Trybuna Ludu, sierpień 1970 (XXII/212-242)

1970-08-02 / nr. 213

NIEDZIELA, ! SIERPNIA 1970 R. — NR 213 S Na tematy dnia Abecadła nowociesnołci ciąg dalszy YSTEM oceny nowocze­sności wyrobów znany po­wszechnie pod kryptoni­mem ABC powstał przed laty. W myśl uchwał ówczesne­6 go IV Plenum Partii w latach 1964-1965 przeprowadzono o­­cenę nowoczesności wyrobów przemysłu maszynowego. Tych produkowanych i (tych przygo­towywanych do produkcji. Wte­dy właśnie przyjęto podział na grupy ABC i wprowadzono świadectwa dopuszczenia wy­robów do produkcji z określo­nym terminem ważności. Akcja miała dać i data od­powiedź na pytanie gdzie je­steśmy. A byliśmy wtedy dość daleko od czołówki. Ocena wy­kazała sporo słabości przemy­słu maszynowego. Stało się to punktem wyjścia do opracowa­nia planów prac modernizacyj­nych. I tak się zaczęło. U- znajqc efekty batalii o nowo­czesność, zauważyć jednak wy­padnie, że pogoń za procenta­mi, za wskaźnikami udziału w produkcji wyrobów grupy A (co wiqże się z preferencjami fi­nansowymi, korzyściami mate­rialnymi dla załóg, i dyrekcji) wpłynęła na stępienie kryte­riów oceny a I trafność samych ocen. Stworzyła sytuację, w której na plan dalszy schodziły nierzadko sprawy jakości oraz czynniki ekonomiczne. Do problemów nowoczesno­ści powróciło ubiegłoroczne IV Plenum KC PZPR. Uchwa­ła Plenum podkreśla zna­czenie systematycznego od­nawiania produkcji po­przez wprowadzanie wyrobów nowych, bqdż zmodernizowa­nych o wysokich parametrach technicznych, dobrej jakości I konkurencyjnym w odniesieniu do cęn światowych - koszcie własnym. W uchwale mówi się też o systemie oceny poziomu technicznego wyrobów, stoso­wanym w przemyśle maszyno­wym. Zaleca się ulepszyć ten system i rozciqgnqc go na in­ne gałęzie produkcji. Mamy już projekt zmian zmierzajqcych Jest on dziełem w tym kierunku. KNiT, CUJM oraz specjalistów resortów go­spodarczych. Nowy system o­­bejmuje wszystkie branże a więc praktycznie wszystkie wy­roby - wylqczajqc z tego pro­dukcję niepowtarzalno, sezono­­wq czy też części zamienne do maszyn już nie produkowanych. Będzie to w dalszym ciągu system ABC tyle ze za każdq z tych liter kryć się teraz będq zmienione treści. I tak grupa A - to wyroby odpowiadajqce najwyższemu w świecie pozio­­mówi technicznemu i standar­dowi jakości osiqganemu przez producenta uznanego za przo­dującego. Do grupy B kwalifi­kowane będq wyroby, które u­­zyskały świadectwo, nie zostały przeznaczone do wycofania z produkcji, ale nie odpowiadajq najwyższemu poziomowi tech­nicznemu, W grupie C znajdzie się produkcjo przestarzała technicznie, przeznaczona do wycofania w określonym termi­nie W projekcie duży nacisk po­łożono na uporzqdkowanie kryteriów oceny wyrobów. Cho­dzi tu w szczególności o nada­nie właściwej rangi proble­mom bezpieczeństwa, higieny użytkowania oraz ochrony śro­dowiska. Kluczem jednak do właściwego określenia poziomu technicznego muszq stać się walory eksploatacyjne, np. sprawność, stosunek a więc mocy do ciężaru, wydajność czy kosz­ty eksploatacji. I wreszcie kwe­stia o podstawowym znaczeniu — przesłanki ekonomiczne pro­dukcji, kryteria opłacalności. Przy ich ustalaniu trzeba rzecz prosta brać pod uwagę nakła­dy na badania, wdrożenie, roz­ruch i rozwój produkcji do skali docelowej. Opłacalność i.nowoczesność to sprawy nieroztqczne. Prz> tym ta pierwsza musi być trak­towana jako czynnik decydujq­­cy o uruchomieniu produkcji. Ocena rozciggać się będzie na etap założeń projektowych, badania prototypów bqdź serii informacyjnej i klasyfikację do­­konywanq przed upływem ter­­minu ważności świadectwa, Wszystko to leżeć będzie w rękach jednostek naukowo-ba­dawczych, najczęściej instytu­tów przemysłowych, współpra­­cujqcych z