Trybuna Ludu, luty 1970 (XXII/31-58)

1970-02-25 / nr. 55

Środa, 25 LUTEGO 1970 R. — NR 58 P Na tematy dnia Racjonalne zatrudnienie RZEKROCZENIE w 1969 roku, podobnie jak w la­tach ubiegłych, planu zatrudnienia każe się giębiaj zastanowić nad genezą tego zjawiska. Zwiększenie liczby zatrudnionych w gospodarce uspołecznionej o 314 tys. osób czyli o 3,4 proc. zamiast o 3,3 proc. jak przewidywał plan, mo­że się wydawać niezbyt wiel­kim odchyleniem od założeń, niemniej jednak świadczy o wciąż aktualnej tendencji do ekstensywnego gospodarowa­­nir Tendencja ta w różnym sto­pniu przejawiała się w poszcze­gólnych resortach i gałęziach przemysłu. Najwyraźniej wy­stąpiła w jednostkach koordy­nowanych przez Komitet Drob­nej Wytwórczości, w których dynamika wzrostu zatrudnienia była wyższa niż w innych re­sortach, Większe lub mniejsze prze­rosty zatrudnienia są sygna­­ł e m niepomyślnej panującej w znacznej sytuacji ilości zakładów przemysłowych. Ist­nieje bezpośrednia zależność między niepełnym wykorzysta­niem maszyn i urządzeń, złą organizacją pracy, jej niską wydajnością, wadliwą techno­logią, absencją, słabą pliną, a rosnącą ilością dyscy­pra­cowników. Nieraz jut stwierdzono zwią­zek między poziomem zatrud­nienia a zakorzenioną prak­tyką kierownictwa wielu przed­siębiorstw, polegającą na roz­wiązywaniu wszelkich proble­mów produkcyjnych przy po­mocy angażowania dodatko­wych pracowników. Zadanie jest o tyle ułatwione o ile nie­które plany zakładów przemy­słowych rodzą się w corocznych sporach i przetargach. Głów­nym przedmiotem różnicy zdań bywa z reguły wysokość zatrud­nienia. I nawet w przypadku przeforsowania stanowiska władz nadrzędnych, każdy za­kład przemysłowy potrafi w już okrojonych wskaźnikach u­­kryć coś na tzw. czarną go­dzinę. Z analizy kształtowania się dynamiki zatrudnienia na prze­strzeni całego roku wynikają interesujące wnioski. Okazuje się, że w pierwszym półroczu ilość pracowników wzrosła 167 tys. osób, a w drugim c o 147 tys. osób, czyli o 20 tys. mniej. Wynikło to nie tylko ze zmian pór roku, z sezonowych wahań wpływających na tempa Wzrostu produkcji I zatrudnie­nia, ale z celowego działania władz państwowych. Główną przyczyną zahamo­wania wzrostu były przed­sięwzięcia — dodajmy dla u­­niknięcia nieporozumień . - administracyjne, zainicjowane na początku roku, a mające no celu ograniczenie przyrostu za­trudnienia. Skutki zoczęly u­­jawniać się w drugim półroczu. W czerwcu 1969 roku wzrost zatrudnienia utrzymał się jesz­cze w granicach planu, a więc na poziomie 3,3 proc. ale już w następnych miesiącach stop­niowo spadał dochodząc do 2,3 proc. w grudniu. Zastosowane w porę środki zaradcze walnie się przyczyniły, jeżeli nie do całkowitego opanowania sytua­cji, to przy lajmniej znacznie osłabiły rozmiary przekroczenia planu. ir i NIOSKI wypływające i doświadczeń ubiegłego ” ® roku potwierdzają moż­liwość okiełznania rosnącego zatrudnienia, bez szkody dla rozmiarów produkcji. Jakże wymowny jest fakt, że wysokie­mu poziomowi zatrudnienia w pierwszym półroczu odpowia­dał niewiele wyższy wzrost produkcji niż w całym 1969 ro­ku, kiedy w drugim półroczu dały się już odczuć skutki za­hamowania dynamiki zatrud­nienia. Nie trzeba dodawać, że udział wydajności pracy we wzroście produkcji był również w drugim półroczu wyższy, niż w pierwszym. Życie jeszcze raz dowiodło możliwości znacznego zwiększenia produkcji przy u­­miarkcwanym, utrzymanym we właściwych ramach, wzroście zatrudnienia. Utrwalenie tendencji, zarysowała się, w drugim jako pół­roczu 1969 roku jest nie tylko nakazem chwili, ale także wy­mogiem planu na rok bieżący. Przewiduje on mniejszy niż ub. r. wzrost liczby zatrudnio­w nych w gospodarce uspołecz­nionej, co nakłada