Trybuna Ludu, sierpień 1970 (XXII/212-242)

1970-08-08 / nr. 219

SOBOTA, 8 SIERPNIA 1970 IL — NR »1» Nowe osiedla Elbląga Elbląg należy do miast, któ­re rozbudowują się intensyw­nie. W latach 1966——70 w mie­ście przybyło 10 tys. izb miesz­kalnych. Wykonawcą robót bu­dowlanych jest głównie Elblą­skie Przedsiębiorstwo Budowla­ne obsługujące także powiat Sztum. Na zdjęciu górnym: fragment nowego elbląskiego osiedla „Nowowiejska”. Na zdjęciu dolnym: nowy gmach spółdzielczego domu handlowego o nazwie, która dla mieszkańców Elbląga jest abso­lutnie zrozumiała. Ich miasto, zniszczone bardzo, odrodziło się ze zgliszcz wojennych. Fot. A. NOWOSIELSKI M B WODNE PROBLEMY A jednak niedobór ANATOL RYSZCZUK "AK tu pisać o braku wody, kiedy lało ostatnio, jak ! Polska długa i szeroka. Aż nadto kłopotów z wodq 19 mieliśmy i podczas wiosenych roztopów. A jednak wody jest za mało. Spora jej część zbyt szybko i bez­produktywnie spływa do morza. Wystarczy, że przyj­dzie rok bardziej suchy, a wyłania się problem. Oto rok ubiegły. Pobór wody iw gospodarce komunalnej spadł 0 20 proc. poniżej przeciętnego poziomu. 71 miast dotkliwie odczuło ten spadek, a w nie­których miastach śląskich sy­tuacja wyglądała niemal kata­strofalnie — pobór wody zmniejszył się o 60 procent. Wprowadzono ograniczenia, tu 1 ówdzie trzeba było reakty­wować woziwodę. Brakowało wody rolnictwu, co natychmiast odbiło się na plonach roślin. Jedynie prze­mysł dawał sobie rade. dyspo­nując na ogół studniami głębi­nowymi i pewnymi rezerwami wody. Kie tylko Solina i Rożnów Gdy mowa o gospodarce wod­nej — myśli się przede wszyst­kim o dużych inwestycjach, wielkich zbiornikach retencyj­nych w rodzaju Soliny czy Roż­nowa. zakrojonych na szeroka skale melioracjach, regulacji rzek. W perspektywie najpew­niejsza to droga zapewnienia gospodarce wody. Ogromnie jed­nak kosztowna, inwestycje te bo wiem wymagają bardzo dużych nakładów. Na taki rozmach nie stać nawet krajów znacznie od nas bogatszych. Nie czeka­jąc na wielkie zbiorniki, można jednak poprawić sytuacje. O (tzw. malej retencji mówi sie głośniej od roku. Sa to u­­rzadzenia, często drobne i nie­zbyt kosztowne, umożliwia ia-e zmagazvnowanie bardzo poważ, nej ilości wody na potrzeby posDodarki komunalnei, rolni, etwa, przemysłu. Dobra jest Solina, ale dobre i setki, ty­siące małych zbiorniczków. W sierpniu ubiegłego roku powołano specialnq komisie międzyresortowa do opracowa. nia programu odbudowy i roz­budowy małej retencji wód po­wierzchniowych w kraju. Każ­de woiewództwo miało również opracować olany gromadzenia wody na potrzeby rolnictwa i leśnictwa, eosooriarki komunal­nej, przemysłu. Zgodnie z zało­żeniami w 1375 r. w różnych małych zbiornikach powinno sie zmagazynować dodatkowo około 360 min metrów sześcien­nych wody i dn roku 1980 około 500 min metrów. Młyny I zastawki Kiedyś było dużo młynów wodnveh rw rzekach. Teraz Jest >ch mniej i coraz częściej TEWzechodza na naoed elektrycz­ny. Siła rzeczv spadło zaintere­sowanie sprawnością działania zastawek, iazów. coraz rzadziej konserwuie sie te proste