Zycie Warszawy, listopad 1969 (XXVI/261-285)

1969-11-08 / nr. 267

Nr 267 8 LISTOPADA 1969 R.___________________________ (W)_______________________________ŻYCIE WARSZAW?___________________________________________________________________S^r- Ę Stopa życiowa—rachunki i namiętności STANISŁAW MARKOWSKI O ÓWNO t>rzed pięćdziesię­­,x ciu laty, w październiku 1919 roku Kongres Stanów Zjednoczonych uchwalił ka­tegoryczny zakaz produko­wania i rozpowszechniania alkoholu. Ówcześni ustawo­dawcy sądzili, że tym prze­pisem sprowadzą do swego kraju stan powszechnej szczę­śliwości. Rzeczywistość jed­nak okazała się całkowicie odmienna od teoretycznych założeń i po czternastu la­tach bardzo smutnych do­świadczeń niezbędne było przywrócenie poprzedniego stanu. Decyzja o prohibicji stanowiła ukoronowanie toczącej się przet dziesiątki lat dyskusji na ten te­mat. Trwałe miejsce zajęła tu niejaka Carry Nation, która w dniu 21 stycznia 1901 roku w jed­nym z miasteczek Kansas uzbro­jona w toporek zaczęła odwie­dzać knajpy, rozbijając — przy akompaniamencie śpiewanych przea siebie hymnów — butelki z alko­holem, kieliszki oraz inne rucho mości. Po dziś dzień portrety ubranej w czarną suknię i czepek oraz dzierżącej w dłoni tasak „strasznej babuni’' stanowią ozdo­bę niejednego baru amerykań­skiego, świadcząc pochlebnie poczuciu humoru zamorskich re­o stauratorów. Jeśli przypominam te fak­ty, to nie tylko w celu u­­czczenia rocznicy, lecz rów­nież i dlatego, że jeszcze dziś możemy spotkać się z analo­gicznym podejściem do skom­plikowanych problemów eko­nomiczno-społecznych. I dziś nie brak osób, które — kie­rowane niejednokrotnie naj­szlachetniejszymi intencjami •— nie dostrzegają spoza teo­retycznych konstrukcji, rea­liów codziennego życia i lu­dzkiej natury. Nie brak rów­nież i takich, którzy w dy­skusjach nadal posługują się siekierami, jeśli nawet nie w dosłownym znaczeniu, to w postaci odpowiednio sprepa­rowanych „argumentów” Postawy tc nabierają szczegól­nej jaskrawości gdy poruszana jest tematyka dotycząca stopy ży­ciowej. I tak np. byłem świad­kiem jak jeden pan dowodził, że ze wszystkich państw ONZ naj­gorsza gospodarka jest chyba w Polsce. Koronnym argumentem miał być tu fakt, że jeden z jego znajomych pracując w Szwecji po trzech miesiącach kupił sobie sa­mochód. Twierdził to z taką pew­nością i tak groźnym tonem, że bałem się powiedzieć, że znam we Francji urzędniczkę koncernu, która choć ma dwa samochody, to z całą rodziną jeździ na wa­kacje jedynie co drugi rok, gdyż tylko na to pozwalają jej docho­dy. Byłem również na zebraniu, gdzie prelegent opisując swe wrażenia z podróży do krajów Zachodu, dostrzegł tam jedynie bezrobotnych grzejących się cie­płem metra oraz dyskryminację ekonomiczną Murzynów amery­kańskich. Natomiast jeden z dy­skutantów z właściwą naszemu narodowi przekorą stwierdził, że i tak ci Murzyni mają więcej samochodów (znowu „cztery kół­ka” jako miernik oceny), niż my w Polsce, po czym wymiana zdań straciła charakter rzeczowy i elegancki. Kłopoty ze „średnią' grup społecznych czy kra­jów Co by się nie powiedziało krytycznego o tzw. śred­nich , stanowią one najbar­dziej syntetyczny sposób, przy pomocy którego możemy oceniać dotychczasowy roz­wój kraju oraz określać kie­runki polityki gospodarczej na przyszłość. Jest jednak zrozumiałe, że każdy usiłuje porównać oficjalne dane do­tyczące wzrostu dochodów, spożycia, płacy realnej itp., ze swym rzeczywistym poło­żeniem i to przede wszyst­kim przy zastosowaniu