Zycie Warszawy, luty 1970 (XXVII/27-50)
1970-02-14 / nr. 38
fra: 38 14 LUTEGO 1970 B»________ Więcej soków z owoców Nauka pomaga wyciskać W BOGATYM programie po stępu technicznego resortu przemysłu spożywczego znajdujemy setki przedsięwzięć zmierzających do podniesienia jakości oraz unowocześnienia i uszlachetniania Wyrobów. Pierwszoplanową rolę odgrywa zaplecze naukowotechniczne m. in. również w przemyśle owocowo-warzywnym. Przemysł ten posiadający przeszło 50 kluczowych zakładów w Tarczynie, Tymbarku, Łowiczu, N. Sączu, Milejowie itd. oraz wiodący dla kilkuset zakładów drobnych, spółdzielczych i terenowych notuje duże osiągnięcia w dziedzinie postępu technicznego i rozwoju nowych technologii Przemyśl owocowo-warzywny planuje w bież. roku przerób prawie 400 tys. ton owoców (w tym zakłady kluczowe ponad 200 tys. t.) oraz około 300 tys. t. warzyw. Największą pozycję stanowi przerób owoców na moszcze do wina i soków (160 tys. t.) oraz na soki zagęszczone do wyrobu płynnego owocu (nk. 75 tys. t.). W sumie więc ok. 60 proc. całego surowca. Z reszty Burowca wytwarza się kompoty (30 tys. ton), dżemy, marmoladę ltd. Korzyści dla gospodarki Ostatnio zastosowano ulepszoną technologię wyciskania moszczy, dzięki której uzyskuje się z każdych 100 kilogramów owoców o 10 litrów moszczy więcej. dotychczas używane do wyciskania soków warstwowe prasy pionowe zastąpiono, na razie w dużych kluczowych zakładach, wydajniejszymi, nowoczesnymi prasami poziomymi „Bucherguyer” ze Szwajcarii. Nowa zaś technologia pozyskiwania moszczy metodą próżniowej filtracji przy pomocy adaptowanych pras, używanych w przemyśle ziemniaczanym, przyniosła dalszy wzrost wydajności — o około 8 proc. Prasy te eliminują równocześnie konieczność stosowania wirówek częściowo filtrów co, poza wzroi stem wydajności, daje przemysłowi dalsze korzyści. Oszczędza mianowicie wydatki na ten kosztowny sprzęt, zmniejszając zarazem koszty robocizny. Ewidentne zatem korzyści dla gospodarki. Na marginesie można spytać, co z tego postępu technicznego uzyskają klienci? Obecnie bowiem wyrabia się z soków owocowych 180 milionów 1 wina rocznie, natomiast owocowych soków pitnych 10-krotnie mniej. Przy czym tę stosunkowo wysoką sprzedaż soków pitnych (18 min 1) uzyskano dopiero w ub. r. W poprzednim bowiem roku sprzedano ich o 5 min 1 mniej. Poprawiono także technologię produkcji proszków z zagęszczonych soków owocowych. Proclukr cja proszków, która się szeroko przyjęła na rynku jest skooperuwana z przemysłem jajczarskim (korzysta się z suszarni do proszku jajecznego) i przemysłem koncentratów spożywczych (z paczkami poznańskiego zakładu koncentratów). Sytuacja jest skomplikowana. Producent proszków musi trafić na właściwy moment, kiedy może skorzystać z suszarni a więc wtedy, gdy maleje produkcja proszku jajecznego. Podobnie jest z paczkowaniem proszku. Zakład w Jaśle przesyła soki do zakładu proszku jajecznego w Zamościu (koszty transportu), stamtąd proszek owoćowywędruje do paczkowania w fabryce kancentratów w Poznaniu (znów koszty). Stamtąd gotowy do sprzedaży wraca w torebkach do macierzystego zakładu w Jaśle (koszty) i tam dopiero sprzedaje się proszek detalowi, W bież. roku zamierza się uruchomić urządzenia do suszenia, Będą one