Trybuna Ludu, sierpień 1970 (XXII/212-242)
1970-08-04 / nr. 215
WTOREK, 4 SIERPNIA 1970 R. — NR 213 L Na tematy dnia Spesofeip na hodowlę ICZONO się z przyhamowaniem rozwoju hosuszy; dowli po ubiegłorocznej podejmowano wiele starań, by złagodzić ostry deficyt pasz. Trudności spotęgował przeciągający się ponad miarę przednówek. Czerwcowy spis rolny — czytamy w komunikacie GUS — wykazał spadek pogłowia trzody o 6 proc., bydła o 1,4 procentu. Zapowiada to w bilansie mięsnym poważny uszczerbek. Sporo sygnałów świadczy o dążeniu rolników do odbudowy pogłowia zwierząt. Wymienić można m. in. wzrost zapotrzebowania na prosięta i cielęta. Nie sposób jednak zdać się wyłącznie na inicjatywę rolników, niezbędne jest energiczne działanie aktywu wiejskiego, a nade wszystko służby rolnej. Od zaraz, odkładanie decyzji hodowlanych na jesień, jak to zwykli robić rolnicy, zaprzepaszcza szansę zwiększenia zapasów pasz na zimę. Pasze są czynnikiem decydującym o postępie produkcji zwierzęcej - ubiegły rok jeszcze raz potwierdził znaną prawdę. Powtarzaną od lat, a jednak z trudem torującą sobie drogę d0 powszechnej świadomości rolników. Gospodarka paszowa nazbyt powoli poddawana jest unowocześniającym zabiegom. Rażących przykładów zaniedbań dostarczyły znów sianokosy. Znakomicie wyrośnięte trawy zbierano za późno. Nawet pogodę trudno winić — dobrym rolnikom sprzyjała. Nie wykorzystano również szansy zwiększenia drugiego zbioru - mimo dostatku nawozów łąki nie otrzymały należnej dawki. Niejeden oburzony agronom czy działacz powie: nie można tak uogólniać, w naszej gromadzie, w powiecie... To prawda, w dwunastu powiatach plony siana sięgają 70 q z hektara, gdy średnio w kraju wynoszą 46,5. Są gospodarstwa I gromady uzyskujące jeszcze wyższe plony. Wciąż jednak pozostają w mniejszości. Poprawa gospodarki paszowej to nie tylko zwiększanie bazy produkcyjnej, ale jednocześnie unowocześnianie technologii zbioru i konserwacji. Są to sprawy ściśle związane — oddzielne ich traktowanie prowadzi do marnotrawstwa. Jeszcze raz posłużmy się przykładem siana: zbyt późne koszenie I niewłaściwe suszenie traw może nawet o połowę obniżyć jego wartość paszową. Inaczej mówiąc - 60 q byle jak przygotowanego siana, przedstawia tę samą wartość, co 30 q dobrze przyrządzoneaa Tak wielkiego marnotrawstwa nie można dłużej tolerować. Siano nie jest wyjątkiem. Wysokie straty ponosi rolnictwo przechowując ziemniaki tradycyjnie w kopcach. Ale parowanie I kiszenie — skuteczny sposób zredukowania ich do minimum — upowszechniono w niewielu rejonach. Przed kilku laty województwa nakreśliły ambitne plany budowy silosów — miał to być wstęp do unowocześnienia gospodarki paszowej. Z rozmachem zabrano się do roboty i po pierwszych sukcesach osłabł zapał. Zamierzeniom daleko do zrealizowania. Różnorodnych Inicjatyw było wiele, aż nadto jest jednak widoczny brak konsekwencji w działaniu. Odnieść go trzeba tak do służby gromadzkiej, kółek rolniczych, jak i administracji rolnej. I ciągle jeszcze więcej wagi przykłada się do rozszerzania bazy produkcyjnej niż konserwacji pasz, nie bacząc na istniejące tu ogromne rezerwy. Upowszechnienie nowoczesnych metod konserwacji pasz powinno być stawiane na równi z zadaniem zwiększenia ich produkcji. W bieżącym roku musi zaś spełnić bardzo istotną rolę - rolnictwo jeszcze nie przezwyciężyło trudności paszowych. Dobre zbiory