Trybuna Ludu, wrzesień 1968 (XXI/240-269)

1968-09-16 / nr. 255

PONIEDZIAŁEK, 16 WRZEŚNIA 1988 R. — KR ggj____________________________________________________________________TłCYfeUNA LUDÜ___________________________________...................,......._..................................... Korespondencyjne rozmowy B ĘDĘ się starał rzecz wy. łożyć możliwie przys­tępnie, chociaż trudnoś­ci sa podwójne. Temat zwią­zany jest — po pierwsze — z prawem cywilnym: a po wtóre — dotyczy kłopotów z nieruchomością rolną. Jeśli zatem na ięzyk prawa cywil­nego nakładają się zawiłości prawa rolnego — drżyj pub­licysto, drżyjcie czytelnicy... Temat trzeba jednak podjąć, gdyż sprawa, z którą zwrócił się Stanisław Janiszewski - rolnik z Kęczewa w powiecie mławskim — nie jest bynaj­mniej odosobniona. Latami toczą się w tego rodzaju sporach wokandy; strony wvdatkun pieniądze, adwokaci piszq rewizje i rewizje nadzwyczajne; podania c rewizje nadzwyczajne nis sq uwzględ­niane. Traci się czas, nerwy, środki materialne. Pozostaje rozgoryczenie. Więc na przykładzie bez­skutecznych obronnych poczy­nań naszego czytelnika prze­śledźmy dzieje kilkunastu hektarów ziemi i bojów wo­kół ich zatrzymania oraz przyczyny odmowy wniesie­nia przez Ministra Sprawied­liwości — w tej sprawie rewizji nadzwyczajnej, S tanisław Janiszew­ski posiada gospodarstwo o powierzchni około 13,9 ha. W 1946 roku sąsiedzi jego — małżonkowie Helena i Bro­nisław Strzelcowie — posta­nowili wyjechać do Wałbrzy­cha. Przed ich wyjazdem porozumiano się: 11 ha grun­tów. które w wyniku reformy rolnej Strzelcowie otrzymali w roku poprzednim miało przejść na własność Jani­szewskich. Jako prosty chłop rolnik i dziada pradziada, alo nie znojący się no proceduralnych przepisach prawnych nabyłem w miesiqcu marcu 1946 r, nieformalnym aktem kupna tych 11 hektarów(...j Była to prywatna umowa sprzedaży kupna, którą spo­rządzono w b. Urzędzie Ziemskim w b. Starostwie Powiatowym w Mławie. C...)Po 21 latach użytkowania w dob­rej wierze, w 1967 roku krzywdząco grunta te zabrano mi (...)” K t o je zabrał i dlaczego? Dlaczego ich Stanisław Jani­szewski nie wybronił? Wyro­­kiem sadowym sporne ziemie przyznano Helenie Strzelec. Proces toczył się cztery lata. Stanisław Janiszewski z wy­rokiem nie godzi się. Pi­sze m.in.: „(...) Bronislaw Stri»!»e ussanowal nieformalny akl sprzedały. (...) Kiedy jednali minął trudny okres dla rolnic­twa Heleno Strzelec postanowiła zła­mał ten akt sprzedaży I w 19*4 r. wystqpila o odebranie mi działki (...)" Stanisław Janiszewski przytacza szereg argumentów za swoimi racjami. Przede wszystkim uprawiał tę ziemię jako swoją, tymczasem Strzel­­cowa zajmowała się robota nie majaca nic wspólnego z rolnictwem, obecnie otrzymu­je również rentę po mężu. Cała rodzina Janiszewskich ciężko pracowała na gos­podarstwie. „(...) Wszyscy jesteśmy rolnikami i Zawodu, włożyliśmy duże nakłady I pracy i środków finansowych, aby do­prowadzić kupione grunta do właści­wej kultury rolnej (...) Gdy gospodaro­wać nie było łatwo - Strzelcowa 10- gardzito praca na roli, a bezspornym faktem jest, że jei mqż sorzedqt sie mi« i że nie rościł sobie da niej Dretensji (...)”. Janiszewscy powołują sie na wieś, na sąsiadów, którzy o tym wiedzieli i wiedzą. Po­wołują się na fakt, iż pracu-je w Prezydium Rady Narodo. wej niewiasta, która pamięta jak się to wszystko w okresie jej urzędowania w _ Urzędzie Ziemskim odbyło w j e j obec­ności Janiszewscy przytaczają na marginesie znamienną oko­liczność: Strzelcowa miału wykorzystać nieobecność do­mowników i chorą psychicz­nie żonę Janiszewskiego skło­nić do wydania aktu kupna, który zniszczyła. Brak tego dokumentu zaważyć miał w istotnym stopniu na przegra­niu sprawy. „{...) Czujq sif sromotni* skrzyw­dzony, szukam jaszcza jakiaji pa­­moev Tak, wiec z jednej strony Janiszewscy — inwestujący w grunta od 21 lat i czerpiący z nich oczywiście zrozumiałe korzyści; wywiązujący sie J wszystkich obowiązków