zainstalowane w Tymbarku. Obniży to nie tył ko koszty produkcji, ale pozwoli zarazem zwiększyć ją z 30 do 400 ton rocznie. Zaśpokoi to potrzeby rynku, starczy na eksport oraz dla przemysłów' cukierniczego i koncentratów spożywczych. Nowoczesne metody Z kolei sprawa odwadniania aromatów/ owocowych. O- becnie przy produkcji soków zagęszczonych uzyskuje się aromaty o niskim Stopniu koncentracji i dużej zawartości wody. Ostatnio wypróbowano w skali póitechnicznej aromaty- odwodnione. U- zyskano 10.000-krotne, po odwodnieniu, zagęszczenie aromatu. Jedna fiolka lego aromatu starczy na kilkanaście ton wyrobów, co nie tylko polepszy jakość wyrobów, ale da inne jeszcze korzyści. M. in. np. wierzchni wykorzystanie poskładowania aromatów. Zamiast wielkich baniek korzystać się będzie z fiolek, które zmieścić można w dyrektorskim biurku. Poza tym w laboratoriach przemysłu owocarskiego opracowano nową metodę wykrywania i oznaczania poziomu resztek pestycydów w warzywach i owocach przeznaczonych do przerobu na przeciery i konserwy, zwłaszcza dla dzieci. Te wyroby muszą być wolne nawet od śladów środków chemicznych, które przedostają się do surowców najczęściej w wyniku opylania sadów i pól z samolotów. Najmniejszy ujawniony ślad pestycydów w surowcach, dyskwalifikuje je do produkcji przetworów Zadania placówek handlowo-badawczych często . przerastają obecne ich możliwości. W związku z tym program rozwoju zaplecza naukowo-badawczego i technicznego w resorcie przemysłu spożywczego w latach 1970 — 1975, przewiduje dalszy" ich rozwój i ■ zgrup o,w.a n ie, • w .. te - renie, odpowiadające ’ rozmieszczeniu zakładów produkcyjnych lub bazy surowcowej. M. in. -przewiduje się wybudowanie w 5-latce stacji doświadczalnej, która zajmie się techniką i technologią produkcji preparatów enzymatycznych stosowanych w przemyśle owocowo-warzywniczym piwowarskim, paszowym itd. Inna stacja, w Łowiczu, prowadzić będzie badania w zakresie technologii produkcji konserw, uszlachetniania wzbogacania wyboru artykui łów' produkcji przemysłu spożyweżego. Powstanie w 5-latce centralne . laboratorium winiarskie w Warce. znaczenie będzie miała Duże dla ,,zielonego” przemysłu rozbudowa ośrodka opakowań we Włocławku IGNACY GAWRYLUK Po Redaktora <sbws7zycia" Przygody w „Lechu" Panie Redaktorze! Chciałbym opisać pewne charakterystyczne wydarzenie z podróży kolejowej. 29.1. jechałem ekspresem ..Lech” z Poznania do Warszawy. Wagony czyste i nowoczesne, ale cały ekspres nieogrzewany. Zbiegiem okoliczności jechali w sąsiednim przedziale kontrolerzy dyrekcyjni. Pytamy ich co się stało. Nie wiedzą. Mówią, że dowiedzą się jak pociąg stanie w Koninie bo w czasie jazdy me ma żadnej możności porozumienia się z załogą lokomotywy. A więc uwaga: lokomotywa elektryczna, nowoczesna, wartości prawdopodobnie wielu milionów złotych, a zabrakło te 5 tys. na zaprojektowanie telefonu od kierownika pociągu do lokomotywy. Notabene widziałem już kiedyśŁ jak w sytuacji awaryjnej kierownik pociągu usiłował porozumieć się z załogą lokomotywy na migi przez dwie szyby. W Koninie okazuje się, że maszynista ma włączone ogrzewanie, ale nie grzeje, widocznie jest coś popsute. Wobec tego jedziemy dalej i marzniemy, a w Kutnie ma przyjść elektryk, który