obowiązek szybszej niż dotychczas inten­syfikacji gospodarki. Wykorzy­stanie rezerw wzrostu wydaj­ności - tkwiących w uspraw­nieniu technologii produkcji, w stosowaniu osiągnięć nauki techniki, w obniżeniu kosztów, i w pełnej realizacji mówiących o tym uchwał instancji i orga­nizacji partyjnych - stanowi program działania na najbliż­szą przyszłość; program, któ­rego celem jest osiągnięcie maksymalnych efektów ekono­micznych z posiadanych, wca­le niemałych, środków produ­kcji i kadrowego potencjału. B.L. Kiedy żarówki „Lumenu” będą lepsze? POZNAN (Inf. wł.). Od pew­nego czasu notuje się sporo skarg na jakość żarówek, zwłaszcza zaś na ich trwałość. Nierzadko zdarza się. że już po kilku godzinach eksploatacji włókienka przepalają się i ża­rówkę trzeba wymienić. W związku z tym. że ilość pretensji pod adresem fabryki ,,Lumen” w Pile rośnie, Okręgowy Urząd Jakości i Miar w Poznaniu prze­prowadził w tvch zakładach kontrolę jakości półfabrykatów oraz przebiegu procesu produk­cyjnego. „Gazeta Poznańska”, pisząc o tym fakcie stwierdza, że wady żarówek o mocy 60 W wynikały z zastosowania do produkcji nie­właściwych trzonków. Ponadto, w myśl obowiązujących prze­pisów, fabryka ma prawo wy­twarzania aż 6,3 proc. wadli­wych żarówek. Oznacza to — pi­sze gazeta — za zakłady w Pile mogą na rynek dostarczyć aż 3,9 min żarówek złych. W tych warunkach trudno zrozumieć, w jaki sposób aż 80 proc. wyrobów tej fabryki jest oznaczonych znakiem jakości. Wątpliwości budzi także sta­nowisko przedsiębiorstwa, z którego wynika, że z punktu widzenia ekonomicznego opłacalne byłyby wysiłki nie­na rzecz poprawy jakości pro­dukcji. (bg) TRYBUNA LUDU Cztery szyldy instytutów W »pionie«, w »pozioniie« . czy jeszcze inaczej? ZTERY instytuty badawcze w Warszawie — pod­legają jednemu resortowi, mają wspólną orga­nizację partyjną, radę zakładową i wiele in­nych, administracyjnych i naukowych komórek. Mają mnóstwo pokrewnych, a nawet bez mata identycznych zainteresowań. Mieszczą się pod jednym dachem. Ale szyldy mają cztery: instytut Przemysłu Cukrowniczego, Instytut Przemyślu Fermentacvineao. Instytut Przemysłu MięsnegoT Instytut Przemysłu Tłuszczowego. Ćztery szyldy, cztery jjłany badawcze, czterech dyrektorów. Zwróciliśmy już uwagę na tę sytuację („TL" nr 355 69 w art dr. Z. Bożyka „Pod jed­nym dachem nie znaczy bli­sko” oraz w nr. 22 w br. „Na tematy dnia”) postulując w lym ostatnim artykule bardziej energiczne działania we wspól­nej organizacji partyjnej w kierunku rozważenia szans in­tegracji tych placówek nauko­wych. Zostaliśmy zaproszeni do wysłuchania szerszych opinii. Do 1952 roku, w gmachu przy ul. Rakowieckiej 36 w Warszawie mieścił się jeden instytut „spożywczy” — Głów­ny Instytut Przemysłu Rolne­go i Spożywczego. Podzielono go potem na odrębne i samo­dzielne placówki. Ktoś tam jednak zwrócił uwagę na to, że dalej wszystkie „w jednym stoją domu”, więc pozostawio­no wspólną dla wszystkich księgowość, jedną służbę zao­patrzeniową, jedną służbę transportową, obsługę gmachu. Pod jednym stawiono dział zarządem pozo­typograficzny, czytelnię i bibliotekę nauko­wą. Pod jednym zarządem są wreszcie i centralne warsztaty dokonujące remontów bieżą­cych aparatury naukowej wszystkich instytutów Integrować czy nie? Mimo podziału została też wspólna „rada nadzorcza" — kolegium dyrektorów. Można przypuszczać, że miała ona służyć uzgadnianiu tematyki badawczej i koordynacji przed­sięwzięć podejmowanych przez usamodzielnione — ale po­krewne! — instytuty; praktyka bardzo jednak daleko odeszła od teorii i dziś... Ale o tym za chwilę. Teraz istbtne jest stwierdzenie, że wiosną 1968 roku to kolegium dyrektorów zaproponowało... dalszy rozłam instytutów. A więc podział