siana nie mogą przesłonić strat, poniesionych wskutek zniszczenia znacznej części zasiewów żyta. Zapasy kiszonek z zimowych poplonów są mniejsze, niż się spodziewano a mocno spóźnione żniwa uszczuplą możliwości zasiewu poplonów letnich. Potrzebny jest więc duży wysiłek, by zgromadzić zapasy na zimę. Bez radykalnej poprawy gospodarki paszowej trudno będzie intensyfikować produkcję zwierzęcą, co jest niezbędne wobec rosnącego zapotrzebo^ wania ludności na mięso, mleko i inne produkty. Zadaniem na dziś jest odbudowa pogłowia zwierząt, ubytek trzeba wyrównać jak najszybciej. Resort rolnictwa przygotował program działania, zapewniono województwom materiał hodowlany. Jest sprawą służby rolnej, kółek rolniczych i sekcji branżowych, by wartościowe sztuki trafiły do gospodarstw. O tym, że szansy tej często się nie wykorzystuje, świadczy wiele faktów. Oto jeden z nich: mimo dużego zapotrzebowania w pierwszych pięciu miesiącach dostarczono rolnikom niewiele ponad 2 tys. jałowic. W trzech województwach nie sprzedano ani sztuki. Trudno przecenić prace dziś rozpoczynane — obok doraźnych celów, ęhodzi o tworzenie podstaw szybkiego rozwoju produkcji zwierzęcej w nadchodzących latach. Żeby zadanie to wykonać, trzeba bardzo solidnie zająć się hodowlą. Tak samo rzetelnie, jak produkcją zbóż. I metody działania powinny być takie same. Niezbędne jest dokładne poznanie przyczyn nikłych postępów wielu gospodarstw i ustalenie sposobów powiększania hodowli,., Specjaliści rolni, kółka rolnicze i zrzeszenia hodowców zobowiązano do przeprowadzenia takich analiz. Rady narodowe - do opracowania programów rozwoju produkcji zwierzęcej. Również każda wieś powinna mieć taki program. Organizatorskie zabiegł połączyć trzeba z popularyzacją nowych bodźców, wprowadzonych w tym roku. Wyższe ceny żywca wieprzowego, premie w postaci ulg podatkowych dla hodowców bydła stwarzają dogodne warunki rozwoju produkcji. Dodatkową zachętą będzie — zapowiedziane przez tow. Wiesława na IV zjeździe kółek rolniczych — przedłużenie ulg inwestycyjnych dla rolników budujących i remontujących pomieszczenia inwentarskie. Są to ważkie argumenty w rozmowach z rolnikami. Na program działania składa się wiele różnorodnych elementów. Każdy z nich jest ważny, każdy powinien być umiejętnie wykorzystany. Tylko w ten sposób można zapewnić niezbędny postęp w produkcji zwierzęcei. H. D. v TP.YBUNA LUDU T—tanim mu—■M—1II—I—II« JBIIIII I um. - Bhp w kopalni Mądrzy przed szkodą? J ESZCZE do dzisiaj - chociaż minął właśnie rok — widzą pokryte grubą warstwą węglowego pyłu twarze wydobywanych z czeluści szybu górników, Wryty mi się głęboko w pamięć poszarzałe z ogromnego, zmęczenia twarze innych ludzi, chrień i noc, nieprzerwanie walczących z uporem o uratowanie zasypanych. Katastrofa w kopalni „General Zawadzki” była wstrząsająca, ale zarazem stała się ona przykładem prawdziwie ludzkiej solidarności, poświęcenia, wręcz bohaterstwa. Tak jest zawsze w obliczu wielkiego zagrożenia.. Potencjalne zagrożenie istnieje jednak w kopalni stale. Dotychczas nie udało się go w pełni wyeliminować i chyba dopóty, dopóki będą pod ziemią dzie. celu tego całkowicie lusię nie osiągnie. Sygnał ostrzegawczy Niebezpieczeństwo można jednak zdecydowanie ograniczyć. Słuszności tego twierdzenia dowodzi m. in. doświadczenie naszego górnictwa. Mamy niezaprzeczalne osiągnięcia w tworzeniu warunków