kryte­riów o charakterze subiekty­wnym. Nie potrzeba wyja­śniać, że dokonywana w ten sposób ocena może się pokaź­nie różnić od przeciętnych dla całego kraju. Obecnie w Polsce decydu­jące znaczenie dla stopy ży­ciowej poszczególnych rodzin ma liczba pracujących, a do­piero w dalszej kolejności wysokość dochodów. Tak np sytuacja materialna bezdziet­nego małżeństwa ulega gwał­townemu pogorszeniu z chwi­lą narodzin potomka i prze­rwania pracy przez matkę choćby nawet zarobki męża wzrosły znacznie, bo o 20—3C proc. I odwrotnie, trudna sy­tuacja czteroosobowej rodzi­ny utrzymywanej przez ojca poprawia się wyraźnie chwilą podjęcia choćby i ma­i ło płatnej pracy przez dora­stające dzieci, Z drugiej zaś strony opie­ranie się zarówno w polityce gospodarczej jak i dysku­sjach ekonomicznych na sa­mych średnich danych — je­śli nie ma prowadzić do błęd­nych wniosków — musi oyć również połączone ze znajo­mością przyczyn powodują­cych, że średnia statystyczna jest właśnie taka, a nie inna. Jeszcze o żywności Przykładem może być tak kontrowersyjna sprawa jak poziom spożycia żywności w Polsce. Jakkolwiek nadal podtrzymuję pogląd, że jest on w porównaniu do możli­wości gospodarczych kraju dość wysoki i oparty na nie­racjonalnym zestawie produ­któw, to nie można zapominać, że istnieje szereg obiektyw­nych powodów, iż kalorycz­­ność dziennej diety przecięt­nego Polaka jest jednak wyż­sza niż w wielu innych kra­jach. Decyduje o tym obok warunków klimatycznych _ i dużego zużycia energii zwią­zanego z dojazdami, małym stopniem zmechanizowania prac domowych i niektórych zawodowych — przede wszy­­skim aktualna struktura spo­łeczeństwa, charakteryzująca się bardzo dużym procentem młodzieży. Zgodnie z norma­mi chłopcy w wieku 16—20 lat powinni spożywać dzien­nie bardzo wysoką dawkę 3700 kalorii, wobec 2600 prze­znaczonych dla mężczyzn o siedzącym trybie życia. Po uwzględnieniu tych ele­mentów trzeba zrezygnował! z pozornie narzucającego się wniosku o możliwości ograni­czenia przeciętnego spożycis żywności w Polsce, można natomiast wysunąć postulał aby w przyszłości przyrost spożycia żywności był znacz­nie wolniejszy niż dotych­czas. Wegetarianin i suwerenny konsument Oczywiście na ten temat mogą istnieć bardzo różno­rodne poglądy. I tak np. pisze do mnie pan B. W., wegeta­rianin ze Stokłosów, że jego zdaniem, potwierdzonym przez 46-letnią praktykę, wystarczy po 28 roku życia odżywiać się tylko raz dziennie. Ozna­cza to, że dwie trzecie tego, co jemy jest zupełnie zbędne Spełniając jego prośbę podaję do wiadomości, że związane z tym marnotrawstwo produ­któw ocenia on w całym kra­ju w skali jednego roku na 161 miliardów złotych! Nie można pomijać w roz­ważaniach o spożyciu rów­nież irracjonalnego, lecz silnie ważącego czynnika jakim są przyzwyczajenia i upodoba­nia. Kto nie lubi np. twaro­gu i ryb nie będzie zachwy­cony, że towary te dostar­czymy mu w dużych ilo­(DOKOŃCZENIE NA STR. 4) Do redaktora „ŻYCIA” W sprawie Zielnej W „Życiu” z dn. 1.XI, w notatce „A jednak zabytek” przeczyta­liśmy, że posesja ta miała szczęście. Front tej dwupiętrowej kamie­niczki ocalał z powszechnej war szawskiej hekatomby, ranami zieją jedynie szczytowe ścia­ny po odciętych sąsied­nich posesjach. Ocalał w pra­wie nienaruszonym stanie piękny wystrój wnętrz. Jedyne bodaj w tak dobrym stanie za­chowane cacko secesyjnego bu­downictwa wciągnięte zostało z powrotem do rejestru zabytków, opuszczają je biura WZG-Sród­­mieście i wśród trójki kandyda­tów na nowych użytkowników