Żołnierz Wolności, kwiecień 1971 (XXII/77-101)

1971-04-08 / nr. 83

„Oficer, chorqiy, poidoficeß tak jak każdy działacz pracu­­jqcy na kierowniczym stcSnowłskju, w codziennym karacie trosk i pracy musi znaleźć siły \ cza* na chwilę zadumy nad własnq postawq i działaniem... konfrontację swojego postępowa­nia z obowiqzujqcymi go normami” — pisze ppłk M. JUREK w artykule „POSŁANNICTWO pOWÓDCY” („2W" nr 52). L EKTURA cytowanego arty­kułu pobudza do refleksji. Wszak każdy z nas żołnierzy zawodowych stoi na odpowiednim szczeblu drabiny podwładni — prze­łożeni. Potrzeba konfrontowania własnego postępowania z obowią­zującymi normami wynika nie tyl­ko ze sprzyjającej atmosfery, ale i z tego, że owe normy nabrały jakościowo nowej treści, zdeter­minowanej obowiązującymi nowy­mi regulaminami Sił Zbrojnych PRL. Był wystarczająco długi czas na szeroką dyskusję nad kształtem no­wych regulaminów, w czym niema­łą rolę odegrały łamy ..Żołnierza Wolności“ Okres dyskusji minął— i z tego trzeba zdać sobie w pełni sprawę Regulaminy nabiały mocy rozkazu, co w układzie funkcjo­nalnym armii oznacza w zasadzie kres rozważań i komentarzy. Przypomnienie tego truizmu wy­daje się celowe, gdyż na niektórych szczeblach dowodzenia nadal trwa swoista dyskusyjna interpretacja treści regulaminów: co musi być przestrzegane, co można, a co da się pominąć? Tego typu spekulatywny stosunek do norm zawartych w regulami­nach stwarza szczególny rodzaj nie­bezpieczeństwa. Przełożony — za­miast uczyć i wpajać podwładnym przekonanie o bezwzględnej ko­nieczności wykonywania rozkazów — lansuje ich „przetrawianie“ — a­­nalizowanie. co w nich jest realne, a co nie — przy czym za kryterium posiużyć ma własny (wygodny) punkt widzenia. Jest to źródłem traktowania regulaminów nie jako jednolitej całości, lecz dwóch części przy wprowadzaniu buchalteryjne­­go podziału na „winien“ i „ma“. Przy czym pod „ma“ podciąga się to wszystko, co należy bezpardono­wo wyegzekwować od podwład­nych i temu nie towarzyszą żadne wątpliwości. W stosunku do „wi­nien“ (obowiązki wobec podwład­nych i swoich przełożonych), podej­ście bywa — delikatnie mówiąc — elastyczne, w którym do głosu do­chodzi osobiste „ja“, czasem przy­słaniane płaszczykiem preferencji społecznych. Szkodliwość takich zjawisk jest oczywista, jeżeli uwzględni się szu­kanie przez podwładnych u swoich dowódców wzorców osobowych, ła­twość wychwytywania i adaptowa­nia ich słabości i wreszcie fakt, ze na przełożonych spoczywa odpowie­dzialność za wykonanie zadań służ­bowych przez powierzony im zespól ludzi. A przecież odpowie­dzialność jest zrozumie­ Dla kogo regulaminy ? stawianych ocen (im nizszy szcze­bel kontroli, tvm - na wszelki wy padek — niższa ocena), bywało, że dziwiła ich powierzchowność. Nie­raz ważniejsze było „czołem, oby­watelu...“, urządzenie niektórych pomieszczeń lub zmiana jednego słowa w dokumencie, od np. pełne­go wcielenia w życie relatywnego stosunku podwładny — przełożony — podwładny. Ba, bywało, że sam lustrator miał długie włosy iub przy kawie przechodzi! na „pan“ lub „ty“. Z góry zgadzam się z opo­nentami — zdarzało się to bardzo rzadko — ale czy nie zdarzało się w ogóle?! Podwładny - przełożony - podwładny kpi. ANDRZEJ BŁAŻEJ Biem obowiązków — właści­we zrozumienie własnych obowiąz­ków i sumienne ich wykonywanie warunkuje sprawne