Trybuna Ludu, wrzesień 1970 (XXII/243-272)

1970-09-16 / nr. 258

Środa, i6 września 197« r, = nr sss Na tematy dnia Na pierwszym planie gromadzenie pasz N ajbliższe tygodnie wy­magajq wzmożonej ak­tywności tak rolników, Jak i wszystkich współdziałają­cych z nimi organizacji. Jesień to bardzo ważna pora w rol­niczym kolendarzu. I nie od­nosi się to wyłącznie do sie­wów zbóż, zbliża się także kulminacja przygotowań zapa­sów pasz na zimę. A od nich rolnicy uzależniają decyzje ho­dowli ar, e. Przedwczesne byłyby progno­zy, można jednak odnotować wyraźne oznaki zainteresowa­nia rolników zwiększeniem ho­dowli. Choćby takie, jak wzrósł zapotrzebowania na prosięta materiał hodowlany, zatrzyma­nie do dalszego chowu sporej liczby cieląt. Te korzystne ten­dencje trzeba nie tylko utrzy­mać, ale i usilnie rozwijać w najbliższych miesiącach. Szyb­kie zwiększenie pogłowia byd­ła, a zwłaszcza trzody chlew­nej jest obecnie głównym zadaniem rolnictwa. Chodzi przede wszystkim o wyrównanie ubiegłorocznego spadku, wyni­kającego z ostrego niedoborj pasz. Zadanie to w aktualnej sytuacji wymaga szczególnej uwagi aktywu gospodarczego i partyjnego. Program działania nakreśli­ło niedawne plenum Komitetu do spraw Rolnictwa przy KC PZPR. Jeszcze raz podkreślając, że węzłowym problemem rolni­ctwa jest zwiększenie produkcji zbóż i pasz, Komitet zalecił in­stancjom i organizacjom par­tyjnym wnikliwe zajęcie się roz­wojem hodowli. Są one bezpo­średnio odpowiedzialne zarów­no za przygotowanie progra­mów działania, jak też ich realizację „Już w najbliższych tygod­niach — stwierdził tow. Józef Tejchma - w każdym gospo­darstwie i w każdej wsi podję­te być muszą praktyczne prace przede wszystkim w dziedzinie zebrania wszystkich pasz, ich konserwacji i magazynowania, by stworzyć warunki dla odbu­dowy i powiększenia pogłowia trzody i bydła. Dla instancji i organizacji partyjnych w tere­nie nie ma obecnie ważniej­szego zadania". Wielkiej staranności wymaga przygotowanie programu racjo­nalnego gospodarowania pa­szami. Bilans - jak wykazują pierwsze szacunki - i w tym roku będzie napięty. Inaczej jednak niż przed rokiem kształtują sTę zdśóby - mniej jest pasz treściwych, więcej sia­na, zielonek, ziemniaków. Tc zmusza przede wszystkim do bardzo oszczędnego gospoda­rowania paszami treściwymi. Zmniejszone zbiory zbóż trzeba uzupełnić importem ziarna i pasz. Żeby zbytnio nie uszczuplać zasobów gospo­darstw, zakłada się niższy w porównaniu z ubiegłym rokiem skup zbóż. Te przedsięwzięcia rządu zapowiedział I Sekretarz KC PZPR, tow. Władysław Go­mułka w przemówieniu dożyn­kowym. Ich sens jest oczywisty — chodzi o zwiększenie zaso­bów pasz, a więc i produkcji mięsa. Wymieńmy tu jeszcze pomoc paszową państwa, choć globalnie nieco niższą od u­­biegłorocznej, to jednak znacz­nie przewyższającą poziom dostaw mieszanek przemysło­wych w poprzednich latach. Decyzje rządu uprzedzają przewidywane trudności, za­pewniają rolnictwu pomoc na miarę możliwości państwa. Również wprowadzane od 1 li­stopada wyższe - o ponad 2 złote za kilogram żywca — ce­ny tuczników o większej wa­dze oznaczają elastyczne po­dejście do sprawy. Efektem in­tensyfikacji tuczu w ostatnich latach jest zwiększenie liczby tuczników mięsnych, a więc lżejszych. W aktualnej sytuacji racjonalne jest jednak zwięk­szenie udziału sztuk mięsno­­słoninowych, umożliwiające lepsze wykorzystanie nieźle za­powiadających się zbiorów ziemniaków przy oszczędnym użyciu pasz treściwych. W osta­tecznym rachunku przysporzy to mięsa i tłuszczu. Pomoc państwa nie zwalnia jednak rolników i władz tere­nowych z obowiązku szukania we własnym zakresie możliwo­ści złagodzenia napiętego bi­lansu. Zwłaszcza, że są takie możliwości. Trudno zgodzić się z faktem, że w roku tak trud­nym, jak obecny - suszarnie zielonek i ziemniaków pracu­ją na niepełnych