największe szanse ma Muzeum Historyczne m. st. Warszawy, które przywróci należyty blask kulturalnej funkcjonalności tej przyćmionej przez niewłaściwe u­­żytkowanie perle śródmiejskiej zabudowy. W czepku urodzona ta kamieniczka... Lecz zwykle nas, biednych ludzi, „rzeczywistość ze snu budzi”. Ze wspomnianej trójki kandydatdKv na nowych użytkowników zabyt­kowego obiektu największe szan­se wprowadzenia się posiada — jak wynika z miarodajnych in­formacji — znowu placówka ad­ministracyjno-biurowa. Ostateczne decyzje bodaj jeszcze nie zapadły. Jest więc stosowny cza3 aby przedstawić opinii publicznej spo­łeczno-kulturalne racje, przema­wiające za ulokowaniem w tym zabytkowym obiekcie takich użyt­kowników, którzy bv z najwięk­szym pożytkiem łączyli rodzaj własnej działalności instytucjonal­nej z funkcjonalną dostępnością pięknych wnętrz obiektu dla wszystkich obywateli. Wydaje się, że takie wymogi w całej rozcią­głości spełniają dwaj z trzeci) wspomnianych kandydatów na u­­żytkowników: Muzeum Histo­ryczne m. st. Warszawy i repre­zentowane przez podpisanego pla­cówki ruchu pamiętnikarskiego. Ich współużytkowanie zabytkowe­go pałacyku Goldfederów-Czaps­­kich przy ul. Zielnej 49 gwaran­towałoby szeroką dostępność pięk­nych pomieszczeń kamieniczki dla publiczności warszawskiej oraz wycieczek, a rodzaj działal­ności Muzeum i placówek pamięt­nikarskich wypełniłby żywą a­­trakcyjną treścią 8 większych sa­lek pałacyku. Muzeum Historycz­ne przewiduje zorganizowanie w pałacyku — na znakomitym tle Jego najbardziej ozdobnych wnętrz — stałej wystawy XIX-wiecznego malarstwa. Społeczno-kulturalny ruch pamiętnikarski — w odróż­nieniu od działających przed woj­ną placówek Znanieckiego, Krzy­wickiego, Grabskiego, Chałasiń­­skiego nie posiadających obecnie nawet jednego pokoju dla zabez­pieczenia ponad 500 zbiorów i po­nad ćwierć miliona pamiętników ludzi pracy niszczejących po ko­rytarzach i piwnicach przypadko­wych opiekunów — zamierza w udostępnionych mu pomieszcze­niach przy ul. Zielnej 49 uloko­wać Centrum Pamięnikarstwa Pol­skiego. W skład Centrum wchodzi: a) archiwum pamiętników z czytelnią-pracownią dostępną dla zainteresowanych naukowców, pu­blicystów, działaczy, literatów i filmowców; b) centralna bibliote­ka pamiętnikarska z ogólnodo­stępną czytelnią; c) ośrodek do­­kumentacyjno-bibliograficzny kon­kursów i publikacji pamiętnikar­skich; d) poradnia ruchu pamięt­nikarskiego i związanego z nim ruchu społeczno-kulturalnego i naukowego; e) komórka pamięt­nikarskich wydawnictw krajo­wych dakcja i obcojęzycznych oraz re­pisma „Pamietnikarstwo Polskie”; f) pracownia badająca przemiany społeczne w Polsce w świetle dokumentalnych kronik biograficznych ludowych twórców liisf nrii W obrębie Centrum Pamlętni­­karstwa przewidywana jest także sala wystawowo-odczytowa, w któ­rej wystawy malarstwa mogłyby przemiennie sąsiadować z wysta­wami pamiętników i sztuki ludo­wej, a odczyty z dziedziny sztuki i dziejów stolicy przeplatać się z prelekcjami z dziedziny pamiętni­­karstwa i ruchu społeczno-kultu­ralnego. Przydatność zbiorów pamiętni­ków dla nauki, kultury, polityki i działalności wychowawczej oraz całkowity brak opieki nad nimi i jakiegokolwiek zabezpieczenia lokalowego — zobowiązują do zasygnalizowania tej alarmującej sytuacji w roku wymiany poglą­dów nad najbardziej właściwym wykorzystaniem zwalniających się zabytkowych pomieszczeń przy ul. Zielnej 49. Sekretarz Komisji Pamiętnikarskiej PAN i K. Org. TPP Dr F. JAKUBCZAK o /h/e