kierowanie podwładnymi i ułatwia wpojenie im przekonania o konieczności przestrzegania wojskowych norm prawnych. Taka intencja zawarta jest w pkt. 33 regulaminu służby wewnętrznej, gdzie stwierdza się, że „przełożony powinien dawać przykład (podkr. moje AB) odwagi, wytrwa­łości, ścisłego przestrzegania regu­laminów i rozkazęiw“. Przytaczając wybrane fragmenty regulaminów, powoduję się chęcią dokonania próby konfrontacji teo­rii z życiem. Taką konfrontacją zaj­mowały się zresztą liczne kontrole i lustracje ze wszystkich szczebli przeprowadzane na początku tego roku. Pomijając obiektywność wy­Przykładów nieregulaminowego postępowania dostarczały nawet niektóre odprawy poświęcone wdrażaniu regulaminów w życic. Nieraz na głowy winnych zanie­dbań sypały się gromy lub kary (ad hoc) w warunkach wyraźnie koli­dujących z pkt. 39 tego regulaminu, gdzie czytamy: „...wobec podleg­łych dowódców przełożony powi­nien postępować w sposób taktow­ny. W obecności ich podwładnych lub niższych stopniem i stanowis­kiem oraz osób postronnych powi­nien unikać uwag, które mogłyby poderwać ich autorytet dowódcy“. Obserwując w postawach niektó­rych przełożonych ścisłą współza­leżność na zasadzie mechanizmu reakcji łańcuchowej — przełożony, który sam uskarża się na niewłaś­ciwe traktowanie go przez swego zwierzchnika, popełnia w stosunku do swoich podwładnych te same błędy, czasem nawet z nawiązką. Jest to kolejnym potwierdzeniem wpływu przykładu osobistego na postępowanie podwładnych. Skonfrontujmy z życiem jeszcze jedno postanowienie regulaminu, nie podważając absolutnie całościo­wych wyników prowadzonej od dłuższego czasu batalii, której wy­razem finalnym ma być urzeczy­wistnienie cytowanego punktu: „Żołnierz w mundurze powinien być zawsze ubrany zgodnie z prze­pisami ubioręzymi, czysto i staran­nie’ - stwieidza się w regulaminie. Niestety zdarza się jeszcze, że przełożony, strofując podwładnego za braki w wyglądzie, sam jest nie ogolony, w mundurze nie wypraso­wanym, poplamionym lub porozpi­nanym. Zakładając sporadycznosć takich sytuacji, warto chyba poku­sić się o zupełne ich wyeliminowa­nie. Rozwijając dalej myśl można by wyważać, jak w praktyce przestrze­gane są wszystkie przywileje i u­­piawnienia podwładnych usankcjo­nowane regulaminem. Nie o to jed­nak chodzi jeżeli tych kilka uwag jest świadomie jednostronnych, to dlatego, że ta druga strona — pod­władni o wiele częściej trafiają na łamy prasy, nie mówiąc już o oce­nie ich postaw w praktyce wojsko­wej. Daleki jestem od generalizowania problemu, sygnalizuję jedynie ko­nieczność dostrzegania i przeciw­działania zjawiskom negatywnym. REULAMINY DOTYCZĄ WSZY­STKICH ŻOŁNIERZY, a normując postępowanie i obowiązki przełożo­nych, wychodzą naprzeciw rozwo­jowi socjalistycznego charakteru naszej armii. Wysokie wymagania stawiane kadrze w dziedzinie kierowania po­wierzonymi zespołami wynikają z zasad etyki marksistowskiej, która — jak pisze M. Michalik — nakłada na członków grupy zawodowej woj­skowych określone powinności mo­ralne — od zasady koleżeństwa żoł­nierskiego, po zasadę sprawiedli­wości w ocenie podwładnych i za­sadę poczucia odpowiedzialności. W tym świetle dalsze przenosze­nie na grunt wojskowy idei uchwał VIII Plenum KC PZPR powinno - sądzę — nacechowane być — bar­dziej samolcrytyczną oceną własne­go postępowania