branżowymi korni­­sjami doradczymi. W ich skład wejdq m. in. przedstawiciele odbiorców i użytkowników. Na pracownikach zaplecza ba­dawczego spoczywa zatem główny ciężar rzetelnej, obiek­tywnej oceny. Placówka ba­dawcza bierze za tę ocenę peł­­nq odpowiedzialność. Waga tego problemu jest wyjqtkowo doniosła; z owych ocen wyni­­kajq bowiem wprost kierunki prac rozwojowych, zadania dla planu postępu technicznego w zakładzie, kombinacie czy całej branży, Klimat rzetelnej oceny Jest więc podstawowym warunkiem pracy jednostek kia syfi kujq­cych i komisji. Ale nie jedynym. Powinny też one stać się orga­nami konsultacyjnymi i dorad­czymi w opiniowaniu założeń I prototypów. Powinny opierać się w swej działalności na naj­nowszych zdobyczach świato­wej nauki I techniki, na pro­gnozach rozwoju ocenianego wyrobu w kraju i za granicq. Przygotowany projekt tworzy oczywiście tylko ogólne ramy działalności zmierzajqcej do systematycznego unowocześnia­nia produkcji. Nie sposób prze­cież w jednym dokumencie za­wrzeć szczegółów dotyczqcych kryteriów i sposobów oceny wy­robów branż, czasem od siebie bardzo odległych, (np. prze­mysł odzieżowy I stoczniowy). Te ogólne ramy trzeba zatem wypełnić konkretnymi treściami. W tym miejscu zaczyna się rola resortów, zjednoczeń I placó­wek zaplecza naukowo-techni­cznego. B.W.M. Z WOJEWÓDZTWA DO WOJEWÓDZTWA BYDGOSZCZ Kombinat słodowniczy w Fordonie W Fordonie nad Wisła pow­­staje~wielka słodownia. Roczna docelowa produkcja wyniesie 35 tys. ton słodu. Obecnie uzy­skuje śTę~ go ze wszystkich za­kładów w kraju nieco ponad 160 tys. ton rocznie. Znaczna część produktu z Fordonu prze­znaczona będzie na eksport. Co roku wywozimy za granicę po­nad 30 tys. ton tego artykułu. Dzięki nowej inwestycji moż­na będzie zwiększyć eksport. Zapotrzebowanie na słód stale się zwiększa, gdyż na całym świecie wzrasta produkcja pi­wa. Nie wszędzie zaś można u­­prawiać jęczmień browarniany, zapewniający należytą jakość napoju. W Polsce jednym głównych ośrodków hodowli ta­z. kiego jęczmienia jest woj. byd­goskie. Na zdjęciu: określanie barwy i klarowności brzeczki ze słodu. Fot. Gill — CAF RZESZÓW XVII Ogólnopolski Rajd Przyjaźni Organizatorzy ra.1du — To­warzystwo Przyiażni Polsko- Radzieckiej PTTK i WOP w Rzeszowie otrzymali już z róż­nych stron kralu wiele zgło­szeń uczestnictwa w XVII Ogól­nopolskim Rajdzie Przyjaźni w Bieszczadach. Ta, mająca długo­letnie tradycje impreza turystycz­na poświęcona w bieżącym roku 25-leciu TPPR 1 WOP przebiegać będzie w dniacp od 18—29 sierp­nia br. ośmioma trasami przez Bieszczady i Beskid Niski, Najdłuższa trasa 12-dnlowa od Grzybowa poprzez Ciechanię, Ty­lawę, Bukowiec połączona jest ze zdobywaniem Górskiej Odznaki Turystycznej. Dla mniej wytrwa­łych piechurów wyznaczono przejścia łatwiejsze na trasie tzw. „Beskidników”, „Morza Biesz­czadzkiego”. Jest także do wybo­ru 3-dniowa trasa „dla starusz­ków" Podczas zakończenia rajdu w Ustrzykach Dolnych, rozegranj zostanie finał konkursu pt. „Pięk­na nasza Polska cała” (c. W.) TRYBUNA LUDU Po naradzie warszawskiego aktywu szkól wyższych W stroną „drogi sukcesu” C O roku w lłpcu kandydaci na przyszłych magistrów rozpoczynają start po studencki Indeks. Kryteria te; surowej selekcji jednoznacznie forują talent, wiedzę, pracowitość, stopień przygotowania do samodzielnych stu­diów, wewnętrzną dyscyplinę kandydata. Jak to się jednak dzieje, że ten system wartości, z jakim spotykają się kandydaci na studia, potem już w codzien­nym życiu szkoły wyższej tra­ci wiele na ostrości, dewalu­uje się w świadomości stu­denckiej i nie tylko studen­ckiej, osiągając swoją krań­cową postać w konkretnych postawach maksymalnej łat­wizny i przesadnego liberaliz­mu? Nikt nie mógłby na