Trybuna Ludu, sierpień 1970 (XXII/212-242)

1970-08-04 / nr. 215

WTOREK, 4 SIERPNIA 1970 R. — NR 213 L Na tematy dnia Spesofeip na hodowlę ICZONO się z przyha­mowaniem rozwoju ho­suszy; dowli po ubiegłorocznej podejmowano wiele starań, by złagodzić ostry de­ficyt pasz. Trudności spotęgo­wał przeciągający się ponad miarę przednówek. Czerw­cowy spis rolny — czytamy w komunikacie GUS — wykazał spadek pogłowia trzody o 6 proc., bydła o 1,4 procentu. Zapowiada to w bilansie mię­snym poważny uszczerbek. Sporo sygnałów świadczy o dążeniu rolników do odbudo­wy pogłowia zwierząt. Wymie­nić można m. in. wzrost zapo­trzebowania na prosięta i cie­lęta. Nie sposób jednak zdać się wyłącznie na inicjatywę rolników, niezbędne jest ener­giczne działanie aktywu wiej­skiego, a nade wszystko służ­by rolnej. Od zaraz, odkłada­nie decyzji hodowlanych na jesień, jak to zwykli robić rol­nicy, zaprzepaszcza szansę zwiększenia zapasów pasz na zimę. Pasze są czynnikiem decy­dującym o postępie produkcji zwierzęcej - ubiegły rok jesz­cze raz potwierdził znaną prawdę. Powtarzaną od lat, a jednak z trudem torującą so­bie drogę d0 powszechnej świadomości rolników. Gospo­darka paszowa nazbyt powoli poddawana jest unowocześnia­jącym zabiegom. Rażących przykładów zanie­dbań dostarczyły znów siano­kosy. Znakomicie wyrośnięte trawy zbierano za późno. Na­wet pogodę trudno winić — dobrym rolnikom sprzyjała. Nie wykorzystano również szansy zwiększenia drugiego zbioru - mimo dostatku nawozów łąki nie otrzymały należnej dawki. Niejeden oburzony agronom czy działacz powie: nie można tak uogólniać, w naszej gro­madzie, w powiecie... To praw­da, w dwunastu powiatach plony siana sięgają 70 q z hektara, gdy średnio w kraju wynoszą 46,5. Są gospodar­stwa I gromady uzyskujące jeszcze wyższe plony. Wciąż jednak pozostają w mniejszo­ści. Poprawa gospodarki paszo­wej to nie tylko zwiększanie bazy produkcyjnej, ale jedno­cześnie unowocześnianie tech­nologii zbioru i konserwacji. Są to sprawy ściśle związane — oddzielne ich traktowanie prowadzi do marnotrawstwa. Jeszcze raz posłużmy się przy­kładem siana: zbyt późne ko­szenie I niewłaściwe suszenie traw może nawet o połowę o­­bniżyć jego wartość paszową. Inaczej mówiąc - 60 q byle jak przygotowanego siana, przedstawia tę samą wartość, co 30 q dobrze przyrządzone­­aa Tak wielkiego marnotraw­stwa nie można dłużej tolero­wać. Siano nie jest wyjątkiem. Wysokie straty ponosi rolnic­two przechowując ziemniaki tradycyjnie w kopcach. Ale parowanie I kiszenie — skute­czny sposób zredukowania ich do minimum — upowszechnio­no w niewielu rejonach. Przed kilku laty województwa nakre­śliły ambitne plany budowy si­losów — miał to być wstęp do unowocześnienia gospodarki paszowej. Z rozmachem zabra­no się do roboty i po pierw­szych sukcesach osłabł zapał. Zamierzeniom daleko do zrea­lizowania. Różnorodnych Inicjatyw było wiele, aż nadto jest jednak widoczny brak konsekwencji w działaniu. Odnieść go trzeba tak do służby gromadzkiej, kó­łek rolniczych, jak i admini­stracji rolnej. I ciągle jeszcze więcej wagi przykłada się do rozszerzania bazy produkcyj­nej niż konserwacji pasz, nie bacząc na istniejące tu ogrom­ne rezerwy. Upowszechnienie nowoczes­nych metod konserwacji pasz powinno być stawiane na rów­ni z zadaniem zwiększenia ich produkcji. W bieżącym roku musi zaś spełnić bardzo istot­ną rolę - rolnictwo jeszcze nie przezwyciężyło trudności pa­szowych. Dobre zbiory