wobec Skarbu Państwa autentyczni rolnicy. Z drugiej strony Strzelcowa — tej ziemi nie u­­żytkująca w świetle aktual­nych przepisów raczej nie rol­­niczka. Dlaczego zatem Sąd j e i Strzęlcowej — przyznał spor­nych 11 hektarów? Rzecz w tym. iż w świetle prawa Jani­szewscy nie stali się właścicie. iami ziemi. Nie stali się nimi dlatego, że po to by sprzedać ziemię, otrzymaną z reformy, trzeba się było legitymować uregulowaniem spłat i zgodą władz na sprzedaż. Strzelcowie takiei zgody nie mieli. Może się wiec to wvdać dziwne, lecz Janiszewscy nie byli i nie są właścicielami owych U hekta­rów. Co więcej: umowa spisa, na przez Strzelców i J an i ś zew. skich nie była dokumentem notarialnym. Jest zatem nie­formalna. Nie obowiązuje. Zgoda. Nikt jednak nie może podważyć prawdziwości faktu, że 21 lat w ziemię wsiąkał wy, siłek Janiszewskich — jego, żony. czworga dzieci. Czy nie obowiązuje w tym wypadku zasada zasiedzenia? Janiszew­scy powołują się na tę zasadę, bije na nia prawnik — jegó pełnomocnik procesowy. I ta linia rozumowania — w świetle prawa — zawodzi. Bo. wiem — po pierwsze — nie u­­płynał jeszcze termin trzy­dziestoletni władania grun­tem. Po drugie zaś — charak­ter władania nie uprawniał do powoływania sie na zasiedze­nie. Rzecz w tym, iż może się powoływać na zasiedzenie tyl. ko ten kto włada gruntem sa­moistnie, w charakterze właś­ciciela. Tymczasem — jak to określa Ministerstwo Spra­wiedliwości — Stanisława Ja­niszewskiego można uważać jedynie za dzierżawcę. Zatem i argumentacja związana z za­siedzeniem odpada. Czy dlatego zwyciężyły rac­je Heleny StrzeJcowej? Nie tylko dlatego. W obszernym wywodzie — na pytanie re­dakcji — wyjaśnia tę kwestię Ministerstwo Sprawiedliwoś­ci. Otóż Ministerstwo uważa za słuszne stanowisko Sadu: Strzelcowa iest współwłaści­cielką gruntu, gdyż maż jej otrzymał nadział w czasie trwania małżeństwa; Inne spojrzenie, prowadzące do pozbawienia jej tych praw. nie dałoby się — zdaniem mini­sterstwa — pogodzić z zasada­mi współżycia społecznego. M. in. dlatego, że Janiszewscy posiadają własne gospodar­stwo blisko 14-hektarowe; że w wypadku uznania ich za właścicieli owvch U ha dys­ponowaliby obszarem blisko 25 ha; że z porównania stanu majątkowego rodzin wynika­łaby znacznie lepsza sytuacja Janiszewskich. Jest wszakże jeszcze jeden argument i dopiero ten — jak sadzę — ma znaczenie decydu­jące. Otóż w Kodeksie Cywil­nym istnieje przepis (art. 161), który stanowi: nabyty obszar nieruchomości rolnej nie może przekraczać łącznie z grunta­mi już posiadanymi 15 ha (w wypadku gospodarstwa hodowlanego — 20 ha)! A 14 ha + 11 ha czyni więcej... Wszystkie te racje powo. dują. że rewizja nadzwyczajna nie może być założona. Tak więc Stanisław Jani­szewski traci możliwość zarzą­dzania dotychczasowym obsza­rem. Oczywiście otwarta jest ----- w tym stanie rzeczy — kwestia rozliczeń finansowych pomiędzy rodzinami i sprawa ta może być uregujowana bądź drogą umowy, bądź są­downie. n ""'YLE relacji. Wyznam jed­nak, że opanowują mnie uczucia mieszane. No, be Helena Strzelcowa przychodzi na gotowe. Byłbym raczej o­­stroiny z taka interpretacją pojęcia ..zasady współżycia społecznego”, która w podob­nych wypadkach istotny punkt wyjściowy wywodzi auto­matycznie z pozycji ma. jątkowych stron. W końcu zie­mię opuszczono przecież ktoś inny włożył w nią środ­ki materialne, pracę, pomyślu­nek, doprowadził od stanu surowego do stanu za­gospodarowania. Jeśli już operować zasadą współży­cia społecznego — gra ona tu­ta1 na dwie strony. Faktem jest jednak, że prze. pisy prawa — wystarcza sam artykuł 161 Kodeksu Cywilne. Po — nie dala żadnego pola dla jakiejkolwiek dowolności interpretacji. W związku z tym doświadczony prawnik powinien bvł wiedzieć, że „ciągnięcie procesu za uszy” jest bezcelowe. I że bezcelowe było wnoszenie prośby o re­wizję nadzwyczajną. Przepisy prawa nie zostały — jak si? to specjalistycznie wyraża — wy. rekiem obrażone. Trudno mi zrozumieć