ftfacu/ą Nie chcę żadnych zmian 7 ACZNĘ może od danych per- Ł- sonalnych, a więc ja mam 40 lat, jestem inżynierem i mam kierownicze stanowisko. Mąż — ekonomista, 46 lat, sta nowisko kierownicze i dodat­kowe pół etatu. Starszy syn 15 lat, licealista, młodszy 12 lat, VI kl. szkoły podstawowej. Dzieci uczą się bardzo dobrze. Swoje życie rodzinne oceniam zdecydowanie pozytywnie jestem z aktualnej sytuacji w i pełni zadowolona, nie chcę żadnych zmian. W domu istnieje podział pracy. Chłopcy pełnią „dyżury’» tygod­niowe. Do dyżurującego należy: wtorki i piątki odkurzanie całego mieszkania elektroluksem, wyno­szenie śmieci i słanie tapczanów (rozkładanych) oraz chowanie po­ścieli. Ten drugi, który w danym ty­godniu nie ma dyżuru, robi za­kupy (z wyjątkiem mięsa i wędlin, które kupuję sama). Poza dyżu­rami stale opłaca komorne, radio i telewizję młodszy syn. Starszy odnosi i przynosi bieliznę z pral­ni. Przepierki, prasowanie, sprzą­tanie łazienki i kuchni oraz goto­wanie należy do mnie. Niedzielny obiad (w sobotę) często gotuje mąż. Z trudniejszych potraw ma­my podział z mężem, ja robię (ponoć świetnie) ryby faszerowa­ne, w galarecie, drób, pyzy, mąż piecze ciasto, schab I robi paszte­ty. Ja, oczywiście, przy tym asy-stuję, obieram włoszczyznę, sma­ruję blachy, ubijam pianę. Uwa­żam, że moje gospodarstwo do­mowe jest na całkiem dobrym po­ziomie — zawsze jest coś dobre­go do zjedzenia, w domu czysto, a dzieci przyzwoicie i czysto ubra­ne. Wychowanie dzieci — naj­ważniejszy aktualnie problem naszej rodziny. Często dysku­sje o muzyce bigbeatowej, dłu­gich włosach, czerwonych skarpetkach itp., oczywiście, i o sprawach szkolnych, komen­towanie takiego czy innego zachowania kolegów oraz nau czycieli. Staramy się podtrzy­mywać autorytet wychowaw­ców i ganić wybryki kolegów. Starszy syn jest wzorem w klasie dla innych pod każdym względem: nauki, zachowania, koleżeńskości, aczkolwiek . do fryzjera trzeba go gonić, czer­wone skarpetki w powszedni dzień chować. Uczy się bar­dzo niewiele, jest po prostu b. zdolny, godzinami gra na adapterze, zna wszystkie ze­społy młodzieżowe chyba ca­łego świata. Ja, aby nie utra­cić z nim kontaktu, również interesuję sie nowoczesną mu­zyką. Ż zapałem mnie przeko­nuje, że Breakauci są lepsi od Czerwonvch Gitar czy No- To-Co, a Niemen jest muzycz­ną rewelacją naszych czasów. Z zapałem od 10 lat oddaje się modelarstwu i na tym odcin­ku znajduje z kolei wspólny język z oicem. Majac 15 lat zna aneielski i gra na piani­nie (5 lat nauki). Jak dotąd mamy deine przeświadczenie, że dobrze go wvehowuiemv. Młodszy, 12-letni, też gra, też stopnie b. dobre, ale głów­nie ja poświęcam mu b. dużo pracy. Co dzień mówi co ma zadane, sprawdzam lekcje, ustne przepytuję. Nie ma żad­nych skonkretyzowanych za­miłowań poza sportem, nie wiem kim by chciał być, co w przyszłości będzie robił. Na pewno będziemy musieli wiele wysiłku włożyć w jego wy­chowanie. Swoją rodzinę uważam za bardzo przeciętną, jak tysią­ce innych rodzin w Polsce. Nic nie przychodzi łatwo, ale przy dobrych chęciach, odro­binie pogody i optymizmu, trudno jest nie cieszyć się tym, co jest przecież do „znie­sienia”. Pogodna atmosfera do mowa, idealna praca zawodo­wa (17 lat od nakazu pracy w jednej instytucji), maż do­mator, oszczędny, bez nało­gów Nieciekawy jest opis mego życia, nic się ekstra w nim nie dzieje, ale przecież chcecie Państwo wiedzieć jak wyglą­da dzień Powszedni mojej ro­dziny. Zapomniałabym — prze cięż jeszcze bvwaja tzw. spię­cia, potem