bezpieczeństwa pracy w kopalniach. Mimo rozszerzenia eksploatacji skomplikowanych pod względem górniczym, silnie gazowych złóż węgla koksującego, w okresie od 1959 do 1969 r. liczba pożarów, wałów i innych groźnych zaw swych następstwach zjawisk zmniejszyła się Skutek lepszego wielokrotnie. opanowania żywiołów przez człowieka — to zmniejszenie liczby wypadków w górnictwie z blisko 55 tysięcy, do niespełna 25 tysięcy. To jednak, co zaobserwowano w roku ubiegłym — co zdaje się potwierdzać rok i bieżący — jest groźnym sygnałem ostrzegawczym, nie lekceważonym zresztą przez władze. Wymownym dowodem bacznej obserwacji stanu bhp kopalniach jest fakt, iż ostatw nio problemowi temu wiele uwagi poświęciły Prezydium CRZZ, rząd oraz . Państwowa Rada Górnictwa. W M-pcuj.br. odbyło się też posiedzenie plenarne Zarządu Głównego Związku Zawodowego Górników — głównym tematem obrad były sprawy związane z bezpieczeństwem pracy. W imię czego? Jedną z przyczyn pogorszenia się stanu bezpieczeństwa są zakłócenia normalnego rytmu wydobycia. Pewne komplikacje w pracy powoduje także niedostatek niektórych materiałów, a przede wszystkim części zamiennych maszyn. Arytmia pracy wywołuje z jednej strony chwilowe osłabienie uwagi, a później nadmierne jej napięcie. Tych szkodliwych zjawisk nie można nie dostrzegać, trzeba skuteczniej niż dotychczas im zapobiegać. Należy jednak unikać jednostronnej oceny przyczyn. To bowiem osłabia wrażliwość na nieprawidłowości, powstające bezpośrednio w miejscu pracy. Przeprowadzane kontrole świadczą niezbicie, iż nadal — mimo znacznego wzrostu kwalifikacji załóg — pleni się lekkomyślność, W ubiegłym roku inspektorzy pracy spowodowali zatrzymanie ponad 4,8 tys. robót prowadzonych w jawnej sprzeczności z obowiązującymi przepisami. W zdecydowanej większości przypadków wykonujący te prace, bądź nimi kierujący, wiedzieli, że ttk robić nie należy, bo to zagraża zdrowiu, czy nawet życiu. W imię czego toczy się więc ta niebezpieczna gra? Czy rzeczywiście chodzi o jak największe wydobycie? Otóż nie. Najczęściej pogwałcenie obowiązujących zasad pracy następuje tylko w imię wyimaginowanych, pozornych ułatwień. niedbalstwa, czy wręcz zwykłej przekory. Nie trzeba daleko sięgać po przykłady lekkomyślności, której finał, niestety, okazał się tragiczny! Nieraz komisje wypadkowe ujawniają głupie cwaniactwo, chęć przechytrzenia techniki, która służyć ma ochronie ludzkiego zdrowia. W kopalniach „Borynia“ czy „Brzeszcza“ nie pomogły blokujące automaty. Potrafiono je unieszkodliwić, przypłacając to życiem. Nie można więc pobłażliwie traktować żadnego z przejawów braku dyscypliny czy nieposzanowania zasad bezpieczeństwa pracy, Wiele zależy od dozoru. Dlaczego często analiza przyczyn wypadków wykazuje niekonsekwencje w ludzi kierujących postępowaniu zespołami, ich nadmierny liberalizm? — Często — mówił na plenum KW wiceminister Górnictwa i Energetyki, tow. Eryk Pórąbka — ludzie stanowczy poddawani są presji wiska. W konsekwencji środodługotrwałego procesu „zmiękczania“ nieraz ulegają, stają się bardziej tolerancyjni. Można mieć zatem wątpliwości, czy we wszystkich kopalniach system prewencji jest skuteczny, a wszakże prócz ludzi odpowiedzialnych zawodowo, z racji pełnionych funkcji, sprawami bezpieczeństwa pracy w kopalniach zajmuje się liczna rzesza społecznych aktywistów. W przedsiębiorstwach objętych