dlaczego nie wyjaś­niono Stanisławowi Janiszew­skiemu tej kwestii. Sąd nie mógł wydać innego wyroku. Więc prawnik mógł i powinien był doradzić — przy aktualnym brzmieniu przepi­sów — nie przewlekłe proceso­wanie się lecz drogę ugody. Jedynie drogę ugody. Czy jednak brzmienia przepisów nie warto udoskonalić? JAN BRODZKi Czyja ziemia Rodomscy konstruktorzy na cze$ć V Zjazdu Nowe typy aparatów telefonicznych KIELCE (Inf. wł.). Reali­zując zobowiązania na cześć V Zjazdu konstruktorzy Ra­domskiej Wytwórni Telefo­nów o pół roku skrócili ter­min opracowania konstrukcji i wykonania prototypu apa­ratu telefonicznego „Astra”, przeznaczonego na eksport. Jest to aparat o nowocze­snych, opływowych kształ­tach. posiadający udoskonalo­ne wkładki słuchawkowe, znacznie mniejsze wymiary 1 doskonalsze urządzenia oraz połączenia zespołów za po­mocą schematów drukowa­nych. Pozą tym został on wyposażony melodyjny sy­gnał dźwiękowy, którego siłę można regulować, oraz sy­gnał świetlny. Wejdzie on do seryjnej produkcji w pierw­szym kwartale przyszłego ro­ku, tj. o pół roku wcześniej, niż przewidywały to plany zakładu Konstruktorzy, pod kierun­kiem inż. Adama Kubasiewi­cza, przystąpili obecnie do realizac.ii drugiej części czy­nu zjazdowego — opracowa­nia dokumentacji i wykona­nia prototypu telefonicznego aparatu klawiszowego, produ­kowanego obecnie tylko przez dwie firmy w świecie. Pro­totyp tego aparatu, o całko­wicie nowei konstrukcji, zo­stanie wykonany do końca przyszłego roku czyli o 12 miesięcy wcześniej, niż prze­widuje to plan postępu tech­nicznego zakładu. (g) ......................... S PRZEDZJAZDOWE SPOTKANIA PRAWĄ zasadniczą dla właściwego kierowania życiem gospodarczym i społeczno-politycznym regio­nu — jak podkreślają Tezy na V Zjazd Partii — jest znajo­mość problemów, nastrojów : postulatów obywateli. Wycho­dzimy z tego założenia i w ramach pracy przedzjazdowej organizujemy w Opolu ora2 w powiecie opolskim liczne spotkania kierownictwa par­tyjnego oraz rad narodowych miasta i powiatu z aktywem poszczególnych środowisk. Są to w istocie szczere, bezpo­średnie rozmowy na interesu­jące zebranych tematy. Stano­wiące formę dyskusji nad Te­zami zjazdowymi, są one jed­nocześnie wyrazem troski, by nasze codzienne życie, praca i stosunki międzyludzkie by­ły zorganizowane bardziej racjonalnie i dawały człowie­kowi pełnie zadowolenia. Szczególnie żywa, zaangażo­wana a zarazem krytyczna dyskusja cechuje spotkania z aktywem robotniczym, Sprawy pozornie drobne W Hucie „Małapanew” dy­skusja koncentrowała się przede wszystkim wokół kło­potów i bolączek pracowni­ków; spraw pozornie drob­nych, a w rzeczywistości istot­nych, decydujących o samopo­czuciu załogi a także — jak podkreślali dyskutanci — c wydajności pracy. Wbrew rozpowszechnionemu przeko­naniu, nie tylko dobre zarob­ki decydują o zadowoleniu W HUCIE „POKÓJ” ZENON KAWECKI sekretarz KMIP PZPR w Opolu człowieka z pracy, o jego przy wiązaniu do zakładu. Ogrom­ną, a często niedocenioną przez zwierzchników rolę od­grywa również atmosfera, stosunki międzyludzkie, tros­ka kierownictwa o człowieka pracy. Nic tak nie irytuje i nie rozgorycza, jak lekcewa­żenie potrzeb i słusznych po­stulatów pracowników, nie­sprawiedliwa ocena ich pracy, niedowład organizacyjny i beztroska. Huta w Ozimku należy do przodujących zakładów woje­wództwa opolskiego. Jest to zakład będący dla wielu przykładem w zakresie orga­nizacji i wydajności pracy, aktywności produkcyjnej zaangażowania załóg-, siły or­i ganizacji partyjnej, i jej od­działywania na środowisko. Okazuje się, że i w tym zakła­dzie — mimo niewątpliwych osiągnięć decydujących o po­zytywnej ocenie jego pracy — można wiele zmienić na lep­sze. Przykładem może być po­lityka zaszeregowań; budzą­ce rozgorycznie nieuzasad­nione fakty zaliczania robot­ników kwalifikowanycn, po szkole przyzakładowej — do niższych grup niż pracowni­ków niekwalifikowanych, przyjmowanych w drodze og­łoszeń. Z pewnością