Trybuna Ludu, wrzesień 1968 (XXI/240-269)
1968-09-16 / nr. 255
PONIEDZIAŁEK, 16 WRZEŚNIA 1988 R. — KR ggj____________________________________________________________________TłCYfeUNA LUDÜ___________________________________...................,......._..................................... Korespondencyjne rozmowy B ĘDĘ się starał rzecz wy. łożyć możliwie przystępnie, chociaż trudności sa podwójne. Temat związany jest — po pierwsze — z prawem cywilnym: a po wtóre — dotyczy kłopotów z nieruchomością rolną. Jeśli zatem na ięzyk prawa cywilnego nakładają się zawiłości prawa rolnego — drżyj publicysto, drżyjcie czytelnicy... Temat trzeba jednak podjąć, gdyż sprawa, z którą zwrócił się Stanisław Janiszewski - rolnik z Kęczewa w powiecie mławskim — nie jest bynajmniej odosobniona. Latami toczą się w tego rodzaju sporach wokandy; strony wvdatkun pieniądze, adwokaci piszq rewizje i rewizje nadzwyczajne; podania c rewizje nadzwyczajne nis sq uwzględniane. Traci się czas, nerwy, środki materialne. Pozostaje rozgoryczenie. Więc na przykładzie bezskutecznych obronnych poczynań naszego czytelnika prześledźmy dzieje kilkunastu hektarów ziemi i bojów wokół ich zatrzymania oraz przyczyny odmowy wniesienia przez Ministra Sprawiedliwości — w tej sprawie rewizji nadzwyczajnej, S tanisław Janiszewski posiada gospodarstwo o powierzchni około 13,9 ha. W 1946 roku sąsiedzi jego — małżonkowie Helena i Bronisław Strzelcowie — postanowili wyjechać do Wałbrzycha. Przed ich wyjazdem porozumiano się: 11 ha gruntów. które w wyniku reformy rolnej Strzelcowie otrzymali w roku poprzednim miało przejść na własność Janiszewskich. Jako prosty chłop rolnik i dziada pradziada, alo nie znojący się no proceduralnych przepisach prawnych nabyłem w miesiqcu marcu 1946 r, nieformalnym aktem kupna tych 11 hektarów(...j Była to prywatna umowa sprzedaży kupna, którą sporządzono w b. Urzędzie Ziemskim w b. Starostwie Powiatowym w Mławie. C...)Po 21 latach użytkowania w dobrej wierze, w 1967 roku krzywdząco grunta te zabrano mi (...)” K t o je zabrał i dlaczego? Dlaczego ich Stanisław Janiszewski nie wybronił? Wyrokiem sadowym sporne ziemie przyznano Helenie Strzelec. Proces toczył się cztery lata. Stanisław Janiszewski z wyrokiem nie godzi się. Pisze m.in.: „(...) Bronislaw Stri»!»e ussanowal nieformalny akl sprzedały. (...) Kiedy jednali minął trudny okres dla rolnictwa Heleno Strzelec postanowiła złamał ten akt sprzedaży I w 19*4 r. wystqpila o odebranie mi działki (...)" Stanisław Janiszewski przytacza szereg argumentów za swoimi racjami. Przede wszystkim uprawiał tę ziemię jako swoją, tymczasem Strzelcowa zajmowała się robota nie majaca nic wspólnego z rolnictwem, obecnie otrzymuje również rentę po mężu. Cała rodzina Janiszewskich ciężko pracowała na gospodarstwie. „(...) Wszyscy jesteśmy rolnikami i Zawodu, włożyliśmy duże nakłady I pracy i środków finansowych, aby doprowadzić kupione grunta do właściwej kultury rolnej (...) Gdy gospodarować nie było łatwo - Strzelcowa 10- gardzito praca na roli, a bezspornym faktem jest, że jei mqż sorzedqt sie mi« i że nie rościł sobie da niej Dretensji (...)”. Janiszewscy powołują sie na wieś, na sąsiadów, którzy o tym wiedzieli i wiedzą. Powołują się na fakt, iż pracu-je w Prezydium Rady Narodo. wej niewiasta, która pamięta jak się to wszystko w okresie jej urzędowania w _ Urzędzie Ziemskim odbyło w j e j obecności Janiszewscy przytaczają na marginesie znamienną okoliczność: Strzelcowa miału wykorzystać nieobecność domowników i chorą psychicznie żonę Janiszewskiego skłonić do wydania aktu kupna, który zniszczyła. Brak tego dokumentu zaważyć miał w istotnym stopniu na przegraniu sprawy. „{...) Czujq sif sromotni* skrzywdzony, szukam jaszcza jakiaji pamoev Tak, wiec z jednej strony Janiszewscy — inwestujący w grunta od 21 lat i czerpiący z nich oczywiście zrozumiałe korzyści; wywiązujący sie J wszystkich