działalnością Związku Zawodowego Górników jest 320 zakładowych, 2.284 — oddziałowych i 7.301 grupowych społecznych inspektorów pracy. Wielu tych ludzi wykazuje naprawz dę aktywną postawę wobec uchybień regułom bezpiecznej pracy. Dowodem tego jest chociażby to, że w ubiegłym roku dokonali oni ponad 2,5 tys. wizytacji stanowisk pracy, wydając ponad 12 tys. zaleceń i zgłaszając przeszło 25 tys. uwag. Liczby te świadczą o rzeczywistej aktywności powołanych do czuwania nad bezpieczeństwem pracy. Niestety, część spośród tych ulega naciskom administracji, bądź współtowarzyszy pracy. Potrzebne wspólne działanie Formalne zainteresowanie warunkami pracy przejawiają kierownictwa zakładów, a także większości organizacji związkowych. Główny Inspektor Fracy — tow. Henryk Kowalski przykład jednej z kopalni, dal w której w ciągu roku sprawami bhp kiikakroć się prezydium rady zajmowało zakładowej, odbyło się też jej plenarne posiedzenie na ten temat, a także większe narady. W kopalni tej jednak w ciągu roku liczba wypadków uległa podwojeniu Formalnie rzecz biorąc, sprawy bezpieczeństwa • nie uchodziły z pola działaczy. W gruncie widzenia rzeczy jednak wszystkie zgromadzenia kończyły się bez rezultatów, gdyż nie analizowano konkretnych sytuacji, nie wyznaczano konkretnych zadań określonym ludziom. Dyrektor kopalni nie uczestniczył w tych zebraniach. Cóż więc warta taka działalność? Nagminnym zjawiskiem jest brak kontroli podjętych postanowień. Najczęściej , trwa „ogólna mobilizacja“. Tym stylem pracy grzeszą nie tylko rady zakładowe, ale także zarządy okręgów związku i jego zarząd główny. Nie poddaje się np. szczegółowej, wnikliwej analizie kopalń, w których ilość wypadków uległa wyraźnemu Zwiększeniu. Np. w górnictwie węgla kamiennego sytuacja pogorszyła się m. in. w kopalniach „Walenty Wawel“, „Rozbark“, „Radzionków“, Przeciwdziałanie powstawaniu wypadków przy pracy jest wspólnym, obowiązkiem zarówno administracji przemysłowej jak i organizacji związkowych. Wspólne też powinny być środki podejmowane w celu uczynienia pracy bardziej bezpieczną. W. WASILEWSKI IMowe zakłady poligraficzne w Białymstoku W dzielnicy Białegostoku — Białystoczek powstają nowe zakłady poligraficzne. Dyrekcja Białostockich Zakładów Graficznych dużo troski przykłada do kształcenia kadr, które podejmą pracę w nowych zakładach. W szkole przyzakładowej szkoli się osób. Ponadto w różnych zasad49 niczych szkołach zawodowych i technikach zdobywają zawód przyszli pracownicy BZG. Budowa nowych zakładów poligraficznych znajduje się już w końcowej fazie realizacji. Jako pierwszy zostanie uruchomiony oddział gazetowy. (świer.) UCZNIOWIE Z WIETNAMU 150 chłopców z Wietnamu zakończyło wielomiesięczny etap szkolenia zawodowego w Stoczni Gdańskiej im. Lenina. Wszyscy oni zdali egzamin i otrzymali dyplomy wykwalifikowanych r°hoiników. Na zdjęciu: chłopcy z Wietnamu podczas zajęć praktycznych. Fot. —- Z. Błażewicz SPOŁECZNE KOMISJE POJEDNAWCZE Z ACZĘŁO się niewinnie. Sąsiad Karola Nowaka nabył kawałek gruntu, do którego zaczął dojeżdżać miedzą obok pola Nowaka. Nowak nie protestował, mimo że trawa, którą dotychczas kosił na miedzy, w wielu miejscach została zdarta. Do spięcia między nimi doszło dopiero wtedy, gdy sąsiad wjechał złośliwie — jak twierdzi sołtys — w zagon Nowakowych ziemniaków. Powołana na wniosek Nowaka komisja gromadzka oszacowała szkodę na 75 