słuszny jest także postulat, by zakor­­dować pracę stażystów, pod­nosząc w ten sposób ich wy­dajność pracy, a odpowied­nio i zarobki Wiele uwagi poświęcili zeb­rani stosunkom międzyludz­kim, które w dużym stopniu zależą od postawy i działal­ności aktywu kierowniczego. Słusznie podkreślano, że ak­tyw ten powdnien dbać o ciągły wzrost poziomu poli­tycznego i zawodowego i jego ambicją powinno być dawa­nie dobrego przykładu innym. Słuszna jest krytyka pod adresem niektórych kierow­ników czy majstrów, którzy tolerują fakty marnotrawst­wa, nie przestrzegają dyscyp­liny pracy, nie wnikają w sy­tuacje życiowe i potrzeby ro­botników, nie okazują im życzliwości Jako przykład podano tu kierownika Jednego z działów Huty, który w od­powiedzi robotnikowi, składa]qcemu zażalenie na ordynarne zachowanie się majstra, - zoproponowal... zaży­cie „Nerwosanu”. Fakt ten świadczy, że nie wszyscy kierownicy rozumiejq swojq funkcję w zakładzie, która po­lega także na sprawiedliwym rozwiq­­zywaniu sporów 1 konfliktów, na za­pobieganiu Im i kształtowaniu w ten sposób socjalistycznych stosunków między ludźmi. Uzasadnione były również pretensje robotników doty­czące warunków pracy (zapy­lenia, czystości i estetyki sta­nowisk), bezpieczeństwa i hi­gieny (wentylacji i odzieży ochronnej) oraz socjalno-bytowych. warunków Chodziło m. In. o lepsze zaopatrzenie zakładowych kiosków, jakość i urozmaicenie posiłków w stołówce, o rozwój życia kul­turalnego wśród załogi. Słusz­nie stwierdził jeden z dysku­tantów, że „rozwoju zakładu nie można mierzyć według zmian w umeblowaniu gabi­netu dyrektorskiego, lecz według poprawy warunków pracy robotników", że „pos­tęp techniczny i wzrost pro­dukcji winny iść w parze z rozwojem warunków socjal­no-bytowych załogi”. Podob­nie stawiają sprawę Tezy Dyskusja w Hucie dotyczy­ła również problemów życia miasta Ozimka oraz okolicz­nych wsi — miejsca zamiesz­kania tysięcy pracowników zakładu. Uczestniczący spotkaniu poddali ostrej kry­w tyce zaopatrzenie osiedla, ja­kość obsługi oraz godziny „urzędowania” niektórych placówek handlu. Krytycznie ustosunkowano się do stanc estetyki miasta. Wiele mówio­no o nie zrealizowanych do­tychczas postulatach wybor­czych, jak naprawa niezbęd­nego mostu, budowa basenu kąpielowego, renowacja bois­ka sportowego i przystanku autobusowego w Grodźcu. De­klarowano pomoc w postaci czynu społecznego, postulo­wano ożywienie działalności władz miejskich oraz zwięk­szenie zakresu pomocy Huty dla miasta. Zgłoszonych pretensji I po­stulatów było sporo. Z pew­nością nie wszystkie są uza­sadnione czy możliwe dc urzeczywistnienia. Niemniej na ich temat potrzebna jesi rozmowa ze społeczeństwem, udzielenie każdemu wyczer­pującej odpowiedzi. Tego wy­maga nasza demokracja, sza­cunek do człowieka oraz kul­tura pracy. Prawdą jest, że niektórzy ludzie oceniają sy­tuację w kraju przez pryzmal zaniedbań w osiedlu czy za­kładzie, a politykę partii przez pryzmat biurokratycz­nego stosunku do swych spraw codziennych. O tym trzeba nieustannie pamiętać. Rezerwy Wiele postulatów wycho­dziło poza krąg wąsko poję­tych interesów własnych. Znamienne pod tym wzglę­dem było spotkanie z akty­wem robotniczym Opolskich Zakładów Przemysłu Cemen­towego. W dyskusji robotnicy krytykowali niecelowe wzglę­dnie niewłaściwie wykonane inwestycje, wysuwali postu­laty, zmierzające do obniżki kosztów własnych oraz' us­prawnienia produkcji. Kierując slą gospodarską troską dys­kutanci podawał! przykłady niedawne wybudowanej I dotychczas nJe wyko' rzystanej kamionki piryt i w cemen­towni „Odro", silosu w cementowni Groszowlce, który wybetonowano, lea zapomniano wysmołować, w rezultacie czego zbiornik „pod *lę'\ zbijają* cement w bryły. Z goryezq mówiono także o wadliwie zaprojektowane), ni* uwzglqdniajqcej warunków bhp „Pakowni”, wysuwajqc sfuizny wnio­­sek, ie cl którzy projektulq, winni ilę wpierw zapoznoć z warunkami I cha­rakterem pracy w planowanym obiekcie. Mówiono o nowo