siana nie mogą przesłonić strat, po­niesionych wskutek zniszczenia znacznej części zasiewów ży­ta. Zapasy kiszonek z zimo­wych poplonów są mniejsze, niż się spodziewano a mocno spóźnione żniwa uszczuplą możliwości zasiewu poplonów letnich. Potrzebny jest więc duży wysiłek, by zgromadzić zapasy na zimę. Bez radykalnej poprawy go­spodarki paszowej trudno bę­dzie intensyfikować produkcję zwierzęcą, co jest niezbędne wobec rosnącego zapotrzebo^ wania ludności na mięso, mle­ko i inne produkty. Zadaniem na dziś jest odbudowa pogło­wia zwierząt, ubytek trzeba wyrównać jak najszybciej. Re­sort rolnictwa przygotował pro­gram działania, zapewniono województwom materiał ho­dowlany. Jest sprawą służby rolnej, kółek rolniczych i sek­cji branżowych, by wartościo­we sztuki trafiły do gospo­darstw. O tym, że szansy tej często się nie wykorzystuje, świadczy wiele faktów. Oto je­den z nich: mimo dużego za­potrzebowania w pierwszych pięciu miesiącach dostarczono rolnikom niewiele ponad 2 tys. jałowic. W trzech wojewódz­twach nie sprzedano ani sztu­ki. Trudno przecenić prace dziś rozpoczynane — obok doraź­nych celów, ęhodzi o tworze­nie podstaw szybkiego rozwo­ju produkcji zwierzęcej w nad­chodzących latach. Żeby za­danie to wykonać, trzeba bar­dzo solidnie zająć się hodow­lą. Tak samo rzetelnie, jak produkcją zbóż. I metody dzia­łania powinny być takie sa­me. Niezbędne jest dokładne poznanie przyczyn nikłych po­stępów wielu gospodarstw i u­­stalenie sposobów powiększa­nia hodowli,., Specjaliści rolni, kółka rolnicze i zrzeszenia ho­dowców zobowiązano do prze­prowadzenia takich analiz. Ra­dy narodowe - do opracowa­nia programów rozwoju pro­dukcji zwierzęcej. Również każda wieś powinna mieć taki program. Organizatorskie zabiegł po­łączyć trzeba z popularyzacją nowych bodźców, wprowadzo­nych w tym roku. Wyższe ceny żywca wieprzowego, premie w postaci ulg podatkowych dla hodowców bydła stwarzają do­godne warunki rozwoju pro­dukcji. Dodatkową zachętą będzie — zapowiedziane przez tow. Wiesława na IV zjeździe kółek rolniczych — przedłuże­nie ulg inwestycyjnych dla rol­ników budujących i remontu­jących pomieszczenia inwen­tarskie. Są to ważkie argu­menty w rozmowach z rolni­kami. Na program działania skła­da się wiele różnorodnych ele­mentów. Każdy z nich jest wa­żny, każdy powinien być umie­jętnie wykorzystany. Tylko w ten sposób można zapewnić niezbędny postęp w produk­cji zwierzęcei. H. D. v TP.YBUNA LUDU T—tanim mu—■M—1II—I—II« JBIIIII I um. - Bhp w kopalni Mądrzy przed szkodą? J ESZCZE do dzisiaj - chociaż minął właśnie rok — widzą pokryte grubą warstwą węglowego py­łu twarze wydobywanych z czeluści szybu górni­ków, Wryty mi się głęboko w pamięć poszarzałe z og­romnego, zmęczenia twarze innych ludzi, chrień i noc, nieprzerwanie walczących z uporem o uratowanie zasypanych. Katastrofa w kopalni „General Zawadzki” była wstrząsająca, ale zarazem stała się ona przykła­dem prawdziwie ludzkiej solidarności, poświęcenia, wręcz bohaterstwa. Tak jest zawsze w obliczu wielkiego zagrożenia.. Poten­cjalne zagrożenie istnieje jed­nak w kopalni stale. Dotych­czas nie udało się go w pełni wyeliminować i chyba dopóty, dopóki będą pod ziemią dzie. celu tego całkowicie lu­się nie osiągnie. Sygnał ostrzegawczy Niebezpieczeństwo można jednak zdecydowanie ograni­czyć. Słuszności tego twier­dzenia dowodzi m. in. do­świadczenie naszego górnic­twa. Mamy niezaprzeczalne osiągnięcia w tworzeniu