Stopień wykorzystania obrotach. poten­cjału suszarniczego jest dale­ko niewystarczający. I żadne u­­sprawiedliwienia nie osłonią zaniedbań, Za najpilniejszą sprawę Ko­mitet uznał skorygowanie pla­nów produkcji suszu ziemnia­czanego. Ten nowoczesny spo­sób konserwacji popularyzowany- jest ziemniaków od paru lat, ale z miernymi efektami. I nie dlatego, że rolnicy nie­chętnie przyjmują innowację. Główna przyczyna to zła orga­nizacja tak zaplecza surowco­wego jak i zbytu suszu. Próbę rozwiązania tego problemu podjęto w województwie byd­goskim — sprzedaż suszu prze­jęły gminne spółdzielnie, uwal­niając rolników od uciążliwych manipulacji związanych z u­­sługowym suszeniem ziemnia­ków. Znawcy twierdzą, że po­mysł wart upowszechnienia, Nie przesądzając sprawy, na­dal trzeba szukać rady na or­ganizacyjne niedomagania. Równie powolny jest po­stęp, gdy chodzi o parowanie i kiszenie ziemniaków. Tylko w kilku województwach jest stoso­wane bardziej powszechnie. I znów stopień wykorzystania skromnego potencjału, jakim dysponują kółka rolnicze, jest niedostateczny. Wydajność ko­lumny parnikowej w sezonie waha się od 400 ton w Poznań­­skiem do około 200 - średnio w całym kraju. Podniesienie te­go wskaźnika do 300 ton jest możliwe już w tym roku. Pod warunkiem, że dobrze zorgam­­żuje się pracę sprzętu, ustali szczegółowe harmonogramy dla każdej kolumny, nie Ziemniaki są typowym, ale jedynym przykładem nie wykorzystanych możliwości uno­wocześnienia gospodarki pa­szowej. To znaczy: zmniejsze­nia strat podczas przechowy­wania i co nie mniej ważne - zachowania ich wartości pokar­mowej. Zaledwie co trzecie gospodarstwo sporządza ki­szonki z zielonek. I tak długo można wyliczać zaniedbania, a wniosek może być tylko jeden: gospodarka paszowa nazbyt powoli poddawana jest unowo­cześniającym zabiegom, Gorzką tę prawdę obnażyła ubiegłoroczna dza rok bieżący. sus?a, potwier­Niesprzyja­jąca pogoda nie wywołałaby tak wielu kłopotów, gdyby wyż­szy był poziom gospodarki pa­szowej. Stąd pilna potrzeba aktywniejszego, niż do tej po­ry, propagowania nowoczes­nych sposobów konserwacji pasz. Upowszechnienie ich po­winno być stawiane na równi z zadaniem zwiększania pro­dukcji pasz. H. D. TRYBUNA LUDU Na bakier z nowoczesnością Skrawać Hczy prasować ISTORYCZNIE biorąc, obróbka plastyczna jesl technologią starszą niż skrawanie. Od kilkunastu jednak lat w całym świecie przeżywa ona swój re­nesans. Udział maszyn przeznaczonych do obróbki pla­stycznej metali w krajowej produkcji obrabiarek wzrósł w ciągu ostatniego 20-lecia w USA z 10 do 28 proc., w ZSRR sięga już 23 proc., w CSRS — 21 proc., w NRF — 29 proc. U nas obserwuje się zjawisko odwrotne. Najwyższy udział maszyn do obróbki plastycznej metalu w krajowej produkcji obrabia­rek osiągnięto 1962 r. i od te­go czasu nie tylko nie zdołano przekroczyć owego wskaźnika 13 proc., ale systematycznie zaczął się zmniejszać. Cena zaniedbań W konsekwencji udział ob­róbki plastycznej w praco­chłonności wyrobów przemysłu maszynowego jest u nas nad dwukrotnie niższy niż po­w innych krajach uprzemysło­wionych. Co to oznacza — naj­lepiej ocenić mogą fachowcy. Według ich opinii obróbka plastyczna w stosunku do tech­nologii skrawania daje moż­liwość zaoszczędzenia 20-60 proc. materiału, przy tym jest bez porównania bardziej wy­dajna. Dla ilustracji tych stwierdzeń kilka elementar­nych przykładów. Po to, by wykonać jedną irubą ja­­ko półfabrykat (bez gwintu o wymia­rach M12 x 40) przy zastosowaniu tra­dycyjnej metody obróbki skrawaniem, według normowanych czasów — po­trzeba co najmniej 3,5 min na tocze­nie. Traci się przy tym ponad poło­wę materiału wyjściowego. Tę samą operację na tzw. automacie do spę­­czania wykonuje się w niespełna 0,7 sek, wykorzystując w 100 proc. ma­teriał. He rocznie śrub zużywa nasz przemysł, jaka jest skala strat