fi­nansów, służb transportu itd. Egzekutywa POP odpowie­działa wnioskiem krańcowo przeciwnym: zaproponowała pełną integrację. Egzekutywa wyliczyła m. in. o ile etatów musi wzrosnąć administracja, jeśli nastąpiłby podział i spra­wa automatycznie niejako upadła. Upadł jednak i kontr­­wniosek. Co prawda, pod naci­skiem organizacji partyjnej w programie rozwoju instytutów podkreślono potrzebę koordy­nacji prac badawczych wspólnego rozwiązywania pro­i blemów interesujących wszyst­kie instytuty, ale też na tym ustaleniu wszystko się właści­wie skończyło. Sytuacja zmieniła się po IV Plenum KC. Egzekutywa po­wołała natychmiast społeczny „zespół do spraw rozpatrzenia integracji instytutów", a po zakończeniu jego prac zapro­siła na swoje posiedzenie ko­lektyw kierowniczy - wszyst­kich czterech instytutów. Korzyść z „pionu" Dyskusja była Burzliwa. U- praszczając powiedzieć można, że trzy instytuty (Cukrowni­czy, Mięsny i Tłuszczowy) gwałtownie protestują prze­ciwko integracji. A jeśli już integracja — to „pionowa”, a więc takie połączenie instytu­tów ze swoim przemysłem (branżą), by dało ono pełny cykl rozwojowy (badawczy). IV Plenum — mówili zwolen­nicy tej koncepcji — dało jed­noznaczną wskazówkę; inte­gracja musi iść w takim kie­runku, który zapewni pełne cykle rozwojowe, a to znaczy — tylko w kierunku piono­wym. Podstawową jednostką or­ganizacyjną przemysłu jest branża, wzorcową strukturą organizacyjną musi więc być instytut branżowy. Jesteśmy instytutami nastawionymi na prace stosowane, na udziela­nie bezpośredniej pomocy przemysłowi, decydować więc musi to, co leży w interesie ob­sługiwanego przez nas prze­mysłu, a jego zdanie jest tu­taj jednoznaczne; przemysł jest za wyodrębnionymi, bran­żowymi instytutami. Argu­mentacja zwolenników „pio­nu” jest prosta. Korzyści z „poziomu“ Zwolennicy „integracji po­ziomej” posługują się bardziej skomplikowanym tokiem ro­zumowania. Więc — po pierw­sze — ustosunkowują się do argumentów „pionu”: że Jed­no drugiemu wcale nie prze­szkadza. Prószę bardzo, u­­twórzmy te tak potrzebne za­kłady doświadczalne branżo­wo (dla dokonywania wstęp­nych prac Nikt nie chce wdrożeniowych). uniwersalnych zakładów technologicznych, bo byłby to nonsens. Muszą być branżowe. I dalej w dół — do przemysłu, proszę bardzo, i branżowe, i w „pionie”. Ale — po drugie — jeśli na takim „pionie” poprzestaniemy zanikną zupełnie badania pod­to stawowe. Już dziś przecież pod naci­skiem przemysłu, dla którego najważniejsza jest bieżąca produkcja, kolosalna więk­szość wysiłku naukowego in­stytutów kierowana jest na prace odtworzeniowe, czy ada­ptacyjne. W ten sposób zaw­sze będziemy w tyle za świa­tową myślą techniczną. przecież, jak nieliczne nieste­A ty, ale na szczęście dziś jesz­cze występujące opracowania dowodzą, że stać nas na cał­kowicie własne nowe meto­dy, wyprzedzając świat. Przy­kładem choćby — słynny już „dym wędzarniczy”. Perspektywa jest przecież taka, że te prace odtwórcze, adaptacyj­ne, a przede wszystkim kontrol­­no-badawcze, pochłaniające dziś wiele naszego wysiłku, przejmo­wać będą zakładowe zaplecza ba­dawcze. Na nas ciąży obowiązek oryginalnego wysiłku naukowego. Tego właśnie żąda od nas przede wszystkim uchwała IV Plenum. A więc „poziom“. Pozwoli uniknąć powiększania admi­nistracji, ale już nawet o to mniejsza, bo chodzi tu tylko o dziesiątki tysięcy złotych. Wspólny — jeden — instytut oszczędzi jednak setki tysięcy złotych, gdyż pozwoli np. na gromadzenie aparatury unikal­nej, zbyt drogiej dla jednego instytutu. A rzecz idzie jesz­cze o miliony złotych, gdyż pełna integracja pozwoli wre­szcie na wspólne rozwiązywa­nie identycznych problemów. Z wielu przykładów: problem wody i ścieków to problem wspól­ny dla wszystkich