dokonaną przez każdego żołnierza zawodowego, w czym inspirująca rola przypada or­ganizacjom partyjnym wojska. gSEESSS** KOMIKA • W iwiązku ze zbliżającą się 80 rocznicą wybuchu III Powstania Ślą­skiego, ośrodek metodyczny przy OKO we Wrocławiu wydał specjalne opraco­wanie pod tytułem „Rota Górnośląska”. W treści wydawnictwa znajduje się zwięzły szkic historyczny pióra Hen­ryka Zielińskiego oraz wybór wierszy, scenariusz okolicznościowej wieczor­nicy poetyckiej, a także zestaw pytań i odpowiedzi do konkursu na temat wspomnianego powstania. Autorem opracowania, przeznaczonego dla ak­tywu kulturalno-oświatowego w jed­nostkach Śląskiego OW, jest starszy instruktor ośrodka metodycznego Wer­ner Adamski, (z) © U przeciwpancerniaków Śląskiego OW odbył się kolejny zlot przodowni­ków wyszkolenia. W programie, po uroczystym apelu całego stanu osobo­wego jednostki, znalazły się konkursy wiedzy politycznej, artyleryjskiej i ogólnowojskowej. pokazy sprawności bojowej oraz liczne atrakcje. W części artystycznej wystąpił amatorski zespól estradowy pod kierownictwem Władysława Fijałkowskiego. (Fr) T" tow. # Sześćdziesięciu żołnierzy wraz % dowódcą mjr. Leonem Nawrockim z Krakowskiego Pułku OT brało udział przy gaszeniu pożaru budynków Spół­dzielni „Podhalanka“ w Makowie Pod­halańskim. Żołnierze uratowali z ognia maszyny i urządzenia wartości ponad 2 min złotych, (rh) • Kluby Oficerów Rezerwy z po­wiatu i miasta Częstochowy mają wspólny zarząd, na którego czele stoi kpt. rez. Jan Jakubczak, dyrektor MPGK w. Częstochowie. Je$t on do­brym organizatorem i wspólnie z mjr. Eugeniuszem Brolem, który z ramienia PS W opiekuje się KOR, kieruje oży­wioną działalnością oficerów rezerwy. Jednym z aktywniejszych klubów jest KOR przy kopalni rudy żelaza w Dźbo­­wie, którym m.in. organizuje u siebie częste prelekcje mające na celu pogłę­bianie wiadomości fachowo-wojsko­wych. Natęży podkreślić duże zaanga­żowanie oficerów rezerwy w pracach Zakładowych Oddziałów Samoobrony; np. w Zakładzie Szkła Hutniczego w Sabiniewie — najlepszy i największy ZOS w powiecie — dowódcą jest mjr rez. Włodzimierz Peżalski, a jednym z aktywistów ZOS jest mjr rez. Antoni Przesmycki. Wysoko oceniają pracę oficerów re­zerwy poszczególne dyrekcje zakładów pracy: pomagają im przy organizawa­­niu wspólnych wycieczek i realizacji poczynań wymagających większych na­kładów finansowych. (HR) • Tradycyjnym zwyczajem w hallu wystawowym wrocławskiego OKO urzą­dzane są interesujące ekspozycje twór­czości artystycznej. Kolejna wystawa pt. „Drzewa” składa się 30 prac zna­nego dolnośląskiego artysty-fotografika, Stefana Arczyńskiego. Wystawę przy­­gotowało kierownictwo OKO wespół z wrocławskim oddziałem Związku Polskich Artystów Fotografików i Biu­rem Wystaw Artystycznych, (zef) • Z Inicjatywy kola ORW, któremu przewodniczy ob. Urszula Szafrańska, w tamtejszym GKO odbywają się co tydzień „klubowe czwartki“ dla kobiet. Na program każdego „czwartku” skła­dają się ciekawe pogadanki i dyskusje, konkursy, dobra muzyka i różnego ro­dzaju popisy artystyczne. Jeden z tego rodzaju wieczorów miał charkter poka­zowy i uczestniczyły w nim aktywistki kół ORW z innych jednostek oraz człon­kinie Okręeowej Rady ORW i przed­­stawicele Zarządu Politycznego Śląs­kiego OW. (zf) • „Niedziela z tatusiem” — to hasło, pod którym jeden z