zł. Koszta oględzin wyniosły 80 zł. Razem 155 zł, „Sumę tę — stwierdziła komisja — należy wpłacić ob. Nowakowi Karolowi lub do GRN w Gromniku”. Sąsiad Nowaka ani myślał podporządkować się temu orzeczeniu. Nowak rozgoryczony bardziej takim stanowiskiem sąsiada, niż samą szkodą, udał się w końcu na bezpłatne porady prawne do Sądu Powiatowego w Tarnowie. — Radca prawny w osobie edwoxala — mówi Nowak — powiedział, że nie ma innego wyjścia, tylko trzeba zakładać sprawę. Nadmienił, że to będzie kosztowało 920 zł. Zastanowiłem się nad tym. bo jest to suma wysoka. Adwokat powiedział, że pieniądze zostanę ściągnięte i mnie zwrócone, ponieważ sąsiad pracuje na państwowych robotach. Dałem się więc namówić na wniesienie sprawy do Sądu. Cała ta sprawa kosztowała mnie 3250 zł. 1 przegrałem ją. Nawet już nie wnosiłem apelacji, bowiem sędzia powiedział, że żadnej szkody nie było, bo gdyby była to bym występował o szkodę. Adwokat zrobił pozew o zabezpieczenie miedzy. Drobny incydent przerodził się więc w konflikt. Czy nie można było tego uniknąć? Rozmawiałem z -obydwiema stronami. Na szczęście Nowak i jego sąsiad nie zatracili się we wzajemnym gniewie, zdrowy rozsądek przeważył. Obydwaj najchętniej dzisiaj rozstrzygnęliby swój spór o właściwe korzystanie z miedzy — ugodowo. Potrzebny jest jednak pośrednik. Takim pośrednikiem w gromadzie Gromnik pow. tarnowskiego jest od prawie pięciu lat społeczna komisja pojednawcza. Ukonstytuowała się już w listopadzie 1965 roku „ze względu — jak stwierdza protokół tego wydarzenia — na dużą ilość różnych sporów sąsiedzkich i zatargów międzyludzkich na terenie gromady, które może likwidować SKP doprowadzając zwaśnionych do pojednania. Odciąży się przez to Sądy Powiatowe, które obecnie są przeładowane tego rodzaju sprawami, a jednocześnie zaoszczędzi, ludności kosztów i czasu”. Regulamin działalności komisji pojednawczej przewiduje, że: „sprawę do SKP może wnieść każdy, w szczególności zainteresowana osoba, komitet blokowy, sołtys lub organizacja społeczna. SKP może rozpatrzyć sprawę również z własnej inicjatywy” W opisanym wyżej sporze o miedzę nie wykorzystano żadnej z tych szans. Komisja pojednawcza podejmowała bowiem działalność z reguły tylko na wniosek którejś z zainteresowanych stron. I chyba dlatego w ciągu czterech lat, do końca 1969 roku, SKP w Gromniku rozpoznała tylko około 20 spraw. W gromadzie jeszcze nie do wszystkich dotarła wieść o działalności komisji, a wielu mieszkańcom jest ona znana tylko z nazwy. Dzisiaj jednak jest lepiej niż przed rokiem. W drugim półroczu 1969 r. zarejestrowano już siedem spraw. Cztery z nich załatwiono ugodowo. W ciągu pięciu miesięcy bieżącego roku SKP rozpoznała cztery sprawy na 10 dotychczas zarejestrowanych. do Wiadomo, że doprowadzenie ugody nie jest sprawą łatwą, że wymaga nieraz wiele czasu, taktu i cierpliwości. Upór stron, jak i niestawia-nie się wszystkich uczestników postępowania pojednawczego na rozprawach — mówi przewodniczący PGRN w Gromniku Julian Wójcik — utrudnia pracę komisji pojednawczej, ale najwięcej kłopotu przysparza nam kompletowanie zespołu do rozpoznawania poszczególnych spraw. Żeby przełamać impas, potrzebna jest większa mobilizacja zarówno ze strony władz gromadzkich, jak i członków komisji pojednawczej. Potrzebne jest nakreślenie programu działania SKP w gromadzie. Działania, a nie... wyczekiwania na