branż. Po co każdy na własną rękę ma się z tym biedzić? A tak się dziś wła­śnie dzieje. Ustalone przy likwi­dacji Głównego Instytutu zasady konsultacji wyglądają tak, że# ta­jemnice biurek dwóch pokrew­nych komórek i zespołów badaw­czych dwu różnych instytutów strzeżone są jak tajemnica pań­stwowa. A przecież takich wspól­nych tematów jest wiecej. Kto to zbada? Oczywiście, wiele jest prob­lemów odrębnych. Wygrać jednali można to co wspólne a tych wspólnych tematów jest wystarczająco dużo, by o integrację zabiegać. Egzekutywa wysuwa także kompromisowe propozycje: a może nie wszystkie instytuty łączyć, może tylko cukrowni­czy z fermentacyjnym, a mię­sny z tłuszczowym? Ta ostatnia propozycja nie wypływa chyba jeszcze z głę­bokiego przekonania. To ra­czej kapitulacja, jako że opo­ry przeciwko strukturze „po­ziomej”, mimo dyskusji nie słabną. Wypowiedź przedsta­wiciela Ministerstwa Przemy­ślu Spożywczego i Skupu znie­chęca zresztą do dalszej, me­rytorycznej dyskusji. W świe­tle jego wystąpienia te wszyst­kie problemy wydają się ma­łe, nieważne, nieistotne. To mikroproblemy, gdy tymcza­sem resort ma problemy, przez bardzo duże „P“ pisane... Posiedzenie kończy się jed­nak postanowieniem niespo­dziewanym: trzeba powołać ja­kąś grupę specjalistów, bez­stronnych (może z SGPiS), któ­ra wszystko dokładnie zanali­zuje, rozpatrzy, wyliczy. Tylko kto taki zespół powo­ła, kto laki zespół zorganizuje, zleci mu pracę i za nią zapła­ci; dyrekcja któregoś z insty­tutów, resort? Wiadomo tylko, że nie zrobi tego organizacja partyjna, bo nie ma żadnych możliwości finansowych, a chyba i kompetencji Od postawienia pierwszego wniosku o integracji minęły dwa lata. Wygląda na to, że „znjäw będzie spokój”... Czy można się jednak z tym go­dzić’ ZYGMUNT MARCINCZAK Przed Europejską Konferencją UNESCO ministrów nauki i techniki prof, dr IGNACY MAŁECKI ___ dyrektor Departamentu Polityki Naukowej i Rozwoju Nauk Podstawowych UNESCO POTKANIE na wyso­­kim szczeblu przedsta- L/ wicieli rządów w skali świata czy regionu, to prawie zawsze ważne wydarzenia po­lityczne. Po to jednak żeby z kilkudniowych obrad i za­zwyczaj krótkich przemówień wynikły konkretne wnioski, potrzebna jest długa, żmud­na praca przygotowawcza. W tej fazie znajdujemy się wła­śnie obecnie przed Europej­ską Konferencją Ministrów Nauki i Techniki, nazwaną w skrócie MINESPOL (Ministers of Science Policy), która or­ganizowana przez UNESCO odbędzie się w czerwcu br. w Paryżu. Decyzję o zwołaniu Konfe­rencji powzięta Konferencja Generalna UNESCO w listopa­dzie 1968 r. Wkrótce potem za­częły się prace przygotowawcze polegające przede wszystkim na zebraniu przez kraje człon­kowskie danych o swojej włas­nej działalności naukowej technicznej, ułożonych wedle wspólnego schematu przygoto­wanego przez Sckretarial UNESCO. Te poszczególne mo­nografie złożone w jedną ca­łość stanowić będą podstawo­wy dokument Konferencji da­jący po raz pierwszy w histo­rii stosunków międzynarodo­wych syntetyczny obraz poten­cjału naukowego krajów europejskich. wszystkich Zwięzłe kolumny liczb charakteryzują­ce rozwój kadry naukowej technicznej, proces zdobywania stopni naukowych, specyfikę badań prowadzonych w uni­wersytetach, instytutach typu akademickiego i przemysłowego, dalej dynamikę wzrostu wy­datków na badania naukowe i ich strukturę — będą na pew­no dla ludzi kierujących w swoich krajach nauka i tech­niką pasjonującą lekturą, po­budzającą do przemyśleń praktycznych wniosków. Ta strona informacyjna zo­stała zamknięta w dokumen­tach przygotowawczych. Na samej Konferencji dyskusja dotyczyć będzie nie wymiany informacji we własnych kra­jach, lecz oświetlenia proble­mów o kluczowym znaczeniu dla rozwoju badań naukowych i