obowiązków wobec Skarbu Państwa autentyczni rolnicy. Z drugiej strony Strzelcowa — tej ziemi nie użytkująca w świetle aktualnych przepisów raczej nie rolniczka. Dlaczego zatem Sąd j e i Strzęlcowej — przyznał spornych 11 hektarów? Rzecz w tym. iż w świetle prawa Janiszewscy nie stali się właścicie. iami ziemi. Nie stali się nimi dlatego, że po to by sprzedać ziemię, otrzymaną z reformy, trzeba się było legitymować uregulowaniem spłat i zgodą władz na sprzedaż. Strzelcowie takiei zgody nie mieli. Może się wiec to wvdać dziwne, lecz Janiszewscy nie byli i nie są właścicielami owych U hektarów. Co więcej: umowa spisa, na przez Strzelców i J an i ś zew. skich nie była dokumentem notarialnym. Jest zatem nieformalna. Nie obowiązuje. Zgoda. Nikt jednak nie może podważyć prawdziwości faktu, że 21 lat w ziemię wsiąkał wy, siłek Janiszewskich — jego, żony. czworga dzieci. Czy nie obowiązuje w tym wypadku zasada zasiedzenia? Janiszewscy powołują się na tę zasadę, bije na nia prawnik — jegó pełnomocnik procesowy. I ta linia rozumowania — w świetle prawa — zawodzi. Bo. wiem — po pierwsze — nie upłynał jeszcze termin trzydziestoletni władania gruntem. Po drugie zaś — charakter władania nie uprawniał do powoływania sie na zasiedzenie. Rzecz w tym, iż może się powoływać na zasiedzenie tyl. ko ten kto włada gruntem samoistnie, w charakterze właściciela. Tymczasem — jak to określa Ministerstwo Sprawiedliwości — Stanisława Janiszewskiego można uważać jedynie za dzierżawcę. Zatem i argumentacja związana z zasiedzeniem odpada. Czy dlatego zwyciężyły racje Heleny StrzeJcowej? Nie tylko dlatego. W obszernym wywodzie — na pytanie redakcji — wyjaśnia tę kwestię Ministerstwo Sprawiedliwości. Otóż Ministerstwo uważa za słuszne stanowisko Sadu: Strzelcowa iest współwłaścicielką gruntu, gdyż maż jej otrzymał nadział w czasie trwania małżeństwa; Inne spojrzenie, prowadzące do pozbawienia jej tych praw. nie dałoby się — zdaniem ministerstwa — pogodzić z zasadami współżycia społecznego. M. in. dlatego, że Janiszewscy posiadają własne gospodarstwo blisko 14-hektarowe; że w wypadku uznania ich za właścicieli owvch U ha dysponowaliby obszarem blisko 25 ha; że z porównania stanu majątkowego rodzin wynikałaby znacznie lepsza sytuacja Janiszewskich. Jest wszakże jeszcze jeden argument i dopiero ten — jak sadzę — ma znaczenie decydujące. Otóż w Kodeksie Cywilnym istnieje przepis (art. 161), który stanowi: nabyty obszar nieruchomości rolnej nie może przekraczać łącznie z gruntami już posiadanymi 15 ha (w wypadku gospodarstwa hodowlanego — 20 ha)! A 14 ha + 11 ha czyni więcej... Wszystkie te racje powo. dują. że rewizja nadzwyczajna nie może być założona. Tak więc Stanisław Janiszewski traci możliwość zarządzania dotychczasowym obszarem. Oczywiście otwarta jest ----- w tym stanie rzeczy — kwestia rozliczeń finansowych pomiędzy rodzinami i sprawa ta może być uregujowana bądź drogą umowy, bądź sądownie. n ""'YLE relacji. Wyznam jednak, że opanowują mnie uczucia mieszane. No, be Helena Strzelcowa przychodzi na gotowe. Byłbym raczej ostroiny z taka interpretacją pojęcia ..zasady współżycia społecznego”, która w podobnych wypadkach istotny punkt wyjściowy wywodzi automatycznie z pozycji ma. jątkowych stron. W końcu ziemię opuszczono przecież ktoś inny włożył w nią środki materialne, pracę, pomyślunek, doprowadził od stanu surowego do stanu zagospodarowania. Jeśli już operować zasadą współżycia społecznego — gra ona tuta1 na dwie strony. Faktem jest jednak, że prze. pisy prawa — wystarcza sam artykuł 161 Kodeksu Cywilne. Po — nie dala żadnego pola dla jakiejkolwiek dowolności interpretacji. W związku z tym doświadczony prawnik powinien bvł wiedzieć, że „ciągnięcie procesu za uszy” jest bezcelowe. I że bezcelowe było wnoszenie prośby o rewizję nadzwyczajną. Przepisy prawa nie zostały — jak si? to specjalistycznie wyraża — wy. rekiem