mate­riałowych przy produkcji tzw. norma­­liów, sworzni, wałków itp. - trudno byłoby wyliczyć. Rzecz nie ogranicza się do produkcji najprostszych ele­mentów. W Zakładach Mecha­nicznych „Ursus” korek spu­stowy do ciągnika, wytwarza­ny poprzednio wyłącznie przy zastosowaniu technologii skra­wania, zaczęto produkować poprzez prasowanie na zimno. W efekcie uzyskano obniżenie jednostkowego kosztu produk­cji o 41 proc., przy czym kosz­ty robocizny, zużytego mate­riału i braków zmniejszyły się o połowę. Oto rzeczywista ska­la problemu. Przykładów efektywnego ekonomicznie zastosowania ob­róbki plastycznej można by, oczywiście, i u nas znaleźć więcej. Nie zmienią one jednak faktu, że udział maszyn, re­prezentujących tę w krajowym parku technologię obrabia­rek jest u nas nieproporcjonal­nie niski, że pozostajemy da­leko w tyle za innymi w dzie­dzinie stosowania obróbki pla­stycznej. Dysproporcje te pogłębia jeszcze fakt, iż 30 proc. ekspło. atowanych u nas maszyn do obróbki plastycznej przekro­czyło już 20 lat pracy. We­dług oceny fachowców około 80 proc. parku to maszyny przestarzałe, nie pozwalające na uzyskiwanie wymaganej dokładności obróbki. Nią zrealizowana uchwała Dzieje sie tak, mimo że or­gana administracji państwo­wej — Prezydium Rządu i KERM niejednokrotnie zwra­cały uwagę na potrzebę szyb­kiego rozwoju produkcji ma­szyn do obróbki plastycznej i szerszego stosowania tej tech­nologii w przemyśle. Podkre­śliło to również IV Plenum KC. Ostatnia uchwała KiSitiM z lutego 1968 r. zobowiązywała przemysł do przystosowania nowych konstrukcji do wymo­gów tej właśnie technologii wyznaczała rozwój tej dziedzi­ny produkcji określając jako zadanie etapowe 1970 r. osiągnięcie produkcji do obróbki plastycznej maszyn meta­li wartości 600 min złotych, Wiązało się to z przewidywa­nym programem inwestycji produkcyjnych oraz z. rozwo­jem zaplecza technicznego. Niestety — po dwóch latach od podjęcia tej uchwały moż­na stwierdzić generalnie, żc jej postanowienia nie zostały zrealizowane. Tegoroczna pro­dukcja maszyn do obróbki pla­stycznej metali wyniesie 406 min zł, a więc praktycznie bio­rąc osiągnie poziom zbliżony do sytuacji sprzed 2 lat. W konsekwencji faktyczny de­ficyt tych maszyn ulegnie więc dalszemu pogłębieniu, a cc gorsza analiza zapotrzebowania i wstępnych planów produkcji wskazuje, że również w la­tach najbliższych przemysł krajowy będzie w stanie po­kryć zaledwie 41 proc. zapo­trzebowania. Szczególnie niepokoić musi pogorszenie udziału w krajo­wej produkcji najbardziej po­trzebnych maszyn ciężkich dla potrzeb kuźnictwa i tłoczni­­ctwa. Dziś wynosi on okołc 50 proc., za 5 lat spadnie do 21 proc. ogólnej produkcji wszystkich maszyn do obróbki plastycznej. Równocześnie jak wynika z obecnie dokonanych analiz — spośród wskazanych w uchwale KERM 13 grup nowych maszyn, których pro­dukcja powinna być podjęta do 1975 roku, praktycznie moż­na liczyć się z uruchomieniem zaledwie sześciu. Aby mieć skalę porównawczą dodajmy, że dotychczas nasz przemysł produkuje około 70 typów ma­szyn do obróbki plastycznej, podczas, gdy ZSRR — 900, CSRS - 230, NRF - 430. Gestia i odpowieetaiaineść Gdzie leżą przyczyny tegc stanu rzeczy? Rozmawialiśmy na ten temat z technologami z przedsiębiorstw przemysło­wych, konstruktorami, nau­kowcami z sekcji obróbki pla­stycznej SIMP i Politechniki Warszawskiej. I choć ich opi­nie z różnego punktu widzenia oświetlają ten problem, łączy je wspólne zaniepokojenie za­niedbaniem technologicznym w tej dziedzinie produkcji. Nasze maszyny do obróbki plastycznej są przestarzałe na ogół źle wykorzystywane w i zakładach ze względu na brak odpowiedniego wyposażenia specjalistycznego i zbytnią ich uniwersalność — twierdzą przedstawiciele przemysłu. To nie przypadek, że jedyny za­kład w Warszawie, którego żaden wyrób nie ma grupy nowoczesności „A” — to wła­śnie Warszawska Fabry üa Obrabiarek, należąca do kom­binatu, produkującego urzą­dzenia do obróbki plastycznej. To rzeczywiście nie przypa­dek, odpowiadają przedstawi­ciele Centralnego Biura Kon­strukcji Pras i Młotów — ale przyczyna tkwi nie tylko w za­kładzie, lecz w braku odpo­wiedniego zaplecza technicz­nego w całej branży tego prze­mysłu. Konstruujemy dobre prasy, ale ich awaryjność jest często zbyt duża. Dlaczego? Do pras potrzebne sq np. specjalne luzowniki elektromagnetyczne. W kra­ju nikt ich nie produkuje. Otrzymuje­my więc takie, które faktycznie do tego się nie nadają. Spalają się po kilkudziesięciu godzinach pracy. Czy to wina konstrukcji? Daiej - prasy pracują w ciężkich warunkach, potrzebne są więc spraw­ne pompy smarownicze. W kraju nikt takich pomp nie produkuje. CBKPiM wykonuje więc nie tylko konstrukcje no­wej prasy, ale także potrzebnej do niej pompy, a następnie poszukuje producenta, który zechciałby obydwa te urządzenia wytwarzać. Czy przy postępującej specjalizacji jednak pro­ducent obrabiarek powinien takie ro­bić pompy? Czy gwarantuje to od­powiednią ich jakość i stosunkowo niski ich koszt? Do tego dochodzą jeszcze istotne wady w organizacji produkcji. Głównym gestorem w produkcji maszyn do obrób­ki plastycznej jest resort prze­mysłu maszynowego. Jest to wszakże gestor nominalny, bowiem faktycznie największy udział w tej produkcji ma — zupełnie zresztą przypadkowo — MPC. Zorganizowanie spe­cjalnego kombinatu, który gru­pować miał całą produkcję u­­rządzeń do obróbki plastycz­nej niewiele poprawiło sy­tuację, skoro faktycznie par­tycypuje on zaledwie w trze­ciej części krajowej produkcji tych maszyn. Wytypowanie aż sześciu ge­storów odpowiedzialnych za rozwój określonych odcinków technologii obróbki plastycz­nej — doprowadziło tylko do rozłożenia odpowiedzialności pomiędzy 2 resorty i 6 zjedno­czeń. Zresztą co tu mówić o faktycznej odpowiedzialności, skoro najpoważniejszy z o­­wych gestorów — Zjednocze­nie Przemysłu Obrabiarek Narzędzi, do którego głównych i obowiązków należeć powinno odpowiednie programowanie produkcji maszyn z myślą o forsowaniu nowoczesnych technologii, dziwnym zbiegiem okoliczności nie zatrudnia u siebie ani jednego fachowca zajmującego się zagadnieniami obróbki plastycznej. Takie są fakty. Zadaliśmy fachowcom py­tanie — jakie wobec tego jest wyjście z istniejącej sytuacji by jak najszybciej odrobić po­ważne zaniedbania w rozwoju tej technologii. Odpowiedź była zgodna: ko­nieczne jest faktyczne skon­centrowanie całej produkcji maszyn do obróbki plastycznej w jednej wielozakładowej or­ganizacji przemysłowej, dyspo­nującej odpowiednim poten­cjałem produkcyjnym, czem konstrukcyjnym i zaple­do­świadczalnym, mającej rzeczy­wisty wpływ na kierunki roz­wojowe tej produkcji. W tym sensie istniejący kombinat można traktować co najwyżej jako zalążek takiej właśnie formy organizacyjnej. W dzi­siejszym kształcie bowiem ani warunki organizacyjne, ani dysponowany potencjał nie da­ją mu szansy spełnienia takiej roli. JERZY SIERADZlNSKl Centralna ulica „Noivego” P© szkolnym dzwonku Rozkład zajęć O STATNI rzut oka nau­czycieli na plany zajęć ostatnia korekta rozkła­du lekcji i od jutra dzieci roz­poczną już normalną naukę... Tak mniej więcej brzmiał te­lewizyjny komentarz do zdjęć filmowych, ilustrujących stan przygotowań do nowego roku szkolnego w przededniu jego inauguracji Tymczasem w praktyce różnie bywa. W szkole, do której chodzą moje dzieci — pisze Czytel­niczka z woj. warszawskiego —uczniowie nie mają jeszcze stałych planów, rozpoczynają o naukę w różnych godzinach a tym, jakie lekcje będą „jutro” dowiadują się z dnia na dzień. W zeszłym roku było podobnie i to przez niemal trzy tygodnie lorześnia. Sy­tuacja, która nie sprzyja ani systematycznej nauce ani też właściwej organizacji dnia