wa­runków bezpieczeństwa pracy w kopalniach. Mimo rozszerzenia eksploa­tacji skomplikowanych pod względem górniczym, silnie gazowych złóż węgla koksują­cego, w okresie od 1959 do 1969 r. liczba pożarów, wałów i innych groźnych za­w swych następstwach zjawisk zmniejszyła się Skutek lepszego wielokrotnie. opanowania żywiołów przez człowieka — to zmniejszenie liczby wypad­ków w górnictwie z blisko 55 tysięcy, do niespełna 25 tysię­cy. To jednak, co zaobserwo­wano w roku ubiegłym — co zdaje się potwierdzać rok i bieżący — jest groźnym syg­nałem ostrzegawczym, nie lek­ceważonym zresztą przez wła­dze. Wymownym dowodem bacz­nej obserwacji stanu bhp kopalniach jest fakt, iż ostat­w nio problemowi temu wiele uwagi poświęciły Prezydium CRZZ, rząd oraz . Państwowa Rada Górnictwa. W M-pcuj.br. odbyło się też posiedzenie ple­narne Zarządu Głównego Związku Zawodowego Górni­ków — głównym tematem ob­rad były sprawy związane z bezpieczeństwem pracy. W imię czego? Jedną z przyczyn pogorsze­nia się stanu bezpieczeństwa są zakłócenia normalnego ryt­mu wydobycia. Pewne kom­plikacje w pracy powoduje także niedostatek niektórych materiałów, a przede wszyst­kim części zamiennych ma­szyn. Arytmia pracy wywołu­je z jednej strony chwilowe osłabienie uwagi, a później nadmierne jej napięcie. Tych szkodliwych zjawisk nie moż­na nie dostrzegać, trzeba sku­teczniej niż dotychczas im za­pobiegać. Należy jednak unikać jed­nostronnej oceny przyczyn. To bowiem osłabia wrażliwość na nieprawidłowości, powstające bezpośrednio w miejscu pra­cy. Przeprowadzane kontrole świadczą niezbicie, iż nadal — mimo znacznego wzrostu kwa­lifikacji załóg — pleni się lek­komyślność, W ubiegłym roku inspekto­rzy pracy spowodowali za­trzymanie ponad 4,8 tys. robót prowadzonych w jawnej sprzeczności z obowiązujący­mi przepisami. W zdecydo­wanej większości przypadków wykonujący te prace, bądź ni­mi kierujący, wiedzieli, że ttk robić nie należy, bo to zagraża zdrowiu, czy nawet życiu. W imię czego toczy się więc ta niebezpieczna gra? Czy rzeczywiście chodzi o jak naj­większe wydobycie? Otóż nie. Najczęściej pogwałcenie obo­wiązujących zasad pracy na­stępuje tylko w imię wyima­ginowanych, pozornych ułat­wień. niedbalstwa, czy wręcz zwykłej przekory. Nie trzeba daleko sięgać po przykłady lekkomyślności, której finał, niestety, okazał się tragiczny! Nieraz komisje wypadkowe ujawniają głupie cwaniactwo, chęć przechytrzenia techniki, która służyć ma ochronie ludz­kiego zdrowia. W kopalniach „Borynia“ czy „Brzeszcza“ nie pomogły blokujące auto­maty. Potrafiono je uniesz­kodliwić, przypłacając to ży­ciem. Nie można więc pobła­żliwie traktować żadnego z przejawów braku dyscypliny czy nieposzanowania zasad bezpieczeństwa pracy, Wiele zależy od dozoru. Dla­czego często analiza przyczyn wypadków wykazuje niekon­sekwencje w ludzi kierujących postępowaniu zespołami, ich nadmierny liberalizm? — Często — mówił na ple­num KW wiceminister Górni­ctwa i Energetyki, tow. Eryk Pórąbka — ludzie stanowczy poddawani są presji wiska. W konsekwencji środo­­dłu­gotrwałego procesu „zmięk­czania“ nieraz ulegają, stają się bardziej tolerancyjni. Można mieć zatem wątpli­wości, czy we wszystkich ko­palniach system prewencji jest skuteczny, a wszakże prócz ludzi odpowiedzialnych zawodowo, z racji pełnionych funkcji, sprawami bezpieczeń­stwa pracy w kopalniach zaj­muje się liczna rzesza społe­cznych aktywistów. W przed­siębiorstwach objętych