Trybuna Ludu, maj 1970 (XXII/120-150)

1970-05-28 / nr. 147

CZWARTEK, 28 MAJĄ 1970 R. - NR 147_____________________________________________________________________________________TRYBUNA LUDU.................................................................................................................................................................... N IC chyba lepiej nie może oddać istoty i spo­łecznych konsekwencji wprowadzanych zmian w sy­stemie bodźców materialnego zainteresowania niż to stwier­dzenie: jaka praca taka płaca. Jest to przecież jedna z funda­mentalnych zasad ustrojowych, której działanie nie ogranicza się do samej ekonomii, ale rozciqga również na sferę, mo­ralnych zasad socjalizmu, od­­powiadajgcych poczuciu spra­wiedliwości społecznej ludzi pracy. To nie inny ustrój, ale właśnie nasz - socjalistyczny uczynił z pracy przedmiot pow­szechnego szacunku, na niej właśnie oparł główne kryteria podziału wspólnie tworzonego dochodu narodowego. Każdemu według jego pracy- i tę socjalistyczna zasadę można trzeba jednak wykorzystać pełniej i lepiej niż dotychczas dla dalszego rozwoju naszej gospodarki. Nie od dziś nasza partia jest inspiratorem poszu­kiwań takich właśnie zarzgdzania, kierowania metod roz­wojem przemysłu, które wiązać będą w jedno — interes każde­go członka załogi z interesem zakładu, z wynikami pracy da­nej branży przemysłu i całej gospodarki. Na tym opiera się nasze prawo i obowiązek współgospod a rzy. Nowy system bodźców ma­terialnego zainteresowania podporzqdkowany jest tym właśnie głównym celom eko­nomicznym i społecznym. Wkra­cza on głęboko w istotę eko­nomiki każdego przedsiębior­stwa dając przy tym podstawy do rzetelnej, wnikliwej jego wyniku. Nie chodzi oceny dziś bowiem o to, by za wszelkq cenę zwiększać produkcję. Owszem, było to często ko­nieczne w pierwszym etapie rozwoju, kiedy silna presja po­trzeb odsuwała na dalszy plan analizę społecznych wytwarzania, wielkości kosztów pono­szonych nakładów. Ten etap ekstensywnej gospodarki nie może być dalej kontynuowany. Dziś, intensywny rozwój go­spodarki stawia nowe zadania — takiego wzrostu produkcji, który jest niezbędny z punktu widzenia potrzeb kraju, eks­portu, a równocześnie możliwy do wykonania w najkorzystniej­szych warunkach ekonomiki da­nego przedsiębiorstwa. To zna­czy rozwój bazujqcy na wyko­rzystaniu wszelkich dostępnych rezerw, na wzroście społecznej wydajności pracy, na lepszym wykorzystaniu maszyn i ludzi. To znaczy taki rozwój produk­cji, który stanowi konkretną ofertę ekonomiczna złożona wobec krajowej gospodarki dajqc odpowiedź na podsta­wowe pytania: ile to ma kosz­tować i jaki to da efekt. „Podstawowym brakiem do­tychczasowego systemu bodź­ców było posługiwanie się nie w pełni obiektywna miarą pra­cy, gdyż miarq tq było wykona­nie planów, a plany jak wia­domo niezależnie od prawid­łowych, teoretycznych założeń w praktyce miały w znacznym stopniu charakter uznaniowy" — mówił w dyskusji na V Plenum KC tow. Tadeusz Wachowski, pierwszy sekretarz Komitetu Fabrycznego w Hucie im. Leni­na. O to właśnie chodzi w no­wym systemie bodźców, by za­sady ekonomiki stanowiły obiektywną bazę oceny spo­łecznej wartości pracy, pracy całego zakładu, jego dyrekcji, personelu inżynieryjno-tech­nicznego, każdego wytwórcy. -„Zbyt często traktuje się płace czasowe jako wynagro­dzenie za samo przebywanie w miejscu pracy" — mówił z try­buny Plenum rektor WSE w Ka­towicach tow. Alojzy Melich Dobra praca jest wartością wy­mierną, choć trudno jq okreś­lać tylko kategoriami ilościo­wymi. Dobra praca zakładu, to nowoczesna produkcja na naj­wyższym poziomie technicznym, to taka organizacja procesu wytwarzania, poziom