ucznia w domu. Czy rze­czywiście nie można uniknąć tych zjawisk w szkole, która powinna być przykładem spo­łecznego ładu, porządku i dys­cypliny od pierwszego dnia nauki?..” Nie da się zaprzeczyć, że w niektórych szkołach ten kry­tyczny obraz wiernie odzwier­ciedla sytuację na początku roku. Kierownicy szkół przy­znają: uroczystość rozpoczęcia nauki powinna być dla rady pe­dagogicznej już zakończeniem pierwszego etapu przygotowań do nowego roku. Kierownik musi wykonać pewne zadania znacznie wcześniej, jeśli chce, aby życie w szkole było Usta­bilizowane możliwie w naj­krótszym czasie. Wiele tu za­leży od wysiłku i zmysłu or­ganizacyjnego, ale o właści­wej organizacji pracy już od pierwszych dni nauki decydu­ją przede wszystkim warunki, w jakich pracuje szkoła, obsa­da personalna Rozpoczęcie normalnych za­jęć od pierwszego clnia nauki jest możliwe tylko w tych szkołach, które od początku roku dysponują pełną obsadą kadrową. To prawda, że brak jest niektórych specjalistów, zwłaszcza dla szkól średnich. Ale czy rzeczywiście o tych, nauczycieli, których władze o­­światowe angażują jeszcze w połowie, a nawet w końcu września, nie można było za­biegać znacznie wcześniej?.. Pytanie to kierujemy do wy­działów oświaty i kuratoriów, zdając sobie jednocześnie spra­wę z trudności zapewnienia pełnej obsady kadrowej każ­dej szkole już z początkiem roku szkolnego. Obecnie cho­dzi jednak o to, by maksy­malnie wykorzystać jeszcze te możliwości, które istnieją skrócić czas oczekiwania szkół i na nauczyciela, a tym samym t okres większych czy mniej­szych zakłóceń w organizacji nauki. Ale skoro mowa o planie zajęć szkolnych, to zwróćmy uwagę na jeszcze jedną i to niebagatelną sprawę. Otóż przeciętny rozkład lekcji czę­sto nie odpowiada wymaga­niom pedagogiki i higieny. Po­twierdziły to badania prze­prowadzone w 1968—69 r. przez lekarzy w kl. II—VIII szkół podstawowych w Szcze­cinie i w województwie szcze­cińskim. Badania wykazały nierównomierne rozłożenie za­jęć w ciągu tygodnia. W jed­nych dniach były 2—3 godziny lekcji, w innych 7 i 8 godzin. Spośród 1560 oddziałów co czwarty rozpoczynał zajęcia o różnym czasie: raz o 8 ra­no, raz o godzinie 10, 11 lub 12. Znaczną liczbę dni nau­ki naszpikowano przedmiota­mi trudnymi. Często przedmio­ty „ciężkie” występują na ostatnich lekcjach. Czasami główną intencją tak ułożonych planów jest interes samego nauczyciela, przydzie­lenie mu godzin w czasie z różnych względów dla r.iego dogodnym. Ale wystarczy zaj­rzeć do szkół, aby zrozumieć złożoność tego zadania. Trudno przygotować racjonalny roz­kład zajęć w szkole, w której jest duża liczba oddziałów, mało pomieszczeń i naukę trzeba organizować na zmiany. Ale wiele jest szkół, gdzie te­go typu trudności obiektyw­ne nie występują, względnie sa mniej odczuwalne, a gdzie mimo to plany lekcyjne przed­stawiają również wiele do ży­czenia zarówno z punktu wi­dzenia dydaktyki, jak i zasad higieny nauczania. Ten fakt skłania do przypuszczeń — a są to również wnioski specja­listów badających ten prob­lem — że zespoły pedagogicz­ne, układające plany nie zna­ją tych zasad względnie nie doceniają ich znaczenia w praktycznei działalności, co ma swoje konsekwencje w sa­mym procesie nauczania i co odbija się również na wyni­kach pracy ucznia i szkoły. Zbyt duża liczba godzin lek­cyjnych w ciągu dnia, nagro­madzenie przedmiotów trud­nych nie przeplatanych lżej­szymi, przerwy spędzane na ogół w zamknięciu na szkol­nych korytarzach (w trosce o czystość podłóg), a często wy­korzystywane na przeprowadz­ki z jednej pracowni przed­miotowej do drugiej — wszyst­ko to przyspiesza występowa­nie zmęczenia, obniża wydaj­ność i jakość pracy ucznia w szkole. Warto więc i pod tym kątem jeszcze raz przyjrzeć się w każdej szkole tygodnio­wym planom zajęć lekcyjnych,, przygotowanym na bieżący rok