wybudowa­nej rampie samochodowej, na któ­ra można co prawda wjechaó, lea nie można następnie wyjść z samocho­du. Pytano, dlaczego za taka bez­myślność nikt nie ponosi konsekwen­cji. Z oburzeniem krytykowano fakty marnotrawstwa mienia społecznego. Przykładem mo­że być nadmierne, niczym nie uzasadnione zużycie wody pitnej, za co zakład płaci ty­tułem kar umownych około 500 tys. zł rocznie, a także ma­gazynowanie w niewłaści­wych warunkach kosztowne­go elektrofiltru, którego częś­ci ulegają korozji, stają się stopniowo bezużyteczne- Traf­nie zauważono, że dostrzega­ne przez robotników niedbal­stwo oraz wynikające z błęd­nych decyzji marnotrawstwo nie mobilizuje do oszczędnoś­ci, do troski o pomnożenia majątku narodowego. Sporo uwagi poświęcono również pracy ekip remonto­wo-budowlanych. Z gospodar­ską troską mówiono o słabej dyscyplinie pracy tych ekip, o złej jakości remontów, o licznych faktach marnotraw­stwa cegły i innych materia­łów budowlanych. Słusznie podkreślano, że walka o osz­czędną gospodarkę materiała­mi, surowcami, wodą i ener­gią elektryczną jest w na­szych warunkach ważną spra­wą społeczną i może być po­myślnie rozwiązana tylko przy aktywnym włączeniu się ca­łych załóg. 1 obecnych rozmów wyni­kają więc określone za- 1 dania dla instancji i or­ganizacji partyjnych, a prze­de wszystkim zadanie utrzy­mywania ścisłej i systema’ tycznej więzi z aktywem ro­botniczym. Następny wniosek dotyczy potrzeby dokładnego ewidencjonowania skarg i po­stulatów wysuwanych na spotkaniach, wnikliwego ich rozpatrywania oraz informo­wania załóg o ich losie. Zasadnicze zadanie — to prowadzenie przez instancję partyjną właściwej polityki kadrowej, ocenianie przydat­ności kadr kierowniczych nie tylko według kryteriów wy­kształcenia i wąsko pojętych kwalifikacji zawodowych, lecz i według kryteriów ideowo­­politycznych oraz takich cech osobowości, jak; umiejętność współżycia i kierowania ko­lektywem ludzkim, gospodar­ność, rozwaga i ofiarność, pryncypialność w walce ze złem. Zainicjowane z okazji przygotowań do Zjazdu spot­kania z robotnikami staną się stałą formą pracy polityczno­­wychowawczej naszej instan­cji. / Przesunięcie wielkiego pieca „A” w hucie „Pokój” w Rudzie Śląs­kiej. zostało opracowane w Hutniczym Przedsiębiorstwie Remonto­wym. W harmonogramie czas wykonania budowy przewidziano na UJ dni. W wyniku zobowiązań zjazdowych, podjętych zarówno przea brygady HPR jak i własne zespoły huty „Pokój”, skrócono ten termin do 95 dni. Przyniesie to naszej gospodarce dodatkowo kilkadziesiąt tysięcy ton surówki. Na zdjęciu: na budowie wielkiego pieca — pra­cownicy HPR odbierają blachy dostarczane przez dźwig. CAF — Sekc DYSKUSJE I POLEMIKI W IADOMO, iż technokra­­tyzm to prąd społeczny, który zmierza do prze­chwycenia władzy politycznej i społecznej przez administra­cję techniczna (t e c h n o k r a­­c j a oznacza etymologicznie „rządy techników”! pod pozo­rem, iż ona jedna posiada peł­ne ku temu kwalifikacje i z tej racji tylko ona może wy­brać jedyne, najbardziej ra­cjonalne w danej svtuacii roz­wiązanie, Technokratyzm ja­ko taki ma w swej istocie charakter antydemokratyczny — choć czasem maskuje się pozorami demokracji — i; iest gruntownie sprzeczny z idea­łami socjalistycznymi, które o. pieraia sie na zasadzie współ­udziału mas w zarządzaniu krajem i gospodarka. Nie ma jakichkolwiek pod­staw do utożsamiania każdego technika i inżyniera z tech­nokrata. Nie” ma też podstaw do utożsamiania personelu kierowniczego z tvm określe­niem. Technokratami w na­szym rozumieniu, czemu da­waliśmy wielokrotnie wyraz, są tylko ci kierownicy, którzy w procesie zarządzania gospodarka daża do _ prze­chwycenia władzy politycznej i społecznej, a wiec no. w przedsiębiorstwie chcieliby podporządkować sobie organi­zacje partyjna, faktyczny wpływ zlikwidować i funkcje kontrolne samorządu robotni­czego w stosunku do admini­stracji itp. W tei sytuacji dziwić musi występującą w artykułach niektórych publicystów ten­dencja do wywoływania wra­żenią, iż rzekomo rozwija S13 nagonka na inżynierów. Oto np. w artykule M. Chrzanow­skiego ..Oficerowie produkcji czy technokraci” w „Polity­ce” (nr 32) czytamy: „Nie tak dawno nazywano nas oficera­mi produkcji. 