techno­logii, które gwarantują wyso­ką produktywność majątku trwałego, a więc niski koszt produkcji. Dobra praca — to odpowiedzialność każdego członka załogi za powierzone mu zadanie, to świadomość wyboru takich mierników oce­ny - a więc wskaźników syn­tetycznych i zadań odcinko­wych, które w sposób rzeczy­wisty wyznaczać będą drogę postępu ekonomicznego i tech­nicznego w konkretnych warun­kach zakładu. „Odejście od dotacyjnej praktyki podwyżek płac i zwią­zanie ich z mechanizmem eko­nomicznym dla dobrze pracu­jących przedsiębiorstw, stwarza możliwość znacznego uela­stycznienia zakładowej polity­ki płacowej” — mówił w dys­kusji na V Plenum dyrektor e­­konomiczny Zakładów H. Ce­gielskiego — tow. Edward Idziak. Nie trzeba dodawać, że nie ma i nie może być do­brze pracującego zakładu, w którym kuleje choćby jedno og­niwo mechanizmu produkcji. Skoro od tego więc zależy do­bra praca przedsiębiorstwa, stanowiąca w konsekwencji podstawę wzrostu zarobków za­łogi — znaczy to, że nie może liczyć na tolerancyjny stosunek nikt, kto swą postawą stanie w kolizji z interesem ogółu. Nie może liczyć na obojętny sto­sunek kolegów leniuch i brako­rób, człowiek, któremu obce są zasady społecznego współży­cia i gospodarności; zły facho­wiec, czy kiepski dyrektor. Ta-' kie sq wymogi rozwoju i bez nich nie byłoby postępu. Zmiana myślenia, tym barV dziej działania—nie odbywa się jednak mechanicznie. Zada­niem organizacji partyjnych ak­tywu zakładowego jest więc, by istotę nowego systemu popu­laryzować — już nie w jej ogól­nych założeniach programo­wych - ale w przełożeniu na konkretny kształt zadań czeka­jących poszczególny zakład i określone wydziały. Chodzi o odpowiedni proces przygoto­wawczy do wdrożenia nowego systemu, o uświadomienie całej załodze tej prostej i przema­wiającej do wszystkich zasady, że taka będzie ich płaca jaka praca: przy maszynie i przy stole kreślarskim konstruktora, w transporcie i w zakładowym laboratorium. Bo tylko wspól­ny wysiłek zdecydować może o ekonomicznych wynikach przed­siębiorstwa. Tow. Wacław Staniszewski -tokarz w FSO, członek KC PZPR zabierając glos na V Plenum tak sformułował nadzieje, któ­re załoga Żerania pokłada w nowym systemie bodźców: „Myślę, że nowy system wpły­nie pozytywnie w okresie pię­ciolatki na skomplikowany pro­­ces intensyfikacji gospodarki narodowej, a jednocześnie po­zwoli na systematyczne podno­szenie zarobków pracowniczych w każdej fabryce, która gospo­darować będzie dobrze. W myśl społecznej zasady: „jako praca, taka płaca”. Od aktywności społecznej ludzi pracy, od wspólnej tro­ski załóg i kierownictw zakła­dów, zjednoczeń i ministerstw - zależy dziś czy oczekiwania te zostanę spełnione. J.S. Na tematy dnia Jaka praca taka płaca Siedem lat po przecięciu wstęgi W połowie drogi do nowoczesności Szliśmy wzdłuż pięknej, jasnej hali, która, wyda­wało się, nie ma końca i konfrontowałem ten obraz z ooskuniq, ciasną ouaą przy ui. órocnowsKiej, gozK jeszcze 7 lat temu mieścił się ten sam zakład — War­­szawska Fabryna Pomp, W połowie nowej hafT w7- sidia pokaźnych rozmiaTovr czarna tablica, na której wypisano kredą wielkimi literami: „Górnik Zabrze Manchester City 3:0". — To przecież nieprawda - wyrwało mi się nagie, bo dawno przeżyłem już gorycz tamtej porażki. — I co z tego, że nieprawda — skwi­tował ktoś z boku — ale jakie to optymistyczne.. Stwierdzenie to brzmi jak motto do poznania wielu waż­nych problemów WFP. Przed kiikonia laty. kosztem ok. 2uv min złotych, wybudowano w nowej dzielnicy całkowicie no­wy zakład. Stanęły hale jak hangary. Wyposażono je w no­we maszyny. Powstała na miejscu jedna z największych w Europie stacja prób. Stwo­rzono nowoczesną