nauki. (J. BOR) _________ 3 Inowroclavr zamieszkuje SB tys. ludzi. W jego gospodarce uspołecznionej zatrudnionych jest 20 tys. osób. W najbliż­szych latach przewiduje sie znaczna rozbudowę przemysłu i usług z takim ukierunkowia­­niem, aby przemysł nie zakłó­ca! pracy uzdrowiska, z które­go usług korzysta rocznie oko­ło 10 tys. kuracjuszy. Osiedle „Nowe” (na zdjęciu jego cen­tralna ulica — ul. PPR) jesl jednym z osiedli wybudowa­nych w okresie powojennym, 1 znalazła głowa jedna w nim dach nad pi'Ua mieszkań­ców Inowrocławia. Na jego krańcach rozpoczęto budowę pierwszych wieżowców Fot. — A. Nowosielski Listy Czytelników Na miejscu ale nie całkiem | ZWIEDZIAŁAM się, Że ist­­" nieje przedsiębiorstwo prze­wozu mebli i innych przedmio­tów pod nazwa Przedsiębiorstwo Spedycji Krajowej — PSK. W placówce przedsiębiorstwa w Rawiczu poinformowano mnie, że przedmioty wysyłane przez PSK s.a dostarczane do miejsca zamieszkania adresata. Wobec tego w czerwcu wysłałam z Ra­wicza meble do wsi Wysokie w pow. Limanowa. Numer listu przewozowego — 18649. Zamiast dostarczyć przesyłkę na miejsce, placówka PSK w Li­manowej zawiadomiła adresata telegraficznie, że ma przyjechać po sprzęt. Trzeba było zapłacić 12 zł za telegram i za furmankę 100 zł. ponieważ adresatka nie posiada własnego środka lokomo­cji. Drugą partie mebli wysłałam w lipcu na ten sam adres (numer listu przewozowego 20238). Tej przesyłki PSK również nie do­starczył na miejsce, lecz wysłał 2 telegramy do adresatki (24 zł) i pobrał opłatę za składowe w kwocie 71 zł plus 100 zł furmanka. W tej przesyłce był rower zdat­ny do użytku, a w czasie trans­portu tylne koło zostało wymie­nione na koło zupełnie zniszczo­nf> W sprawie tych przesyłek wy­słałam 2 zażalenia do oddziału PSK w Krakowie 7 żądaniem po­krycia niesłusznie zapłaconych kwot. Odpowiedzi dotychczas nie otrzymałam. _ M. KASClSFSKA Poznań Autobusy — widma A UTOBUSY miejskie mają naczenia trasy lub numer oz­z przodu i z boku oraz na tylnej szybie wozu, jeżdżą one po oświe­tlonych ulicach — pasażer ma więc czas na zorientowanie się, jaki autobus jedzie lub pojechał. Inaczej z autobusami PKS, które mają czarnymi literami napisane tablice tylko z przodu wozu. Autobusy PKS jeżdżą szybko często nocą, ciemną szosą! Pasaże­i rowie stojący na przystanku, nie mogą zupełnie odczytać tablicy, kiedy kierowca świeci długimi światłami i prosto w oczy. Auto­bus staje się zagadką dla podróż­nego, który nie wie, czy to ten, na jaki oczekuje. Ja jeżdżę na trasie Warszawa — Białobrzegi, kilkakrotnie już prze­puściłem „swój” autobus, bo nic nie zdołałem odczytać. Proponuję, żeby oprócz tablic rozmieszczo­nych tak jak w autobusach miej­skich, podświetlić również tylną szybę i nadać numery miejsco­wościom docelowym. lub trasom autobusowym. RYSZARD WIELGUS Warszawa „Przeznaczeniem tych publikacji — stwierdza w« wstępie ich autor* — było przede wszystkim uczestnic­two w życiu i walce politycznej, a nie tylko nacechowa­na dystansem wobec przedmiotu rozważań refleksja intelektualna, lecz sam przedmiot rozważań wymaga! analizy złożonych zjawisk społecznych i ciągłego od­woływania się do teorii marksizmu-leninizmu oraz do doświadczeń przeszłości dia zrozumienia teraźniejszo­ści” Ta uwaga ze wstępu oddaje Istotę każdego z zawartych w zbiorze szkiców Andrzeja Werblana, jak też ich łączne­go charakteru. Myślę, że „Książka i Wiedza” uczyniła słusznie wydając je obecnie razem, gdyż publikacja „Szki­ce i polemiki” spełnia obie funkcje — ma. wartość mentacyjną z ważnego doku­dzie­sięciolecia starć na wewnętrz­nym froncie ideologicznym, i w szeregu spraw, ma rów­nież żywą nadal aktualność, choćby w tym sensie, że po­budza do refleksji nad różny­mi zagadnieniami ze sfery po­lityki i nauk społecznych. BSZAREM merytorycz­nym tych szkiców i po­lemik są przede wszyst­kim nauki