garnizonowych klubów oficerskich w Śląskim OW or­ganizuje co miesiąc specjalne imprezy dla najmłodszych. Pierwsza tego ro­dzaju „niedziela“ poświęcona była spot­kaniu z aktorami wrocławskiego teatru lalek- Artyści doskonale bawili widow­nię. prezentując teatr widziany od strony kulis. Podczas kodejnego spot­kania dziatwy przybyłej do klubu w towarzystwie tatusiów obecni obejrzeli atrakcyjny program amatorskiego tea­tru „Kopciuszek“. Inicjatorem udanych „niedziel z tatusiem“ jest ofic. Zyg­munt Stańczyk, (z) © Jak już informowaliśmy, służba żywnościowa Śląskiego OW podjęła ambitny plan intensyfikacji produkcji w przykoszarowych gospodarstwach, przede wszystkim w hodowli trzody chlewnej. Kwatermistrzostwo okręgu wydało w związku z tym ciekawy mate­riał instruktażowy pt. „Zasady racjo­nalnej hodowli, chowu i żywienia trzo­dy chlewnej w gospodarstwach przyko­­szarowych“. Broszurę. dostarczoną wszystkim jednostkom wojskowym, opracował mgr inż. zootechnik Zbig­niew Boniecki, pracownik służby żyw­nościowej Kwatermistrzostwa Śląskiego OW. (Fr.) © Młodzież pow. olkuskiego ma wy­próbowanego przyjaciela w miejsco­wym Powiatowym Sztabie Wojskowym. Jego szef ppłk Jerzy Łaszczewski żywo interesuje się pracą i problemami orga­nizacji młodzieżowych. 3—4 razy w mie­siącu spotyka się z młodzieżą. W czasie tych spotkań omawia się nie tylko sprawy samoobrony, ale również wszel­kie problemy interesujące młodzież. Również kadra PvŚW dużo pomaga mło­dzieży, nic więc dziwnego, że garnie się ona do PSW i szuka tu pomocy w or­ganizowaniu wystaw o tematyce woj­skowej, gazetek ściennych oraz mate­riałów propagandowych. Bolączką szta­bu — i nie tylko w Olkuszu -- jest zbyt mała ilość otrzymywanych materiałów propagand f>wvrb. które można ofero­wać młodzieży. (H) Mistrzowie żołnierskiego rzemiosła —MHIIiimMIPlillllli I Uli Ml II...II...... i 1 na spotkaniu w Inspektoracie Szkolenia MON PPOR. JAN FURTAK - starszy instruktor spadochrono­wy w jednostce Wojsk powie­­trzno-desantowych. W okresie ponad dziesięcioletniej pracy na stanowisku instruktora spa­­dochronowego wyszkolił tysią­ce żołnierzy - spadochroniarzy. Ofiarny i oddany w służbie. Pnsirtrln ńttrrn nein nni rt n, 1/ _ ------------------ — ~ w *~ uprawnianiu i rozbudowie na­­ziemnej bazy szkoleniowej. Wykonał 1000 skoków z róż­nych wysokości i tu trudnych warunkach. PPOR. ZENON RAJCZYK - szkolenie lotnicze i spadochro­nowe rozpoczął w 1954 r. w Krakowskim Aeroklubie. Jako dowódca plutonu wzorowo szkoli i wychowuje podwład­nych. Osobiście wykonał około 700 skoków spadochronowych. Jego podwładni należą do naj­lepiej wyszkolonych żołnierzy w jednostce. PPOR. ADAM BUJNOWSKI — starszy instruktor spadochro­nowy w jednostce wojsk po­­wietrzno-desantowych. W okre­sie sześciu lat wykonał ponad 1000 skoków ze spadochronem w ,różnych warunkach, z róż­norodnych typów samolotów i śmigłowców. Posiada bogate doświadczenie w szkoleniu i pracy wychowawcze). Należy do aktywnych członków Aero­klubu PRL. Iß I służbie w wojskach powietrz­­no-desantowych mówi się, że jest ciężka, pełna wyrzeczeń, wymagająca wysokiej sprawności fizycznej, idealnego stanu zdrowia, odwagi i prowadzenia niemal spar­tańskiego trybu życia. Ale obraz nie byłby pełny, gdybyśmy nie podkreś­lili, iż ta twarda służba ma w sobie wiele romantyki, surowej romantyki działania