urzą­dzenia Nikogo nie trzeba prze­konywać że odbija sie to na stanie korvt rzek, na zasobach wodv dla potrzeb rolnictwa Stała konserwacja urządzeń przy młynach rozwiazuie w wielu mieiscowościacb problem niedoboru wody. Naturalnym magazynem wód sa jeziora i stawy. Zwiercia­dło wodv w ieziorach wyraźnie sie iednak ostatnio obniżyło. Czy można ten oroce^ zahamo­wać? Można nie tvlko zahamo­wać. ale nawet podnieść zwier­ciadło wodv. Niemal z każdego jeziora wypływa jakaś rzeczka. Wystarczy sporządzić prostą zwykłą zastawką przy odpły­wie tych rzeczek i regulować przepływ wody. Można pod­wyższyć groble, obwałowania stawów — także rybnych, co karąiom nie przeszkadza — a w magazynowaniu większej ilości wody niezmiernie poma­ga. Nie od rzeczy będzie tu wspomnieć o możliwościach do­datkowego magazynowania wo­dy w małych zbiorniczkach na rzekach, w wyrobiskach po eksploatacji żwiru czy torfu, basenach sadzawkach. przeciwpożarowych, Bez ogromnych nakładów. Zasoby dla wodociągów miej­skich można zwiększyć nie tyl­ko przez nowe inwestycje, ale również przez bliższe współ­działanie z przemysłem. Wiele zakładów przemysłowych ma nie obudowane studnie głębi­nowe — ujęcia robione na „za­pas". Poza tym wykorzystanie wody w przemyśle znacznie się waha — od dużego do prawie żadnego w określonych godzi­nach. Chodzi zatem o prozu­­mienie się miejskiej gospodarki komunalnej z takimi zakłada­mi, stworzenie z oddzielnych instalacji wodnych naczyń po­łączonych. 1300 małych zbiorników Plśny. opracowane przez wo­jewództwa, przewidują zbudo­wanie w nadchodzącym pięcio­leciu około 1300 różnego rodza­ju zbiorników wodnych, głów­nie na potrzeby rolnictwa Koszt całego przedsięwzięcia wyniesie około 1,2 miliarda zł, z czego większość stanowić ma­ją własne środki województw, przeznaczane na gospodarkę wodna. Program ten już się realizuje. Powołano do życia społeczne komitety budowy urządzeń. Właśnie czynami społecznymi można zrobić więcej, niż to dotychczas plany wojewódzkie zakładaja- Niezwykle istotny jest bowiem problem wody i dla rolników, i dla mieszkań­ców miast. W roku bieżącym ma przybyć koło 220 zbiorników przeciwpo­żarowych. Dzięki zastawkom, zbiornikom wyrównawczym za­soby wody w rzekach powinny się zwiększyć o 17 min me­trów sześciennych, w jeziorach i stawach — o 18 min metrów. Miasta wzbogaca sie o 57 min metrów wody, przemysł — o 17 min. Takie sa ogólne założenia. Szczegółowe zamierzenia opra­cowano w każdym wojewó­dztwie. Od icb sprawnej reali­zacji zależeć będzie poprawa bilansu wodnego. & fit.? BtSi&Sffisml KATOWICE Ii rok muzeum w zamku pszczyńskim Już 20 miesięcy trwają prace nad rozbudową i modernizacją jednego z największych w Pols­ce muzeów wnętrz nych w zabytkowym historycz­zamku pszczyńskim. Równolegle pro­wadzi się tu gruntowną reno­wację całego otoczenia zamku, łącznie z odbudową — zdewa­stowanego podczas II wojny światowej — zabytkowego drze­wostanu parku pszczyńskiego. Ponowne otwarcie bram muze­alnego zamku w Pszczynie, ale już w odnowionej szacie — jak informuje „Trybuna Robotni­cza” — nastąpi w lipcu