działal­nością Związku Zawodowego Górników jest 320 zakłado­wych, 2.284 — oddziałowych i 7.301 grupowych społecznych inspektorów pracy. Wielu tych ludzi wykazuje napraw­z dę aktywną postawę wobec uchybień regułom bezpiecznej pracy. Dowodem tego jest chociażby to, że w ubiegłym roku dokonali oni ponad 2,5 tys. wizytacji stanowisk pra­cy, wydając ponad 12 tys. za­leceń i zgłaszając przeszło 25 tys. uwag. Liczby te świadczą o rze­czywistej aktywności powoła­nych do czuwania nad bez­pieczeństwem pracy. Niestety, część spośród tych ulega na­ciskom administracji, bądź współtowarzyszy pracy. Potrzebne wspólne działanie Formalne zainteresowanie warunkami pracy przejawia­ją kierownictwa zakładów, a także większości organiza­cji związkowych. Główny Inspektor Fracy — tow. Henryk Kowalski przykład jednej z kopalni, dal w której w ciągu roku sprawa­mi bhp kiikakroć się prezydium rady zajmowało zakłado­wej, odbyło się też jej plenar­ne posiedzenie na ten temat, a także większe narady. W ko­palni tej jednak w ciągu roku liczba wypadków uległa pod­wojeniu Formalnie rzecz biorąc, sprawy bezpieczeństwa • nie uchodziły z pola działaczy. W gruncie widzenia rzeczy jednak wszystkie zgromadze­nia kończyły się bez rezulta­tów, gdyż nie analizowano konkretnych sytuacji, nie wy­znaczano konkretnych zadań określonym ludziom. Dyrektor kopalni nie uczestniczył w tych zebraniach. Cóż więc warta taka działalność? Nagminnym zjawiskiem jest brak kontroli podjętych po­stanowień. Najczęściej , trwa „ogólna mobilizacja“. Tym stylem pracy grzeszą nie tyl­ko rady zakładowe, ale także zarządy okręgów związku i je­go zarząd główny. Nie podda­je się np. szczegółowej, wnik­liwej analizie kopalń, w któ­rych ilość wypadków uległa wyraźnemu Zwiększeniu. Np. w górnictwie węgla kamien­nego sytuacja pogorszyła się m. in. w kopalniach „Walenty Wawel“, „Rozbark“, „Radzion­ków“, Przeciwdziałanie powstawa­niu wypadków przy pracy jest wspólnym, obowiązkiem zaró­wno administracji przemysło­wej jak i organizacji związ­kowych. Wspólne też powinny być środki podejmowane w celu uczynienia pracy bar­dziej bezpieczną. W. WASILEWSKI IMowe zakłady poligraficzne w Białymstoku W dzielnicy Białegostoku — Białystoczek powstają nowe za­kłady poligraficzne. Dyrekcja Białostockich Za­kładów Graficznych dużo tro­ski przykłada do kształcenia kadr, które podejmą pracę w nowych zakładach. W szkole przyzakładowej szkoli się osób. Ponadto w różnych zasad­49 niczych szkołach zawodowych i technikach zdobywają zawód przyszli pracownicy BZG. Budowa nowych zakładów poligraficznych znajduje się już w końcowej fazie realiza­cji. Jako pierwszy zostanie u­­ruchomiony oddział gazetowy. (świer.) UCZNIOWIE Z WIETNAMU 150 chłopców z Wietnamu zakończyło wielomiesięczny etap szkolenia zawodowego w Stoczni Gdań­skiej im. Lenina. Wszyscy oni zdali egzamin i otrzymali dyplomy wykwalifikowanych r°hoiników. Na zdjęciu: chłopcy z Wietnamu podczas zajęć praktycznych. Fot. —- Z. Błażewicz SPOŁECZNE KOMISJE POJEDNAWCZE Z ACZĘŁO się niewinnie. Sąsiad Karola Nowaka nabył kawałek gruntu, do którego zaczął dojeżdżać miedzą obok pola Nowaka. Nowak nie protestował, mimo że trawa, którą dotychczas ko­sił na miedzy, w wielu miejs­cach została zdarta. Do spię­cia między nimi doszło dopie­ro wtedy, gdy sąsiad wjechał złośliwie — jak twierdzi sołtys — w zagon Nowakowych ziemniaków. Powołana na wniosek Nowaka komisja gro­madzka oszacowała szkodę na 75 