kilka „cichych dni” z mężem. Po „awanturze” z synami cichych dni nie ma. dasaja się obvdwaj nie dłu­żej niż pół godziny. Karv, które stosujemy dzieciom to nieoglądanie telewizji, „odsiad ka” w domu zamiast meczu czy kina. Klapsa dostawali ja­ko przedszkolacy, głównie za upór i nieposłuszeństwo. „KRESOWIANKA” lat 40, Inżynier Abstrahując od przytoczo­nego, niestety dość częstego, sposobu rozumowania, prawi­dłowe podejście do ^.tematy­ki dotyczącej stopy życiowej najeżone jest szeregiem obie­ktywnych trudności. Dotyczy to zwłaszcza konfrontacji średnich statystycznych z kon kretną svtuacją poszczegól­nych osób oraz porównywa­nia poziomu bytowego rodzin, WYBITNY pisarz ra­dziecki starszego poko­lenia, Walentin Katajew zna­ny jest dobrze naszym czy­telnikom — że przypomnę tu choćby przełożone na język polski jego powieści: „Czasie naprzód”, „Syn pułku” czy „Samotny biały żagiel”, O- statnio otrzymaliśmy nową jego książkę noszącą tytuł „Trawa zapomnienia“ (Prze­kład Danuty Wawiłow). Jest to liryczna, refleksyj­na, utrzymana w poetyckiej tonacji opowieść, w której pisarz zwraca się ku swoim latom młodości, wspomina czas miniony, ewokuje z przeszłości obrazy, łudzi i zdarzenia, przechowane w pamięci w kształcie czystym, niezmienionym. Jest to także opowieść o przeżyciach i u­­z czuciach własnych, kreślona dzisiejszej perspektywy, przez pryzmat zdobytych do­świadczeń i życiowej wiedzy. Sporo miejsca w owym za­pisie wspomnieniowym zaj­mują pisarze, w kręgu któ­rych Katajew się obracał. Zwłaszcza wyraziście rysu­je się na kartach tej książ­ki postać Iwana Bunina — udzielał on Katajewowi, wówczas początkującemu poe­cie, pierwszych lekcji lite­rackich, był — jak o­­kreśla autor — „przyrządem kontrolującym wość poetycką”. moją wrażli­Luźna po­czątkowo znajomość zamie­niła się z czasem w przy­jaźń. Spotka się tu również czytelnik z Włodzimierzem Majakowskim — podpatrzone scenki w czasie wieczorów autorskich, w teatrze, wśród przyjaciół czy w zaciszu do­mowym świetnie charaktery­zują osobę poety. Dodajmy, iż Katajew polemizuje przy okazji z ocenami krytyki, do­tyczącymi kowskiego. twórczości Maja­Pojawia się też przelotnie w „Trawie zapom­nienia” Aleksander Blok (pi­kantna historyjka z autogra­fem wyproszonym przez Ma­jakowskiego dla Liii Brik). Wspomnieniowa opowieść Katajewa przynosi wyrazisty obraz epoki — w lata mło­dości pisarza Wpisały się burzliwe wydarzenia, dziś już historyczne: rewolucja paź­dziernikowa, okres wojny do­mowej, pierwsze lata władzy radzieckiej. Przejmująco brzmią tu słowa Katajewa, w kontekście jego sporu z Buninem, który „panicznie bał się żołnierzy i maryna­rzy, uważając, iż byli to nie rewolucjoniści, lecz buntow­nicy, wiodący Rosję ku upad­kowi”. — „Ja zaś — pisze Kata­jew — przeżywszy z nimi na wojnie dwa lata. znałem ich najtajniejsze, chłopskie, głę­boko sprawiedliwe marzenia o ziemi, o wolności, o po­wszechnym pokoju, o obale­niu nienawistnej dynastii Ro­manowów, o nadchodzącej rewolucji... Ci ludzie nie byli ani okrutni, ani krwiożerczy, byli to prości, dobrzy, ser­deczni i sprawiedliwi rosyj­scy chłopi i robotnicy, mal­tretowani i doprowadzeni do ostateczności przez zbrodni­czą wojnę 1 wiekowe bez­prawie’1 Dniom rewolucji oraz cza­som, które po niej przyszły, poświęca Katajew wiele kart. Pojawia się tu m. in. sylwet­ka „dziewczyny ze szkoły partyjnej” — ów wątek prze­wija się przez całą książkę, w odbiciu kolejnych, następu­jących po sobie okresów ży­cia pisarza. Czy właśnie ten motyw — dziewczyny — chciał wykorzystać Katajew w swej powieści pt. „Anioł śmierci”, o której marzył i której w końcu nie napisał? „Trawa zapomnienia”, u­­trzymana w tonie bardzo o­­so-bistym, ciepłym, nacecho­wanym szczerością, zawiera również w sobie warstwę roz­ważań i refleksji na temat literatury i rzemiosła pisar­skiego. Wracając m. in. do oceny ' swoich pierwszych prób poetyckich Katajew wy­znaje, już z obecnej perspek­tywy: — „Umieć pisać wier­sze, nie znaczy jeszcze być poetą”. Znajdziemy tu także sporo interesujących uwag o pisarzach i ich wzajemnych stosunkach. Pisze Katajew z uśmiechem nie pozbawionym ironii: — „Czytając moje wiersze, (koledzy) wzruszali ramionami. Bowiem mnie również nie uznawali. W o­­góle w owym czasie nikt ni­kogo nie uznawał. Było to wśród piszących oznaką do­brego tonu. Jednak zresztą po dziś dzień”. Wypada zachęcić czytelni­ków do sięgnięcia po tę książkę — urokliwą, mądrą, głęboką, zjednującą swą bez­pośredniością i autentyzmem. A oto druga której autorem jest publikacja, współ­czesny pisarz radziecki, Wik­tor Witkowicz (przekładu na język dokonała Zofia Gadzi­­nianka). Autor nadał siocj książce tytuł „Długie listy”. W istocie jest to, utrzymany w formie listów — dziennik z podróży po Azji Środkowej. Dziennik, to którym znajduje się miejsce i na opis poszcze­gólnych miast i na własne doznania, spostrzeżenia i re­fleksje. Autor podróżował szlakiem swoich wspomnień, stąd też w jego relacji, po­jawiają się również momen­ty autobiograficzne. „Długie listy" składają się w sumie na różnorodny barwny obraz radzieckiej Azji Środkowej. Obraz pełen zaskakujących kontrastów. E- gzotyzm krajobrazu, odmien­ne zwyczaje, obyczaje, trady­cje, folklor — i wkraczająca we wszystkie dziedziny życia współczesność. Odrębność a zarazem poczucie integracji, wspólnoty wysiłków w kształ­towaniu nowego oblicza Kra­ju Rad. Witkowicz przedsta­wia w sugestywny sposób ko­losalne przeobrażenia, doko­nujące się w tej części ZSRR, odzwierciadla przemiany, ja­kie zachodzą nie tylko krajobrazie, lecz w świado­w mości społecznej. Oddzielną warstwę książki stanowią opowieści o cieka­wych ludziach, których autor spotkał na szlaku swojej po­dróży, o ich uczuciach, na­miętnościach i pasjach. Mamy więc tu m. in. dzieje roman­tycznej miłości reżysera filmowego, uzbeckiego drama­tyczne losy „Romea i Julii z powiatu piszpeckiego”, zgoła filmową, kapitalną czy w swym wyrazie historię andi­­żańskiego jeźdźca, któremu basmacze uprowadzili ulu­bionego konia... nia Relacjonując swoje wraże­z podróży. Witkowicz wplata weń mnóstwo dygre­sji, co sprawia, że narracja jest miejscami nadmiernie rozciągnięta. Odwołuje się autor dn własnych wspom­nień, rekonstruuje dawne przeżycia, pisze też o swoich kontaktach literackich, wzbo­gacając owe wspominki ma­teriałem anegdotycznym, któ­ry dodaje „Długim listem“ pikanterii. Dla zachęty czy­telników przytoczę na zakoń­czenie — opisaną przez Wit­­kowicza — scenkę na wie­czorze autorskim Majakow­skiego. Otóż kiedy poeta za­z czął odpowiadać na pytania sali, ktoś krzyknął: — „Majakowski, pan nie speł­nił naszych nadziei! ’ — Z a to spełniłem nadzieje moich rodziców” — spokojnie odpa­rował poeta. •)Walentn Katajew — Trawa zapomnienia — PIW str. 223 ce­­na 15 7.1. •*) Wiktor Witkowicz — Długie listy — Cżyt, str. 437 cena 18 zł, Książki tygodnia OBRAZ LUDZI I CZASÖW BEATA SOWIŃSKA taonj-a „txujuinei ' to Kuźni Raciborskie) jest piątą na Swiecte wy­­lwórnią obrabiarek ciężkiego typu: kolejowych i