obrażone. Trudno mi zrozumieć dlaczego nie wyjaśniono Stanisławowi Janiszewskiemu tej kwestii. Sąd nie mógł wydać innego wyroku. Więc prawnik mógł i powinien był doradzić — przy aktualnym brzmieniu przepisów — nie przewlekłe procesowanie się lecz drogę ugody. Jedynie drogę ugody. Czy jednak brzmienia przepisów nie warto udoskonalić? JAN BRODZKi Czyja ziemia Rodomscy konstruktorzy na cze$ć V Zjazdu Nowe typy aparatów telefonicznych KIELCE (Inf. wł.). Realizując zobowiązania na cześć V Zjazdu konstruktorzy Radomskiej Wytwórni Telefonów o pół roku skrócili termin opracowania konstrukcji i wykonania prototypu aparatu telefonicznego „Astra”, przeznaczonego na eksport. Jest to aparat o nowoczesnych, opływowych kształtach. posiadający udoskonalone wkładki słuchawkowe, znacznie mniejsze wymiary 1 doskonalsze urządzenia oraz połączenia zespołów za pomocą schematów drukowanych. Pozą tym został on wyposażony melodyjny sygnał dźwiękowy, którego siłę można regulować, oraz sygnał świetlny. Wejdzie on do seryjnej produkcji w pierwszym kwartale przyszłego roku, tj. o pół roku wcześniej, niż przewidywały to plany zakładu Konstruktorzy, pod kierunkiem inż. Adama Kubasiewicza, przystąpili obecnie do realizac.ii drugiej części czynu zjazdowego — opracowania dokumentacji i wykonania prototypu telefonicznego aparatu klawiszowego, produkowanego obecnie tylko przez dwie firmy w świecie. Prototyp tego aparatu, o całkowicie nowei konstrukcji, zostanie wykonany do końca przyszłego roku czyli o 12 miesięcy wcześniej, niż przewiduje to plan postępu technicznego zakładu. (g) ......................... S PRZEDZJAZDOWE SPOTKANIA PRAWĄ zasadniczą dla właściwego kierowania życiem gospodarczym i społeczno-politycznym regionu — jak podkreślają Tezy na V Zjazd Partii — jest znajomość problemów, nastrojów : postulatów obywateli. Wychodzimy z tego założenia i w ramach pracy przedzjazdowej organizujemy w Opolu ora2 w powiecie opolskim liczne spotkania kierownictwa partyjnego oraz rad narodowych miasta i powiatu z aktywem poszczególnych środowisk. Są to w istocie szczere, bezpośrednie rozmowy na interesujące zebranych tematy. Stanowiące formę dyskusji nad Tezami zjazdowymi, są one jednocześnie wyrazem troski, by nasze codzienne życie, praca i stosunki międzyludzkie były zorganizowane bardziej racjonalnie i dawały człowiekowi pełnie zadowolenia. Szczególnie żywa, zaangażowana a zarazem krytyczna dyskusja cechuje spotkania z aktywem robotniczym, Sprawy pozornie drobne W Hucie „Małapanew” dyskusja koncentrowała się przede wszystkim wokół kłopotów i bolączek pracowników; spraw pozornie drobnych, a w rzeczywistości istotnych, decydujących o samopoczuciu załogi a także — jak podkreślali dyskutanci — c wydajności pracy. Wbrew rozpowszechnionemu przekonaniu, nie tylko dobre zarobki decydują o zadowoleniu W HUCIE „POKÓJ” ZENON KAWECKI sekretarz KMIP PZPR w Opolu człowieka z pracy, o jego przy wiązaniu do zakładu. Ogromną, a często niedocenioną przez zwierzchników rolę odgrywa również atmosfera, stosunki międzyludzkie, troska kierownictwa o człowieka pracy. Nic tak nie irytuje i nie rozgorycza, jak lekceważenie potrzeb i słusznych postulatów pracowników, niesprawiedliwa ocena ich pracy, niedowład organizacyjny i beztroska. Huta w Ozimku należy do przodujących zakładów województwa opolskiego. Jest to zakład będący dla wielu przykładem w zakresie organizacji i wydajności pracy, aktywności produkcyjnej zaangażowania załóg-, siły ori ganizacji partyjnej, i jej oddziaływania na środowisko. Okazuje się, że i w tym zakładzie — mimo niewątpliwych osiągnięć decydujących o pozytywnej ocenie jego pracy — można wiele zmienić na lepsze. Przykładem może być polityka zaszeregowań; budzące rozgorycznie nieuzasadnione fakty zaliczania robotników kwalifikowanycn, po szkole przyzakładowej — do niższych grup niż pracowników niekwalifikowanych, przyjmowanych w