sprawdzi przyczyny awarii. Rzeczywiście w Kutnie podłączają ogrzewanie. Kontrolerzy wyjaśniają, że maszynista lokomotywy źle załączył ogrzewanie i dlatego nie działało, trzeba było po prostu /inaczej coś tam podłączyć. To, że torzy często nie umieją kondukzapalić światła wieczorem w wagonie to jeszcze nie nieszczęście. Natomiast. fakt, że na lokomotywie, jeździ człowiek, który nie zna dokładnie sprzętu to 1uż chyba znacznie gorzej. Powstaje pytanie co się stanie jak w najbliższym czasie nie będzie umiał podłączyć hamulca. Wolałbym nie jechać tym pociągiem. (Nazwisko i adres znane redakcji) Wystawa „Cepelii" w Waszyngtonie WASZYNGTON (PAP). W środę w Waszyngtonie została otwarta handlowa wystawa współczesnych polskich tkanin dekoracyjnych zorganizowana przez ..Cepelię” i amerykańską firmę „The Store Led.”. Ni otwarcie przybył ambasador PRL w Waszyngcome J. Michałowski oraz liczni przedstawiciele miejscowych Kół kulturalnych i artystycznych. Waszyngtońska wystawa polskich tkanin jest jedną z serii tego rodzaju imprez organizowanych przez ..Cepelię” w Si. Zjednoczonych. Wystawy takie cieszące się dużym zainteresowaniem i handlowym powodzeniem odbyły się już w Nowym Jorku 1 Los Angeles. Wkrótce „Cepelia” zaprezentuje polskie wyroby artystyczne w Dallas (Teksas). (A) , , (w )________________________ŻYCIE W A R S Z A W V Radca prawny: czyj aniol-stróż? DANUTA KACZYŃSKA p OZWÓJ gospodarki, doskol' i.alenie systemu zarządzania, który coraz bardziej preferował będzie samodzielność przedsiębiorstw, muszą zwiększać zapotrzebowanie na specjalistów-znawców prawą*, których fachowe doradztwo jest niezbędne do zagwarantowania praworządności w sferze życia gospodarczego. Wyznacza to rolę i nadaje wysoką rangę zawodowi radcy prawnego, Tak przynajmniej rzecz P'■ się od strony teorii, w praktyce — ma się nieco inaczej. Jest ich obecnie ok. 7 tysięcy. Ciągle za mało. Korzystają więc z przywileju obsadzania półtora etatu, który mogą dzielić na cząstki półczy ćwierć etatowe i podejmować pracę jednocześnie nawet w 4 jednostkach gospodarki uspołecznionej. Dzięki temu ok. 12 tys. przedsiębiorstw’- korzysta już z usług radców prawnych, jednakże dalsze 6—8 tys. przedsiębiorstw, dla których pomoc prawna jest niezbędna, pozostaje poza sferą oddziaływania radców, Kwalifikacje Radca prawny — tó zawód nowy. Jeszcze 10 lat temu każdy, kto tylko miał chęć szczerą, nawet nie prawnik, mógł wykonywać obowiązki radcy prawnego. Dopiero w latach 1961—63 ustalony został status zawodu, określone wymagania kwalifikacyjne oraz zakres obowiązków radcy. Od tej pory musiał on posiadać wyższe wykształcenie prawnicze, aplikacje sądowną lub arbitrażową i staż pracy w nrzedsiebiorstwie. Weryfikacja kadr radcowskich ściśle według tych wymagań pozbawiłaby jednak większość przedsiębiorstw obsługi prawnej. Powstała więc konieczność podniesienia kwalifikacji ludzi pracujących na stanowiskach radców prawnych — przez organizowanie rocznych kursów aplikacyjnych. Było to tym bardziej .jłęąnieęzne, że w rok,, później nowy przepis zakazał łączenia praktyki adwokackiej z wykonywaniem zawodu radcy prawnego, co spowodowało odejście z radcostw znacznej liczby adwokatów, To pogłębiło braki kadrowe, ostrzej też stanął problem kwalifikacji