modelarnię. Powstało spore zapiecze nau­kowo-badawcze. Między konstrukcją technologią Można by powiedzieć — no­woczesny zakład i byłoby ic optymistyczne, choć nie w peł­ni oddające stan faktyczny. O nowoczesności nie decydują bowiem tylko nowe hale i ma­szyny, one stwarzają szansę szybszego osiągnięcia nowo­czesnej produkcji. Czy War­szawska Fabryka Pomp potra­fiła dotychczas w pełni szansę tę wykorzystać? Jak to wy­gląda w ocenie samej dyrekcji przedsiębiorstwa ? * — Dyrektorem zakładu ies­­tem od niedawna — mówi mgr inż, A. Durek — zdoła­­lem jednakże dobrze już -po­znać złe i dobre strony tęga przedsiębiorstwa. Dobre — to przede wszystkim poziom konstrukcji. Mamy dziś na przykład ponad półtoraroczne wyprzedzenie dokumentacji konstrukcyjnej nowych pomp. Oceniamy, że poziom ich w zasadzie dla większości pro­dukowanych typów nie odbie­ga od standardów świato­wych. Złe — to organizacja stanowisk pracy i technologia wytwarzania. między poziomem Dysproporcje konstruk­cji, a organizacją pracy i tech­nologią nie wystawiają nam więc świadectwa nowoczesne­go zakładu. Istotnie, czy może być no­woczesny zakład, w którym ciągle jeszcze nie zdołano za­pewnić terminowych dostaw części do montażu, w którym organizacja pracy wewnątrz wydziałów polega na metodzie dyspozycji, zastępujących o­­peratywne planowanie wydzia­łowe? Czy można mówić o no­woczesności zakładu, w któ­rym dwie pierwsze dekady miesiąca dają łącznie 30—40 proc. wykonania planu? Tu właśnie między kon­strukcją i technologią, pomię­dzy nowoczesną halą, a prze­starzałą organizacją stanowis­ka pracy — zgubiony został główny cel, jakim jest nowo­czesna produkcja. Bo i cóż z tego nawet, że wysoki jest po­ziom nowych opracowań kon­strukcyjnych, skoro jakość u­­zyskiwanych odlewów, dokład. ność obróbki, uniemożliwiają osiągnięcie przewidywanego przez konstruktora kształtu wirnika niektórych typów pomp, stanowiących najważ­niejszy ich element. Oto najlepsza egzemplifika-cja jednorodności: konstrukcji, technologii dukcji, które i organizacji pro­dopiero razem decydować mogą o nowoczeo ności produkcji i ekonomice zakładu. Jest to także przy­kład potwierdzający potrzebę usprawnienia systemu rozli­czania przedsiębiorstw z o­­siąganych wyników — już nie przez pryzmat dziesiątek za­dań dyrektywnych, ale w o­­parciu o podstawowe mierni­ki ekonomiczne. Mamy więc tu jeszcze raz potwierdzenie słuszności tych kierunków działania, które dla całej na­szej gospodarki, w jej nowej fazie rozwojowej — wytyczo­ne zostały przez V Plenum KC. Pompy na tony Dziś przed zakładem stoją zadania; pogłębienia specjali­zacji produkcji, zmniejszenia 'Kosztów własnych, pokrycia przynajmniej w 80 proc. zwiększoną wydajnością pracy planowanego dwu lub nawec trzykrotnego wzrostu produk­cji. Ale bez rozwiązania do końca tych elementarnych pro­blemów, które teraz ciąża n., wydajności i kosztach produk­cji — zakład nie będzie w sta­nie rozwiązać zadań przysz­łościowych. Sprawy te teraz chyba lepiej niż kiedykolwiek rozumie szeroki aktyw poli­tyczny zakładu, dyrekcja przedsiębiorstwa. Świadczy o tym chociażby szczegółowy plan nowej organizacji pracy wydziału mechanicznego — najtrudniejszego dotąd dla przedsiębiorstwa. Plan ten przewiduje organi­zację tzw. gniazd przedmioto­wych ze ścisłym podziałem; jakie części i gdzie będą ob­rabiane. Ma powstać magazyn kompletacyjny, który pozwoli na komasację nadchodzący cli pojedynczo zleceń .'produKcyj­­nych i wydłużenie serii. Zda­niem zakładowych ekonomis­tów jest to jedyny sposób na generalna poprawę struktury zatrudnienia. Dziś na każdego pracownika zatrudnionego bezpośrednio w produkcji przypada tu jeden pracownik nieprodukcyjny. Oto