drodze ogłoszeń. Z pewnością słuszny jest także postulat, by zakordować pracę stażystów, podnosząc w ten sposób ich wydajność pracy, a odpowiednio i zarobki Wiele uwagi poświęcili zebrani stosunkom międzyludzkim, które w dużym stopniu zależą od postawy i działalności aktywu kierowniczego. Słusznie podkreślano, że aktyw ten powdnien dbać o ciągły wzrost poziomu politycznego i zawodowego i jego ambicją powinno być dawanie dobrego przykładu innym. Słuszna jest krytyka pod adresem niektórych kierowników czy majstrów, którzy tolerują fakty marnotrawstwa, nie przestrzegają dyscypliny pracy, nie wnikają w sytuacje życiowe i potrzeby robotników, nie okazują im życzliwości Jako przykład podano tu kierownika Jednego z działów Huty, który w odpowiedzi robotnikowi, składa]qcemu zażalenie na ordynarne zachowanie się majstra, - zoproponowal... zażycie „Nerwosanu”. Fakt ten świadczy, że nie wszyscy kierownicy rozumiejq swojq funkcję w zakładzie, która polega także na sprawiedliwym rozwiqzywaniu sporów 1 konfliktów, na zapobieganiu Im i kształtowaniu w ten sposób socjalistycznych stosunków między ludźmi. Uzasadnione były również pretensje robotników dotyczące warunków pracy (zapylenia, czystości i estetyki stanowisk), bezpieczeństwa i higieny (wentylacji i odzieży ochronnej) oraz socjalno-bytowych. warunków Chodziło m. In. o lepsze zaopatrzenie zakładowych kiosków, jakość i urozmaicenie posiłków w stołówce, o rozwój życia kulturalnego wśród załogi. Słusznie stwierdził jeden z dyskutantów, że „rozwoju zakładu nie można mierzyć według zmian w umeblowaniu gabinetu dyrektorskiego, lecz według poprawy warunków pracy robotników", że „postęp techniczny i wzrost produkcji winny iść w parze z rozwojem warunków socjalno-bytowych załogi”. Podobnie stawiają sprawę Tezy Dyskusja w Hucie dotyczyła również problemów życia miasta Ozimka oraz okolicznych wsi — miejsca zamieszkania tysięcy pracowników zakładu. Uczestniczący spotkaniu poddali ostrej kryw tyce zaopatrzenie osiedla, jakość obsługi oraz godziny „urzędowania” niektórych placówek handlu. Krytycznie ustosunkowano się do stanc estetyki miasta. Wiele mówiono o nie zrealizowanych dotychczas postulatach wyborczych, jak naprawa niezbędnego mostu, budowa basenu kąpielowego, renowacja boiska sportowego i przystanku autobusowego w Grodźcu. Deklarowano pomoc w postaci czynu społecznego, postulowano ożywienie działalności władz miejskich oraz zwiększenie zakresu pomocy Huty dla miasta. Zgłoszonych pretensji I postulatów było sporo. Z pewnością nie wszystkie są uzasadnione czy możliwe dc urzeczywistnienia. Niemniej na ich temat potrzebna jesi rozmowa ze społeczeństwem, udzielenie każdemu wyczerpującej odpowiedzi. Tego wymaga nasza demokracja, szacunek do człowieka oraz kultura pracy. Prawdą jest, że niektórzy ludzie oceniają sytuację w kraju przez pryzmal zaniedbań w osiedlu czy zakładzie, a politykę partii przez pryzmat biurokratycznego stosunku do swych spraw codziennych. O tym trzeba nieustannie pamiętać. Rezerwy Wiele postulatów wychodziło poza krąg wąsko pojętych interesów własnych. Znamienne pod tym względem było spotkanie z aktywem robotniczym Opolskich Zakładów Przemysłu Cementowego. W dyskusji robotnicy krytykowali niecelowe względnie niewłaściwie wykonane inwestycje, wysuwali postulaty, zmierzające do obniżki kosztów własnych oraz' usprawnienia produkcji. Kierując slą gospodarską troską dyskutanci podawał! przykłady niedawne wybudowanej I dotychczas nJe wyko' rzystanej kamionki piryt i w cementowni „Odro", silosu w cementowni Groszowlce, który wybetonowano, lea zapomniano wysmołować, w rezultacie czego zbiornik „pod *lę'\ zbijają* cement w bryły. Z goryezq mówiono także o wadliwie zaprojektowane), ni* uwzglqdniajqcej warunków bhp „Pakowni”, wysuwajqc sfuizny wniosek, ie cl którzy projektulq, winni ilę wpierw zapoznoć z warunkami I charakterem pracy w planowanym