zł. Koszta oględzin wynio­sły 80 zł. Razem 155 zł, „Sumę tę — stwierdziła komisja — należy wpłacić ob. Nowakowi Karolowi lub do GRN w Gromniku”. Sąsiad Nowaka ani myślał podporządkować się temu o­­rzeczeniu. Nowak rozgoryczo­ny bardziej takim stanowis­kiem sąsiada, niż samą szko­dą, udał się w końcu na bez­płatne porady prawne do Sądu Powiatowego w Tarnowie. — Radca prawny w osobie edwoxala — mówi Nowak — powiedział, że nie ma innego wyjścia, tylko trzeba zakładać sprawę. Nadmienił, że to bę­dzie kosztowało 920 zł. Zasta­nowiłem się nad tym. bo jest to suma wysoka. Adwokat po­wiedział, że pieniądze zostanę ściągnięte i mnie zwrócone, ponieważ sąsiad pracuje na państwowych robotach. Dałem się więc namówić na wniesie­nie sprawy do Sądu. Cała ta sprawa kosztowała mnie 3250 zł. 1 przegrałem ją. Nawet już nie wnosiłem apelacji, bowiem sędzia powiedział, że żadnej szkody nie było, bo gdyby była to bym występował o szkodę. Adwokat zrobił pozew o za­bezpieczenie miedzy. Drobny incydent przerodził się więc w konflikt. Czy nie można było tego uniknąć? Rozmawiałem z -obydwiema stronami. Na szczęście Nowak i jego sąsiad nie zatracili się we wzajemnym gniewie, zdro­wy rozsądek przeważył. Oby­dwaj najchętniej dzisiaj roz­strzygnęliby swój spór o właś­ciwe korzystanie z miedzy — ugodowo. Potrzebny jest jed­nak pośrednik. Takim pośrednikiem w gro­madzie Gromnik pow. tarnow­skiego jest od prawie pięciu lat społeczna komisja pojed­nawcza. Ukonstytuowała się już w listopadzie 1965 roku „ze względu — jak stwierdza protokół tego wydarzenia — na dużą ilość różnych sporów sąsiedzkich i zatargów między­ludzkich na terenie gromady, które może likwidować SKP doprowadzając zwaśnionych do pojednania. Odciąży się przez to Sądy Powiatowe, któ­re obecnie są przeładowane tego rodzaju sprawami, a jed­nocześnie zaoszczędzi, ludnoś­ci kosztów i czasu”. Regulamin działalności ko­misji pojednawczej przewidu­je, że: „sprawę do SKP może wnieść każdy, w szczególności zainteresowana osoba, komitet blokowy, sołtys lub organiza­cja społeczna. SKP może roz­patrzyć sprawę również z własnej inicjatywy” W opisanym wyżej sporze o miedzę nie wykorzystano żad­nej z tych szans. Komisja po­jednawcza podejmowała bo­wiem działalność z reguły tylko na wniosek którejś z zainteresowanych stron. I chy­ba dlatego w ciągu czterech lat, do końca 1969 roku, SKP w Gromniku rozpoznała tylko około 20 spraw. W gromadzie jeszcze nie do wszystkich dotarła wieść o działalności komisji, a wielu mieszkańcom jest ona znana tylko z nazwy. Dzisiaj jednak jest lepiej niż przed rokiem. W drugim półroczu 1969 r. za­rejestrowano już siedem spraw. Cztery z nich załatwio­no ugodowo. W ciągu pięciu miesięcy bieżącego roku SKP rozpoznała cztery sprawy na 10 dotychczas zarejestrowa­nych. do Wiadomo, że doprowadzenie ugody nie jest sprawą łatwą, że wymaga nieraz wie­le czasu, taktu i cierpliwości. Upór stron, jak i niestawia-nie się wszystkich uczestników postępowania pojednawczego na rozprawach — mówi prze­wodniczący PGRN w Gromni­ku Julian Wójcik — utrudnia pracę komisji pojednawczej, ale najwięcej kłopotu przyspa­rza nam kompletowanie ze­społu do rozpoznawania po­szczególnych spraw. Żeby przełamać impas, po­trzebna jest większa mobiliza­cja zarówno ze strony władz gromadzkich, jak i członków komisji pojednawczej. Po­trzebne jest nakreślenie pro­gramu działania SKP w gro­madzie. Działania, a nie... wy­czekiwania na sprawy. W Prezydium