zawodowych. Przedłużono więc aplikację radcowską do 2 lat, położono większy nacisk na zakres i jakość szkolenia. I wielu radców osiągnęło wysokie umiejętności fachowe. Lecz ciągle jeszcze zdarzają się przypadki rażącej nieznajomości przepisów i takiego postępowania radcy, które nie przysparza dobrej opinii zawodowi. Trzeba więc jasno postawić sprawę: podniesienie rangi zawodu radcy prawnego leży przede wszystkim w dalszym podnoszeniu kwalifikacji jej przedstawicieli. Ale nie tylko... Miejsce racicy Ustalając status radcy prawnego w' 1961 r. podporządkowano go bezpośrednio ’dyrektorowi przedsiębiorstwa. Miało to zapewnić właściwy autorytet stanowisku radcy. W praktyce jednak — a na to życie przynosi wiele przykładów — takie podporządkowanie może przekształcić się w’ daleko idącą zależność Nierzadkie są przypadki, żs radca prawny służy dyrekcji do uzasadniania oczywiście niesłusznych, podjętych przez nią- decyzji, do wyszukiwania paragrafów, które by uchroniły dyrekcję od odpowiedzialności za niewłaściwe postępowanie. Co prawda w przepisach mówi się o niezależności radcy prawnego od dyrekcji przedsiębiorstwa przy wydawaniu opinii prawnych. Radca ma więc satysfakcję niezależności, ale jeżeli jego opinia nie znajdzie uznania dyrektora, to może pożegnać się z pracą. Dj^rektorzy bardzo na ogół nie lubią takich prawników, którzy trzymają się ściśle litery prawa. „Panie, co mi pan tu zawraca głowę prawem, kiedy ja mam plan do wykonania” — usłyszał już niejeden radca prawny od swego zwierzchnika. Ta sytuacja stwarza niebezpieczeństwo pójścia na łatwiznę, takiego ustawienia się radcy przedsiębiorstwie, ‘żeby reprezenw tować przede wszystkim interesy dyrekcji, co nie zawsze jest równoznaczne z interesem społecznym. Nie jest również ustalona sprawa awansów i wynagrodzenia radców prawnych w zależności od posiadanych kwalifikacji, Przygotowywany przez Komitet Nauki I Techniki—projekt wprowadzenia specjalizacji w zawodzie radcy prawnego utknął w Jakiejś szufladzie. Gdy do tego dodać, że o zwolnieniu radcy prawnego z pracy decyduje dyrektof nie musząc nawet uzyskać na to zgody z jednostki nadrzędnej -t można zrozumieć, że radcowie prawni nie czują się zbyt pewnie na swych stanowiskach. Czy własna organizacja? Radcowie prawni nie mają własnej Organizacji zawodowej. W wielu - rozmowach słyszałam wypowiedzi póstulujące powołanie takiej organizacji-Czy jest ona potrzebna? Przed odpowiedzią na to pytanie trzeba się zastanowić, kim właściwie jest radca prawny: członkiem załogi danego przedsiębiorstwa, czy też przede wszystkim przedstawicielem zawodu prawniczego, w pewnym sensie wyobcowanym spośród załogi? Nie można zresztą powiedzieć, że radcowie prawni nie mają opieki. Rady adwokackie troszczą się o prawnych-adwokatów, radców którzy stanowią jednak zaledwie 20 proc. ogółu radców. Zrzeszenie Prawników Polskich podejmuje próby zorganizowania radców prawnych w oddzielnych kołach, co zresztą wywołuje nieraz krytykę, że celem ZPP jest integracja całego środowiska prawniczego w kołach terenowych, a nie dzielenie go na zawody. O wpisie na ,istę radców i o skreśleniu z tej listy decydują prezesi okręgowych komisji, arbitrażowych. Wszystkie te organizację prowadzą również szkolenie radców