społeczne — socjo­logia, historia, filozofia oraz, w pierwszym zwłaszcza szki­cu. kultura. Wszystkie w ści­słym, bezpośrednim związku z polityką partii, w której realizacji autor właśnie na tym obszarze czynnie uczest­­niczjd Zasadnicze znaczenie ma tu także obszar czasowy — pierwszy 7 tych szkiców chodzi z 1958 roku, ostatni po­z roku 1969. Jest t.o okres no­wych impulsów w rozwoju nauk społecznych i całego frontu ideologicznego po cza­sach dogmatycznego skostnie­nia i intelektualnego zastoju, a jednocześnie okres dwóch wielkich starć ideologicz­nych. Powiedzmy wprost, że za­warte w tym tomie szkice ma­ją w większości właśnie cha­rakter ideologicznych pole­mik, prowadzonych z pozycji polityki partii, I chociaż na­wet łącznie nie zawierają one całościowej oceny rozwoju w tym okresie nauk społecznych, które,we wsz.ystkich dziedzi­nach znacznie poszły naprzód, to jednak znajdujemy w nich pewne elementy Jakiej oceny, a — tym bardziej — refleksji nad podstawowymi tenden­cjami życia ideologicznego. Mam tu na myśli zwłaszcza szkic o sytuacji w socjologii z 1963 roku, szkic „Wewnętrz­ne i zewnętrzne aspekty wal­ki ideologicznej” (drukowany w „Miesięczniku Literackim”) oraz drukowane także w ub. roku bardzo interesujące roz­ważania nad aktualnością nauk Lenina („Lenin czytany wciąż od nowa”). W IĘKSZOŚĆ zawartych w zbiorze wypowiedzi publikacji związana jest i w sposób jak najbardziej bez­pośredni z walką z rewizjo­­nizmem Jest to w istocie wio­dący temat całości. Co nie­zmiernie ciekawe — może na­wet bez takiej intencji auto­ra, książka ta w jakimś sen­sie stanowi w sumie jakby krótką historię rewizjonizmr i walki z nim w objętym szkicami okresie. Pierwsze dwie pozycje, a zwłaszcza ob­szerna, pochodząca z kwietnia 1958 roku polemika z linią „Nowej Kultury”, dotyczy fali rewizjonizmu z lat 1955—1959 Szczególny charakter tej fali — co zresztą autor podkreśla we wstępie — polegał na tym. że „w swej warstwie poli­tycznej operoioal (rewizjo­nizm) wyrwaną z kontekstu historycznego, histeryczną kry­tyką tzw. minionego okresu". „Ta rewizjonistyczna krytyka była bezpłodna, jeśli chodzi o utalkę z rzeczywistymi błęda­mi poprzedniego okresu, funkcjonowała jako oręż wal­i ki z socjalizmem w ogóle”. Oczywiście, dobrze byłoby gdyby lektura tych pole mik skłoniła — zwłaszcza młodszych czytelników, któ­rzy lat pięćdziesiątych z włas­nego doświadczenia nie pa­miętają — do samodzielnych studiów nad głębszymi ocena­mi przyczyn i charakteru „systemu kultu jednostki”, tymi ocenami, które dały wy­stąpienia tow. Władysława Gomułki z lat 1956—1959, zwłaszcza na VIII, IX i X po­a siedzeniach plenarnych mitetu Centralnego oraz Ko­na III Zjeździe naszej partii. Is­totny jest bowiem historycz­ny i polityczny kontekst tej pierwszej rewizjonistycznej fali. Było w niej. obok okreś­lonych intencji politycznych, wiele przypadków zagubienia się pod wpływem szoku, jaki powodowało ujawnienie błę­dów, nieprawości, wypaczeń, a nawet głębokich tragedii o­­wego „minionego okresu” Stąd zresztą takie zjawisko, te tylko pierwszej cześć z uczestników fali pojawiła się również w drugiej. Aż cztery z zawartych w zbiorze pozycji związane są „z drugą falą rewiz.ionizmu”, tą z lat 1964—1968, której kul­minacja wystąpiła w marcu 1968 roku. Pierwsza z nich za­wiera przekonywającą kryty­kę idealistycznej interpretacji zjawiska alienacji. We wstępie, który cytuję tu ponownie ze względu na zawarte w nim u­­wagi generalizujące, autor stwierdza m. in. „Rewizjonizm lat sześćdziesiątych kontynuo­wał wiele wątków ideologicz. nych właściwych pierwszej fali ale stawiał przede wszyst­kim na pokojowe współistnie­nie w dziedzinie ideologii i fa­scynowała go teoria konwer­gencji, wizja rzekomego wza­jemnego zbliżania się socjali' zmu i kapitalizmu. Rzecznicy r.ewizjonizmu w latach sześć­dziesiątych