziej nie­oczekiwanym miejscu, nie ustę­pujący miejsca z drogi, gdy a­­kurat tu właśnie będą za mo­ment wymijać się nadjeżdżają­ce z przeciwka pojazdy. Patrzae jednak obiektywnie na pozorny konflikt między przechodniem i k:ęirowcą mam świadomość jednego: że fawo­ryzowanie któregokolwiek partnerów ruchu rzadko prowa­z dzi do zwiększenia bezpieczeń­stwa. Nie wiem np. czv likwi­dacja niektórych przejść dla pieszych, teoretycznie podpo­rządkowana potrzebom ruchu kołowego i służąca w założeniu bezpieczeństwu drogowemu — spełniła swój cel. Zatarcie nie­których pasów na jezdniach nie zlikwidowało przecież trady­cyjnych przejść, będących czę­sto naturalnym przedłużeniem alei czy innych traktów. Bezpieczeństwo ruchu w ta­kich miejscach jest tu jeszcze bardziej zagrożone, a kierowcy nie spodziewający sie przecho­dniów w ostatniej chwili za­trzymują pojazdy, J. SIERADZlNSKl A BY w pełni jasna się stała leninowska, prole­tariacka postawa w kwestii narodowej, aby w pełni zrozumieć bezkompro­misową walkę Lenina o pra­wo narodów do samookreśle­­nia, przypomnieć należy, jak odróżniał Lenin swoje stano­wisko od stanowiska w tej sprawie burżuazji narodów uciskanych. W polemice z Różą Luk­semburg na temat „prakty­­cyzmu” w kwestii narodowej Lenin pisał m. in.: „W każ­dym burżuazyjnym nacjona­lizmie narodu uciśnionego tkwi ogólnodemokratyczna treść wymierzona przeciw uciskowi i tę to właśnie treść my bezwzględnie popiera-Tłumacząc, dlaczego prole­tariusze zarówno narodu uci­skającego, muszą stanąć jak i uciskanego na stanowisku prawa narodów do samookre­­ślenia, Lenin szczególnie pod­kreślił znaczenie tej sprawy dla proletariatu narodu ucis­kającego.. Nie może on w żaden sposób popierać jakiegokolwiek ucisku narodowego, nie może on zresztą sam być wolny zga­dzając się na ucisk innego na­rodu — nawiązywał Lenin do znanych twierdzeń Marksa na ten temat. Podkreślał rów­nież Lenin, że bezwarunkowe przyjęcie prawa narodu do samookreślenia — to droga do zdobycia zaufania proletaria­tu innych narodów, narodów uciskanych. to droga do wzmocnienia jedności prole­tariuszy w ich walce klaso­wej. Równocześnie na jedną jeszcze stronę tej sprawy zwracał uwagę Lenin powo­łując się na Marksa: „Klasie robotniczej najmniej wolno stwarzać sobie fetysza z kwe­stii narodowej, rozwój kapi­talizmu bowiem niekoniecznie budzi do samodzielnego życia wszystkie narody. Skoro jed­nak masowe ruchy narodowe już powstały, machnąć na nie ręką, zrzekać się popierania tego, co w nich jest postępo­we — znaczy w rzeczywistoś­ci ulegać przesądom nacjona­listycznym, a mianowicie: uznawać „swój” naród za „naród wzorowy” (albo — do­dajmy od siebie — za naród, który posiada wyjątkowy przywilej budowania pań­stwa). 2) YŁO to stwierdzenie wiel kiej wagi właśnie dla problemu polskie- g o. W ten sposób tłumaczył bowiem Lenin swojej partii i klasie robotniczej Rosji, że negowanie prawa do samo­określenia czy prawa do budowy odmawianie własnego państwa narodowi, który ma rozwinięty masowy ruch na­rodowy, jest niegodnym pro­letariatu nacjonalizmem. W praktyce oznaczało to dla na­rodu polskiego popieranie te­go, co w masowym ruchu na­rodowym stało się postępowe: było to zagwarantowanie pra­wa narodu polskiego do two­rzenia własnego państwa jeśli sobie tego życzył. Od innej nieco strony pro­blem ten wygląda dla prole­tariatu narodu uciska­nego. I on musi bezwzględ­nie walczyć z uciskiem naro­dowym, i on musi stanąć zde­cydowanie na stanowisku prawa