obiekcie. Mówiono o nowo wybudowanej rampie samochodowej, na która można co prawda wjechaó, lea nie można następnie wyjść z samochodu. Pytano, dlaczego za taka bezmyślność nikt nie ponosi konsekwencji. Z oburzeniem krytykowano fakty marnotrawstwa mienia społecznego. Przykładem może być nadmierne, niczym nie uzasadnione zużycie wody pitnej, za co zakład płaci tytułem kar umownych około 500 tys. zł rocznie, a także magazynowanie w niewłaściwych warunkach kosztownego elektrofiltru, którego części ulegają korozji, stają się stopniowo bezużyteczne- Trafnie zauważono, że dostrzegane przez robotników niedbalstwo oraz wynikające z błędnych decyzji marnotrawstwo nie mobilizuje do oszczędności, do troski o pomnożenia majątku narodowego. Sporo uwagi poświęcono również pracy ekip remontowo-budowlanych. Z gospodarską troską mówiono o słabej dyscyplinie pracy tych ekip, o złej jakości remontów, o licznych faktach marnotrawstwa cegły i innych materiałów budowlanych. Słusznie podkreślano, że walka o oszczędną gospodarkę materiałami, surowcami, wodą i energią elektryczną jest w naszych warunkach ważną sprawą społeczną i może być pomyślnie rozwiązana tylko przy aktywnym włączeniu się całych załóg. 1 obecnych rozmów wynikają więc określone za- 1 dania dla instancji i organizacji partyjnych, a przede wszystkim zadanie utrzymywania ścisłej i systema’ tycznej więzi z aktywem robotniczym. Następny wniosek dotyczy potrzeby dokładnego ewidencjonowania skarg i postulatów wysuwanych na spotkaniach, wnikliwego ich rozpatrywania oraz informowania załóg o ich losie. Zasadnicze zadanie — to prowadzenie przez instancję partyjną właściwej polityki kadrowej, ocenianie przydatności kadr kierowniczych nie tylko według kryteriów wykształcenia i wąsko pojętych kwalifikacji zawodowych, lecz i według kryteriów ideowopolitycznych oraz takich cech osobowości, jak; umiejętność współżycia i kierowania kolektywem ludzkim, gospodarność, rozwaga i ofiarność, pryncypialność w walce ze złem. Zainicjowane z okazji przygotowań do Zjazdu spotkania z robotnikami staną się stałą formą pracy politycznowychowawczej naszej instancji. / Przesunięcie wielkiego pieca „A” w hucie „Pokój” w Rudzie Śląskiej. zostało opracowane w Hutniczym Przedsiębiorstwie Remontowym. W harmonogramie czas wykonania budowy przewidziano na UJ dni. W wyniku zobowiązań zjazdowych, podjętych zarówno przea brygady HPR jak i własne zespoły huty „Pokój”, skrócono ten termin do 95 dni. Przyniesie to naszej gospodarce dodatkowo kilkadziesiąt tysięcy ton surówki. Na zdjęciu: na budowie wielkiego pieca — pracownicy HPR odbierają blachy dostarczane przez dźwig. CAF — Sekc DYSKUSJE I POLEMIKI W IADOMO, iż technokratyzm to prąd społeczny, który zmierza do przechwycenia władzy politycznej i społecznej przez administrację techniczna (t e c h n o k r ac j a oznacza etymologicznie „rządy techników”! pod pozorem, iż ona jedna posiada pełne ku temu kwalifikacje i z tej racji tylko ona może wybrać jedyne, najbardziej racjonalne w danej svtuacii rozwiązanie, Technokratyzm jako taki ma w swej istocie charakter antydemokratyczny — choć czasem maskuje się pozorami demokracji — i; iest gruntownie sprzeczny z ideałami socjalistycznymi, które o. pieraia sie na zasadzie współudziału mas w zarządzaniu krajem i gospodarka. Nie ma jakichkolwiek podstaw do utożsamiania każdego technika i inżyniera z technokrata. Nie” ma też podstaw do utożsamiania personelu kierowniczego z tvm określeniem. Technokratami w naszym rozumieniu, czemu dawaliśmy wielokrotnie wyraz, są tylko ci kierownicy, którzy w procesie zarządzania gospodarka daża do _ przechwycenia władzy politycznej i społecznej, a wiec no. w przedsiębiorstwie chcieliby podporządkować sobie organizacje partyjna, faktyczny wpływ zlikwidować i funkcje kontrolne samorządu robotniczego w stosunku do administracji itp. W tei sytuacji dziwić musi występującą w artykułach niektórych publicystów tendencja do wywoływania wrażenią, iż rzekomo rozwija S13 nagonka na inżynierów. Oto np. w artykule M. Chrzanowskiego ..Oficerowie produkcji czy technokraci” w „Polityce” (nr 32) czytamy: „Nie tak dawno nazywano nas oficerami produkcji. 