w powietrzu, na lądzie i wodzie, działania w najbardziej skomplikowanych warunkach współ­czesnego pola walki. Ażeby sprostać stawianym zada­niom, oprócz dobrego opanowania żołnierskiego rzemiosła, należy rów­nież czynnie uprawiać spadochro­niarstwo, dobrze pływać i posiąść umiejętność prowadzenia różnorod­nych pojazdów mechanicznych. Te trudne warunki służby kształtują najlepsze cechy żołnierskie, a prze­de wszystkim: koleżeństwo, ofiar­ność, odwagę i umiłowanie wybra­nego zawodu. Wśród wielu młodych przodujących oficerów wojsk po­­wietrzno-desantówych ppor. Adam Bujnowski, ppor. Jan Furtak i ppor. Zenon Rajczyk należą do czołówki. Szkoląc żołnierzy jako dowódcy plu­tonów i instruktorzy spadochronowi, osiągają zawsze bardzo dobre wy­niki. Reprezentują wysoki poziom wiedzy ideowo-politycznej, są ak­tywnymi działaczami partyjnymi jednostki. Osiągnięcia w pracy służbowej i społecznej zawdzięczają rzetelnej, sumiennej pracy na co dzień. Uzna­nie wśród przełożonych, kolegów i podwładnych zdobyli uporczywą pracą w doskonaleniu swojej wie­dzy wojskowej, a w tym własnych umiejętności spadochronowych. W ciągu paru lat ppor. Bujnowski i ppor. Furtak odbyli ponad 1000 sko­ków spadochronowych, ppor. Raj­czyk ok. 700. Nauczyli opanowania tej trudnej, lecz jakże potrzebnej umiejętności poważne zastępy żoł­­nierzy-spadochroniarzy. Sami będąc prawdziwymi asami spadochroniar­skiego kunsztu i mistrzami dobrej wojskowej roboty, wyszkolili swoje pododdziały tak, że są zdolne wyko­nać każde postawione im zadanie. Dla żołnierzy szkolonych przez ofi­cerów: Bujnowskiego, Furtaka i Rajczyka niestraszne są skoki gru­powe z różnych wysokości, skoki na wodę, skoki nocne, również w pere­me nieznanym, z pełnym oporządze­niem i odpowiednim uzbrojeniem. Wzorowych, przodujących w służ­bie oficerów z okazji odbycia 1000 skoku przyjął piówny—Inspektor czyk. Złożył im gratulacje, wyraża­jąc jednocześnie uznanie za dotych­czasowe osiągnięcia osobiste i w szkoleniu podwładnych. Wraz z ży­czeniami dalszej owocnej służby ppor. Bujnowski, ppor. Furtak i ppor. Rajczyk zostali wyróżnieni cennymi upominkami. mjr HENRYK CEBULSKI Proftfemy rozwo/a mągśli iwolsfcowę/ \? I A tle historii wojen i wojskowości instytu­cja sztabów jest two­rem młodym. Trudno ustalić moment naro­dzin tego organu woj­ska, lecz co do jednego wszyscy historycy są zgodni: sztaby woj­skowe zrodziły się wówczas, gdy wojny stawały się zjawiskiem co­raz bardziej skomplikowanym, bo­gatszym w masy ludzkie i rozwi­jającą się technikę. Słowem — po­jedynczy umysł dowódcy nie mógł podołać ogromowi problemów, któ­re od tych czasów musiały być roz­patrywane zespołowo. Jeżeli praca zespołu zdążała do jednego celu, to musiano rozwiązać problem komu­nikatywności, a więc dokumentacja bojowa znalazła także rację swo­jego bytu. Często zdumienie ogarnia każ­dego, kto uprzytomniwszy sobie ten logiczny tryb narodzin i sens istnienia sztabów wojskowych spo­tyka się z niepochlebnymi określe­niami. dotyczącymi tej instytucji, formułowanymi czasem i przez wytrawnych żołnierzy. Co wpłynę­ło na to, że w oczach wielu współ­czesnych wojskowych (zwłaszcza „niecierpliwych“ dowódców - zle­ceniodawców, jak i podwładnych­­-zleceniobiorców) wartości opera­tywne sztabu ulegają wyraźnej de­waluacji? Tradycjonalizm nie na miejscu Ogólnie mówi się, że