twierdzić ,iż kandydatom serio na studentów powinno się wiać większe wymagania sta­niż już studiującym. Niemniej przeświadczenie takie nie na­leży do odosobnionych przy­padków. W tym między inny­mi można by upatrywać przy­czyny prób „kupowania in­deksów“, ubieganie się o przy­jęcie na studia ludzi mało zdolnych, niepracowitych. „Byle zostać przyjętym, póź­niej się zobaczy“ — to nie­stety po części uzasadniona dewiza wielu autorów podań do dziekanatów. Być może przejaskrawiam sprawę. Jest jednak zastana­wiające skąd się biorą niedo­statki szkoły wyższej w dzie­dzinie sprawności nauczania i terminowości kończenia stu­diów, jeśli wybieramy najlep­szych i najlepiej do samo­dzielnej nauki przygotowa­nych. Trudno uzasadniać to wyłącznie słabym przygoto­waniem kandydatów wynie­sionym ze szkoły średniej. Nie tylko koszty Wśród uczelni warszaw­skich wskaźnik sprawności nie wszędzie sięga 90 procent. Wskaźnik terminowości koń­czenia studiów przekraczający 50 procent uważany jest za niezwykle korzystny. Pomija­jąc oczywiste straty wycho­wawcze zastanówmy się jesz­cze nad racjonalnością wy­datkowanych w tej, sytuacji sum. ••• Ł ■ > • -Średni koszt wykształce­nia absolwenta warszawskiej uczelni wynosi około 162 ty­siące złotych. Są to wydatki społecznie opłacalne, absolut­nie konieczne i dobrze gdy­by nas było stać na większe. Równie jednak oczywiste sta­je się, że cała ta suma powin­na być wydatkowana na zor­ganizowanie temu statystycz­nemu studentowi możliwie najdogodniejszych warunków nauki. Niestety poważną część tej średniej kwoty trzeba prze­znaczać na wydatki związane z przedłużaniem studiów — na każdy urlop dziekański, po­wtarzanie roku, odkładanie egzaminu dyplomowego. Jak wykazała analiza prowadzo­na wśród warszawskich u­­czelni tylko nieznaczny pro­cent opóźniania studiów wy­nika ze szczególnych wypad­kówr losowych. Gdyby do tego rachunku dorzucić straty wy­nikające z nieuniknionych w takiej sytuacji luk w zapew­nieniu gospodarce narodowej niezbędnej kadry fachowców, to staje się jasne, że nie cho­dzi tu tylko o kilkaset tysię­cy złotych. Nauka — dydaktyka — wychowanie Nauczyliśmy się robić ra­chunki również w tych dzie­dzinach życia, w których do niedawna uchodziłoby to za profanację. Akcentujemy, że nie chcemy wydawać mniej, musimy to jednak czy­nić rozsądniej, mądrzej, go­spodarniej. Proces racjonali­zacji, intensyfikacji naszej go­spodarki zainicjowany na V Zjeździe Partii i rozwinię­ty w uchwałach II, IV i V Plenum KC nie może przecież omijać szkół wyższych. Staw­ka na intensywność działal­ności stawka szkół wyższych — to na poprawienie sprawności i terminowości kończenia studiów. Rzecz jas­na, że nie może się to dziać kosztem jakości przygotowa­nia studentów. Jedyną drogą prowadzącą do tego celu mo­że być udoskonalenie dydak­tyki i wychowywania na u­­czelniach. Mimo iż dawno już nauki pedagogiczne określają precy­zyjnie wzajemne relacje mię­dzy takimi pojęciami jak: wy­chowanie, dydaktyka, nauka, jednoznacznie wskazując, że pierwsze z nich obejmują wszystkie pozostałe, nierzad­ko jeszcze zdarza się, iż myśl bardzo niedobrej trady­w cji, działalność wychowawcza szkoły wyższej chce sie spro­wadzić do funkcjonowania za­jęć z dziedziny ideologii i polityki, działania na uczel­niach organizacji polityczno­­społecznych, okolicznościo­wych akademii i uroczystości. Odbyta niedawno w Komi­tecie Warszawskim PZPR narada aktywu szkół wyż­szych stolicy dowiodła, że po­glądy takie w środowisku warszawskim należą już do przeszłości. Przede wszystkim skończyła się wśród kadry na­ukowej praktyka oddzielania pracy naukowej od dydaktycz­nej i dyskredytowanie tej tatniej. Panuje noglad. że os­w nowoczesnej uczelni profesor czy asystent staje się