prawnych Kw’estia, czy potrzebna jest odrębna organizacja zawodowa radców prawnych jest sprawą dyskusyjną. Nie podlega natomiast dyskusji, że problemom radców prawnych trzeba1 poświęcić więcej uwagi niż dotychczas. „ ____________________ Książki tygodnia BEATA SOWIŃSKA Wojenne opowieści u/ SWOIM czasie telewizja YY gdańska nadawała w programie ogólnopolskim cykliczną audycję pt. „Gawędy wilków morskich”. Słuchając tych ciekawych, a zarazem Zjednującym swym autentyzmem marynarskich opowieści, myślałam sobie, że stanowiłyby one świetne tworzywo do wspomnieniowej książki. I oto „rzecz stała się ciałem”, bo jeden ż występujących naówczas w TV marynarzy chwycił za pióro. W efekcie otrzymaliśmy obecnie, tom ópowieści pt. „Konwój w nieznane”. Autor książki, ,.Jan Mrózówicki, dziś kapitan żeglugi wielkiej, w latach ostatniej wojny pełnił obowiązki drugiego oficera na statku „Cieszyn”, a później na statkach „Lublin”, „Morska Wola”, „Białystok" i in. Wszystkie te statki pod polską banderą pływały w alianckich konwojach. Wspomnienia Mrozcynckiego, zręcznie podbeletryzowane i ujęte w formę oddzielnych opowieści odsłaniają pewr.f epizody z wojennej epopei polskich “marynarzy, stając się interesującym przyczynkiem do dziejów najnowszych, a ściślej — do udziału Polaków w walce z hitlerowskim najeźdźcą na morskich frontach. Mrozówieki wykorzystał kapitał własnych przeżyć i doświadczeń. Pole obserwacji miał szerokie: statki, na których pływał autor, przemierzały w gorących dniach wojny wiele morskich szlaków, od brzegów Afryki po Wyspy Brytyjskie, od wybrzeży Kanady po Grenlandię, od Oceanu Północnego po Morze Śródziemne. A więc sceneria morza , i sceneria wojny; walka z żywiołem i walka z silami nieprzyjaciela; spotkania z niemieckimi łodziami podwodnymi i z atakującymi konwoje — samolotami Luftwaffe; żegluga wśród zaminowanych obszarów wodnych groźne awarie w oku cykloi nu.... W walkach toczonych na morzu podczas II wojny światowej marynarze polscy zapisali wiele bohaterskich kart. Mróżowicki sporo owych kart ukazuje. Czyni to jednak bynajmniej nie w tonacji podniosłej, namaszczonej, pełnej patosu. Przeciwnie —■ jego opowieści pisane są prosto, bezpośrednio, z zachowaniem odpowiedniego dystansu. Autor ma dar obserwacji i poczucie humoru, umie w sytuacjach nawet najbardziej dramatycznych dostrzec elementy komizmu, co Widzianym obrazom przydaje dodatkowych barw. Groza wojny? Powiedziałabym raczej — smak wielkiej, wojennej przygody na morzu. Ot, choćby owa brawurowa ucieczka polskich statków z portów afrykańskich (w momencie, gdy Petain podpisał porozumienie z Niemcami) i dotarcie bez osłony konwoju do portu angielskiego; czy dramatyczne a tragikomiczne sceny zarazem podczas ratowania się marynarzy z tonącego „Cieszyna”; albo ryzykanckie manewry na podminowanym morzu i dociągnięcie uszkodzonego statku z przelewającą się już przez pokład wodą — do portu macierzystego. A swoją drogą czytając owe opowieści, nie sposób oprzeć się gorzkiej .refleksji: myślę tu o stosunku angielskiego dowództwa do jednostek polskich. Jeśli trzeba było przewieźć wyjątkowo niebezpieczny ładunek (np. materiały wybuchowe, które przy najmniejszym wstrząsie mogły cały statek obrócić w perzynę) wybierano do tej misji