1 choć nie było to określenie najlepsze, pod­kreślało nasza role i znaczenie, jakie przywiązuje sie do pracy inżyniera. Dziś • nazywa sie nas menażerami produkcja bądź technokratami”. Tej peł­ne! rozżalenia wypowiedzi Je­dnego z bohaterów autor nie tylko nie prostuje, lecz fak­tycznie przyłącza sie do niej iuż w samym tvtule. Skąd o­­ivo nazywanie wszystkich In­żynierów technokratami? Kto tak powiedział? Komu zależy na wywoływaniu wrażenia pomniejszaniu roli kadr tech­o nicznych? Czy w ten okrężny i nieucz­ciwy sposób M. Chrzanowski usiłuje podjąć polemikę z za­rzutem o występowaniu ten­dencji technokratycznych wśród administracji? Czyż­by nie wiedział, że odnosimy te tendencje tylko do nie­których kierowniczego ludzi z personelu przedsię­biorstw? A może tytuł arty­kułu i jego treść ma sugero­wać. że takie tendencje w o­­góle n i e występują? N IESTETY występują, na co wskazują niektóre publikacje z zakresu sa­morządu robotniczego. Wystar­­czt w tym celu przeczytać w „Polityce” nr 33 artykuł A. K. Wróblewskiego „Anatomia załogi”, gdzie autor prezentu­je i — w odróżnieniu od in­nych publikacji na ten temat — otwarcie popiera ten­dencje technokratyczne. Wróblewski zaczyna swą „anatomię” od opisu podzia­łów i poglądów załogi zakła­du „Polar”, co ma podbudo­wać późniejsze wywody. Ude­rza w tvm opisie bardzo o­­stre przeciwstawienie robot­ników wykwalifikowanych niewykwalifikowanym. Z tych wywodów można by wnosić, żę nie ma jednej klasy ro­botniczej: „Pojęcie „klasa ro­botnicza" — pisze autor — tak spęczniało, iż trudno je wypo­wiadać jednym tchem, bez sprecyzowania o kogo chodzi: czy o robotnika placowego za 500 zl, czy o wirtuoza narzę­­dziowni za 5 tys. zł". Autor co prawda jakby jedni „odnosi wrażenie i drudzy wsty­dzili się tę granicę podkreślać i zacierali ją krzepkimi powie­dzeniami o wspólnocie robot­ników wszelkich stanów", ale sam jest głęboko przekonany, że istnieje między nimi ostry przedział. Z reportażu wynika nato­miast. że mamy idealną nie-mai harmonię między robot­nikami i kierownikami. To bardzo dobrze, jeśli tak jest w tej fabryce. O to wła­śnie chodzi, tylko po co wo­bec tego ostre podkreślanie, wbrew cytowanym przekona­niom robotników, ich we­wnętrznych podziałów? Co prawda, harmonia mię­dzy robotnikami a kierowni­kami została tak przedstawio­na, jakby robotnikom nie za­leżało na współudziale w za­rządzaniu zakładem. Wró­blewski pisze: „...K :dy ro­botnik, którego poglądy kształtują się w dużym zakła­dzie, rozumie, że są ludzie od ciągnięcia wózka i od kiero­wania wydziałem i że nie sq to funkcje wymienne”. Na po­twierdzenie przytacza nawet poglądy anonimowych robot­ników w rodzaju: „Taki kie­rownik na to się -uczył, żeby kierować, a nie na to, żeby robić", „kierownik... jest oó tego, żeby widzieć szerzej i na to się uczył żeby go nie wy­kiwali" Oczywiście, są robotnicy, a także publicyści, podzielający najwcześniejszą, bo rzymską, technokratyczną teorię Men­­cjusza Agryppy, który uza­sadniał wieczność podziału W społeczeństwie przykładem podziału fuńkcji w organizmie z człowieka („nogi są po to, żeby chodziły, a głowa, żeby myślała”). Nie przecząc, że o­­becny poziom rozwoju spo­łecznego wymaga istnienia kadry ludzi wykształconych do zawodowego sprawowania funkcji kierowniczych, socja­lizm stoi na stanowisku, że są już warunki do sprawowania przez klasę robotniczą i szero­kie masy funkcji kontrolnych wobec administracji, funkcji współgospodarzenia zakładem, co zaciera sztywny podział na tych. co „ciągną wózek” i tych „co kierują”. Czyż powstanie rad robotniczych i samorzą­du w Polsce nie było właśnie wyrazem gospodarskiej cjatywy załóg robotniczych?ini­W koncepcji Wróblewskie­go i w ogóle