karuzelówek. Wy­roby naszej fabryki skutecznie konkurują z wytwórniami Japonii USA, NRF i sprzedawane są do krajów bloku socjalistycznego Na zdjęciu: fachowcy z Jugosławii zaznajamiają sie w ..Rafamecie’ z obsługą zakupionych obrabiarek. (bj) Fot. CAF Felieton z paragrafem U tatusia w więzieniu DANUTA KACZYŃSKA r\ ŁUGOTERMINOWE pozba- Ł- wienie wolności wpływa na osłabienie więzi skazanego z domem rodzinnym, działa niekorzystnie na spoistość podstawowej komórki społe­czeństwa. Tak wykazały ba­dania socjologiczne. Tatuś powracający do domu po kil­ku latach pobytu w więzie­niu nie zna właściwie swoich dzieci, nie przeżył radości i smutków wychowania potom­stwa, czuje się wyobcowany z rodzinnej wspólnoty. Cza­sem odchodzi ostatecznie z domu, rozbijając definityw­nie komórkę. Głowili się socjologowie i prawnicy, jak przeciwdziałać tym ubocznym skutkom kary i winy. X wprowadzono w więzieniach — jako nagrodę za dobre sprawowanie — kil­kudniowe przepustki do do­mu. Nie było to idealne roz­wiązanie. Czasem — ale rzad­ko więzień nie wracał do za­kładu i trzeba go było poszu­kiwać 1 przymusowo dopro­wadzać, wybitego z rytmu ży­cia więziennego. Pojechali nasi zobaczyć, jak sobie radzą inni z tym prob­lemem. Podpatrzyli, że w jed­nym z krajów urządzono w więzieniach pokoje gościnne, za dobre sprawowanie wię­zień może co jakiś czas za­prosić sobie żonę i dzieci, mieszka wtedy z nimi, dzieci po głowi pogłaska, o wyniki w szkole zapyta, nadwątlone więzi rodzinne wzmocni. Idyl­la maleńka taka, a wszystko v murach więziennych. Pomyśleli nasi: a może by ćoś takiego i u nas wprowa­dzić? Pomijam tu już sprawę atmosfery, jaka tworzyć się będzie wśród więźniów izo­lowanych od społeczeństwa, a wiec i od kobiet, na wieść o przyjeździe czyjeś żony. Chodzi o odczucie dzieci wożonych na tygodniową — powiedzmy — wizytę do wię­zienia. Pokoje gościnne będą oczy­wiście przytulne i sympatycz­nie umeblowane, tak żeby stworzyć nastrój do wzmac­niania więzi rodzinnych. Ta­tuś będzie ogolony, ostrzyżo­ny i umyty, może nawet prze­brany w cywilne ubranie. Strażnicy więzienni będą wy­jątkowo uprzejmi i sympa­tyczni dla rodziny skazane­go, słusznie uważając, że ro­dzina nie jest niczemu win­na, choć rodzic aktualnie prze­bywa w więzieniu. Wyjedzie dzieciątko w prze konaniu, że więzienie to ta­ki rodzaj wczasów, że nie ma się czego bać kary pozbawie­nia wolności. Można sobie wyobrazić ta­kie rozmowy na podwórku: na — A ja byłem z rodzicami wycieczce nad morzem, aha!... — A ja byłem z mamą u tatusia w więzieniu, aha!... O projekcie urządzenia po­kojów gościnnych w więzie­niach mówiono na spotkaniu z kierownictwem Centralne­go Zarządu Więziennictwa które to spotkanie odbyło się w dziennikarskim klubie publicystyki prawnej. Ostat­nio na innym zebraniu przed­stawiono nową inicjatywę zbliżenia młodzieży do za­gadnień prawa i sądownic­twa W jednym z powiatów prawnicy zapraszani byli do szkół, aby w ramach lekcji wychowania obywatelskiego wyjaśniać młodzieży podsta­wowe zasady naszego prawa, upowszechniać kulturę praw­ną. Okazało się jednak, że młodzież nudzi się na tych lekcjach, siedzi drętwo, nie zabiera głosu w dyskusji. Po­stanowiono więc przed lekcją prowadzić klasę na wybraną rozprawę sądową i dopiero potem omawiać na lekcji za­sady prawa. Podobno ta me­toda chwyciła. Można nie wątpić, że chwyciła. Szczególnie wtedy gdy wybierze się dość sensa­cyjną rozprawę, młodzież może się prawdziwie zainte­resować zagadnieniem. Ale czy o to chodzi’ O sensację? Przy nawet