sprawy. W Prezydium GRN obiecują, że komisja pojednawcza z własnej inicjatywy zajmie się przytoczoną wyżej sprawą Nowaka. Sądzę, że stanie się ona w Gromniku precedensem na przyszłość. Ale żeby ta przyszłość zarysowała się wyraźnie, warto także pomyśleć o wymianie doświadczeń między członkami nowej komisji pojednawczej, wybranymi na początku tego roku i członkami SKP z poprzedniej kadencji. — Rozpatrując tych dwadzieścia spraw — mówi tow. Władysław Janiczek, który przewodniczył SKP w poprzedniej kadencji — wiele się nauczyliśmy. Nie była to łatwa nauka. Byliśmy pozostawieni sami sobie. Bo trudno przecież uznać za formę pomocy jednorazowe przeszkolenie w powiecie w zakresie społecznego sądownictwa. Dało nam ono zaledwie jakieś mgliste pojęcie o tym, co mamy robić. Nie wszystko więc szło tak, jak byśmy tego chcieM. Ale przecież większość rozpoznawanych spraw doprowadziliśmy do ugody. Komisja pojednawcza powinna jednak również korzystać z przysługujących jej środków wychowawczych ł profilaktycznych. śmielej wkraczać w spory w imię społecznego interesu. W Prezydium PRN w Tarnowie Społeczna Komisję Pojednawczą w Gromniku zaliczają do lepiej działających. Są i lepsze od niej np. w Ciężkowicach. W powiecie działa od 1966 r. 11 gromadzkich komisji pojednawczych. W pierwszym półroczu 1970 rozpoznały one 118 spraw. 48 z nich zakończono ugodą, 34 — załatwiono w inny sposób: 36 jest jeszcze w toku załatwiania. W tym roku zostaną utworzone komisje pojednawcze w pozostałych 12 gromadach powiatu. Ale w skali województwa krakowskiego sytuacja pod tym względem nie jest jeszcze najlepsza. SKP istnieją tylko W 14 proc. wsi. W dodatku rozmieszczenie ich jest niewspółmierne do potrzeb — Sytuację tę rozpatrywaliśmy na ostatnim Plenum Komitetu Wojewódzkiego — mówi kierownik Wydziału Administracyjnego KW PZPR w Krakowie, tow. Jerzy Klica - a wcześniej na egzekutywie. Wnioski z tej dyskusji skierowaliśmy pod adresem FJN, rad narodowych, sądów. Słowem — pod adresem wszystkich zainteresowanych poprawą działalności sądownictwa społecznego w regionie krakowskim, E. R. OGRABEK Temida na miedzy 3 KORESPONDENCYJNE O R0ZM3WY RZYSŁOWIA prawdę mówią.i. Przeglądam sobie z prawdziwą przyjemnością i z podziwem dla wysiłku redaktorskiego zespołu i dla . wysiłku edytorskiego Państwowego Instytutu Wydawniczego I tom „Nowej Księgi Przysłów i Wyrażeń Przysłowiowych Polskich". Przeglądam — i co strona to jakieś skojarzenia. Z czym? Ano z ludzkimi sprawami, z listami, z problemami w listach zawartymi, które i do interwencji zmuszają i do refleksji skłaniają. Zatrzymał mi się właśnie wzrok na haśle „Buty ~komu szyć”. No i proszę: „Człowiek człowiekowi but bez szydła i dratwu uszyje”, N IE jest w tej chwili sprawą najbardziej istotną czy była — jak o niej początkowo mówili w dziale osobowym — pracownicą „zadowalającą”, Czy też — jak skłonna jest sama uważać — pracownicą „dobrą”. Najprawdopodobniej — w tym konkretnym wypadku r.ozbiożnnśc: wynikały nie tyle z wyższej czy o stopień niższej oceny lecz z ogólnej atmosfery w zespole. Dla niej — polecenie to było polecenie. Zadanie — tc było zadanie. Rzecz zwyczajna, naturalna. Dla części zespołu? Polecenie — to był narzucony ciężar, Zadanie — to była przykra przerwa w bezczynności. Czy bez drastycznych cięć nie można się było jakoś dogadać, jakoś współpracy ułożyć? Oceniając to wszystko — z pewnego