w koncep­cjach technokratycznych nie ma jednak miejsca na rzeczywisty samorząd. Właśnie po to przytacza on wypowiedzi, mające świad­czyć, jakoby robotnicy nie by­li zainteresowani współzarzą­­dzaniem. W końcowej części reporta­żu A. K. Wróblewski z po­mocą odpowiednio skomento­wanych wypowiedzi dyrekto­ra i kierowników „Polaru” po­dejmuje otwarty atak na sa­morząd, próbując dowieść, że ekonomicznie nie ma on sen­su. KSR-y, to według niego, tylko pusta formalność głoso­wania nad zatwierdzeniem planu, opracowanego przez dyrekcję. Wiemy, że i tak bywa, zwłaszcza w zakładach, w których samorząd został o­­graniczony i podporządkowa­ny dyrekcji. Z takimi właśnie zjawiskami walczy partia, związki zawodowe i prasa za­angażowana w rozwój sa­morządu, Ale A. K. Wróblewskiemu nie o to chodzi. Jego zdaniem inaczej być nie może, gdyż członkowie samorządu „nie mogli zaproponować modyfi­kacji planu", bo „żaden robot­nik ani pracownik ... nie wie, jaka jest moc wykonawcza wrocławskich przedsiębiorstw budowlanych” ... bo „wszel­kie przesłanki do podjęcia de­cyzji: czy taki plan, czy inny ma w ręku dyrekcja", a człon­kowie KSR „muszą dojść do tych samych wniosków, co dy­rektor, chyba że oni albo on popełnią jakiś logiczny błąd w rozumowaniu”. I żeby nie było wątpliwo­ści stwierdza jasno: „sens współzarządzania jest raczej moralny, niż ekonomiczny... Ostatecznie dyrektorowi pła­cą, i to dobrze płacą za to, że­by był mądrzejszy i lepiej zo­rientowany od swojej załogi. Dlaczego więc wymagać od KSR, żeby prostowała propo­zycje dyrekcji?... Dlaczego twierdzić, że decyzje KSR ma­ją wielki sens ekonomiczny?“ Być może Wróblewskiemu nie są znane te tysiące wypad­ków, kiedy to samorząd zmo­dyfikował projekt planu dy­rekcji nie tylko „w dół”, ale — częściej — „w górę”, i to o miliony złotych. Być może, nie zdaje on sobie sprawy, że powtarza, innym tylko języ­kiem, technokratyczne teorie niektórych naszych ekonomi­stów z 1957 r. i obecne teorie E. Lobia, według których sa­morząd „może podejmować tylko takie same decyzje jak dyrekcja, a tym samym jest zbędny, bądź inne decyzje, które — jako niefachowe — będą szkodliwe". Jest to koncepcja zakładają­ca wszechmądrość kierowni­ków — i możliwość jednego tylko w danej sytuacji roz­wiązania. Jest to abstrakcja, mająca uzasadniać wciąż na nowo starą taylorowską ideę, według której w przedsiębior­stwie od myślenia są kierow­nicy, bo im za to płacą, zaś cała reszta jest od ślepego wykonywania ich poleceń. Te­go rodzaju koncepcje w na­szych warunkach zmierzają do odsunięcia załogi — tym także większości inżynie­w rów i techników — odsunię­cia samorządu i organizacji partyjnych od rzeczywi­stego wpływu na zarządza­nie i od kontroli administracji. Zdaniem A. K. Wróblewskie­go nawet sekretarz organiza­cji partyjnej tego zakładu u­­waża, że: „Oczywiście plan — to sprawa dyrekcji, my go tylko wykonujemy”. Rzecz jasna, A. K. Wró­blewski nie ośmiela się żądać likwidacji samorządu. On go tylko wzorem wielu techno­kratów „podgryza". Gotów mu nawet przyznać sens mo­ralny, ponieważ informowa­nie robotników ó planie „wpływa na nich budująco”. Dlatego też nawet proponuje: „Do samej idei (demokracji robotniczej) trzeba jednak po­wrócić...”. Dlaczego powrócić? Czyżby autor „Anatomii załogi” uwa­żał ją już za pogrzebaną? Chyba że chodzi o rewizjoni­­styczno-technokratyczną ideę rad robotniczych bez robotni­ków, rad, mających charak­ter doradczy i faktycznie pod­porządkowanych administra­cji — idee z 1957 r.? Ta idea rzeczywiście została już po­grzebana i nie rokuję nadziei na jej powrót. A swoją drogą sądzę, że po artykule swego kolegi M. Chrzanowski będzie mógł wre­szcie dowiedzieć się, czy ist­nieją i do czego zmierzają technokraci oraz przestanie ich mylić z inżynierami. JULIUSZ WACŁAWEK ..Anatomia załogi,” czy taktyka technokratyzmu? S Morskie statki w rzecznej stoczni (KORESPONDENCJA WŁASNA Z GDAŃSKA) Interesują was nasze peł­nomorskie statki? Inżynier