przysz­łego roku. Pomyślnie rozwija się również sprawa adaptacji dla potrzeb muzealnictwa za­bytkowego budynku z 1702 ro­kit' przeznaczonego na urzą­dzenie w nim muzeum regio­nalnego i pamiątek z powstań śląskich na ziemi pszczyńskiej. Budynek ten, sąsiadujący zamkiem, był w XVIII wieku z siedziba wójtów pszcrvnskich Na parterze byłego wójtostwa zamierza sie urządzić dwie ek­­spozvoje: historii Pszczyny od czasów najdawniejszych do okresu I Powstania Śląskiego i dział archeologii regionalnej. W części zrekonstruowanego noddasza wójtówki urządzony bedzie dział etnografii regionu, ze szczególnym wyeksponowa­niem bogatego folkloru oszczy­­uian. Historyczna siedziba wójtów pszczyńskich będzie u­­dostepnioma turystom za trzy — cztery lata. don-aro (z) WROCŁAW Czy Prasfew'an?e otaczali kultem krowy? Nie spotykanego w dziejach polskiej iueneoiugui ouüryu:a dokonano we wsi Gliniany powiecie wołowskim. Jak do­w nosi „Słowo Polskie” —- podczas urządzania gromadzkiej żwi* równi natrafiono na liczne gli* niane skorupy. Przybyła na miejsce ekipa pod kierunkiem wojewódzkiego konserwatora zabytków archeologicznych mgr. Tadeusza Kaletyna podjęła niezwłocznie prace badawcze. Okazało się, że na tym terenie przed 2 700 laty istniało rozleg* łe cmentarzysko z okresu kul­tury łużyckiej. Na przebada­nym dotychczas obszarze ok. 3 arów, natrafiono na ponad ICO tudzkieb grobów ciałopalnych, w których znaleziono liczne na­czynia ceramiczne, kamieniami i przykryte otoczone bru­kiem’ kamiennym. Odkryto także podobnie uformowanych pięć pochówków zwierzęcy oh. Zaproszony w charakterze kon­sultanta kierownik Katedry A* natomii Porównawczej Zwierząt W SR doc. Piotr Wyrost stwier­dził, że są to szkielety trzech krów i dwóch cieląt. Przed pochowaniem, jedną z krów ry­tualnie poćwiartowano. Groby zwierzęce, również otoczone kamieniami, zawierają naczy­nia ceramiczne i ulokowane są między grobami ludzkimi. Od­krycie to startowi dla archeolo­gów olbrzymią zagałdkę. Nigdy bowiem dotąd w Polsce nie na­trafiono na cmentarzysku z e­­poki brązu na groby zwierząt hodowlanych. Odkrycie wołow­skie pozwala wysnuć przypusz­czenie, że Prasłowianie żywili kult dla krów. Ostatnią rewelacją archeolo­giczną jest odkrycie glinianej figurki mężczyzny, zabytku nie spotykanego dotychczas na żad­nym z wykopalisk kultury łu­życkiej na obszarze prasłowiań­skim. Figurkę odkryto w gro­bie dojrzałego osobnika i mia­ła ona prawdopodobnie pełnić funkcję magiczno-kulturową. (z) TRYBUNA LUDU 3 Z CELSNA KULIK obrazka, malowanego czarnq farbq patrzy smutna twarz młodego mężczyzny. Opuszczone w dół kqciki ust, sprawiajq wrażenie hamowa­nego płaczu. Autor obrazka, chyba w obawie, że wy­raz twarzy mężczyzny może nie być dość czytelny dla odbiorcy, wypisał wyraźnie drukowanymi literami: smutny człowiek. Oglądam obraz, wiszący wśród innych na ścianie korytarza w Poradni Zdrowia Psychicznego dla Młodzieży. Te obrazki malowane przez młodych pacjentów poradni, mówią o nich samych bardzo dużo. Trzeba tylko umieć w nich czytać — W jak głębokiej depresji psychicznej był