technicznych dla większości krajów. Główny nacisk poło­żono na zagadnienia, w któ­rych można przewidywać w przyszłości owocną współpra­cę międzynarodową. Sformułowanie problemów mających być przedmiotem Konferencji nie było sprawą łatwą. W kwietniu 1968 roku odbyło się w Bukareszcie ze­branie przygotowawcze, na którym ustalono tematykę o­­brad. Następnym etapem by­ło przygotowanie dokumentów roboczych mających stanowić podstawę do dyskusji. Doku­menty te zostały w ogólnych zarysach przygotowane przez grupy robocze, w których u­­dział brali wybitni naukowcy i technicy z kilkunastu kra­jów europejskich; ostateczną redakcją tych dokumentów zajął się Sekretariat UNESCO. Trzeba podkreślić, że Polska od samego początku bierze aktywny udział w przygoto­waniach do Konferencji, po­czynając od uczestnictwa w redakcji rezolucji UNESCO z 1966 r. poprzez zebranie bu­kareszteńskie i duży wkład w pracę grup roboczych. Osta­tecznie tematyka obrad Kon­ferencji została podzielona na cztery grupy: a) Rola inżyniera 1 naukow­ca w rozwoju społeczno-gospo­darczym kraju i wynikające stąd metody oceny zapotrzebo­wania na kadry naukowo-tech­niczne. Inaczej mówiąc chodzi tu o zasadniczy problem har­monizacji ilościowej i jakościo­wej procesu szkolenia na wyż­szych uczelniach z potrzebami gospodarki narodowej i nauki. b) Badania naukowe i tech­niczne jako czynnik rozwoju społeczno-gospodarczego i wy­nikające stąd metody polityki naukowej. Dotyczy to zarów­no oceny optymalnych wyso­kości nakładów na badania, jak i metod ustalania tych dzie­dzin prac badawczych, które powinny być traktowane jako priorytetowe. Oczywiście każdym kraju hierarehia waż­w ności problemów badawczych jest inna, niemniej istnieją tu pewne prawidłowości pozwala­jące na pożyteczną wymianę doświadczeń w skali międzyna­rodowej. Wiąże się z tym bez­pośrednio sprawa oceny efek­tywności badań naukowych, której w trakcie przygotowań do Konferencji poświęcono wie­le uwagi­c) Postanowiono, że Konfe­rencja zajmie się oddzielnie miejscem i znaczeniem badań podstawowych w całości poli­tyki naukowej kraju. W ostat« nim dziesięcioleciu znaczeniu badań podstawowych dla go­spodarki narodowej niewątpli­wie ogromnie wzrosło. Pozosta­ją jednak otwarte w skali światowej problemy rangi ba­dań poznawczych, polityki roz­działu środków na różne dzie­dziny tych badań, powiązania procesu badawczego i dydak­tycznego na wyższych uczel­niach. Zagadnienia swój wyraz w tym te znajdą punkcie porządku dziennego, d) nalizą Konferencja zajmie się a­­efektywności europej­skiej współpracy naukowej rozpatrzy drogi idące w kie­i runku rozwinięcia tej współ­pracy, łącznie z możliwością podjęcia wspólnych międzyna­rodowych programów badaw­czych. W obradach obok przed­stawicieli 32 państw europej­skich będących członkami UNESCO uczestniczyć będzie w charakterze obserwatorów szereg organizacji międzyna­rodowych działających na te­renie Europy. Między innymi udział w nich weźmie Euro­pejska Komisja Gospodarcza ONZ, która posiada poważny dorobek w zakresie między­narodowej współpracy gospo­darczej i technicznej. Jej przedstawiciele oświetlą sposób miarodajny gospodar­w cze i techniczno-produkcyjne aspekty w wykorzystywaniu badań naukowych. Z drugiej strony Międzynarodowa Rada Unii Naukowych (ICSU) re­prezentować będzie punkt wi­dzenia czternastu międzynaro­dowych Unii Naukowych działających na polu nauk podstawowych. W ten sposób zapewnione zostanie komplek­sowe spojrzenie na cały „łań­cuch“ pracy naukowej do jej pełnego wykorzystania dla potrzeb praktyki. Dziełem UNESCO było pod­jęcie inicjatywy zwołania Konferencji i wykonanie prac przygotowawczych. Ministro­wie państw europejskich czasie dyskusji i formułowa­w nia wniosków zdecydują