sztaby po­szczególnych armii pracują w ta­kim stylu, według jakiej szkoły je wyszkolono. Rozróżnia się wtedy wyraźnie starszą szkołę francuską, której zasady przyznają sztabom tylko rolę wykonawczą z uznaniem monokratyczności dowódcy oraz szkołę młodsza — radziecką, w myśl której sztabowi przyznaje się rolę doradczą w stosunku do do­wódcy. Oczywiste jest. że ta dru­ga szkoła wywarła bezpośredni wpływ na kształtowanie się stylu pracy sztabów naszego wojska. Nie tak dawno, bo na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych, tj w okresie, gdy usystematyzowano doświadczenia drugiej wojny, s warunki polityczne nakazywały in­tensyfikację szkolenia wojskowego — ćwiczenia sztabów sprowadzały się do dokładnego rozpracowania działań wojsk w postaci planów, popartych obszernymi, przejrzysty­mi i szczegółowymi kalkulacjami. Te żmudne i pracochłonne przed­sięwzięcia miały na celu zsynchro­nizowanie działania wszystkich od­działów i komórek w skompliko­wanej machinie wojennej. Styl pracy ówczesnych sztabów charak­teryzowały trzy wyraźne etapy: — propozycji, w których trzon operacyjny i specjalistyczny szta­bu w obszernych i szczegółowych referatach informował dowódcę o całokształcie możliwości, sugerując jednocześnie najlepsze rozwiązania; — planowania, które właściwie rozpoczynało się od sakramental­nego „zdecydowałem“ dowódcy; — realizacji planów (w tym roz­­kazodawstwo. kontrola itp.). Mimo całego pośpiechu towarzy­szącego tym pracom, dzisiaj, z per­spektywy i at tamte wspomnienia przybierają obraz zwolnionego fil­mu. Rozwój techniki wojskowej, a co za tym idzie — wzrost ruchli­wości oddziałów, permanentnie wzrastające tempo procesów przy­gotowawczych we wszystkich dzie­dzinach techniki wojskowej spowo­dowały, że nieubłaganie skraca! się czas. w którym sztaby mogły rea­lizować swoje przedsięwzięcia w celu przygotowania działań bojo­wych: od wymiaru rzędu miesięcy (np. w okresie przygotowania ofen­sywy styczniowej w 1945 r.) do rzędu kilku—kilkunastu godzin w warunkach współczesnych, przv czym nic nie wróży, że ten ostatni wymiar będzie ostateczny na przy­szłym polu walki. Nic więc dziwnego, że w miarę skracania się czasu ciągle stylizo­wano pracę sztabu, przystosowu­jąc jej przebieg do wymagań wa­runków walki. W wyniku tego zniknęły bezpowrotnie pękate tecz­ki dokumentów i map. zastąpione nielicznymi, skondensowanymi do­kumentami o dużej przydatności prakseoiogicznej. Cóż jednak z te­go, kiedy przyzwyczajenie, stając się druga naturą człowieka, prze­kornie dąży do zachowania starych nawyków, nazywając je mylnie pielęgnacja kultury sztabowej. W imię śego lub też mylnie inter­pretowanego dążenia do „cało­­kształtowości“ dokumentacji, rodzą się w sztabach często dokumenty (zwłaszcza mapy) przypominające swym wyglądem plakat przełado­wany kolorami i szczegółami. Chwila kontemplacji ze strony roz­sądnego użytkownika takiego do­kumentu doprowadza do refleksji: Ileż tu szczegółów nieużytecznych niezbędny do wykonania wszyst­kiego, co konieczne, w maksymal­nym tempie, w działaniach zaczep­nych w zasadzie zależy od woli na­cierającego, który może określić moment rozpoczęcia działań w do­wolnie (teoretycznie) opóźnionym terminie, majac na uwadze zasa­dę, że zwłoka w działaniach może stać się sprzymierzeńcem obrońcy. Jeżeli w działaniach zaczepnych sztab w