autor tego obrazka — słyszę komentarz psychologa poradni, pani Da­nuty Sniatkowskiej W korytarzu pusto. przewinęło się niewielu Dziś pa­cjentów — W okresie wakacji mło­dzież się odpręża, a zaburze­nia nerwicowe maleją. Stąd jest to dla nas sezon ogórko­wy — tłumaczy kierownik po­radni. doktor Aniela Piekar­ska — tę niecodzienną tutaj mała frekwencję. Trudna młodzież Pod opieką poradni w War­szawie jest około 800 młodych ludzi od 14 do 18 roku życia. Więcej poradnia nie potrafi w istniejących granicach ob­służyć. Analogiczne poradnie są w Krakowie i Gdańsku, a ponadto młodzież z zaburze­niami nerwicowymi może się leczyć w innych placówkach służby zdrowia. Na oko wia­domo, że młodzieży z kłopo­tami, wynikłymi z nerwic jest o wiele więcej, niż notu­ją to statystyki -lekarskie. Siedzimy w przytulnie u­­rządzonym gabinecie, który nie przypomina stereotypu le­karskiego. Tylko stetoskop na biurku i pudełko z jakimś przyrządem wskäzuje, że tu­taj przyjmuje się pacjentów. Atmosfera sprzyja odpręże­niu, w takich warunkach chę­tnie rozmawia się szczerze, a przecież o to chodzi. Słucham kilku banalnych, w gruncie rzeczy, historii tra­gedii młodzieńczych, które u delikwenta powodują trudno­ści w dostosowaniu się do śro­dowiska, czasem nadmiernie agresywną postawę, czasem prowadza wręcz na tory prze­stępcze. Tak, tak, wśród wie­lu młodocianych przestępców, w tle ich działania są zabu­rzenia nerwicowe. Z Frankiem trudno było wytrzymać. Nie uczył się, chu­liganił. W domu — nie do zniesienia, ucieka! ze szkoły i wiązał się z grupami podob­nych sobie. Agresywny wo­bec słabszych. Miał już zaba­­zgraną hipotekę: powtarzał VI klasę, miał pięć dwój. No­towany przez milicję za wy­bryki chuligańskie. Do pora­dni przyprowadziła go zrozpa­czona matka. Szkoda, że nie I wpadł na ten pomysł nikt ze szkoły, nikt z wychowawców, i Pierwszym wrażeniem chłop­­j ca, po badaniu w poradni je­go poziomu inteligencji, było 'zdziwienie. Pow:' 'ziano mu, i że jest bardzo zd y i powi- I nien się uczyć, li tej pory i słyszał ciągle, że mc z niego | nie będzie, że łobuz, że nieuk i i w ogóle wyrzutek społeczeń­stwa. Tu po raz pierwszy, ktoś j go zaakceptował. Rozpoczęła i się psychoterapia, połączona ; w pierwszym okresie ze środ­kami farmakologicznymi. Cho­dziło o zniwelowanie ogrom­nego napiębia nerwowego. Po upływie pół roku zmienił się nie do poznania. Chodził re­gularnie do szkoły, przestał chuliganić, zarzucił demorali­zujące kontakty towarzyskie. — Odzyskaliśmy syna — stwierdziła matka, dziękując poradni. Z punktu widzenia społecz­nego można to zdanie potra­ktować symbolicznie: odzy­skany człowiek. Na czym polega działanie terapeutyczne! To nie magia Zaczyna się od wyszukiwa­nia w młodym pacjencie do­­orych cech i na nich ouduje się jego psychikę. Sugeruje mu się, że jest w stanie wiele zrobić, ponieważ jego możli­wości na to wskazują, ucz> go się wiary w siebie. Tu w poradni okazało się, że wielu kiepskich uczniów z matema­tyki, ma właśnie w tym kie­runku duże zdolności. Pora­dnia ma w ewidencji students matematyki, który trafił