już dystansu — myślę, że bez zewnętrznej ingerencji w tym konkretnym wypadku chyba nie można było. Zespół jednej z placówek handlowych niewielki, w mechanizmie całego przedsiębiorstwa i wszystkich jego agend raczej peryferyjny. Ani dyrektor, ani sekretarz, ani przewodniczący rady zakładowej tu nie docierali. Więc się atmosferka kisiła. „{...) Niby duże miasto, niby 1970 rok, a jakaś taka duchota i zakłamani«, nie ma się gdzie odwołać, może redakcja pomoże? Czy do pomyślenia jest, by starczyło w pracy redakcyjnej czasu na penetrację „każdego małego zespołu, w którym coś niedomaga”? Pytanie — oczywiście — retoryczne. Ale z dalszego ciągu listu wynika io, że czas powinien się jednak znaleźć: Dlaczego zwracam się do redakcji? Dlatego, że póki .obiłam swoje I r;ie domagałam się, by nie być w swoich wysiłkach samotnq, pozostawiano mnie w spokoju, natomiast od chwili, gdy pierwszy raz się postawiłam sytuacja stała się nie do zniesienia (..)'■ Inaczej mówiąc — zaczęło się szycie butów: Sposobami tyleż wymyślnymi co plugawymi. A to do matki Czytelniczki przychodzi anonim podpisany przez „życzliwe osoby”: ,,(...) Życzliwe zawiadamiają Panią, ie córeczka przychodzi do domu FÓino nie dlatego, że jest zapracowana, tylko dlatego, że się włóczy za groszem po I tu następuje nazwa znanego w mieście „deptaka”. No, a co to znaczy „za groszem” — wyjaśnień bliższych 'nie' wymaga. ■ A to znowu.— dochodzi do nader rzadkiego w tym przedsiębiorstwie spotkania wszystkich pracowników na zebraniu ogólnym. I pada głos: ,,Koleżanka pracuje na dobra opinię, innych poucza, a sama "le razy przychodzi o pół godziny później i wychodzi wcześniej?" Ofiara tych fałszywych oskarżeń protestuje. No, ale jeśli trzy kolejne „mówczynie” zmawiają się i powiadają, że ktoś jest pijany to naturalnie, że ogół każe mu iść spać... Mamy już więc próbkę mechanizmu szycia butów bez szydła i dratwy. Ale na tym nie koniec. Próba zorientowania się w stosunkach panujących w zespole podjęta na prośbę redakcji przez ogniwa dyrekcji i ogniwa społecznopolityczne natvchmiast wywołuje kontrakcję. Tym razem do dyrekcji przychodzi „usłużny” list: „(...) Wiadomo, ie „wypożyczanie" towaru dla zapchania spodziewanego niedoboru jest karalne. Dlaczego niektórym to uchodzi? (...)" I „subtelna”. aluzja kogo należy widzieć wśród owych „niektórych”. Pociągnięcie wcale nie takie głupie. Trzeba było — z konieczności — zrobić remanent. No bo wskazano przecież palcem podejrzaną. Nikt nie zaryzykuje by wydać decyzję: — Nie wierzymy, nie będzie remanentu, nie będzie lustracji. I po prawdzie nikogo do podjęcia takiej decyzji nie wolno by nakłaniać. A przy remanencie jak to przy remanencie. Mogą wyjść rzeczy zgoła nieprzewidziane. Nie wyszły jednak. Mijałoby się z celem mnożenie przykładów ataku, który rzecz jasna był w tych okolicznościach jedyną szansą obrony dla grupy nierobów. Ostatecznie jednak aktyw administracyjny i społeczno-polityczny przebił się przez ten mur. Zresztą towarzysze pojęli, że jeśli podobna atmosfera zrodziła się i oddziaływała to źródłem takiego stanu rzeczy była m.in. społeczno-polityczna nieruchawość organizacji partyjnej i rady zakładowej, nie mówiąc już o braku dostatecznej kontroli ze strony kierownictwa administracyjnego. Niejednokrotnie w takich właśnie okolicznościach rodzi się taka atmosfera, w której tak się szyje bliźnim buty. W IADOMO, że