jaki jest możliwy i pożyteczny za­kres współpracy europejskiej w dziedzinie nauki i jakie konkretne kroki będą mogły być podjęte dla kontynuacji prac MINESPOL'u. Po plenum KW PZPB w Białymstoku A porządku dziennym obrad plenarnego posie­dzenia KW PZPR w Białymstoku znalazł się tyl­ko jeden punkt: zadania i kierunki rozwoju kółek rolniczych. Podjęcie tego tematu uzasadniają dynamicznie rosnące zadania białostockiego rolnic­twa. Ponad 91 procent użytków rolnych znajduje się we władaniu gospodarstw chłopskich. One więc decy­dować będą o tym, w jakim stopniu i z jakimi efekta­mi zostaną wykonane ambitne zamierzenia rolnictwa. Ważne funkcje w realizacji tych zadań przypadają kół­kom rolniczym. Plenum dokonało oceny dotychczaso­wej pracy oraz wytyczyło kierunki ich rozwoju, okre­śliło zadania instancji i organizacji partyjnych. N Nieustannie rozwijana dzia­łalność organizacji chłopskiej przynosi z każdym rokiem lepsze, bardziej wymierne re­zultaty. Kółka rolnicze działa­ją w 82 procentach sołectw, zrzeszają 44 procent gospo­darstw. Wartość majątku spo­łecznego wzrosła do 1 miliarda 180 milionów zł, a liczba ze­stawów traktorowo-maszyno­­wycb do 3.766 sztuk, w tym 1500 skoncentrowano w Mię­­dzykółkowych Bazach Maszy­nowych. Wartość usług w ro^tf ubiegłym przekroczyła 400/mi­­lionów złotych. Kółka zagi^ spodarowały ok. 3.300 hlekta­­rów gruntów PFZ, prowatjziły aktywną działalność gospoopif czą i oświatową. / Działalność kółek rolniczych przyczyniła się w dużym stop­niu do przełamania konserwa­tyzmu i przestarzałych metod gospodarowania. W dyskusji powtarzała się często opinia o radykalnej zmianie mentalno­ści rolników białostockich. Wi­docznym tego efektem jest dynamiczny wzrost zużycia nawozów sztucznych, wyższe plony zbóż i lepsza gospodarka na łąkach. Postęp ten obrazuje najlepiej przykład Sejn — jed­nego z najbardziej ongiś zaco­fanych powiatów w woje­wództwie. O gruntownych przemianach w rolnictwie po­wiatu sejneńskiego mówił na pIenum_tow. Ja<a Ostrowa se­­kretarz~PZKRi Zupełnie niedawno pra­cownicy GS, służby rolnej, działacze kółek rolniczych chodzili od chaty do chaty, przekonywali — kupujcie na­wozy, wapnujcie polp. stosuj­cie nowe odmiany, budujcie silosy. Dziś mamy sytuację odwrotną. Coraz trudniej za­spokoić rozbudzony głód no­woczesności i wiedzy Przynio­sło to konkretne rezultaty Przed trzema laty ponad 30 procent rolników powiatu sia­ło z płachty. Dziś 500 siewni­­ków kółkowych wykonuje 95 proc. siewu. Piony czterech zbóż w 1964 r. wyniosły śred­nio 8,7 q z hektara, zużycie nawozów — 32 kg. W ubieg­łym, trudnym roku rolnicy powiatu zebrali 19,7 q zbóż. Problemem numer jeden jest już nie rozprowadzanie nawo­zów, lecz brak siewników na­wozowych. Jednak nie na tych bezspor­nych osiągnięciach koncentro­wała się uwaga plenum. W większości wystąpień, a także podjętej uchwale najmocniej wyeksponowano słabe ogniwa działalności, wychodząc z za­łożenia, że postawienie trafnej diagnozy jest podstawowym warunkiem uzdrowienia. A słabości nie brak. Na plan pierwszy wysuwa się wciąż zbyt mały udział kó­łek rolniczych w intensyfikacji produkcji rolnej. Chodzi/za­­równo o propagowanie nowo­czesnych metod gospodaimva^ nia, jak i uczestnictwo w Do­prowadzaniu nawozów sztucz­nych, upowszechnianiu /no­­wych odmian zbóż. Zbyt mały jest także wkład kółek w po­pularyzowanie nowoczesnej agroWchniki, ulepszania go­spodarki na użytkach zielo­nych. Wszystkich niedostatków nie można zapisać wyłącznie na konto kóiek. Przeprowadzona przez organizacje i instancje partyjne analiza wykazała, że wielu agronomów i zootechni­ków wyciągnęło mylne wnio­ski z reorganizacji służby rol­nej i podporządkowania jej radom gromadzkim. Zajęli się pojedynczymi