tu­taj przed laty, jako pozornj antytalent w tej dziedzinie. Sporo teczek ewidencyjnych ma wypisaną literę „S” — tc pacjenci do zamachach samo­bójczych. Ci w krańcowym ste nie depresji psychicznej. w poczuciu zupełnego osamot­nienia, na tragicznej krawędź­­bezradności. pomocną dłoń. Tutaj spotykają Ale dlaczego dopiero tutaj? To pierwsze narzucające się pytanie i za­raz refleksja — przecież tutaj nie wszyscy trafiają, a w szko­le są wszyscy, Tak dochodzimy do sprawy środowiska Dom i szkoła. neurogennego. Można wiele ciężkich oskarżeń wytoczyć pod adresem domu rodzinne­go, ale pamiętajmy, że uro­dzenie dziecka me daje pa­­.u na właściwe postu­me, zgodne z zasadami peda­gogiki. Pod adresem domu można kierować życzenia, ale od szkoły można wymagać. Tu są pedagodzy formalnie przygotowani do trudnego procesu kształtowania czło­wieka. a nie tylko do przeka­zywania wiadomości, przypi­sanych programem naucza­nia. Jakie ma poradnia w tę; dziedzinie zastrzeżenia? — Za dużo stosuje się w szkole negatywnych bodźców wychowawczych. Publiczne wytykanie wad. poniżanie, ciągłe odbieranie nadziei — bo z ciebie i tak nic nie bę­dzie — słowem te wszystkie bodźce, które rodzą bunt, któ­re wyzwalają agresję lub lęk — stwierdza doktor Piekar­ska. — A przecież można by­łoby większą uwagę zwrócić na młodzież o gorszym syste­mie nerwowym, stwarzać jej możliwości sukcesu, podnosić w oczach kolegów, słowem budować a nie poniżać. Co gorsze, często dom solidary­zuje się ze szkołą, poniewiera ucznia za jego oorażki i wte­dy... rośhie nam ilość pacjen­tów. fi jak było z nami? Nie mogłam się oprzeć po­kusie i zadałam obiegowe py­tanie. — A przecież myśmy mieli trudniejszą młodość, przecież obecnie młodzież ma wszyst­ko to, czego jej potrzeba. I nie było tyle nerwic.. Doktor Piekarska uśmiech­nęła się wyrozumiale, gdy pro­stowała Po pierwsze, to niepraw­da, że nie było nerwic. Nia nazywało się tego w ten spo­sób, a po drugie, bardzo wie­le nerwicowych dzieci trafia­ło na margines społeczny, a inne do ekskluzywnych inter­natów. W czasie wojny — nauka była - zakazana, więa uczenie się było zaszczytem; doskonale budowało poczucie mocv Obecnie jest bardzo młodzież szkolna przepracowana: wielu pedagogów zwraca u­­wagę na fakt, że pracuje ona większą ilość godzin niż ro­botnik wielkoprzemysłowy. Trudne, konkursowe egzami­ny powodują napięcia psy­chiczne, 'które n;e każdy or­ganizm dobrze znosi. Typowa dla wieku młodzieńczego, nie­stabilność emocji, zaosu-za sią u osobników podatnych. Oto cały mechanizm. Można go łagodzić, jeżeli się rozumie jego działanie. Współczesna szkoła stwo­rzyła specjalne nauczanie dla dzieci z wadami rozwoju inte­lektualnego, czyniąc z nich często pożytecznych obywa­teli. Młodzież nerwicowa re­krutuje’się z dzieci o normal­nym rozwoju intelektualnym, a bardzo często wyraźnie u­­zdolnionych, czy możemy so­bie pozwolić na to, by część z nich „spisywać na straty społeczne” ze względu na błę­dy wychowawcze środowiska? Wiedza psychologiczna i wy­czulenie na trudne problemy młodzieży powinny mieć szkole większe prawo