bardziej organizatorem nauczania niż wprost nauczającym. Wbrew pozorom istnieje ścisła zależ­ność między sposobami roz­wiązywania problemów na­ukowych w instytutach szko­ły wyższej a klimatem wy­chowawczym. Jeśli instytut jest nowoczesnym labora­torium naukowym, to taki też będzie, organizowany przez jego pracowników, pro­ces studiów. Praktyka dowodzi też, że autorytet wychowawczy pra­cownika naukowego jest funk­cją jego autorytetu naukowe­go, stąd sprawa właściwej po­lityki kadrowej na uczelniach jest z punktu widzenia wy­chowawczego jej działania sprawą pierwszorzędną. W warszawskich uczelniach zro­biono już w tej dziedzinie sporo. Niemniej pilną wydaje się być potrzeba bardziej o­­fensywnego działania w tej mierze — konsekwentniejsze­­go rozliczania pracowników naukowych z wykonywania o­­bowiązków dydaktycznych wszystkich innych nałożonych i na nich przez uczelnię. Trze­ba wyraźnie mówić, że no­woczesny organizator studiów — to także opiekun roku, o­­piekun domu akademickiego, koła naukowego czy organiza­cji młodzieżowej, Terminowość i rzetelność Nie da się pogodzić dobrej organizacji toku studiów' przesadnym liberalizmem, lek­z ceważeniem regulaminu stu­diów. Przytłaczająca więk­szość urlopów dziekańskich udzielonych w ostatnich la­tach w warszawskich uczel­niach była sprzeczna z regu­laminem. Podobnie rzecz ma się z powtarzaniem roku pierwszego, czego regulamin studiów nie przewiduje w o­­góle. Wiele zamieszania wpro­wadza na wydziałach bardzo częste przekładanie terminu egzaminów semestralnych i rocznych, nierespektowanie obowiązku zaliczania zajęć itp. Pomijając przypadki wy­jątkowe, praktyka taka ma w istocie głęboki charakter an­ty wychowawczy. Uczenie ter­minowości, rzetelności jest też jednym z zadań szkoły wyższej przygotowującej kadry na odpowiedzialne sta­nowiska. Zresztą — za ten li­beralizm płacą sami studenci, poprzez obniżenie wysokości środków na organizowanie procesu dydaktycznego. Rektoraty, dziekanaty, nie są w stanie ogarnąć w całoś­ci złożonego mechanizmu, ja­kim staje się nowoczesny sy­stem wychowawczy szkoły wyższej. Dla jego sprawnego działania niezbędne jest za­angażowanie całej uczelnianej społeczności. Temu między innymi służą organa kolegial­ne w uczelniach: kolegium rektorskie, rady do spraw młodzieży, rady pedagogiczne. Sprawy nauki studentów winny bardziej niż dotąd stać się ośrodkiem nia uczelnianych zainteresowa­organizacji partyjnych i organizacji mło­dzieżowych działających na wyższych uczelniach. Postępy w nauce a więc wyniki pracy studenta muszą być podstawowym kryterium oceniania ideowo-politycznej postawy studenta. Poprawie dyscypliny studiów mogłoby z pewnością służyć rozsądniej­sze wykorzystywanie systemu nagród i wyróżnień. aktywu warszawskich Wśród ni rozważa się między uczel­inny­mi możliwość stosowania wo­bec wyróżniających się stu­dentów prawa pierwszeństwa w wyborze pracy, otwarcia dla najlepszych „zamknię­tych“ miast, zerwania* z limi­towaniem stypendiów nauko­wych. Wydaje się jednak, że za wcześnie mówić o organizo­waniu szkoły wyższej, obli­czonym na tzw. „drogę suk­cesu“. Zbyt często jeszcze od­biega ona od założeń drogi pracowitości i rzetel­nego wykonywania obo­wiązków, "* JERZY WEBER T RUSKAWKI, jako najwcześniejsze i smaczne owoce są bardzo poszukiwane na rynku europejskim. Zarów­no w stanie świeżym jak i mrożonym. Również nie za­spokojone jest zapotrzebowanie krajowe. Tegoroczny sezon już trzeci z kolei raz rozczarował amatorów tych owoców Jak odbudować produkcję truskawek? Aby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba poznać przyczyny jej upadku. N ajbardziej dynamicz­nie produkcja truskawek rozwijała się w latach 1961—1965. Wzrosła sześciokrotnie — w ciągu