gospodarstwami rolnymi, rozluźnili związki z kółkami rolniczymi i kółkami gospodyń wiejskich, zapomina­jąc o tym, że realizacja pro­gramu rozwoju produkcji jest jak najściślej zespolona z dzia­łalnością chłopskiej organiza­cji. O potrzebie zainteresowa­nia służby rolnej pracą kółek mówiło wielu dyskutantów. Konieczność doskonalenia współpracy jest oczywista. Na postępie mechanizacji rol­nictwa, nie tylko w wojewódz­twie białostockim, zaciążył wą­ski asortyment maszyn towa­rzyszących, pogłębiany dodat­kowo schematycznym ich do­borem. Do wyjątków należy przystosowanie zestawu ma­szyn do specyfiki i struktury ^-produkcyjnej terenu. Mówi! o tym m. in. sekretarz rolny KP i PZPR w Bielsku—Podlaskim. Mikołaj Hursa. Na czoło zadań \MBM wysuwa się w tym po­wiecie pielęgnacja upraw i sprzęt plonów na użytkach zie­lonych. Niestety, MBM nie dy­sponują żadnymi maszynami do tych celów, nie posiadają też dostatecznej ilości sprzętu do wysiewu nawozów. Oprócz lepszego uzbrojenie w szerszy asortyment maszyn wiele jeszcze trzeba dokonać, by podnieść poziom usług świadczonych przez MBM. Niezbędne jest osiągnięcie sta­bilizacji kadry traktorzystów i mechanizatorów, stopniowe przechodzenie na komplekso­we usługi drogą zawierania rocznych umów z rolnikami, wydatne zwiększenie udziału rad użytkowników w organi­zowaniu usług. Chodzi przede wszystkim c przezwyciężenie narastającej tendencji do wzrostu usług transportowych, kosztem robót Polowych. Społeczna koniecz­ność i ranga usług rolniczych nierzadko przesłonięte zostały interesem MBM, jako przed­siębiorstwa, które najłatwiej­szą drogą dąży do osiągnięcia korzystnego dla siebie efektu. Sprzyja temu zarówno trudna sytuacja w transporcie, jak i szansa osiągnięcia wyższych zarobków traktorzystów i po­mnażania dochodów MBM Preferowanie usług transpor­towych ułatwia także przesta­rzały regulamin pracy oraz wadliwy rozliczeń. system statystyki I Wręcz rozbrajające zabrzmiała wypowiedź jednego z kierowników MBM, Włady­sława Bogdanowskiego. — Jak się tak dobrze przyj­rzeć to cała nasza dokumen­tacja jest dość abstrakcyjna. W gruncie rzeczy wszystko można „wyplanować", wskaź­niki „podciągnąć”, części „rozgospodarować", „przystosować”. Nie ma paliwo np. żadnej skutecznej kontroli w momencie przekazywania ciągnika do remontu. Sam szef POM nie może stwier­dzić, co faktycznie się zep­suło, a co zostało wyremon­towane. Z wszechstronnej I krytycz­nej analizy pracy kóiek rolni­czych powstał konstruktywny program działania w roku bie­żącym i w najbliższej pięcio­latce. Zakłada on rozszerzenie i pracy kóiek na wszystkie wsie gospodarstwa chłopskie, wzmocnienie szeregów organi­zacji dopływem nowych człon­ków spośród najlepszych rol­ników i młodzieży. Ściślejszą współpracę z radami narodo­wymi, służbą rolną i przed­siębiorstwami mechanizacji rolnictwa. Zdecydowane zwiększenie udziału kółek rol­niczych w propagowaniu po­stępowych metod gospodaro­wania, w intensyfikowaniu rolnictwa. Program ustala zadania organizacji i instancji partyj­nych. W ogniwach biało­stockiej organizacji chłop­skiej działa bezpośrednio bli­sko cztery tysiące członków partii. Do podstawowych obowiązków członków partii i ZSL należy inspirowanie i kierowanie pracą kółek rol­niczych» oddziaływanie na wieś aktywną postawą i do­brym przykładem. Wiejskie organizacje partyjne nie mo­gą pozostać obojętne wobec faktu, że dwa tysiące partyj­nych rolników nie należy do kółek rolniczych. Organizacja i instancje partyjne zapewnić powinny pełne wykonanie uchwały plenum, a zwłaszcza tej części, która stwierdza: „każda działalność w zakresie doskonalenia i podnoszenia produkcji rolnej powinna być prowadzona w oparciu o kół­ka rolnicze”. Takie sformułowanie zadar partii