najstaranniej­szym dobrze sprawy nigdy nie można być pewny, czy oskarżony — ujrzawszy tai; liczne audytorium na sali sądowej — nie poczuje się aktorem, nie zacznie grać ro­li bohatera. Skutki takiej wy­prawy do sądu mogą być nie­obliczalne. Przypomnę tu tyl­ko głośną sprawę rodzenia się kultu moruercy z Żyrar­dowa, po audycji w TV, w czasie której tenże morderca odegrał rolę „mocnego czło­wieka, co to się nie łamie”; potem mieliśmy proces eg­zaltowanej dziewczyny, która zbeszcześciła groby ofiar mordercy. Niebezpieczne może być ta­kie oswajanie młodzieży z są­dem i więzieniem. Bardziej zrozumiała jest postawa lu­dzi, którzy wezwani do sądu w charakterze świadków, tłumaczą sędziemu, że „sześć­dziesiąt lat przeżyli uczciwie i dopiero na starość spotkał ich taki despekt, że musieli przyjść do teg gmachu” Mło­dzież powinna mieć wpojone przez rodziców i szkołę zasa­dy, że nie wolno zabijać, kraść, brać łapówek, urządzać drak itp. — bez osobistego Zapoznawania się z sądem i więzieniem. Oswajanie z tymi instytucjami prawa nie jest bezpieczne. Bytam kiedyś na rozprawie dwóch chłop­ców, którzy stanęli przed sądem dla nieletnich za dziecinny na­prawdę psikus. Czekaliśmy na ko­rytarzu dość długo, mamy łyka­ły środki uspokajające, chłopcy siedzieli na ławrę przestraszeni I zgnębieni. W m’ire upływu cza­su chłopcy uspokajali się, poczuli się bohaterami, zaczęli uzgadniać swoje wyjaśnienia. Na rozprawie byli Już zupełnie swobodni. Zapadł — bo musiał uniewinniający. zapaść — wyrok Po sprawie je­den z chłopców powiedział do mnłlri — Wiesz, okazuje się, że sąd to nic strasznego... Dla tych dwóch chłopców obawa przed sądem nie bę­dzie dodatkowym hamulcem powstrzymującym od popeł­nienia przestępstwa. Niebezpieczne jest oswaja­nie młodzieży z sądem i wię­zieniem. Niepokojące są co­raz nowe inicjatywy otwiera­nia przed młodzieżą drzwi sal sądowych i więzień. Tak mi się wydaje. Wiedomości morskie z kraju i ze świata Nasza flota handlowa zwiększy­ła się w okresie Polski Ludowej 15-krotnie. Co więcej dzięki do­stawom nowoczesnych statków ze stoczni krajowych i zagranicznych struktura techniczno-eksploatacyj­na naszej floty wybitnie się po­prawiła. Jeśli chodzi o wiek stat­ków PMH to prawie 1/2 ogólnego tonażu liczy mniej niż 5 lat. Mo­torowce stanowią 86 proc. ogólne­go tonażu. Średnia prędkość stat­ków naszej floty wynosi ok. 15 węzłów. w W japońskiej stoczni Mitsubishi« Jokohamie oddany został do użytku dok — olbrzym. Ma on dłu­gość 350 m. Szerokość 60 m. Te ogromne wymiary pozwalają na przeprowadzenie w tym doku re­montu st.atków-olbrzymów o noś­ności do 400.000 ton. Oprócz tego doku stocznia Mitsubishi dysponu­je drugim wielkim dokiem zdol­nym do przyjmowania statków o nośności do 300.000 ton. W stoczni francuskiej Chantiers de l’Atlantique zwodowano ostat­nio dwa wielkie tankowce ..Miral­­da” i „Myrtea” po 213.000 ton każdy. Oba te tankowce jak i 22 poprzednio zbudowane w stocz­niach japońskich każdy powyżej 200.000 ton — stanowią własność armatora Societe Maritime Shell. Ms „Oslofiord” 16.844 BRT — norweski transatlantyk liczący so­bie 20 lat został oddany w time­charter na okres 3 lat włoskiemu przedsiębiorstwu turystycznemu, które począwszy od 20 grudnia br, organizować będzie rejsy wycie­czkowe na Morze Karaibskie. Polskie stocznie okrętowe zbu­dowały w ciągu 3 kwartałów br. łącznie 33 statki pełnomorskie o tonażu 265.325 DWT. Największy tonaż — aż 102.500 DWT zbudowa­ła Stocznia im. Komuny Parys« kiej w Gdyni. T. D.

Next