Polaków. Jeśli wynikała konieczność wysiania statku w rejs bez żadnej osłony — delegowano statek polski. Jeżeli zachodziła potrzeba udania się na trasę szczególnie zagrożoną niemieckimi torpedami — posyłano tam właśnie naszą jednostkę. Oto jeszcze jeden kamyczek do kolekcji złudzeń, jakie tu i ówdzie jeszcze pokutują czy też pokutowały wśród tych, którzy w czasie wojny — w Anglikach upatrywali swoich wybawców.. Ale to dygresja na marginesie książki.' A sama książka? Owe barwne, zgrabnie napisane opowieści, oparte na zdarzeniach autentycznych, zasobne w daty, fakty, nazwiska, stanowią lekturę atrakcyjną dla wielu czytelników. Kogóż bowiem nie pociągnie agzotyzm morza i morskiej wojennej przygody? A oto druga pozycja, także przenosząca nas w lata ostatniej wojny, inna jednak w charakterze. Myślę o książce Stanisława Sławińskiego pt. „Od borów tucholskich do Kampinosu”. Jest to żołnierska relacja z pamiętnego wspomnieniowa września 1939 roku. Na temat kampanii wrześniowej ukazało się u nas wiele już publikacji — zarówno pozycji typu pamiętnikarskiego jak i opracowań dokumentalno-historycznych. Co nie przeszkadza, że pojawiające się ciągle jeszcze wspomnienia witamy z zainteresowaniem, rozszerzają one bowiem naszą wiedzę o wrześniu, wnoszą nowe elementy do obrazu tamtych dni. Wybuch wojny zastał Sławińskiego na stanowisku projektanta i inspektora budownictwa w Korpusie Ochrony Pogranicza w Sarnach. Tam też został zmobilizowany i odkomenderowany do sztabu armii „Pomorze” w Toruniu. Pełniąc funkcję oficera łącznikowego autor miał szczególnie dogodny punkt obserwacyjny; poruszał się w miarę swobodnie (na tyle, na ile na to pozwalały ruchy wojsk) po podlegającym tej armii obszarze. Śledził rozgrywki bitewne i rozgrywki w sztabie; sytuację żołnierzy na froncie i sytuację ludności cywilnej. (Do-dajmy, że był to teren specyficzny — w tzw. korytarzu pomorskim bardzo wcześnie dala o Sobie znać działalność dywersyjna ludności niemieckiej). Czytając wspomnienia Sławińskiego — stajemy się niemal naocznymi świadkami losów, jakie przechodziła armia „Pomorze”, - potem połączona z armią „Poznań”. W biografię wrześniową owych jedńostek. wpisały się karty ważkie — m. in. walki pod Chojnicami, tragiczna szarża ułańska pod Krojantami czy wreszcie słynna bitwa nad Bzurą znajdująca swój krwawy epilog w bojach w Puszczy Kampinoskiej. Rozproszone oddziały próbują przedrzeć się później do Warszawy. Autor ranny w lasku mlocińskim, dostaje się do niewoli niemieckiej; stamtąd ucieka zjawia się w stolicy, ,w drai matycznych dniach kapitulacji Mamy więc obraz Września widziany oczyma jednego z jego żołnierzy. Sławiński skrupulatnie, niemal na zasadzie raportu wojskowego, odnotowuje wydarzenia tamtych dni, nie pomijając szych szczegółów. najdrobniejTa kronikarska wierność sprawia, że możemy prześledzić punkt po punkcie dzieje owych formacji wojskowych, do których autor należał. Toteż sądzę, że czytelnicy. a zwłaszcza ci, którzy brali sami udział w kampanii wrześniowej z zainteresowaniem sięgną po tę książkę, •) Jan Mrozo-wiekf — Konwój w nieznane — Wyd. Morek. st,r. lSf cena 15 zł, ••) Stanislaw Sławiński — Od borów racholskich do Kampinosu — Iskry, str. 233 cena 18 z1. Str. 8 Swiecie - do I piątki