GRN obiecu­ją, że komisja pojednawcza z własnej inicjatywy zajmie się przytoczoną wyżej sprawą No­waka. Sądzę, że stanie się ona w Gromniku precedensem na przyszłość. Ale żeby ta przy­szłość zarysowała się wyraź­nie, warto także pomyśleć o wymianie doświadczeń między członkami nowej komisji po­jednawczej, wybranymi na po­czątku tego roku i członkami SKP z poprzedniej kadencji. — Rozpatrując tych dwadzie­ścia spraw — mówi tow. Wła­dysław Janiczek, który prze­wodniczył SKP w poprzedniej kadencji — wiele się nauczy­liśmy. Nie była to łatwa nau­ka. Byliśmy pozostawieni sa­mi sobie. Bo trudno przecież uznać za formę pomocy jedno­razowe przeszkolenie w po­wiecie w zakresie społecznego sądownictwa. Dało nam ono zaledwie jakieś mgliste pojęcie o tym, co mamy robić. Nie wszystko więc szło tak, jak byśmy tego chcieM. Ale prze­cież większość rozpoznawa­nych spraw doprowadziliśmy do ugody. Komisja pojednaw­cza powinna jednak również korzystać z przysługujących jej środków wychowawczych ł profilaktycznych. śmielej wkraczać w spory w imię spo­łecznego interesu. W Prezydium PRN w Tar­nowie Społeczna Komisję Po­jednawczą w Gromniku zali­czają do lepiej działających. Są i lepsze od niej np. w Cięż­kowicach. W powiecie działa od 1966 r. 11 gromadzkich ko­misji pojednawczych. W pierwszym półroczu 1970 roz­poznały one 118 spraw. 48 z nich zakończono ugodą, 34 — załatwiono w inny sposób: 36 jest jeszcze w toku załatwia­nia. W tym roku zostaną utwo­rzone komisje pojednawcze w pozostałych 12 gromadach po­wiatu. Ale w skali wojewódz­twa krakowskiego sytuacja pod tym względem nie jest jeszcze najlepsza. SKP istnie­ją tylko W 14 proc. wsi. W do­datku rozmieszczenie ich jest niewspółmierne do potrzeb — Sytuację tę rozpatrywaliś­my na ostatnim Plenum Ko­mitetu Wojewódzkiego — mó­wi kierownik Wydziału Admi­nistracyjnego KW PZPR w Krakowie, tow. Jerzy Klica - a wcześniej na egzekutywie. Wnioski z tej dyskusji skiero­waliśmy pod adresem FJN, rad narodowych, sądów. Sło­wem — pod adresem wszyst­kich zainteresowanych popra­wą działalności sądownictwa społecznego w regionie kra­kowskim, E. R. OGRABEK Temida na miedzy 3 KORESPONDENCYJNE O R0ZM3WY RZYSŁOWIA prawdę mówią.i. Przeglądam so­bie z prawdziwą przy­jemnością i z podziwem dla wysiłku redaktorskiego zespo­łu i dla . wysiłku edytorskiego Państwowego Instytutu Wy­dawniczego I tom „Nowej Księgi Przysłów i Wyrażeń Przysłowiowych Polskich". Przeglądam — i co strona to jakieś skojarzenia. Z czym? Ano z ludzkimi sprawami, z listami, z problemami w li­stach zawartymi, które i do interwencji zmuszają i do re­fleksji skłaniają. Zatrzymał mi się właśnie wzrok na haśle „Buty ~komu szyć”. No i proszę: „Człowiek człowiekowi but bez szydła i dratwu uszyje”, N IE jest w tej chwili sprawą najbardziej isto­tną czy była — jak o niej początkowo mówili w dziale osobowym — pracowni­cą „zadowalającą”, Czy też — jak skłonna jest sama uważać — pracownicą „dobrą”. Naj­prawdopodobniej — w tym konkretnym wypadku r.ozbiożnnśc: wynikały nie ty­le z wyższej czy o stopień niż­szej oceny lecz z ogólnej at­mosfery w zespole. Dla niej — polecenie to by­ło polecenie. Zadanie — tc było zadanie. Rzecz zwyczaj­na, naturalna. Dla części zespołu? Polece­nie — to był narzucony ciężar, Zadanie — to była przykra przerwa w bezczynności. Czy bez drastycznych cięć nie moż­na się było jakoś dogadać, ja­koś współpracy ułożyć? Oce­niając to wszystko — z pew­nego już dystansu — myślę, że bez zewnętrznej ingerencji w tym konkretnym wy­padku chyba nie można było. Zespół jednej z placó­wek handlowych niewielki, w mechanizmie całego przed­siębiorstwa i wszystkich jego agend raczej peryferyjny. Ani dyrektor, ani sekretarz, ani przewodniczący rady zakłado­wej tu nie docierali. Więc się atmosferka kisiła. „{...) Niby duże miasto, niby 1970 rok, a jakaś taka duchota i zakłama­ni«, nie ma się gdzie odwołać, może redakcja pomoże? Czy do pomyślenia jest, by starczyło w pracy redakcyjnej czasu na penetrację „każdego małego zespołu, w którym coś niedomaga”? Pytanie — oczy­wiście — retoryczne. Ale z dalszego ciągu listu wynika io, że czas powinien się jed­nak znaleźć: Dlaczego zwracam się do re­dakcji? Dlatego, że póki .obiłam swo­je I r;ie domagałam się, by nie być w swoich wysiłkach samotnq, pozosta­wiano mnie w spokoju, natomiast od chwili, gdy pierwszy raz się postawi­łam sytuacja stała się nie do zniesie­nia (..)'■ Inaczej mówiąc — zaczęło się szycie butów: Sposo­bami tyleż wymyślnymi co plugawymi. A to do matki Czytelniczki przychodzi ano­nim podpisany przez „życzli­we osoby”: ,,(...) Życzliwe zawiadamiają Panią, ie córeczka przychodzi do domu FÓi­­no nie dlatego, że jest zapracowana, tylko dlatego, że się włóczy za gro­szem po I tu następuje nazwa zna­­nego w mieście „deptaka”. No, a co to znaczy „za gro­szem” — wyjaśnień bliższych 'nie' wymaga. ■ A to znowu.— dochodzi do nader rzadkiego w tym przed­siębiorstwie spotkania wszyst­kich pracowników na zebra­niu ogólnym. I pada głos: ,,Koleżanka pracuje na dobra opi­nię, innych poucza, a sama "le razy przychodzi o pół godziny później i wy­chodzi wcześniej?" Ofiara tych fałszywych o­­skarżeń protestuje. No, ale jeśli trzy kolejne „mówczy­nie” zmawiają się i powiada­ją, że ktoś jest pijany to na­turalnie, że ogół każe mu iść spać... Mamy już więc próbkę me­chanizmu szycia butów bez szydła i dratwy. Ale na tym nie koniec. Próba zorientowa­nia się w stosunkach panują­cych w zespole podjęta na prośbę redakcji przez ogniwa dyrekcji i ogniwa społeczno­­polityczne natvchmiast wywo­łuje kontrakcję. Tym razem do dyrekcji przychodzi „usłuż­ny” list: „(...) Wiadomo, ie „wypożyczanie" towaru dla zapchania spodziewanego niedoboru jest karalne. Dlaczego nie­którym to uchodzi? (...)" I „subtelna”. aluzja kogo należy widzieć wśród owych „niektórych”. Pociągnięcie wcale nie takie głupie. Trzeba było — z ko­nieczności — zrobić remanent. No bo wskazano przecież pal­cem podejrzaną. Nikt nie za­ryzykuje by wydać decyzję: — Nie wierzymy, nie będzie remanentu, nie będzie lustra­cji. I po prawdzie nikogo do podjęcia takiej decyzji nie wolno by nakłaniać. A przy remanencie jak to przy rema­nencie. Mogą wyjść rzeczy zgoła nieprzewidziane. Nie wyszły jednak. Mijałoby się z celem mno­żenie przykładów ataku, któ­ry rzecz jasna był w tych o­­kolicznościach jedyną szansą obrony dla grupy nierobów. Ostatecznie jednak aktyw ad­ministracyjny i społeczno-po­lityczny przebił się przez ten mur. Zresztą towarzysze po­jęli, że jeśli podobna atmosfe­ra zrodziła się i oddziaływała to źródłem takiego stanu rze­czy była m.in. społeczno-poli­tyczna nieruchawość organi­zacji partyjnej i rady zakła­dowej, nie mówiąc już o bra­ku dostatecznej kontroli ze strony kierownictwa admini­stracyjnego. Niejednokrotnie w takich właśnie okolicz­nościach rodzi się taka at­mosfera, w której tak się szyje bliźnim buty. W IADOMO, że pędzenie