pędzenie samogonu jest procederem o znacznym ładunku społecznego niebezpieczeństwa. Wiadomo, że organa ścigania — jak to słuszni« podkreśla w opracowaniu poświęconym tej tematyce Biuro Listów Polskiego Radia _ odczuwają w walce z elementami „bimbrzano-meiiniarskiun” „ szcz?gólne trudności. Wiadomo, że brak jest w tym względzie dostatecznej pomocy zarówno ze strony poszczególnych obywateli, którzy „wiedzą lecz nie powiedzą” (działają w tym względzie rozmaite i różnorodne przyczyny — od obojętności do obawy przed zemstą bimbrarzy) jak i ze strony organizacji społecznych, nie zawsze dostrzegających wagę zagadnienia. Prawda, że nie zawsze poszczególne milicyjne dostateczną szybkością ogniwa z przeprowadzają niezbędne czynności — które podejmowane zgodnie z prawem lecz stanowczo — wpływałyby na stopowanie samogonowej produkcji. I oto w tę „lukę” wchodzi ktoś. kto ma złość do MO; określonego . posterunku ktoś kto chce się odegrać Wie, dobrze wie, że każdy sygnał o niedostatecznej czujności wobec „bimbrzano-meliniarskich” elementów będzie sprawdzany i że sam sprawdzeń — niezależnie okres od wyników — nie będzie dla posterunku specjalnie miły. Więc funkcjonariuszom z posterunku prowincjonalnego — s z y je się buty bez szydła i tratwy. List do prasy W nasrej wsi panoszy sio nielegalna robota bimbru, a miiicjes patrzy na to i nie reaguje. Kto przywoła milicjantów do porządku? Nie muszą podawać odresów, bo posterunek je zna, więc niech przyjedzie kontrola (...)” Sygnału nie puszcza się mimo ucha. W odpowiedni sposób bada się zarzuty i stan faktyczny. Okazuje się po gruntownym zbadaniu: rzecz całkowicie wyssana z palca. Jednak póki co, póki „województwo” siedziało na karku mocno uwierały buty miejscowych milicjantów.kilku W IZYTA wywołała zdumienie. Może nie tyle sama wizyta ile jej cel wyłożony na spotkaniu z kierownictwem sekcji. Wiadomo, że Dom Kultury działał sprężyście, znał powiat i był znany w powiecie. Wiadomo, ża ta właśnie sekcja miała szczególne wzięcie u młodzieży. Ale wiadomo też, że pomiędzy członkami kierownictwa Domu Kultury dochodziło do spięć na temat dalszych perspektyw rozwojowych planów sekcji. Działacze seki cji z wariantem reprezentowanym przez dyrekcję nie w pełni się godzili. I nie sporządzili planów działalności na przyszłość, chcieli wykonać tę pracę w spokojniejszej atmosferze. przedyskutować — rozmaite warianty „bez nerwów”. Wydawałoby się, rozsądne stanowisko. Tymczasem jednak działaczy sekcji zaczynają uwierać buty. Bowiem dyrekcja organizuje posiedzenia, zaprasza na nie działaczy sekcji i towarzysza z Prezydium PRN. Towarzysza poinformowano uprzednio, że „wobec bezczynności kierownictwa »ekcji oraz wobec utraty przez to kierownictwo społecznego zaufania i prestiżu należy skłonić je do rezygnacji". Póki sytuacja była bezkolizyjna — działacze sekcji byli dobrzy. Gdy w określonej sprawie wyrazili inne zdanie pragnąc by było ono przedyskutowane — zaczęto im szyć b u t-y. Nie uszyto. ^0Ż, wszystkim, którym ich bliźni buty bez szy- . dJa i dratwy szyją chcę jednak przypomnieć inne celne nrzysłowie: „Kto w biedzie opuści uszy, tego złość ludzka do reszty skruszy”. A więc — nie „opuszczać uszu”! Pacjenci poddawani takim zabiegom szycia butów — mogą i powinni mieć mocną wolę wyjścia z operacji obronną ręką. zaszkodzą, ale i „L udzie ludzie pogodzą”. JAN BRODZKI Bez szydła I ilratwy