EUGENIUSZ WASZCZUK P O raz trzeci gościmy w Zakładach Celulozowo-Papierniczych w Swieciu i po raz trzeci stwierdzamy, że i obiekty1 przemysłowe mogą mieć swoją urodę. Kombinat wygląda coraz bardziej- imponująco — olbrzymie hale o jasnych, szklanych ścianach, strzelisty komin jak wysmukła wieża. W walce z niszczeniem przyrody przez przemysł, ze szpeceniem krajobrazu niech to będzie jakąś pociechą. Ale zanim dotarliśmy do kombinatu, dostrzegliśmy biegnący ku rzece betonowy rurociąg. To jasne — odprowadza ścieki z kombinatu. Czy oczyszczane? Potem zapytamy i o to dyrektora. W ciągu ostatnich 2 lat kombinat rozbudował się. potężnie, tylko dyrekcja siedzi po staremu w haraku, tyle,:1 że zmienił on kolor z zielonego na kremowy. Po staremu też dyrektorem jest inż. Andrzej Olszewski, o którym w Ministerstwie Leśnictwa i Przemysłu Drzewnego mówią: To dobry organizator. I dodajmy od siebie: prawdomówny. Ilekroć bowiem zdarzało się nam zapytać dyrektorów fabryk, czy zatrńwaią rzekę, nad którą leżą ich zakłady, niema] , tylekroć, otrzymywaliśmy, odpowiedź, powiedzmy wymijająco: — To inne fabryki, ale wszyscy tylko nas widzą, a my może 1—2 procent. Inna sprawa, że wystarczy przemnożyć , te 1—-2 procent przez liczbę kilkunastu czy kilkudziesięciu zakładów, położonych nad rzeką, aby otrźymać wynik, który przekształca ją w kanał ściekowy. Ale dyrektor Olszewski ‘ na nasze pytanie odpowiada wprost: — Zatruwamy, zatruwamy. Sytuacją poprawi się dopiero wtedF, kiedy gotowa będzie budowana obecnie oczyszczalnia. Takiego samego typu, jak udana oczyszczalnia w Ostrołęce, tyle, że odpowiednio większa. Byliśmy niedawno u ujścia kanału, odprowadzającego dc Narwi oczyszczone ścieki z Ostrołęckiej Fabryki Celulozy i Papieru. Có prawda ścieki mają brunatny, kolor — odbarwić ich : -się nie udało — ale rybom to nie przeszkadza, bó widać: Ich tam sporo. Inna sprawa, że nabierają ponoć specyficznego zapachu. A jeszcze inna, że zapewne oczyszczalnia nie zawsze nadąża, bc czasem płynie mętna falą wprost przez Ostrołękę — widocznie fabryka nadmiar ścieków odprowadza wówczas bezpośrednio do rzeki, nie kierując ich do oczyszczalni za miastem Oto jak nie można oderwać się od palącego, narastającego problemu walki o ochronę przyrody. Zajrzyjmy jednak dc kombinatu, do jego działów produkcyjnych i na teren dalszej rozbudowy! Dotychczasowe wyniki Co więc już kombinat daje’ Pracuje pierwszy wydział celulozowńi, przerabiający drzewo bukowe z województw północnych, i z Bieszczadów — produkcja w 1969 roku osiągnęła 51 tys. ton celulozy dla przemysłu chemicznego — do wyrobu celofanu i włókna ciętego. Odbiorcą są zakłady krajowe — w Jeleniej Górze i „Anilana“ w Łodzi, — a także importerzy z Włoch, NRF, Anglii i Francji. Byliśmy w ogromnej hall, gdzl* kończy się proces produkcyjny tego wydziału. Uderza pełna automatyzacja prac — ciecie wielkie! bali celulozy na małe piaty, układanie paczek, wiązanie ich drutem, ważenie odbywa sie automatycznie, tylko pod nadzorem nielicznych robotników, śledzących bies taśmy Czynny Jest także pierwszy dział workownl — 110 min worków rocznie (dla porzemyslu cukrowniczego, .cementowego, nawozów,sztucznych itd.). Rusza n dział •— w sumie produkcja worków wzrośnie do 2U0 min rocznie. Ale