czte­prawie rech lat z 26 tys. ton do około 148 tys. ton. Mówiono wtedy o „truskawkowym mocarstwie”, gdyż Polska znalazła się na drugim miejscu po Stanach Zjednoczonych, które zbierały około 220 tys. ton rocznie. Niegdyś małe ośrodki upra­wy, wykorzystując koniunktu­rę szybko przekształciły się w duże bazy, Przesłanki agro­techniczne oraz glebowe nie odegrały poważniejszej roli. Pewien ograniczony wpływ miała bliskość rynku zbytu, jakim jest Warszawa. Działał jednak przede wszystkim przykład sąsiedzki i możliwo­ści zdobycia gotówki, pożąda­nej zwłaszcza w okresie wio­sennym. Największy ośrodek uprawy truskawek powstał w dolinie środkowej Wisły, w rejonie wyznaczonym w przybliżeniu przez miasta Płock, Płońsk, Zwoleń i Nałęczów, W 1966 roku rejon ten dostarczył 72 proc. ogólnej ilości truskawek- Ta superkoncentracja była jedną z zasadniczych przyczyn dość szybkiego upadku tru­skawkowej potęgi. Lata 1966-1967 pewna stabilizacja cechowała produkcji na poziomie ponad 130 tys. ton. Przez spółdzielczość ogrodni­czą zostało to przyjęte z uczu­ciem ulgi. Nie było już groźnej „klęski urodzaju”. Mniejsze ilości owoców dało się łatwiej sprzedać, co korzystnie odbiło się na finansach truskawko­wych spółdzielni. Pierwsze oznaki widoczne były już w okresie prosperity. Nie zwrócono wówczas uwagi na groźne zjawisko: zmniej­szenie obszaru nowych nasa­dzeń. Fakt ten w starej bazie centralnej oceniano raczej ko­rzystnie, jako zmniejszenie nadmiernej koncentracji u­­praw. W roku 1967 wojewódz­twa: warszawskie, kieleckie i lubelskie dostarczają już tylko 63 proc. truskawek. Ale pra­widłowy stosunek bazy cen­tralnej do całego kraju szaco­wany był przez fachowców na 55 proc. tonażu. Niestety, baza likwidowała się dość centralna szybko, a inne nie rozwijały się w wy­maganym tempie- Niektóre nawet powoli zaczęły zmniej­szać nasadzenia. W 1968 roku nastąpił spadek produkcji i skupu truskawek prawie o 1/3 w stosunku do 1967. Przypisy­wano go w znacznej mierze szarej pleśni. Klęskowy był rok 1969. Ostra zima 1963—69 znacznie przerzedziła plan­tacje. W czasie chłodnej wio­sny wymarzła znaczna część kwiatów. Zebrano zaledwie 60 tys. ton truskawek, z któ­rych znaczna część nie nada­wała się do przetwórstwa i handlu. W.tym roku zbiory były nieco lepsze i wyniosły około 80 tys, ton. Ale tylko 54 proc. ilości sprzed pięciu laty. Lepsze zbiory tego roku można określić jako triumf odmiany Faworytka. Ciekawa jest struktura geo­graficzna tegorocznego skupu. Województwa „starych plan­tacji”: lubelskie, warszawskie i kieleckie dostarczyły 63,9 proc. owoców. Niełatwo jest stworzyć nowe bazy. Wpraw­dzie truskawki zawędrowały do woj. koszalińskiego, olsz­tyńskiego, zielonogórskiego — gdzie nie było upraw na ska­lę handlową — ale nie stwier­dza się tam wielkiego postępu. M OŻNA doszukiwać się wielu przyczyn zmniej­żenia szenia upraw oraz obni­urodzaju truskawek. Nadmierna koncentracja, któ­ra winna ułatwiać gospodarkę towarem, przyniosła szkodliwe reperkusje. Wielkie inwestycje przemysłowe, zwłaszcza Piock i Puławy oraz budownictwo wielkiej Warszawy doszczętnie oczyściły rejon podwarszawski z nadmiaru rąk roboczych. Truskawki tych rąk potrzebu­ją, nie tylko do zbioru, ale również do pielęgnacji upraw, zwłaszcza w pierwszym roku po nasadzeniu. Utrzymanie w odpowiedniej kulturze 1 ha plantacji wymaga około stu roboczodniówek. „Syn to zasadził i wyjechał do miasta, a ja z żoną ledwie nadążę, aby zebrać co się uro­dziło”. Jakże często otrzymy­waliśmy tę odpowiedź na pyta­nia, dlaczego plantacja zara­sta, perzem i innymi chwasta­mi, dlaczego jej nie opryska­no. Coraz więcej było zanie­dbanych plantacji, obniżały się plony, pogarszała jakość owo­ców. I jednocześnie spadały