samogonu jest proce­derem o znacznym ła­dunku społecznego niebezpie­czeństwa. Wiadomo, że orga­na ścigania — jak to słuszni« podkreśla w opracowaniu po­święconym tej tematyce Biu­ro Listów Polskiego Radia _ odczuwają w walce z elemen­tami „bimbrzano-meiiniarski­­un” „ szcz?gólne trudności. Wiadomo, że brak jest w tym względzie dostatecznej pomo­cy zarówno ze strony poszcze­gólnych obywateli, którzy „wiedzą lecz nie powiedzą” (działają w tym względzie roz­maite i różnorodne przyczyny — od obojętności do obawy przed zemstą bimbrarzy) jak i ze strony organizacji spo­łecznych, nie zawsze dostrze­gających wagę zagadnienia. Prawda, że nie zawsze posz­czególne milicyjne dostateczną szybkością ogniwa z prze­prowadzają niezbędne czyn­ności — które podejmowane zgodnie z prawem lecz sta­nowczo — wpływałyby na stopowanie samogonowej pro­dukcji. I oto w tę „lukę” wchodzi ktoś. kto ma złość do MO; określonego . posterunku ktoś kto chce się ode­grać Wie, dobrze wie, że każdy sygnał o niedostatecznej czuj­ności wobec „bimbrzano-meli­­niarskich” elementów będzie sprawdzany i że sam sprawdzeń — niezależnie okres od wyników — nie będzie dla po­sterunku specjalnie miły. Więc funkcjonariuszom z po­sterunku prowincjonalnego — s z y je się buty bez szydła i tratwy. List do pra­sy W nasrej wsi panoszy sio nie­legalna robota bimbru, a miiicjes pa­­trzy na to i nie reaguje. Kto przywoła milicjantów do porządku? Nie muszą podawać odresów, bo posteru­nek je zna, więc niech przyjedzie kon­trola (...)” Sygnału nie puszcza się mi­mo ucha. W odpowiedni spo­sób bada się zarzuty i stan faktyczny. Okazuje się po gruntownym zbadaniu: rzecz całkowicie wyssana z palca. Jednak póki co, póki „woje­wództwo” siedziało na karku mocno uwierały buty miejscowych milicjantów.kilku W IZYTA wywołała zdu­mienie. Może nie tyle sama wizyta ile jej cel wyłożony na spotkaniu z kie­rownictwem sekcji. Wiadomo, że Dom Kultury działał sprę­żyście, znał powiat i był zna­ny w powiecie. Wiadomo, ża ta właśnie sekcja miała szcze­gólne wzięcie u młodzieży. Ale wiadomo też, że pomię­dzy członkami kierownictwa Domu Kultury dochodziło do spięć na temat dalszych perspektyw rozwojowych planów sekcji. Działacze sek­i cji z wariantem reprezento­wanym przez dyrekcję nie w pełni się godzili. I nie sporzą­dzili planów działalności na przyszłość, chcieli wykonać tę pracę w spokojniejszej atmo­sferze. przedyskutować — rozmaite warianty „bez nerwów”. Wydawałoby się, rozsądne stanowisko. Tymczasem jednak działa­czy sekcji zaczynają uwie­rać buty. Bowiem dy­rekcja organizuje posiedzenia, zaprasza na nie działaczy sek­cji i towarzysza z Prezydium PRN. Towarzysza poinformo­­wano uprzednio, że „wobec bezczynności kierownictwa »ekcji oraz wobec utraty przez to kie­rownictwo społecznego zaufania i pre­stiżu należy skłonić je do rezygnacji". Póki sytuacja była bezkoli­zyjna — działacze sekcji byli dobrzy. Gdy w określonej sprawie wyrazili inne zdanie pragnąc by było ono przedys­kutowane — zaczęto im szyć b u t-y. Nie uszyto. ^0Ż, wszystkim, którym ich bliźni buty bez szy- . dJa i dratwy szyją chcę jednak przypomnieć inne cel­ne nrzysłowie: „Kto w biedzie opuści uszy, tego złość ludzka do reszty skruszy”. A więc — nie „opuszczać uszu”! Pacjenci poddawani ta­kim zabiegom szycia butów — mogą i powinni mieć mocną wolę wyjścia z operacji o­­bronną ręką. zaszkodzą, ale i „L udzie ludzie pogodzą”. JAN BRODZKI Bez szydła I ilratwy

Next