narodów do samo­określenia. ale nie znaczy to. że zawsze, w każdych warun­kach ma on dążyć do oderwa­nia się. Nie znaczy to, że par­tia jego wewnątrz swego na­rodu. wewnątrz swego prole­tariatu nie ma prawa prowa­dzić agitacji za nieodrywa­­niem się od państwa, w któ-f­­rym żyje, jeśli jest to zgodne z interesami walki klasowej. Używając plastycznego po­równania, Lenin wskazywał, że walka o prawo do rozwo­du w ogóle nie oznacza, że w konkretnym wypadku nie ma się prawa agitować p r z e­­c i w rozwodowi. Lenin podkreślał, że polity­ka proletariatu w kwestii na­rodowej tylko popiera burżua­zję w określonym kierunku, ale nigdy nie pokrywa się z jej polityką. Klasa robotnicza popiera burżuazję tylko w interesie pokoju między naro­dowościami (którego burżua­­zja w pełni dać nie może, który możliwy jest do urze­a czywistnienia jedynie w mia­rę zupełnej demokratyzacji), w interesie równouprawnie­nia, w interesie najlepszych warunków walki klasowej. I właśnie dlatego przeciw prak­­tycyzmowi burżuazji proleta­riusze wysuwają w kwestii narodowej politykę zasad, popierając burżuazję zawsze jedynie warunkowo. Każda burżuazja chce w sprawie na­rodowej albo przywilejów dla swego narodu, albo wyłącz­nych dlań korzyści: to właś­nie nazywa sie rzeczą „prak­tyczną”. Proletariat jest prze­ciw wszelkim przywilejom, przeciw wszelkiej wyłączno­ści. Żądać odeń „praktycyz­­mu” znaczy iść na pasku bur­żuazji, wpadać w oportunizm. Czy dać odpowiedź: „tak lub nie” na pytanie co do o­­derwania sie każdego naro­du? — kontynuował Lenin. Żądanie to wydaje się nader ..praktyczne”. W rzeczywisto­ści jest ono niedorzeczne, z teoretycznego punktu widze­nia metafizyczne, w praktyce zaś prowadzi do podporząd­kowania proletariatu polityce burżuazji. Burżuazja wysuwa zawsze swe żądania narodo­we na plan pierwszy i stawia je w sposób absolutny. Jeśli chodzi o proletariat, zadania te podporządkowane są inte­resom walki klasowej. Teore­tycznie nie można ręczyć z góry, czy rewolucję burżua­­zyjno-demokratyczną zakoń­czy oderwanie sie danego na­rodu, czy też równouprawnie­nie z innym narodem; dla proletariatu w obu wypad­kach ważne Jest zapewnie­nie rozwoju własnej klasy; dla burżuazji ważne jest u­­trudnienie tego rozwoju przez odsunięcie na bok zadań pro­letariatu wobec zadań włas­nego narodu. Dlatego też pro­letariat ogranicza się do ne­gatywnego, że sie tak wyra­zimy, żądania uznania pra­wa do samookreślenia. nie gwarantując żadnemu naro­dowi, nie zobowiązując się dać żadnemu narodowi cze­gokolwiek kosztem in­nego narodu”3). Oczywiście na tym tle zro­zumiałe i naturalne są wiecz­ne konszachty burżuazji na­rodu uciskanego z burżuazja innych narodów kosztem pro­letariatu. Dla proletariatu zaś równie naturalne jest wycho­wanie mas w solidarnej wal­ce klasowej przeciw burżu­azji. .świetle tez w sprawie narodowej jasne się stanie dla nas. dlaczego tak wcześnie, na długo przed osobistym poznaniem naszego kraju, nawet przed doświad­czeniami rewolucji, bo w 1903 roku, mógł Lenin zająć spre­cyzowane stanowisko w spra­wie polskiej w dobie impe­rializmu. Nikt przed Leninem nie rozpatrzył jej tak wnikliwie z marksistowskiego punktu widzenia, mimo że zajmowali się nią uprzednio m. in. tacy politycy, jak stojący jeszcze wówczas na gruncie marksi­zmu Karol Kautsky ezv Fran­ciszek Mehring. Nikt też nie dal tak jasnej i przekony­wającej krytyki nacjonali­stycznej postawy Polskiej Partii Socjalistycznej, jak właśnie Lenin. Była to