1 choć nie było to określenie najlepsze, podkreślało nasza role i znaczenie, jakie przywiązuje sie do pracy inżyniera. Dziś • nazywa sie nas menażerami produkcja bądź technokratami”. Tej pełne! rozżalenia wypowiedzi Jednego z bohaterów autor nie tylko nie prostuje, lecz faktycznie przyłącza sie do niej iuż w samym tvtule. Skąd oivo nazywanie wszystkich Inżynierów technokratami? Kto tak powiedział? Komu zależy na wywoływaniu wrażenia pomniejszaniu roli kadr techo nicznych? Czy w ten okrężny i nieuczciwy sposób M. Chrzanowski usiłuje podjąć polemikę z zarzutem o występowaniu tendencji technokratycznych wśród administracji? Czyżby nie wiedział, że odnosimy te tendencje tylko do niektórych kierowniczego ludzi z personelu przedsiębiorstw? A może tytuł artykułu i jego treść ma sugerować. że takie tendencje w ogóle n i e występują? N IESTETY występują, na co wskazują niektóre publikacje z zakresu samorządu robotniczego. Wystarczt w tym celu przeczytać w „Polityce” nr 33 artykuł A. K. Wróblewskiego „Anatomia załogi”, gdzie autor prezentuje i — w odróżnieniu od innych publikacji na ten temat — otwarcie popiera tendencje technokratyczne. Wróblewski zaczyna swą „anatomię” od opisu podziałów i poglądów załogi zakładu „Polar”, co ma podbudować późniejsze wywody. Uderza w tvm opisie bardzo ostre przeciwstawienie robotników wykwalifikowanych niewykwalifikowanym. Z tych wywodów można by wnosić, żę nie ma jednej klasy robotniczej: „Pojęcie „klasa robotnicza" — pisze autor — tak spęczniało, iż trudno je wypowiadać jednym tchem, bez sprecyzowania o kogo chodzi: czy o robotnika placowego za 500 zl, czy o wirtuoza narzędziowni za 5 tys. zł". Autor co prawda jakby jedni „odnosi wrażenie i drudzy wstydzili się tę granicę podkreślać i zacierali ją krzepkimi powiedzeniami o wspólnocie robotników wszelkich stanów", ale sam jest głęboko przekonany, że istnieje między nimi ostry przedział. Z reportażu wynika natomiast. że mamy idealną nie-mai harmonię między robotnikami i kierownikami. To bardzo dobrze, jeśli tak jest w tej fabryce. O to właśnie chodzi, tylko po co wobec tego ostre podkreślanie, wbrew cytowanym przekonaniom robotników, ich wewnętrznych podziałów? Co prawda, harmonia między robotnikami a kierownikami została tak przedstawiona, jakby robotnikom nie zależało na współudziale w zarządzaniu zakładem. Wróblewski pisze: „...K :dy robotnik, którego poglądy kształtują się w dużym zakładzie, rozumie, że są ludzie od ciągnięcia wózka i od kierowania wydziałem i że nie sq to funkcje wymienne”. Na potwierdzenie przytacza nawet poglądy anonimowych robotników w rodzaju: „Taki kierownik na to się -uczył, żeby kierować, a nie na to, żeby robić", „kierownik... jest oó tego, żeby widzieć szerzej i na to się uczył żeby go nie wykiwali" Oczywiście, są robotnicy, a także publicyści, podzielający najwcześniejszą, bo rzymską, technokratyczną teorię Mencjusza Agryppy, który uzasadniał wieczność podziału W społeczeństwie przykładem podziału fuńkcji w organizmie z człowieka („nogi są po to, żeby chodziły, a głowa, żeby myślała”). Nie przecząc, że obecny poziom rozwoju społecznego wymaga istnienia kadry ludzi wykształconych do zawodowego sprawowania funkcji kierowniczych, socjalizm stoi na stanowisku, że są już warunki do sprawowania przez klasę robotniczą i szerokie masy funkcji kontrolnych wobec administracji, funkcji współgospodarzenia zakładem, co zaciera sztywny podział na tych. co „ciągną wózek” i tych „co kierują”. Czyż powstanie rad robotniczych i samorządu w Polsce nie było właśnie wyrazem gospodarskiej cjatywy załóg robotniczych?iniW koncepcji Wróblewskiego