miara zadań czekających WFP w drodze ku nowoczesności. Zakład zaprojektowany by! na docelową produkcję 6 tys. ton pomp rocznie. Nikt jed­nak nie operuje już tym wskaźnikiem. Fakt, że go o­­siągnięto, nie stanowi howiem specjalnego powodu do dumy. Nie ukrywa się bowiem, że ów tonażowy miernik planu sty­mulował zakład w kierunku utrzymywania ciężkich kon­strukcji, co w istocie nie miało nic wspólnego z nowoczesnoś­cią. Owszem, tych warunkach łatwo było w zrobić plan. opierając go na ciężkich i wielkich pompach cukrowni­czych. Taka praktyka odsuwa­ła przy tym na dalszy plan wiele rzeczywistych kłopotów technologicznych. Kiedy jed­nak zaczęto liczyć koszty — dopiero wtedy okazało się, że materiał stanowi blisko 2/3 kosztów własnych zakładu, s więc wskaźnik tonażowy jesł po prostu anty bodźcem nie tylko postępu technicznego, ale również ekonomiki pro­dukcji. Dopiero wówczas pow­stały pierwsze pompy o tych samych parametrach technicz­nych co dawniej, ale blisko o połowę lżejsze. Wskaźnik tonażowy musiał pójść do la­musa. Nikt się na niego nie powołuje, przeciwnie, chodzi o to, by sukcesywnie zmniejszać ciężar pomp, zwiększając rów­nocześnie ich sprawność, Liczenie złotówek W dążeniu do zmniejszenia kosztów własnych i uzyska­nia korzystniejszej produk­tywności środków trwałych — zaczęto również analizować możliwość ograniczenia pro­dukcji typoszeregów pomp. Dziś wytwarza się tu pompy do wielkich bloków energe­tycznych i do soków cukrow­niczych. Kolosy i karły, choć właściwie zakład projektowa­ny był z myślą o produkcji największych i średnich pomp. Konsekwencją tego jest dziś­­prowadzenie jednostkowej produkcji w olbrzymim asorty­mencie, angażowanie bardzo szerokiego parku maszyn. Oczywiście radykalna zmia­na sytuacji wymagałaby po­głębienia specjalizacji w ra­mach całej branży. Jest to zresztą problem dość skompli­kowany, gdyż jak się okazuje, dotychczas produkcją pomp poza przedsiębiorstwami spe­cjalistycznymi zjednoczenia „Chemak“, para się jeszcze po­nad 30 zakładów rozrzuco­nych po 9 resortach. W nieda­lekiej przyszłości koncentra­cja i skoordynowanie tej pio­­dukcji — stanie sie koniecz­nością. Musi ona doprowadzić do unifikacji choćby zasadni­czych elementów pomp, ale zanim to nastąpi, zakład nie może stać bezczynnie. Za 5 lat każda zainwestowana zło­tówka w Warszawskiej Fabry­ce Pomp musi dać produkcję wartości 2,5 zł rocznie. Osiąg­nięcie tego wskaźnika oznacza lepsze wykorzystanie maszyn, co jednakże niemożliwe by­łoby przy utrzymywaniu pro­dukcji aż 18 typoszeregów pomp w 250 ich odmianach. Z drugiej jećthak strony nie sposób w obecnych warunkach pozbyć się całkowicie niewy­godnej prodńkćji. Postanowio­no zmniejszyć ilość typoszere­gów poprzez rozszerzenie za­stosowania poszczególnych ro­dzajów i odmian pomp. Według oceny fachowców odbiorcy otrzymają wprawdzie mniej odmian pomp, ale za tć> każda z nich będzie miała szersze zastosowanie. Produ­cent natomiast uzyska w ten sposób możliwość trzykrotne­go wydłużenia seryjności wy­robu (średnio o 8.5 sztuki do 23 sztuk). W efekcie przynie­sie to bardzo wyraźne obniże­nie kosztów produkcji i wzrost wydajności pracy. Zakład myśli zresztą poważ­nie i o tym, by w przyszłości, po ostatecznym uporządkowa­niu spraw, które wstrzymują go dziś w połowie drogi do no­woczesności — stać się przed­siębiorstwem wiodącym swej branży. Warunki po te­w mu sa. Dziś stało sie jasne, że niedobry to ootvmizm. który nie ma pokrycia w real­nych faktach. Nowy zakład, do którego przeniesiono kie­dyś stare metody produkcji — po prostu nie mógł mieć uda­nego startu. JERZY SIERADZlNSKl i TYSIĘCZNY STA TEK Już wkrótce polski przemysł okrętowy będzie obchodził jubileusz