ceny. Piękne, doborowe owoce plantator mógł sprzedać sam, bez korzystniej pośrednic­twa spółdzielni. Wpływ kon­traktacji na rozwój upraw stał się iluzoryczny. Przy pomocy kilkuosobowe­go zespołu instruktorów, licząc plantatorów na setki i tysiące, truskawkowe spółdzielnie nie mogły wpływać na lepszy stan plantacji, skuteczniejszą o­­chronę fitosanitarną, na wła­ściwy dobór odmian i lokali­zację nowych nasadzeń. Wy­siłki te pomniejszał ponadto brak sadzonek wolnych od chorób, a zwłaszcza sadzonek odmian zalecanych do uprawy. Tradycja preferowała odmianę wczesną konsumpcyjną: Ana­nas. Spółdzielnie zaś nama­wiały do sadzenia Purpuratki, odmiany bardzo cennej dla przemysłu-Pierwsza z odmian okazała się bardzo podatna na choro­by, druga - mało wydajna. Średni plon z ha Purpuratki sięga zaledwie 4 ton, co przy «'zroście kosztów uprau'y i spadku pod znakiem zapytania stawdało opłacalność produk­cji. Na własnej skórze planta­tor przekonywał się o zawod­ności truskawek, jeśli nie po­trafił roślin chronić przed szkodnikami i chorobami. Pocieszającym faktem na tle tej minorowej sytuacji są o­­siągnięcia plantatorów bialo­stockłch. Na mapie z lat 1965- 66 małe trójkąciki dwu ledwo zaznaczonych baz białostoc­kich reprezentowały niespełna 0,3 proc. krajowej produkcji. W roku bieżącym białostockie plantacje stanowią ponad 6 proc. areału krajowego. Woje­wództwo sięga po piąte miej­sce w kraju, tuż za łódzkim. Jak się to stało? Senga Sen­­gana, czyli popularna Fawo­rytka, w województwach cen­tralnych atakowana przez sza­rą pleśń i silnie porażana przez roztocza — w ostrym wschod­nim klimacie na białostockich piaskach wykazała znacznie większą odporność. Białostocki truskawkowy neofita, wbrew tradycjom zaniedbanej kultu­ry rolnej, okazał się pojętnym uczniem. Można nawet obser­wować ciekau'e i udane do­świadczenia w uprawne truska­wek Przy zmianie polityki cen rejon białostocki odżył i przo­duje pod względem nowych nasadzeń. Działacze białostoc­kiej spółdzielczości planują już w najbliższych latach osiąg­nięcie zbiorów w wysokości 10 tysięcy ton. Zamiary te oparte są na realnych przesłankach. ZEGO więc potrzeba, żeby znów rozwijała _ produkcja truskawek? się Przede wszystkim niezbędne .Jest utworzenie w bazach pro­dukcyjnych plantacji matecz­nych, starannie chronionych przed chorobami i szkodnika­mi- Polityka cen, klasyfikacja owoców, premie jakościowe I eksportowe muszą preferować uprawę intensywną o wyso­kiej kulturze agrotechnicznej. Instytut Sadownictwa za parę lat będzie mógł dać nowe cenne odmiany. Plantatorzy niecierpliwie oczekują chudli kiedy Instytut Sadownictwa będzie mógł dostarczyć sa­dzonki truskawek wolne od niszczących plantacje chorób wirusowych AMBROŻY SZCZEPAŃSKI Jak przywrócić truskawkową potęgę? _________________ 3 wyczerpującej dyskusji, chcę wskazać, ze proponowane roz­wiązania winny zostać zhar­monizowane z wszechstronna i solidną ochrona dłużnika, pro­pozycje bowiem zakładają znaczne zaostrzenie reżimu ko­morniczego i mogłoby spowodo­wać w niektórych przypadkach zbyt bezwzględny drenaż, któ­ry mógłby niejednokrotnie ostro godzić w minimum egzy­stencji dłużnika i jego rodźmy. Należałoby, w moim przekona­niu, znacznie poszerzyć przepi­sy Kodeksu Postępowania Cy­wilnego w zakresie ochrony przed egzekucją niezbędnego mienia i środków finansowych dłużnika. Chodziłoby tu w szczególności o to, aby uzależ­nić wysokość ściąganej kwoty od stanu rodzinnego dłużnika tj. od ilości osób będących na jego faktycznym utrzymaniu. M. Kiry łowicz Suwałki LISTY CZYTELNIKÓW Jeszcze o kosztownych gestach W „Trybunie Ludu” z dnia 3 lipca 1970 r. ukazał się arty­kuł „Na tematy dnia" pod ty­tułem „Kosztowne gesty”. Do­tyczy on należności sądowych na