i w ogóle w koncepcjach technokratycznych nie ma jednak miejsca na rzeczywisty samorząd. Właśnie po to przytacza on wypowiedzi, mające świadczyć, jakoby robotnicy nie byli zainteresowani współzarządzaniem. W końcowej części reportażu A. K. Wróblewski z pomocą odpowiednio skomentowanych wypowiedzi dyrektora i kierowników „Polaru” podejmuje otwarty atak na samorząd, próbując dowieść, że ekonomicznie nie ma on sensu. KSR-y, to według niego, tylko pusta formalność głosowania nad zatwierdzeniem planu, opracowanego przez dyrekcję. Wiemy, że i tak bywa, zwłaszcza w zakładach, w których samorząd został ograniczony i podporządkowany dyrekcji. Z takimi właśnie zjawiskami walczy partia, związki zawodowe i prasa zaangażowana w rozwój samorządu, Ale A. K. Wróblewskiemu nie o to chodzi. Jego zdaniem inaczej być nie może, gdyż członkowie samorządu „nie mogli zaproponować modyfikacji planu", bo „żaden robotnik ani pracownik ... nie wie, jaka jest moc wykonawcza wrocławskich przedsiębiorstw budowlanych” ... bo „wszelkie przesłanki do podjęcia decyzji: czy taki plan, czy inny ma w ręku dyrekcja", a członkowie KSR „muszą dojść do tych samych wniosków, co dyrektor, chyba że oni albo on popełnią jakiś logiczny błąd w rozumowaniu”. I żeby nie było wątpliwości stwierdza jasno: „sens współzarządzania jest raczej moralny, niż ekonomiczny... Ostatecznie dyrektorowi płacą, i to dobrze płacą za to, żeby był mądrzejszy i lepiej zorientowany od swojej załogi. Dlaczego więc wymagać od KSR, żeby prostowała propozycje dyrekcji?... Dlaczego twierdzić, że decyzje KSR mają wielki sens ekonomiczny?“ Być może Wróblewskiemu nie są znane te tysiące wypadków, kiedy to samorząd zmodyfikował projekt planu dyrekcji nie tylko „w dół”, ale — częściej — „w górę”, i to o miliony złotych. Być może, nie zdaje on sobie sprawy, że powtarza, innym tylko językiem, technokratyczne teorie niektórych naszych ekonomistów z 1957 r. i obecne teorie E. Lobia, według których samorząd „może podejmować tylko takie same decyzje jak dyrekcja, a tym samym jest zbędny, bądź inne decyzje, które — jako niefachowe — będą szkodliwe". Jest to koncepcja zakładająca wszechmądrość kierowników — i możliwość jednego tylko w danej sytuacji rozwiązania. Jest to abstrakcja, mająca uzasadniać wciąż na nowo starą taylorowską ideę, według której w przedsiębiorstwie od myślenia są kierownicy, bo im za to płacą, zaś cała reszta jest od ślepego wykonywania ich poleceń. Tego rodzaju koncepcje w naszych warunkach zmierzają do odsunięcia załogi — tym także większości inżyniew rów i techników — odsunięcia samorządu i organizacji partyjnych od rzeczywistego wpływu na zarządzanie i od kontroli administracji. Zdaniem A. K. Wróblewskiego nawet sekretarz organizacji partyjnej tego zakładu uważa, że: „Oczywiście plan — to sprawa dyrekcji, my go tylko wykonujemy”. Rzecz jasna, A. K. Wróblewski nie ośmiela się żądać likwidacji samorządu. On go tylko wzorem wielu technokratów „podgryza". Gotów mu nawet przyznać sens moralny, ponieważ informowanie robotników ó planie „wpływa na nich budująco”. Dlatego też nawet proponuje: „Do samej idei (demokracji robotniczej) trzeba jednak powrócić...”. Dlaczego powrócić? Czyżby autor „Anatomii załogi” uważał ją już za pogrzebaną? Chyba że chodzi o rewizjonistyczno-technokratyczną ideę rad robotniczych bez robotników, rad, mających charakter doradczy i faktycznie podporządkowanych administracji — idee z 1957 r.? Ta idea rzeczywiście została już pogrzebana i nie rokuję nadziei na jej powrót. A swoją drogą sądzę, że po artykule swego kolegi M. Chrzanowski będzie mógł wreszcie dowiedzieć się, czy istnieją i do czego zmierzają technokraci oraz przestanie ich mylić z inżynierami. JULIUSZ WACŁAWEK ..Anatomia załogi,” czy taktyka technokratyzmu? S Morskie statki w rzecznej stoczni (KORESPONDENCJA WŁASNA Z GDAŃSKA) Interesują was nasze pełnomorskie statki? Inżynier