zbudowania tysięcznego statku ’w stoczniach krajowych po wojnie. Jest to przemysłowa baza rybacki o nośności 10 tys. DWT, zbudo­wana na zamówienie armatora radzieckiego. Na zdjęciii: jubileuszowy statek w basenie wyposażenio­wym Stoczni Gdańskiej. Fot. Zb. Błażewicz Kadry dla administracji Specjaliści: kto i skąd? P RZED dwoma laty w Prezydium Warszawskiej WRN przeprowadzono analizę zapotrzebowa­nia na kadry kwalifikowane w administracji te­­tenowej. Rachunek wykazał, iż do „pełnego szczęścia" brakuje w aparacie wojewódzkim 230 pracowników t wyższym wykształceniem a to; 85 prawników, 80 eko­nomistów, po kilku socjologów, pedagogów i inżynie­­rów-rolników, 25 inżynierów o specjalnościadfi tech­­nicznych, 20 absolwentów studiów administracyjnych. W radach stopnia powiato­wego tegoż województwa chęt. nie by widziano 170 prawni­ków, 310 ekonomistów, 30 so­cjologów, 70 inżynierów-rolni­­ków, 80 inżynierów o specjal­nościach technicznych, 120 pe­dagogów, 50 absolwentów stu­diów administracyjnych i kil­ku lekarzy. Po dwóch latach ocenia się sytuację jako o 20 proc. lep­szą. Nie dysponujemy podob­nie szczegółowymi badaniami zapotrzebowania dla admini­stracji terenowej w całym kra­ju. Według niektórych przewi­dywań, w najbliższych latach co piąty pracownik aparatu rad powinien mieć wyższe wy­kształcenie (obecnie 13 tysięcy czyli około 12 proc. zatrudnio. nych). Prezydia rad fundują stypendia na różnych kierun­kach studiów. Bowiem naj­wyższym ideałem admini­stracji już dawno przestał być urzędnik tylko z maturą. Przy całej różnorodności za­potrzebowania, coraz po­wszechniej żąda się od nowych pracowników pewnej umiejęt­ności wspólnej; powinni oni posiadać w stopniu właściwym dla funkcji, którą mają pełnić umiejętność administrowania wyniesioną w części teoretycz­nej z lat nauki lub studiów i ugruntowaną w późniejszej praktyce. Mówiąc inaczej, administra­cja chce zatrudnić ludzi, któ­rzy mają zawód administrato­ra uznając nie bez racji, że przy pomocy stosowanej przez wiele lat metody szkolenia przywarsztatowego (należy czytać; przybiurkowego) trud­no przygotować pracownika, który umiałby sprostać coraz większym wymaganiom. Pyta. nie; czy są możliwości zaspo­kojenia takich żądań? Specjalność: administracjo Przegląd zacznijmy od szkol­nictwa średniego. Istnieje tu szereg form kształcenia pra­cowników dla administracji Młodzież po szkołach podsta­wowych może podjąć naukę w specjalności: administracja terenowa w liceach ekono­micznych. W ub. roku szkol­nym w takich klasach byłe 4800 uczniów (w tym 800 w klasach pierwszych). Na po­dobnym kierunku, przeznaczo­nym dla absolwentów szkół przysposobienia rolniczego, u­­czyło się prawie 1700 uczniów. Są to przyszli pracownicy ad­ministracji w małych mia­stach i gromadach. Rozbudowany jest system kształcenia zaocznego dla pra­cujących. W ub. roku szkol­nym prawie 3900 pracowników różnych działów administracji zdobywało w ten sposób teore. tyczne kwalifikacje. Natomiast wyraźnie nie przyjęła się. przewidziana również w sy­stemie kształcenia, pomatural­na specjalizacja w tej dziedzi­nie. Teren wybrał raczej wąż. sze specjalności pokrewne, np. gospodarka mieszkaniowa, or. ganizacja i kierownictwo, eko­nomika pracy. Szkoły więc są, lecz nie­łatwo określić Ich wpływ na stan kadr w radach narodo­wych. Najbardziej wymierny jest ów wpływ w wypadku szkól dla pracujących. Nato­miast nic nie wynika z po­równania liczby młodych absolwentów liceów i techni­ków z liczbą nowo przyjmowa­nych do pracy w radach. Administracja terenowa niewielkie i rozproszone war­to sztaty pracy, nie rozbudowy­wane gwałtownie ani nie pro­wadzące masowej wymiany kadr. Niełatwo więc