obywa­w telstwa od statystyki. „Dzisiaj na wielkim morzu się mozolę dokąd los mnie za­gnał, a w szkole, w szkole... palus erat non magna” (bagna były niewielkie) — napisał w retrospekcji Tuwim. Wielu z nas, uwikłanych w trudne problemy dorosłego życia l dorosłej odpowiedzialności, z perspektywy lat ocenia te „bagna szkolne” jako niewiel­kie, ale i w nich może ugrzęz­nąć człowiek. Trudne, konkursowe egzaminy powodują napięcia psychiczne, które nie każdy orgamzm dobrze znosi. Fot. A. MARCZAK Co mówił Zachód w latach wojny... N IE ma problemu i granic - jest tyl­­ko problem poko­ju”. To lapidarne sformu­łowanie Władysława Go­mułki {na XV Sesji Zgroma­dzenia Ogólnego ONZ) jest największym skrótem pol­skiego stanowiska wobec roli, które? odgrywa granica na Odrze i Mysie. Nie dla Polski, nie dla NRD czy NRF — ale dla całokształ­tu sytuacji w Europie. I dla całokształtu stosunków Wschód — Zachód. Tak stawialiśmy sprawę od 25 lat. Oczywiście: była zawsze sprawa najżywotniej­to szych interesów narodu j pań­stwa polskiego. Ale była — i jest dzisiaj — czymś cej. Jednym z kamieni wię­wę­gielnych porządku i bezpie­czeństwa nowej Europy, jaka się wyłoniła z odmętów II wojny światowej. Z okazji rocznicy Konferencji Pocz­damskiej pisaliśmy, że z perspektywy 25 lat właśnie decyzja o ustaleniu gra­nicy nad Od--q i Nysq okazała się naj­­trwalszq i najbardziej brzemiennq vy skutki decyzja naszego stulecia. Co jest może mniej znane, a często przemilczane, to fakt, że problem granic Polski był już podczas wojny traktowany jako probiera europejski — i to także przez zachodnie mo­carstwa koalicji antyhitlerow­skiej. Decyzje Poczdamu nie spadły z nieba. Nie były nie­spodzianką ani zaskoczeniem. Przeciwnie: były wynikiem licznych rozmów, dyskusji negocjacji przywódców Wiel­i kich Mocarstw oraz konsulta­cji przeprowadzanych z róż­nymi polskimi ośrodkami po­litycznymi — w okupowanym kraju i na emigracji, zarów­no w Londynie jak i w Mosk­wie. Postulat oparcia granic po­wojennej Polski o szeroki do­stęp do Bałtyku i o Odrę i Ny­sę na zachodzie został wysu­nięty przez polską lewicę już w 1943 r„ a w listopadzie te­goż roku był dyskutowany na Konferencji Trzech w Tehe­ranie. Uczestnicy tej konfe­rencji zgodnie stwierdzili, że przyszłe granice Polski „poioinny być między, tzw. li­nią Curzona a linią Odry” Po­twierdza to w nieco szerszej, chociaż jeszcze ogólnikowej formie, Churchill w swoich pamiętnikach: „Uważamy w zasadzie, że siedziba polskiego państwa i narodu powinna być między tzw. linią Curzo­na i linią Odry, włączając do Polski Prusy Wschodnie i O- polszczyznę; praktyczne wy­tyczenie linii granicznej m.aga starannych studiów wy- i prawdopodobnie „rozplątania problemów ludnościowych” („disentahglement of popula­tion at some points”). Zapowiedziane „staranne studia” by­ły, istotnie przeprowadzone w ticznyct rozmowach, wymianie not dyplomatycz­nych i dyskusjach, zarówno miedzi przywódcami antyhitlerowskiej koalicji- Rooseveltem, Stalinem I Churchillem, ich ministrami, jak też w rozmowach z polskimi politykami. W 1944 