rzecz jednostek gospodarki uspołecznionej. Podnosi się w nim i słusznie problem egzeku­cji tych należności. Wskazuje, że obecny stan jest niezadowa­lający, w konsekwencji nie­ściągalność roszczeń obniża wa­gę wyrokow sądowych a nadtc wzmaga wśród dłużników nie­frasobliwość i nieodpowiedzial­ność za swoje postępowanie wobec znacznej ilości tytułów wykonawczych, których reali­zacja jest przewlekła lub w ogóle nierealna. Nie chcę tu pisać o rzeczy­wistym niedbalstwie kierow­nictwa zakładów. Takie może się zdarzyć. Myślę jednak, że autor dosyć jednostronnie roz­patruje problem od strony wy­konawczej, natomiast nie roz­waża sprawy pod kątem prak­tycznych trudności wynikają­cych z poważnych niedopraco­­wań w przepisach prawnych i wyraźnego braku precyzji w przedmiocie kompetencji po­szczególnych organów. Moim zdaniem rzecz wymaga ureal­nienia przepisów i wyraźnego określenia kto i jakie ma w tej mierze obowiązki. Teraz np. ma pomagać w egzekucji Milicja Obywatelska. Polega to w szczególności na ustaleniu miejsca pracy dłuż­ników oraz ich miejsca pobytu. Obowiązek ten jednakże jest obwarowany koniecznością u­­przedniego wrykorzystania wszelkich możliwych środków przez wierzyciela we własnym zakresie. W praktyce więc po­moc MO jest iluzoryczna a po­szukiwanie dłużnika bardzo uciążliwe, przewlekłe i niesku­teczne. Ponieważ autor uważa, że wina za ten stan leży po stro­nie zakładów pracy, a kon­kretnie księgowości ców prawnych, trzeba czy rad­stwier­dzić, że pracownicy ci nie mają właściwie możliwości ustalenia stanu materialnego dłużników a szczególnie wtedy, gdy dłuż­nicy ci zmieniają pracę i prze­noszą się do innych miejsco­­wości położonych w dużej od­ległości od poprzedniego miej­sca zatrudnienia. Podobna sy­tuacja jest również wtedy, gdy dłużnik jest rzemieślnikiem, który ma możliwości zarobko­wania prywatnie i całe miesią­ce czy nawet lata nie jest nigdzie a posiada oficjalnie zatrudniony, środki finansow'e. których wierzyciel nie jest w stanie ujawnić. Również komornicy sadowi, do których obowiązków należy ustalenie stanu majątkowego dłużnika na wniosek wierzycie­la, w praktyce wobec opornych dłużników są niemal bezsilni. Wynika to z tego, że nie posia­dają oni wystarczającej kadry pracowniczej i w praktyce sam komornik — jedna osoba — musi miesięcznie załatwić set­ki egzekucji. Ponieważ jednak zależy mu na zarobkach (jest bowiem na procencie) w wy­padku jakichkolwiek trudności zwraca się do wierzyciela o po­danie mu dalszych danych od­nośnie dłużnika. których kolei wierzyciel nie może szyb­z ko podać. Wobec tego komor­nik w konsekwencji po roku oczekiwania sprawę umarza Czyżby więc obraz styczny? Co należałoby pesymi­zrobić żeby sytuacja uległa poprawie? Wydaje mi się, że przede wszy­stkim bez żadnych ograniczają­cych warunków i w zakreślo­nym ściśle terminie Milicja winna ustalać adresy, miejsce zatrudnienia dłużników a na­wet ich stan materialny. Du­żym ułatwieniem byłoby, gdy­by przy zwalnianiu z pracy w wydawanym zaświadczeniu u­­przedni pracodawca mógł poda­wać, o ile oczywiście byłoby jakieś zadłużenie, jeeo wyso­kość, tytuł i ew. jaka władza da­ne kwoty egzekwuje (komornik, upoważnione władze admini­stracyjne). Po otrzymaniu ta­kiego zaświadczenia nowy pra­codawca byłby zobowiązany automatycznie rozpocząć potrą­cenie na rzecz odnośnego wie­rzyciela właściwych kwot wynagrodzenia w nowym miej­z scu pracy. Proponowane roz­wiązanie było zresztą dyskuto­wane przy okazji rozważań wśród teoretyków na temat du­żych trudności z egzekucja na­leżności alimentacyjnych. Nie chcę zbyt rozszerzać za­gadnienia i traktuje moje uwa­gi jako przyczynkowe, temat bowiem wymaga obszernej i W sprawie krwi... Ostatnio na łamach naszej pra­sy