skoordy­nować geografie potrzeb ż geo­grafią szkolnictwa. Z wykształceniem uniwersyteckim We wszystkich ośrodkach uniwersyteckich powołano Zawodowe Studia Admini­stracyjne. które syste­mem zaocznym kształcą pra­cowników już zatrudnionych w administracji — nie tylko terenowej. Wyższym stopniem tego kształcenia jest dwulet­nie Studium Administracji wypuszczające absolwentów z tytułem magistra administra­cji. Te studia cieszą się wiel­kim powodzeniem, a prezydia rad oceniają, że ci, którzy je kończą stanowią najbardziej ustabilizowaną kadrę kwalifi­kowanych pracowników. Nowym typem kształcenia uniwersyteckiego jest Pody­plomowe Studium Administra­cji (w Warszawie i Poznaniu) trafiające w sedno społecznego zapotrzebowania, jano że ofe­ruje wiedzę o zasadach admi­nistrowania kierowniczej kadrze rad o wykształceniu specjalistycznym — inżynie­rom, lekarzom, pedagogom (z Wyłączeniem prawników i e­­konomistów jako że zakłada się, że te kierunki studiów po­winny dać podstawy wiedzy o administracji). Gdy chodzi o studia stacjo, name warto przypomnieć, że zmienił się poważnie program studiów prawniczych, co punktu widzenia interesujące­z go nas tematu jest istotne, po­nieważ właśnie wydziały pra­wa dostarczają administracji pokaźnej ilości kadr. Potrzeby praktyki Wreszcie nowością sezonu jest pierwsze w naszej historii stacjonarne zawodowe Stu­dium Administracyjne. Jest to filia Uniwersytetu Warszaw­skiego, która powstała w Bia­łymstoku. Dla starannie przy­gotowanego programu tych studiów charakterystyczna jest duża ilość ćwiczeń i semina­riów co wyraża tendencję zbli. żenią Studenci studiów do praktyki. odbywają ponadto praktyki wakacyjne w radach narodowych. Należy sądzić, że białostoc­kie Studium jest pierwszą ja­skółką nowych kierunków kształcenia dla potrzeb admi­nistracji. Charakterystycznym zjawiskiem jest również zain­teresowanie studiami dokto­ranckimi w tej dziedzinie. W radach, w administracji cen­tralnej mamy szefów z tytuła­mi doktorskimi. Nie tylko w naszym kraju, na pewnym szczeblu działalności admini­stracyjnej zaciera się granica między teoretykami i prakty. kami. I teorii i praktyce przy­nosi to duże korzyści. Jak widać z tego przeglądu form kształcenia (a pominięto tu rozbudowany system kur­sów, seminariów itp.) nauka stara się reagować na potrze­by praktyki. Nie znaczy to, że możliwości sa wyczerpane. Że np. w kwestii kształcenia na poziomie szkoły średniej ma­my już do czynienia z syste­mem zgranym w sensie plano­wej rekrutacji i planowanego zatrudnienia w przekrojach terytorialnych. Nie znaczy to, że rozstrzygnięto np. kwestię potrzeby i stopnia specjaliza­cji dla poszczególnych, wąs­kich, „resortowych” działów administracji itp. Może, przy okazji prac nad planem pięcioletnim gruntow­niej uda się poznać aktualne potrzeby, w dziedzinie kadr dla administracji — w różnych specjalnościach i przekrojach. JADWIGA MIKOŁAJCZYK Nad projektem prawa o wykroczeniach N IE OD DZIŚ niepokoi opinię publiczną zjawis­ko tzw. pasożytnictwa społecznego. Tak zwanego, bo gdy przyjdzie nam zdefinio­wać to zjawisko w sposób możliwie ścisły — okaże się. że sprawa bynajmniej nie jest taka prosta. Potocznie zwykło się okreś­lać mianem społecznego paso­żyta zarówno człowieka, któ­ry będąc zdolny do pracy, nie pracuje w ogóle i pozostaje na czyimś utrzymaniu; jak i takiego, który środki utrzy­mania czerpie z procederu przez prawo zakazanego; a także i tego, który zarabia w sposób niegodziwy, sprzecznv już nie z przepisami prawa lecz z normami obyczajowy­mi; oraz jeszcze innych, któ­rzy jakkolwiek są zatrudnie­ni. ale zatrudnienie traktują jako osłonę działalności niele­galnej. Zależnie od okolicz ności nazywamy