zasadzie zawsze znajdzie czas na opracowanie podstawowej dokumentacji bojowej (przy czym W tym przypadku organizujący obronę, korzystając z prawa ciągle posiadanej przewagi nad bitym na przedpolu przeciwnikiem, może podjąć decyzję o przejściu do obro­ny, zachowując jeszcze przez pe­wien czas inicjatywę. Zaniechanie działań zaczepnych w stosunku do osłabionego nieprzyjaciela stwarza dogodne warunki czasowe do zor­ganizowania obrony w okresie od momentu wstrzymania natarcia do momentu rozpoczęcia działań za­czepnych przez podchodzące siły przeciwnika. Jeżeli tylko zaistniał taki okres w działaniach, to bez względu na czas jego trwania sztab powinien zrobić wszystko, aby go Deficyt czasu kontra KLASYCZNE FORMY DOKUMENTACJI płk CZESŁAW MOLL w dalszym kierowaniu działaniami! W jakich warunkach działania można sobie pozwolić na zmarno­wanie takiej ilości drogocennego czasu i skrupulatne wypisywanie sążnistych testów w legendzie? A wykonawca w milczeniu pod­suwa otwartą instrukcję, w myśl której w legendzie (do mapy de­cyzji dowódcy - przyp. CM) m o ż­­n a podawać... cały zbiór rzeczy potrzebnych i niepotrzebnych. Chy­ba w imię szacunku dla tradycji ale nie taki tradycjonalizm po­winien być pielęgnowany.. Planowanie a inicjatywa Współczesne działania bojowe wymagają od sztabu umiejętności zorganizowania działań wojsk w ciągu kilku godzin Oczywiście nie należy tego czasu identyfikować z całokształtem prac przygotowaw­czych wojsk i służb, gdyż okres potrzebny na realizację tych przed­sięwzięć jest wyraźnie dłuższy i najczęściej zamyka się w grani­cach kilkunastu godzin. Ten czas. nie zawsze jej treść będzie odpo­wiadać pod względem obszerności wymaganiom regulaminów), to w działaniach obronnych warunki czasowe mogą się przedstawiać różnie. Nie ulega wątpliwości, że najkorzystniejsze będą te, w któ­rych obrona będzie organizowana bez styczności z przeciwnikiem; trzeba się zgodzić z tym, że w ta­kich warunkach sztab zrobi wszyst­ko, aby plany obrony znalazły jak najpełniejsze odbicie w dokumen­tacji oraz że proces opracowania dokumentacji będzie zbliżony do podręcznikowego Gorzej jednak będzie, jeżeli sztab zostanie zmu­szony do opracowania planu obro­ny wojsk będących w bezpośred­niej styczności z nieprzyjacielem. Pojęcie bezpośredniej styczności jest bogate i obejmuje długi szereg przypadków, z którvch wystarczy rozpatrzyć dwa skrajne: a) Przechodzi się do obrony w trakcie działań zaczepnych, wskutek sygnału o podchodze­niu przeważających sił prze­ciwnika do rejonu walki. wykorzystać do zaplanowania wal­ki i opracowania (w miarę możli­wości) niezbędnej dokumentacji, użytecznej w procesie kierowania walką obronną. b) Obrona jest wynikiem nagłe­go zwrotu na polu wałki, np. dotychczas broniący się prze­ciwnik wykonał zmasowane uderzenie BMR, uzyskująG przez to wyraźną zmianę sto­­suku sił, a wyprowadzony je­go kontratak przerodził się w regularne natarcie. W takich warunkach planowanie obrony i opracowanie dokumenta­cji przyjmie dość ciekawy przebieg. Dokumentacja bojowa będzie się rodzić w czasie walki i niejedno­krotnie niezależnie od woli ob­rońcy. Sztab powinien dostosować się do tego, wykorzystując każdą okazję do przejęcia inicjatywy i pokrzyżowania zamiarów naciera­jącego czy to drogą wyprowadze­nia zwrotów zaczepnych, czy też narzucenia warunków walki