Wojciech Szwoch, szef technicznego przygotowania produkcji Gdańskiej Stoczni Rzecznej „Wisła” położył na biurku teczkę z dokumentami. Zdziwiłem się widząc przypięty do niej egzemplarz Tez zjazdowych. Tak — usłyszałem w odpowiedzi — tych dwóch spraw nie da się od siebie oddzielić. W Tezach cała nasza załoga widzi przede wszystkim konkretny kierunek działania. Spójrzcie — i tu inż. Szwoch wskazuje na podkreślone i uzupełnione na marginesie własnym komentarzem fragmenty dotyczące niewykonania założeń planu w dziedzinie eksportu maszyn i urządzeń, przekroczenia ich importu. Eksport nie Jest w tej stoczni pojęciem abstrakcyjnym. Znak fabryczny tego zakiadu posiadają nie tylko nowe, cieszące się dużym uznaniem statki zmodernizowanej od podstaw flotyll] żeglugi przybrzeżnej w Gdańsku 1 Szczecinie. Posiadają go również statki rzeczne Czechosłowacji. „Wisła” kończy obecnie budowę ostatnich Jednostek z serii S3 kutrów rybackich dla Libii. Po pomyślnie zakończonej budowie 200 jachtów poliestrowych klasy młodzieżowej dla Szwecji, istnieją realne widoki na uzyskanie nowego zamówienia od tego nabywcy. W sumie ponad 50 proc produkcji — to eksport. Obecnie ta stosunkowo niewielka. pozostająca w cieniu zakładów przemysłu okrętowego w Gdańsku. Gdyni f Szczecinie, stocznia przyjęła jako zadanie antyimportowe budowę w latach 1971—75 dla Polskiej Żeglugi Morskiej 15 statków tażowców morskich — kabo. o nośności 80C DWT. Sa to statki przeznaczone do żeglugi na szlakach bfiltvckich i Morza Północnego: przewozić mają zarówno ładunki drobnicowe, jal i drewno. Niezwykle potrzebny deficytowy tonaż. Wprawdzie inicjatywa stoczni „Wisła” nie jest jeszcze równoznaczna z pełna rezygnacis z importu tego typu statków. stanowi jednak Istotne zmniejszenie Jego zakresu. Nadmienić wypada że krajowe stocznie produkujące statki morskie odmówiły podjęcia się budowy kabotażowców. Mają inne zamówienia, a poza tym tak małe statki nie są dla nich ani atrakcyjne, ani szczególnie opłacalne. W dotychczasowej historii stoczni „Wisła” budowa morskich jednostek handlowych to rzecz zupełnie nowa. Dodajmy tu jeszcze, że mają to być statki maksymalnie zautomatyzowane. ze zdalnym sterowaniem siłowni z mostku, trudne 1 skomplikowane technicznie, wyposażone niemal wyłącznie w urządzenia i mechanizmy produkcji krajowej. wa Sprawa nowa — ale celoi dobrze przemyślana. Wypełnia istniejącą lukę w profilu produkcji polskiego okrętownictwa jaką jest budowa kabotażowców. Cenna tym bardziej, że nie wymaga żadnych większych inwestycji. W zasadzie chodzi w tym przypadku głównie o zakup jednego dźwigu kadłubowego z NRD. Załatwienie tej sprawy wymaga pomocy centrali handlowej „Polimex” i Morskich Stoczni Zjednoczenia Remontowych I jeszcze jedną sprawa, która zaważyć może w sposób zasadniczy, szczególnie na dotrzymaniu terminu realizacji budowy tych statków. Kompetentne do wykonania dokumentacji projektowo-konstrukcyjnej dla tej stoczni Jest Biuro Konstrukcyjne Taboru Morskiego w Gdańsku, podległe — podobnie jak „Wisła” — Zjednoczeniu Morskich Stoczni Remontowych ł Ministerstwu Żeglugi. Natomiast konstrukcje morskich statków handlowych są specjalnością Centralnego Ośrodka Konstrukcyjno-Badawczego w Gdańsku, a to Już gestia Zjednoczenia Przemysłu Okrętowego i Ministerstwa Przemysłu Ciężkiego. Tylko w COKB istnieje odpowiedni potencjał, doświadczenie i niezbędne dane wyjściowe umożliwiające szybkie i sprawne wykonanie niezbędnej dokumentacji projektowo-konstrukcyjnej. Stocznia rzeczna, w wyniku głęboko przemyślanej decyzji załogi, przeistacza się w producenta deficytowego tonażu kabotażowego, w producenta statków morskich, stawia w zasadniczo innym świetle sprawę ich importu. W sposób konkretny przekuwa w czyn zjazdowy program naszei partii. Wykonanie dokumentacji projektowo-konstrukcyjnej nie może stać sie przeszkodą w jego urzeczywistnieniu. B. LISAKOWSKI