pojawiło się kilka artykułów i informacji związanych z kłopo­tami „banku krwi” czyli z bra­kiem ludzi chętnych cio dawa­nia swej krwi na potrzeby na­szego lecznictwa. Tak się składa, że od przeszło roku jestem honorowym daw­cą ü.rwi w instytucie nematoiogii przy ul. Chocimskiej w Warsza­wie. Zapoczątkowało to zaprosze­nie jakie otrzymaliśmy w Ubieg­łym roku by zgłosić się tam z ty­­tuiu tego, ze jesteśmy oboje z mę­żem ludźmi prowadzącymi samo­chód. Poszliśmy bez oporow rozu­miejąc doniosłość zagadnienia za­równo w skali ogólnej jak i oso­bistej. Posiadanie książeczki krwiodawcy z oznaczoną grupą krwi może się zawsze barozo przydać, wypadków drogowych u nas niestety nie brakuje. Podob­na praktyka jest też stosowana zresztą za granicą, w wielu innych Krajacn. Wiaziaiam — cnoć sąuzę, że to przesada — samochody na których wymalowana była dużymi literami grupa krwi kierowcy. W dniu kiedy po raz pierwszy oddawaliśmy krew było na Cho­­timsKiej sporo łudzi, którzy po­dobnie jak my pospieszyli na we­zwanie. Niestety gdy odwiedziliś­my Instytut przed paroma dnia­mi, tłoku nie było... W czasie roz­mów z różnymi znajomymi wy­wnioskowałam, że ich opory mają trzy źródła. Po pierwsze obawiają się o własne zdrowie. Absurd — 200 gr. kiwi oddane w odstępie pół roku czy roku nie przynosi żadnej szkody organizmowi. Poza tym każdy poddawany jest przez le­karzy dokładnemu badaniu i jeś­li jest jakiekolwiek przeciwwska­zanie krwi nie pobiera się. Po drugie boją się bólu. Otóż jeśli chodzi o personel na Chocimskiej to jest on na najwyższym facho­wym poziomie, obyśmy tak znako­mitych pielęgniarek mieli więcej. Po trzecie — wielu się zasłania brakiem czasu. Pragnę zakomu­nikować, że cała ta „operacja” nie trwa dłużej niz dwie godziny od pobrania próbki, poprzez analizę i badania lekarskie. Otrzymuje się też na miejscu zwolnienie z pracy na jeden dzień. Można więc po „trudach” znakomicie wypo­cząć. Honorowy krwiodawca cie­szy się przywilejami — nie obo­wiązują go w punkcie dawania kiwi żadne kolejki, ma wszędzie pierwszeństwo i otoczony lest ta­ką serdeczną, miłą i życzliwą at­mosferą, że już to samo wynagra­dza mu jego — niewielkie prze­cież — „poświęcenie”. J. R. K. z Mokotowa (imię 1 nazwiSKO znane ret Nie tylko dla „pechowców” Przed kilku dniami Jedna z ga­zet warszawskich zaopatrzyła in­formację Polskiej Agencji Praso­wej na temat nowych zasad egza­minów dojrzałości tytułem „Dla pechowców — świadectwo ukoń­czenia liceum”. To prawda, że ci, którym się na maturze nie po­wiedzie, będą mogli otrzymać świadectwo ukończenia liceum ogólnokształcącego. Ale jest także prawdą, że nowy regulamin prze­widuje, iż uczniowie, którzy nie przystąpią do egzaminu dojrzałoś­ci (względnie od niego odstąpią) otrzymają także świadectwo ukończenia liceum, o czym infor­mowała wcześniej „Trybuna Lu­du” we własnej Informacji. A więc nie tylko ..pechowcy” będą mogli legitymować się średnim wykształceniem lecz także mło­dzież, która z różnych powodów i z własnej woli nie będzie zda­wać egzaminu dojrzałości bezpo­średnio po ukończeniu klasy czwartej. Sprowadzenie całej spra­wy wyłącznie do pechowców” przez jedną z najbardziej poczyt­nych gazet warszawskich wpro­wadza w błąd czytelników a jed­nocześnie krzywdzi tę młodzież, która zgodnie z nowym regulami­nem może przystąpić do egzami­nu dojrzałości. W świetle tego faktu do grupy pechowców nale­żałoby raczej zakwalifikować autora tytułu wspomnianej infor­macji zniekształcającej nowe za­sady egzaminu dojrzałości Jan Z — Warszawa (nazwisko I adres znane redakcji) NAJWYŻSZY Wkrótce Centralny Ośrodek Kon strukcyfno-BadawCzv przemysłu Okrętowego zostanie przeniesiony do nowej siedziby, najwyższego budynku w Gdańsku. Fot. Z. Błażewicz

Next