przez organizację i uporczywą obronę kolejnych, dogodnych rubieży. To zjawisko nawet w najtrudniejszych warunkach walki będzie zawsze pieczołowicie przygotowywane i planowane w stosunku do wszyst­kich rodzajów wojsk i służb, świadczących na ten cel swój wy­siłek bojowy. Można więc pokusić się o pew­ne uogólnienie, w myśl którego każde planowe działanie jest prze­jawem inicjatywy obrońcy, przy czym nie zawsze planowemu dzia­łaniu musi towarzyszyć pełna do­kumentacja. Przeciwnie, nawet najlepiej opracowany plan obrony może okazać się bezużyteczny, je­żeli nacierający w pełni zdoła na­rzucić obrońcy swoją wolę. Opracowanie a wypracowanie decyzji Wiadomości pisane (instrukcje, podręczniki, skrypty itp) mają to do siebie, że w miarę ich czytania łatwo wytwarza się w wyobraźni odbiorcy obraz chronologicznego na­stępowania po sobie kolejnych czynności w pracy sztabu nad de­cyzją dowódcy do działań. Tym­czasem między wypracowaniem (abstrakt, idea działania, myśl ro­zegrania walki), a opracowaniem (w postaci dokumentów, rozkazo­­dawstwa itp.) istnieją w różnych warunkach działania inne współ­zależności i proporcje. Im bardziej będzie ograniczony czas na orga­nizację działań, tym wyraźniej za­rysuje się konieczność wydawania wątkowych, wstępnych zarządzeń, kierunkujących działania równo­legle z pracą myślową, mimo że treść tych zarządzeń nie będzie jeszcze do końca dopracowana. Oczywiście taki styl pracy zawiera wiele mankamentów w porówna­niu z uporządkowanym trybem pracy sztabu- zarządzenia wyma­gają często późniejszych poprawek, uzupełnień lub zgoia poważniej­szych zmian. Opracowanie decyzji musi się rozpocząć równolegle do pracy koncepcyjnej od momentu otrzymania zadania, jeżeli doku­mentacja ma zachować pełną war­tość użytkową dla jej wykonaw­ców. Czy jednak w myśl powyższego w każdych warunkach walki sztab jest obowiązany do opracowania i »fili iii ||jTT7{| planu działań w postaci dokumen­tacji przewidzianej w regulami­nach ? Pozornie prowokacyjna treść tego pytania powinna być rozpatrzona na tle warunków za­łożonych w drugiej z przytoczo­nych skrajności dla działań obron­nych, organizowanych w stycznoś­ci z przeciwnikiem, aby dokonać dwu godnych uwagi spostrzeżeń: 1. Opracowanie dokumentacji do obrony dla oddziałów już zaanga­żowanych w walkę obronną będzie przysłowiową poobiednią musztar­dą. 2. Flanowanie (w stosunku do wojsk walczących) działań, mają­cych nastąpić za kilka godzin, sta­je się bezsensowne wobec inicjaty­wy przeciwnika. Cały wysiłek szta­bu- może się okazać całkowicie chybiony i przypominać zakończe­nie sparodiowanej koniugacji: „my — planujemy, wy — planujecie, oni — ...robią swoje“. Słuszny wydaje się postulat, w myśl którego sztab w takich trud­nych sytuacjach powinien szcze­gólną uwagę skierować na plano­wanie działań wszystkich sił i środków będących poza sferą od­działywania inicjatywy przeciwni­ka (odwody, środki dyspozycyjne, uzupełnienia itp), jako instrumen­tów przejęcia inicjatywy. Uogólniając: planowanie i opraco­wanie dokumentacji w niektó­rych przypadkach działań obron­nych nie może odbywać sie w try­bie podręcznikowym: uparte obsta­wanie przy klasycznej formie do­kumentacji może w takich przy­padkach istotnie stać się synoni­mem biurokracji. Żołnierz Wolności nr 83 --------- -----.. _— ■ --- ------------ Str. 3

Next