usiłowali otworzyć drogę tym wszystkim czynni­kom ekonomicznym, politycz­nym i ideologicznym, które by tej konwergencji sprzyjały" Oczywiście, jest to ocena ideo­logicznych i politycznych as­pektów „drugiej fali”. Autoi wskazuje na kompleksową podstawową ocenę rewizjoniz­mu zawartą w znanym prze­mówieniu tow. Władysława Gomułki z 19 marca 1988 r. Osobiście sądzę, że zjawiska wydarzenia roku 1968 — ówczesnego starcia ideologicz­nego i politycznego — wyma­gają jeszcze dalszych analiz Andrzej Werblan podjął wów­czas taką próbę w ogłoszonym na łamach „Miesięcznika Li­terackiego” szkicu „Przyczy­nek do genezy konfliktu”. Dla każdego, kto nad ówczesnymi wydarzeniami będzie się zas­tanawiał szkic ten, bardzo interesujący chociaż w nie­których aspektach dyskusyj­ny, będzie miał istotne zna­czenie. Mówiąc o potrzebie dalszych analiz, nie mam na myśli o­­ceny intencji politycznych głównych inspiratorów i or­ganizatorów marcowych darzeń, gdyż te znalazły wy­głę­boki osąd w szeregu ówczes­nych wystąpień przywódców partii, zwłaszcza właśnie przemówieniu tow. Władysła­w wa Gomułki. Mam natomiast na myśli różne społeczne tamtych okoliczności wydarzeń, zwłaszcza postawy młodzieży. Większość jej — rzecz jasna — nie miała nic wspólnego z celami inspiratorów, a mimo to dała się w znacznym sto­pniu wciągnąć do ich akcji. Mówiono już, zwłaszcza wte­dy, wiele o zaniedbaniach w pracy i d eo wo - wy chowa wczej wśród młodzieży, a nawet od­daniu jej w niektórych uczel­niach w ręce ludzi najmniej do tego powołanych. Sprawa ta znajduje zresztą dość sze rokie oświetlenie w zawar­tych w zbiorze szkicach. Wy­daje się jednak, że zwłaszcza z punktu widzenia dnia dzi­siejszego istnieje nadal wiel­ki problem aktywnego ucze­stnictwa młodego pokolenia w dalszej socjalistycznej prze­budowie Polski, problem wizji programu takiej przebudowy i roli młodych w jego reali­zacji. r EST we wszystkich za. wartych w zbiorze Szki­cach bogata warstwa rozważań nad zjawiskami rozwoju społecznego, nad cha­rakterem i kierunkami współ­czesnej walki ideologicznej między dwoma przeciwstaw­nymi systemami spoleczno­­ustrojowymi, a także nad ak­tualnością myśli leninowskiej Niektóre uwagi autora skła­niają do dyskusji, np. rozwa­żania nad- genezą i uwarunko­waniami postawy inteligencji, które przewijają się w posz­czególnych szkicach. Warto jednak przy tym zwrócić uwagę na wielokrot­nie podkreślaną przez Wer­blana konieczność intelektual­nej aktywności, myślenia nowych problemach społecz­o nych i naukowych, przynoszo­nych w przyśpieszonym tem­pie przez życie. wym źródłem siły „Podstawo­leninizmu — pisze on w szkicu „Lenin czytany wciąż od nowa" — zawsze była jego intelektual­na ofensywność, w zestawie­niu z którą ujawniała się cała bezpłodność i fałsz rewizjoni­zmu. Kiedy ruch robotniczy staje w obliczu nowych za­dań i problemów, prowadzić go naprzód mogą tylko ci, któ­rzy kierując się marksizmu, odnajdują duchem drogę ku nowym horyzontom. Wszelki zastój myśli w takich okresach zwrotnych bywa na­tychmiast żywiołowo i świa­domie wykorzystywany przez ideologów burżuazji, aby ruch robotniczy kierować na fał­szywe tory" W tej intelektualnej ofen­­sywności. a rozumiemy przez nią ciągły i twórczy wysiłek w rozwiązywaniu nowych problemów społecznych i po­litycznych — tkwi istota rze­czy. Sama polemika z propo­zycjami fałszywych rozwią­zań nigdy nie Wystarczała nie wystarcza. O wiele waż­i niejsze jest właśnie to odnaj­dywanie drogi ku nowym ho­ryzontom, a więc twórczy śmiały program rozwiązań z i politycznych i ideologicznych pozycji partii. Jest to chyba najważniejsza refleksja, jaka nasuwa się przy czytaniu „Szkiców i polemik” Andrze­ja Werblana. Nasuwa ją zre­sztą samo życie. RYSZARD FRELEK *1 Andrzej Werblan. „Szkice polemiki”. Książka i Wiedza 1370.l Szkice i polemiki z frontu ideologicznego

Next