pasożytem złodzieja, pasera, oszusta, spe­kulanta, prostytutkę, sutene­­ra, handlarza walutami, mło­dego człowieka, który po u­­kończeniu nauki pozostaje przez dłuższy czas na utrzy­maniu rodziny, alkoholika, że­braka-włóczęgę i wielu jesz­cze innych. Mamy więc do czynienia t grupą wyjątkowo niejedno­rodną Dlatego też znalezie­nie definicji, która bj pozwoliła na jednomacz n e określenie kto jest pasoży­tem, a kto nie, jest wyjątko­wo trudne, o ile w ogóle jest możliwe. Wszyscy jednak „przedstawiciele“ poszczegól­nych grup — aczkolwiek w różnej formie i z różnym na­sileniem — postępują w spo­sób odbiegający od naszych wyobrażeń o godziwym zdo­bywaniu środków utrzymania Stanowią oni niezdrową na­rośl społeczną i stąd w pełni uzasadnione są żądania przed­stawicieli zdrowej części spo­łeczeństwa. aby podjąć zdecy­dowane kroki zmierzające przynajmniej do ograniczenia lego zjawiska. YSKUTOWANO nad tą sprawą już niejedno­krotnie, a w styczniu br. nawet w sejmowej Komi­sji Wymiaru Sprawiedliwości Wskazano tam m in., że roz­patrując zjawisko pasożytnic twa należy wśród osób okreś lanych potocznie tym mia nem rozróżnić dwie grupy: • pierwszą — tych, którzy prowadząc pasożytniczy tryb życia, dopuszczają się czynów zagrożonych sankcją karną, a więc popełniają przestępstwa lub wykroczenia, oraz drugą — tych, któ­rzy przepisów karnych nie naruszają Nie trudno zauważyć, że między tymi dwiema grupa­mi istnieje wielka różnica pod względem stopnia zagro­żenią dla ładu i porządku pu­blicznego. Istnienie tej zasad­niczej różnicy powinno być też głównym elementem wyz­naczającym kryteria doboru środków zwalczania omawia­nego zjawiska. Osoby należące do grupj pierwszej podlegają odpowie­dzialności karnej z racji po­pełnionego przestępstwa lub wykroczenia. Wydaje się jed nak, że w dotychczasowej praktyce organów orzekają­­jących (sądów i kolegiów kar­no-administracyjnych), fakt pasożytniczego trybu życia nie znajdował należytego od­zwierciedlenia w wymiarze kary. Dlatego też pilną po­z trzebą jest wzmożenie walki przestępczym pasożytnic­­twem zarówno przez organy ścigania, jak i wymiaru spra­wiedliwości Wzmożeni« tej wołki, lo — po pierwsze — zwiększenie wy­krywalności takich czynów, jak np. paserstwo, nielegalny handel, spekulacja towarami deficytowymi, czerpanie zysków z cudzego nierzqdu; po drugie — dostarczanie przez organy ścigania organom orze­­kajqcym informacji o osobie oskarżonego, informacji i ewidentnie wskazujących pełniejszych na jego tryb życia; pa trzecie - należyte w y k o r z y­­itanie tych informacji prz} stosowaniu represji karnej. ważną w tym względzi« dyrektywą będzie zamieszczo­na w projekcie prawa o wy­kroczeniach. propozycja uzna­­nia próżniaczego trybu życia za okoliczność obciążającą. Podstawową wskazówką dla walki z pasożytnictwem prze­stępczym wydaje się więc być postulat dalszego udoskonala­nia pracy organów zajmują­cych się walką z przestęp czością, postulat skuteczniej­szego wykorzystywania przez nie tych środków, jakimi już dysponują i jakimi będą w najbliższej przyszłości dyspo­nować. Wydaje się bowiem, że wiele jeszcze zostało do zrobienia, aby kary dotykają­ce przedstawicieli tej grupy skutecznie spełniały swój cel: odstraszenia i wychowania.