r. zo­stały stopniowo sprecyzowane — I tc właśnie w formie ustalenia granicy, na­­kreślonej potem w Poczdamie. Opublikowano już na ten te­mat setki dokumentów i tu­ziny opracowań źródłowych Co nas najbardziej interesuje w tym artykule to fakt, że wszyscy — także zachodni przywódcy koalicji — rozpa­trywali wtedy problem przy­szłej granicy polsko-niemiec­kiej nie tylko jako fragment „kwestii polskiej“ czy stosun­ków polsko-niemieckich, ale ze znacznie szerszej perspek­tywy. I to właśnie z perspek­tywy bezpieczeństwa i stabi­lizacji przyszłej Europy. 1 marca 1945 roku prezydent Roosevelt oświadczył Kongre­sowi USA; „W historii Polska była korytarzem, poprzez któ­ry kierowano ataki na Rosję. By zapewnić bezpieczeństwo Europy i pokój światowy oraz silną i niezależną Polskę trzeba zapobiec powtórzeniu się takiej sytuacji”. 6 stycznia 1944, tuż po kon­ferencji w Teheranie, chill pisał do Roosevelta, Chur­że jego zdaniem Polacy „muszą zadeklarować gotowość do strzeżenia przedmurza na Od­rze przeciw dalszym agresjom Niemiec na Rosję i muszą cał­kowicie popierać takie rozwią­zanie. Będzie to ich obowiąz­kiem wobec mocarstw Europy, które dwukrotnie spieszyć im na pomoc”. musiały r"~| N UTAJ oczywiście trudno I powstrzymać się od ko­­mentarza. Zupełnie ahi­­storyczne i fantazyjne jest stwierdzenie Churchilla, ja­koby „mocarstwa Europy” dwukrotnie śpieszyły z pomo­cą Polsce. Przeciwnie: i w 1920 r. i w 1939 r. (bo chyba tylko te KAROL MAŁCUŻYŃSKI okazje mógł premier brytyjs­ki mieć na myśli) zachodnie mocarstwa traktowały Polskę jako wygodny, może nawet niezbędny pionek w rozgryw­ce dyplomatycznej świata ka­pitalistycznego. W 1920 r. w przedłużeniu antyradzieckiej interwencji. W 1939 r. w bar­dziej zawiłej grze — wciąż z antyradzieckiej, ale już także, konieczności — antyhitle­rowskiej. Ile warta była ta pomoc i jak się z nią Zachód „pospieszył“ przekonaliśmy się namacalnie i dotkliwie we wrześniu 1939 r. Ale nie o te zasłony dymne dyplo­macji teraz chodzi. Interesujqce jest, że tym razem Churchill wyznacza Pol­sce znowu rolę „przedmurza" — tyle, że w zupełnie innym kierunku I w tym kontekście uważa za konieczne nawet... narzucenie Polsce obowlqzlcu objęclo „straży nad Odrq‘‘. Powróćmy do dokumentów Jeszcze przed cytowanym listem Roosevelta do Chur­chilla, 20 grudnia 1943 r. Churchill udzielił Edenowi następujących, poufnych wte­dy instrukcji do rozmów z polskim rządem emigracyj­nym w Londynie: „Musi pan im przedstawić, że przejmu­jąc i trzymając mocno obecne terytoria niemieckie aż po Odrę oddadzą przysługę Eu­ropie jako całości, stwarzając bazę do przyjaznej polityki z Rosją i bliską współpracę z Czechosłowacją. Stworzy to jaśniejsze nii kiedykolwiek możliwości odrodzenia narodu polskiego". I wreszcie jeszcze jedno o­­świadczenie, tym razem Cle­­menta Attlee, przywódcy La­bour Party (a w parę mie­sięcy później nowego premie­ra brytyjskiego). Gdy 1 mar­ca 1945 r. w Izbie Gmin dys­kutowano problem odpowie­dzialności państwa i narodu niemieckiego za sposób pro­wadzenia wojny i za zbrodnie ludobójstwa, popełnione na o­­kupowanych terenach, Attlee powiedział m.in.: „Jeżeli oka­że się niezbędne zabranie ok­reślonych obszarów, by umoż­liwić Polakom swobodne, peł­ne żyme, nie będę narzekał — i sądzę, że Niemcy nie mają prawa skarżyć się. 