papier do Ich produkcji pochodzi na razie z importują to kosztuje dewizy. Wkrótce jednak sytuacja ulegnie zmianie. Trwa właśnie w Swieciu budowa pierwszej maszyny do produkcji papieru workowego. Rozruch mechaniczny tej maszyny już się odbywa, 1 kwietnia 1970 r. ma ruszyć produkcja — w 1970 r. 32 tys. ton papieru, a po pełnej wydajności — 80 tys. ton papieru rocznie. To się tak mówi — maszyna. W rzeczywistości jest to cały wielki zespół maszyn, długości dobrych kilkuset metrów. Pulpity sterownicze, już zainstalowane, wskazują, że i tu proces produkcyjny będzie przebiegał automatycznie. Kultura potrzebna Nie można powstrzymać się jednak od paru uwag pod adresem Bydgoskiego Przedsiębiorstwa Budownictwa Przemysłowego. W sumie spisuje się ono dobrze, dyrekcja kombinatu nie uskarża się na nie. Ale pewne braki w kulturze pracy wprost rzucają się w oczy. Zainstalowane precyzyjne pulpity sterownicze nie są osłonięte, pył budowy osiadł' na nich grubą warstwą — chyba -im to: na • zdrowie nie wyjdzie. A przecież to prosta sprawa, przykryć / pulpity czymkolwiek. Podobnie: nie są zabezpieczone liczne otwory w podłodze, co grozi przynajmniej połamaniem nóg. Tak się złożyło, że następnego dnia byliśmy w Gdyni na pokładzie budowanego 55-tysięcznika — tam wszystkie otwory były zabezpieczone. Może ktoś powie, że to drobiazgi, ale i z takich drobiazgów składa się kultura budowy, kultura miejsca pracy. Rozpoczął się też montaż n maszyny papierniczej o wydajności 9(1 tys. ton rocznie. Rozpocznie ona produkcję o rok później od I maszyny — 1 kwietnia 1971 r. Równolegle trwa także budowa n celulozowńi o wydajności 170 tys. ton rocznie. Początek produkcji Jest przewidziany na I kwarta! 1972 r., pełną zdolność produkcyjną osiągnie ta celulozownia w IS7J W perspektywie mają pracować w Swieciu i maszyny papiernicze, dajac 340 tys. ton papieru workowego 1 opakowaniowego — m. tn. tekturę falistą na pudla, stanowiące opakowania wielu produk- Łńw. Obecnie pracuje w Swieciu oki 2 tys. ludzi. Część z nich przechodzi szkolenie, przygotowując się do obsługi I maszyny papierniczej. Od 1 stycznia 1969 r, szkoli się podstawowa kadra w fabrykach przemysłu papierniczego w Ostrołęce, Kostrzynie i Skolwinie. 12 osób przeszło szkolenia w Finlandii, a 5 w Szwecji. Jaką wielkość przedstawia kombinat w Swieciu w skali krajowej i europejskiej? W końcu 1970 r. Swiecie będzie doganiało Ostrołękę, a w połowie lat 70, po pełnej rozbudotvie, wyprzedzi ją 2,5- krotnie. Wtedy też Swiecie awansuje do pierwszej piątki tego typu kombinatów w Europie. Wzrost produkcji papieru — to konieczność, jest ona bowiem stosunkowo niska, a zapotrzebowanie rośnie. Obecnie produkujemy rocznie ok. 27 kg papieru na 1 mieszkańca Polski. Darujmy sobie porównanie z niektórymi krajami, w których zużycie papieru jest ogromne i niewątpliwie można mówić nawet o pewnym marnotrawstwie. Możemy jednak przymierzać się do naszych sąsiadów — w Czechosłowacji produkuje się rocznie ponad 40 kg papieru na 1 mieszkańca, a w NRD ok. 50 kg. Jesteśmy więc dość opóźnieni w stosunku do naszych najbliższych sąsiadów. Kombinat w Swieciu wprawdzie tej sytuacji radykalnie nie. zmieni, ale przynajmniej ją poprawi. Zakłady Celulozowo-Papiernicze w Swieciu. fot. L. Fogiel