spra­wa wielkiej wagi dla dalsze­go rozwoiu svtuacii oolitvcz-nej w proletariacie polskim, zwłaszcza dlatego, że reformi­­styczny odłam Dolskiego ru­chu robotniczego, którego wy­razem organizacyjnym była PPS, w swej walce z lewica robotniczą skupioną w Soc­jaldemokracji Królestwa Pol­skiego i Litwy posługiwał sie przede wszystkim argumen­tami nacjonalistycznymi. Pro­paganda ta była podwójnie ułatwiona, po pierwsze, przez fakt ówczesnej niewoli na­rodu polskiego, jego tozdzie­­lenie między trzy państwa za­borcze oraz różne warunki bytowania narodów w tych państwach, po drugie. przez brak prawidłowego programu SDKPiL w sprawie narodo­wej. W tych warunkach ta bezpośrednia pomoc Lenina miala na przyszłość wyjątko­we znaczenie. Bezlitośnie demaskował Lenin fałszowanie przez pro­pagandę pepeesowską stano­wiska rewolucyjnej lewicy proletariatu rosyjskiego, pi­sząc: „Nie ulega wątpliwości, że odbudowa Polski przed u­­oadkiem kapitalizmu jest w najwyższym stopniu niepraw­dopodobna, nie można jednak twierdzić, że jest ona zupełnie niemożliwa, że burżuazja pol­ska nie może przy pewnych kombinacjach wypowiedzieć się za niepodległością itd. To­też socjaldemokracja rośyjska bynajmniej nie wiąże sobie rąk. Liczy sie ona ze wszy-s t k i m i możliwymi, a nawet w ogóle ze wszystkimi dają­cymi się pomyśleć kombina­cjami, gdy wysuwa w swoim programie uznanie prawa na­rodów do samookreślenia. Program ten bynajmniej nie wyklucza tego. bv polski pro­letariat wysuwał jako swoje hasło wolna i niepodległą re­publikę polską, chociażby na­wet prawdopodobieństwo u­­rzeczywistnienia tego przed zwycięstwem socjalizmu było zupełnie znikome”. Zastrzegł jednak Lenin wy­raźnie: „Program ten wyma­ga jedynie, żeby prawdziwie socjalistyczna partia nie de­moralizowała świadomości proletariackiej, nie zaciem­niała walki klasowej, nie zwodziła klasy robotniczej frazesami burźuazyjno-demo­­kratycznymi, nie jedności współczesnej naruszała walki politycznej proletariatu. Na tym właśnie warunku polega cała istota sprawy i tylko pod tym warunkiem uznajemy samookreślenie”. Lenin nie ograniczał się przy tym do tego generalne­go stwierdzenia, lecz kon­kretnie rozpatrywał do ja­kich konsekwencji prowadzi „uwielbienie dla formułek burżuazyjno - demokratycz­nych”. pokazywał, jak PPS, staczając sie na pozycje szo­winistyczne, rozbija siły pro­letariatu. Przypomina Lenin: „Oto jakie jest na przykład zwykłe ujęcie sprawy przez PPS:... my możemy jedynie osłabić carat odrywając Pol­skę, a obalić go powinni ro­syjscy towarzysze. Albo je­szcze tak: ...po zniszczeniu samowladztwa określilibyśmy swoje losy po prostu w ten sposób, że oderwalibyśmy się od Rosji... Ponieważ jednym z możliwych następstw ewo­lucji demokratycznej jest od­budowa Polski, to dlatego proletariat polski nie powi­nien walczyć wespół z rosyj­skim o obalenie caratu, lecz jedynie o osłabienie go przez oderwanie Polski. Ponieważ carat rosyjski nawiązuje co­raz ściślejszy sojusz z burżua­­zją i rządem niemieckim, au­striackim itd. — dlatego pro­letariat polski powinien osła­bić swój so-jusz z proletaria­tem rosyjskim, niemieckim itd., razem z którym walczy teraz przeciw temu samemu uciskowi. Oznacza to jedynie złożenie najbardziej żywot­nych interesów proletariatu w ofierze burżuazyjno-demo­*) W. 1. Lenin — Dzieła, t. XX, S- 437 *) tamże, s 464 tamże. s. 343—435 (Dok. na str. 4) Lenin a polski ruch robotniczy (2) B 1 Prawo do samookreślenia °ror. dr HENRYK JABŁOŃSKI U/

Next