'Wszelkie takie zmiany będę osądzał nie z punktu widzenia minionej historii, ani w kategoriach ak­tu odwetu, ale jedynie pod kątem widzenia, czy przyczy­nią się w przyszłości do stv:o­­rzenia pokojowej Europy...” M OŻNA BY zapełnić ca­łą książkę dokumenta­mi, wskazującymi, że polska lewica, a później rząd Polski Ludowej w uznaniu utrwaleniu granicy na Odrze i i Nysie zawsze widział, obok bezpośrednich interesów rodowych Polski, także i na­szersze ogólnoeuropejskie in­te teresy. 31 grudnia 1945 na IX sesji Krajowej Rady Narodowej, Władysław Gomułka, jako wi­cepremier rządu i minister Ziem Odzyskanych. mówił: „Nasze obecne granice za­chodnie stanowią warunek ugruntowania trwałego poko­ju w Europie, co posiada de­cydujące wprost znaczenie dla trwałego pokoju między wszystkimi narodami świata Każdy kto próbuje podawać w wątpliwość prawa Polski obecnych granic — uderza do w najżywotniejsze interesy Pols­ki, podważa trwałość pokoju w Europie i na świecie " W 15 lat później, jako szef polskiej delegacji na XV Sesję ONZ, on własne użył przyto­czonego na wstępie, klasycz­nego już zwrotu: „Nie ma problemu granic jest tylko problem pokoju”. I dzisiaj w tej sprawie stanowiska Polski jest takie samo jak w 1945 r. Rzadki raczej wypadek konsekwencji, realizmu i pryncypialności w pokojo­wym, ale nie najspokojniejszym prze­cież, powojennym ćwierćwieczu Euro­py. Znane też dobrze jest stanowiska ZSRR: konsekwentne poparcie postula­tów Polski w Poczdamie i ich lojalne podtrzymanie, uzupełnione umowami sojuszniczymi, przez następnych 25 lat. (Chociaż - przypomnijmy i to: nie brakło proroków, którzy co parę lat przepowiadali, że ZSRR „sprzeda inte­resy Polski, gdy zacznie rozgrywać kar­tę niemieckq"). ‘RUDNO jest tej kon­sekwencji, a nawet *• wręcz rzetelności wobec zaciągniętych zobowiązań, do­patrzeć się w' powojennych latach w polityce niektórych państw zachodnich. Gdy roz­padła się jedność działania koalicji antyhitlerowskiej, gdy w latach zimnej wojny Zachód próbował powrócić do polityki wojującego antyko­­munizmu, Polska zaś stała się ważnym partnerem wspólnoty socjalistycznej, dla polityków zachodnich sprawa granicy na Odrze i Nysie stała się znów tylko elementem gry politycz­nej, wygodnym kupowania sobie narzędziem względów tych kól niemieckich, o któ­rych względy fychło zaczęto zabiegać. To już część historii — ale także dnia dzisiejszego. I dlatego właśnie warto było przy­pomnieć mniej znane dokumenty, iwiadczqce o tym, że już bardzo dawno - takie w oczach przywódców Zachodu - polska granica zachodnia na Odrze i Nysie była problemem Eu­ropy. Istotnym czynnikiem stabilizacji 1 bezpieczeństwa na tym kontynencie. W 1970 r. możemy tylko z satysfakcją stwierdzić, że pog­ląd ten zaczyna być coraz powszechniej uznawany i po­twierdzany — także w Euro­pie Zachodniej. Lepiej późno niż nigdy.

Next