Wojciech Szwoch, szef tech­nicznego przygotowania pro­dukcji Gdańskiej Stoczni Rzecznej „Wisła” położył na biurku teczkę z dokumenta­mi. Zdziwiłem się widząc przypięty do niej egzemplarz Tez zjazdowych. Tak — u­­słyszałem w odpowiedzi — tych dwóch spraw nie da się od siebie oddzielić. W Te­zach cała nasza załoga widzi przede wszystkim konkretny kierunek działania. Spójrzcie — i tu inż. Szwoch wskazuje na podkreślone i uzupełnio­ne na marginesie własnym komentarzem fragmenty do­tyczące niewykonania założeń planu w dziedzinie eksportu maszyn i urządzeń, przekro­czenia ich importu. Eksport nie Jest w tej stoczni pojęciem abstrakcyjnym. Znak fabryczny tego zakiadu posia­dają nie tylko nowe, cieszące się dużym uznaniem statki zmoder­nizowanej od podstaw flotyll] żeglugi przybrzeżnej w Gdańsku 1 Szczecinie. Posiadają go rów­nież statki rzeczne Czechosłowa­cji. „Wisła” kończy obecnie bu­dowę ostatnich Jednostek z serii S3 kutrów rybackich dla Libii. Po pomyślnie zakończonej budo­wie 200 jachtów poliestrowych klasy młodzieżowej dla Szwecji, istnieją realne widoki na uzy­skanie nowego zamówienia od tego nabywcy. W sumie ponad 50 proc produkcji — to eksport. Obecnie ta stosunkowo nie­wielka. pozostająca w cieniu zakładów przemysłu okręto­wego w Gdańsku. Gdyni f Szczecinie, stocznia przyjęła jako zadanie antyimportowe budowę w latach 1971—75 dla Polskiej Żeglugi Morskiej 15 statków tażowców morskich — kabo. o nośności 80C DWT. Sa to statki przezna­czone do żeglugi na szlakach bfiltvckich i Morza Północ­nego: przewozić mają zarów­no ładunki drobnicowe, jal i drewno. Niezwykle potrzeb­ny deficytowy tonaż. Wpraw­­dzie inicjatywa stoczni „Wi­sła” nie jest jeszcze równo­znaczna z pełna rezygnacis z importu tego typu stat­ków. stanowi jednak Istotne zmniejszenie Jego zakresu. Nadmienić wypada że krajowe stocznie produkujące statki mor­skie odmówiły podjęcia się bu­dowy kabotażowców. Mają inne zamówienia, a poza tym tak ma­łe statki nie są dla nich ani atrakcyjne, ani szczególnie o­­płacalne. W dotychczasowej hi­storii stoczni „Wisła” budowa morskich jednostek handlowych to rzecz zupełnie nowa. Dodaj­my tu jeszcze, że mają to być statki maksymalnie zautomatyzo­wane. ze zdalnym sterowaniem siłowni z mostku, trudne 1 skom­plikowane technicznie, wyposa­żone niemal wyłącznie w urzą­dzenia i mechanizmy produkcji krajowej. wa Sprawa nowa — ale celo­i dobrze przemyślana. Wypełnia istniejącą lukę w profilu produkcji polskiego okrętownictwa jaką jest bu­dowa kabotażowców. Cenna tym bardziej, że nie wymaga żadnych większych inwesty­cji. W zasadzie chodzi w tym przypadku głównie o zakup jednego dźwigu ka­dłubowego z NRD. Załatwie­nie tej sprawy wymaga po­mocy centrali handlowej „Polimex” i Morskich Stoczni Zjednoczenia Remonto­wych I jeszcze jedną sprawa, która zaważyć może w sposób zasa­dniczy, szczególnie na dotrzy­maniu terminu realizacji budo­wy tych statków. Kompetentne do wykonania dokumentacji pro­jektowo-konstrukcyjnej dla tej stoczni Jest Biuro Konstrukcyj­ne Taboru Morskiego w Gdań­sku, podległe — podobnie jak „Wisła” — Zjednoczeniu Mor­skich Stoczni Remontowych ł Ministerstwu Żeglugi. Natomiast konstrukcje morskich statków handlowych są specjalnością Centralnego Ośrodka Konstruk­­cyjno-Badawczego w Gdańsku, a to Już gestia Zjednoczenia Prze­mysłu Okrętowego i Minister­stwa Przemysłu Ciężkiego. Tylko w COKB istnieje odpowiedni potencjał, doświadczenie i nie­zbędne dane wyjściowe umożli­wiające szybkie i sprawne wy­konanie niezbędnej dokumenta­cji projektowo-konstrukcyjnej. Stocznia rzeczna, w wyni­ku głęboko przemyślanej de­cyzji załogi, przeistacza się w producenta deficytowego tonażu kabotażowego, w pro­ducenta statków morskich, stawia w zasadniczo innym świetle sprawę ich importu. W sposób konkretny przeku­wa w czyn zjazdowy pro­gram naszei partii. Wykona­nie dokumentacji projekto­wo-konstrukcyjnej nie może stać sie przeszkodą w jego urzeczywistnieniu. B. LISAKOWSKI

Next