świadczy najwymow­niej o wysokiej randze kółek rolniczych w pracy nad roz­wojem wsi i rolnictwa biało­stockiego. Z. JAGIELSKI Kotkom zaleca się ruch 3 Dla naszego zdrowia ÄnlfbioEyki Z tą fabryką łączy nas wiele. Niejednego z nas właściwie wszystko—to znaczy życie. Le­ki, jakie produkują Tarchomiń­skie Zakłady Farmaceutycz­ne należą bowiem do najnowo­cześniejszych i najintensyw­niejszych środków terapeutycz­nych, bez których nie ma dziś medycyny. Antybiotyki — to życie. Fabryka leków w Tarchomi­nie produkuje prawie wszystkie antybiotyki. Ale nie tylko one są tu ważną pozycią w pro­dukcji. Nie mniej ważne są leki hormonalne, czy psychotropowe. Z Tarchomina wychodzi w świat 200 różnorodnych leków. W świat? Dosłownie tak. Tar­chomińskie Zakłady Farmaceu­tyczne „Polfa” wytwarzają le­karstwa wartości 3 mld zl rocz­nie (w cenach zbytu). Prawie połowę, gdyż 49 proc. tej pro­dukcji, sprzedają na rynkach światowych. Odbiorcami tarcho­mińskich leków są w kolejnoś­ci: Związek Radziecki, Szwaj­caria, Stany Zjednoczone, Wło­chy, Dania, Indie, parę innych krajów. W roku bieżącym pro­dukcja eksportowa pozwoli u­­z.yskać 62 min zł dewizowych. Rozmiary produkcji eksporto­wej TZF sa z każdym rokiem wyższe (w r. 1965 wartość eks­portu osiągnęła ok. 40 min zł dewizowych). Wzrasta również tzw. opłacalność eksportu. Wartn wiedzieć, iż niełatwo o takie osiągnięcia. Konkurencja na światowym rvnku farmaceu­tycznym jest bardzo silna. Zakłady tarchomińskie do­tychczas rozbudowywały się, niemniej jednak głównymi wa­runkami doskonalenia produkcji i obniżania iei kosztów nie były — i nadal nie będą — nakłady inwestycyjne. Efekty pracy pły­ną przede wszystkim z podwyż­szania wydajności pracy oraz in­tensyfikacji procesów technolo­gicznych. Tak no. z jednostki objętości aparatury uzyskuje sis z każdym rokiem więcej erytro­mycyny, tetracykliny czy inne­go antybiotyku. W ciągu ostat­niego dziesięciolecia uzyskano w ten sposób kilkakrotny wzrost produkcji każdego z antybioty­ków. Dotyczy to również innych leków. Wszystko to jest możliwe do osiągnięcia głównie dzięki roz­budowie fabrycznego zaplecza naukowo-badawczego. Niedawno zaplecze to powiększyło się o no­wy budynek oraz doskonalszą, bardziej precyzyjną i wydajną aparaturę. Wymieńmy choćby tzw. auto­­analizator. Jest to aparat do przeprowadzania analiz, ozna­czeń różnych substancji. W cią­gu godziny wykonuje on 20 o­­znaczeń. podczas gdy laborantka może wykonać — mniej przy tym dokładnie — najwyżej 4. Dodajmy że jedna laborantka jest w stanie obsłużyć dwa sa­­moanalizatory. Na rozwój zaplecza naukowo­­-badawczego przeznacza się rocznie 12 min zł. Do tej części fabryki kieruje sie również no­wych pracowników, oczywiście fachowych. W całym zakładzie natomiast zatrudnienie wzrasta w minimalnym tempie. Jakie plany na najbliższą przyszłość? — pytamy na za­kończenie wizyty. Dyrektor do spraw produkcji, Andrzej Żu­­pański, wymienia nowe leki: jeszcze w tym roku wyproduko­wana zostanie bardzo potrzebna lecznictwu penicylina tyczna w kapsułkach. Będzie ona nosić nazwę „Syntarpen”. W nad­chodzącym nowym planie pię­cioletnim wyprodukowany zo­stanie nowy, o bardzo szerokim działaniu, antybiotyk „Kolisty­­na”. Wkrótce zakłady wypusz­czą na rynek lek uspokajający, z tzw. grupy diazepinów. Bę­dzie to odpowiednik importo­wanego „Valium”. Inny lek — „Oxazepan” — będzie odpowied­nikiem „Seraxu”. To oczywiście niektóre nowości. Rozszerza się też formy specyfików. Kilka z nich otrzymało formę aerozolu (w rozpylaczu) W roku 1975 produkcja TZF będzie wyższa od tegorocznej o 54 procent. . Tekst K. KOSTRZEWA Zdjęcia A. MARCZAK Kontrola fiolek z antybiotykami Nowe formy leków — tzw. aero­zole — robią karierę na całym świecie.

Next