^ Osoby uprawiające pasożyt­­nictwo nieprzestępcze, to gru­pa mniej liczna (tak przynaj­mniej wynika z szacunke wych obliczeń, gdyż dokład nych danych brak), ale grupa wobec której nie można pozo­stawać bezczynnie. Składa się z osób społecznie bezproduk­tywnych, swoim stylem życia demoralizujących otoczenie; a w dodatku właśnie spośród tego rodzaju osobników w po­ważnej mierze rekrutują się późniejsi sprawcy czynów za­grożonych karą. Ludzie ci nie weszli jednak jeszcze w kon­flikt z prawem karnym. I od tego naieży ich ustrzec, roz­wijając w bardzo szerokim zakresie działalność wycho­wawcza i profilaktyczną. W większości sq to ludzi« młodzi, wobec których dopuszczono się aż nadto dużo błędów wychowawczych, przejawiających się w różnych formach i wynikających z różnych przyczyn. Wi«' lu z nich, to ludzie z defektami oso bowości- o niskim poziomie wykształ­cenia i inteligencji. Działalność zmierzająca do skłonienia ich do podjęcia społecznie pożytecznej pracy powinna polegać przede wszystkim na bardzo poważ­nej aktywizacji organów rad narodowych, organizacji spo­łecznych oraz wywierania od­powiedniego wpływu przez środowisko Jest to zadani« trudne, ale i tu istnieje wiele rozmaitych możliwości do­tychczas nie wykorzystanych W dziedzinie społecznego od­działywania na jednostk’ chwiejne i niezdyscyplinowa­ne jest również wiele do zro­bienia OŻE jednak powstać pytanie: do jakich środ­ków sięgać, gdy społecz­no-wychowawcze oddziaływa­nie okaże sie bezskuteczne Czy wówczas nie należałoby skłonić „nieprzestępczego pa­sożyta” od zmiany stylu życia w sposób bardziej zdecydo­wany — poprzez przymus lub karę? Wydaje się, że na to pyta­nie, często wynikające z prze­konania, że represja karna jest niezawodnym środkiem na wszelkie bolączki życia społecznego, należy odpowie­dzieć przecząco. Przede wszystkim dlatego że prawne określenie takiego pasożytnictwa nie mogłoby być ścisłe. Nie wystarczałby sam fakt uchylania się od pracy, bo w naszym państwie nie ma i nie może być przy­musu pracy. Podstawą stoso­wania sankcji prawnej mu­siałoby być uporczywe uchy­lanie się od pracy z Jedno­czesny m naruszaniem ładu publicznego. Jak jednak wy­znaczyć granicę „uporczywoś­ci“ oraz określić rodzaj na­ruszenia ładu publicznego, skoro sprawca nie popełniał­by nawet wykroczenia? Każ­da próba definicji stwarzała­by możliwość zbyt daleko po­suniętej dowolności przy do­konywaniu oceny czyjegoś stylu życia. Powstaje też pytanie, czy sankcja za czerpanie środków utrzymania ze źródła nie bę­dącego zatrudnieniem nie wkraczałaby zbyt daleko w sferę życia osobistego, Oto np. młody wałkoń utrzymy­wany przez rodzinę, akceptu jącą ten stan rzeczy... Czy jest to sytuacja, w której do określonego układu życia ro­dzinnego (Choćby naszym zda­niem społecznie nieprawidło­wego), miałaby wkraczać nor­mą prawna? Prawo wszak nie może opatrywać sankcja przymusu wszelkich moralnie nagannych zachowań. Tvm się zresztą różnią normy prawne od norm moralno­­obyczajowych Wydaje się też, że próba ograniczenia tego zjawiska drogą sankcji prawnych, a zwłaszcza karnych nie byłaby zgodna z ogólną, jakże słusz­ną tendencją naszego socjali­stycznego prawodawstwa, zmierzającą nie do penaliza­cji lecz depenalizacji życia społecznego i zastępowania represji karnej środkami od­działywania wychowawczego. A to łączy się ze stopniowym ograniczaniem ingerencji or­ganów ścigania I wymiaru sprawiedliwości na rzecz wzmożonej aktywności całego społeczeństwa i jego różnych organizacji w dziedzinie wal­ki z ludzkimi zachowaniami i postawami uznanymi za na­­eanne Dlatego też na pytanie po­stawione w tytule czy paso­­żytnictwo to problem praw­ny czy społeczny, wypadnie odpowiedzieć- i pralny i społeczny; w zależnoś­ci od tego, z jakim ro­dzajem pasożytnictwa ma­my do czynienia. Walkę z przestępczym pasożytnictwem należy toczyć, używając instrumentów praw­nych: z pasożytnictwem nic­­przestępczym walczmy nato­miast instrumentami społecz­nego oddziaływania, Nie trzebą dodawać, że wal­ka na jednym i drugim polu musi być równie intensywna. dr JAN SKUPlNSKj M Pasożytnictwo-problem prawny czy społeczny

Next