Zycie Warszawy, październik 1970 (XXVII/234-260)

1970-10-18 / nr. 249

NR 249 18—19 PAŹDZIERNIKA 1970 R. (W) ŻYCIE WARSZAWY m waiw&rtzaSt, -niMćhe.„ TRAMWAJ PRZYSZŁOŚCI ANDRZEJ KRUCZKOWSKI D wuszpaltowy tytuł na pierwszej stronie du­żego. stołecznego dziennika. Nie chodzi tu o przenośnię. W tej „informacji włas­nej” poważnej gazety mówi się o dużym sukcesie polskich naukowców i techników, któ­rzy mocno zaawansowali pra­ce nad konstrukcja „tramwaju % tyrystorowym u­­rządzeniem impuisyjnym, elimi­nującym błędy i niedostatki swo­jego poprzednika... Próby wyka­zały, że zastosowanie urządzeń tyrystorowych pozwoliło na zmniejszenie zużycia energii po­bieranej z sieci trakcyjnej 20—30 proc., natomiast w samym o momencie rozruchu silnika zuży­cie jest mniejsze o około 80 pro­cent... Zastosowanie urządzeń tyrystorowych do silników tram­wajowych jest jednym z pierw­szych przedsięwzięć tego typu w świecie... Cały ten układ prze­znaczony jest dla tramwaju przy­szłościowego, którego produkcję „Konstal” ma zamiar urucho­mić w 1974 roku”. Na szerokim świecie. z któ­rym musimy współżyć, ale który — przede wszystkim — musimy zdobywać za po­mocą naszych nowoczesnych towarów — tramwaje, jako środek lokomocji miejskiej są dziś przestarzałe. W epoce „Expo 70” tv Osace transport w wielkich metropoliach od­bywa się pod ziemią, nad zie­mią, i zwrotnymi, nie bloku­jącymi ruchu innych pojaz­dów, autobusami. Nie możemy w Warszawie pozwolić sobie w najbliższych latach na po­dobne rozwiązania naszej ko­munikacji miejskiej, jak to u­­czyniły Paryż. Moskwa czy Londyn. Nie mamy na to środków i wszyscy w tym mieście, z gruzów powstałym, o tym wiemy. Potrzebne więc są, póki co, i tramwaje. Spra­­wn ejsze. możliwie najspraw­niejsze, jakiekolwiek, z wyjąt­kiem tramwaju... przyszłości. W szczególności takiego, któ­rego produkcję można będzie uruchomić dopiero za cztery lata od chwili opanowania no­wej technologii. Bo za cztery ląta ta technologia już nie bę­dzie nowa, -a za 5 czy R lat, kiedy produkcja ich na dobre się rozkręci, będzie to przypur szczalnie sprzęt przestarzały. Produkujmy więc te tech­nicznie ulepszone wehikuły, są one bardziej potrzebne w kraju, który chce się szybko przeobrazić przemysłowo; któ­ry zmuszony jest zdobywać, w trudnych warunkach, swój przydział pracy na rynkach światowych. Zanim wszyscy będziemy mogli pracować na komputerach — nasyćmy na­sze biura konstrukcyjne i u­­rzędy w proste maszyny do liczenia i sprawne maszyny do księgowania i pisania — za­miast szczotów i archaicznych urządzeń, które imitują sprzęi do przekazywania słowa dru­kowanego. Potrzebne są nam w tym wysiłku wszystkie in-strumenty, zwiększające naszą możność skoncentrowania się na rozwijaniu produkcji kilku czy kilkunastu grup towaro­wych, które będą mogły wy­trzymać, technicznie i ekono­micznie, każdą konkurencję na wszystkich rynkach świa­Ntowych ikt w Polsce nie chce już przyjmować do wia­domości, że rzecz nowa, sprzęt naprawdę nowoczesny — dla potrzeb kraju czy ryn­ków zagranicznych — że ja­kieś nowe osiągnięcie tech­niczne naszych naukowców musi czekać 3 czy 4 lata na „wprowadzenie do planu”, na rozpoczęcie produkcji oparte­go na nim sprzętu. mniej ludzi skłonnych Coraz jest przyjąć tradycyjnie do wiat. - mości, że stosy okólników, przepisów i norm procedury urzędowej, stosy wzniesione przez nas samych, przez ludzi, mogą zagrodzić drogę postę­powi cywilizacyjnemu i kul­turalnemu żywego i młodego narodu. Te stosy papieró\. z z zarządzeniami, jeśli prze­szkadzają rozwojowi ekono­micznemu kraju, trzeba po prostu oddać na makulaturę i uruchomić szybko produk­cję wozów tramwajowych czy innego sprzętu t-.hnicznego, którego wydajniejsza, ekono­­miczniejsza konstrukcja z d.,.a na dzień powiększy sumę środków, które nasz kraj bę­dzie mógł z pożytkiem po­święcić na poprawę losu nau­czycieli czy np. na nowe. wy­dajniejsze od dotychczasowych, konstrukcje sprzę. . koopera­cyjnego do statków, budowa­nych w naszych stoczniach. Tramwaj nie jest wehikułem przyszłości. Nie ma takiego war­szawiaka, który by życzył sobie, aby w 1974 roku rozpoczynano w Polsce budowę „tramwaju przy­szłości”. I aby popularny, sza­nowany dziennik warszawski prezentował nam na pierwszej stronie swych poczytnych łamów informację (samą w sobie oozy­­tywną) o tym osiągnięciu pol­skich naukowców; nawet gdyby była uzupełniona uwagą, której zabrakło, że powiększymy środki ekonomiczne na olbrzymie potrze­by inwestycyjne naszego kraju m. in. prze* natychmiastowe od­danie do eksploatacji, wpraw­dzie przestarzałego, jako środek miejskiej lokomocji, ale jednak, w naszych warunkach, potrzebnego takiego wozu bardzo tram­wajowego, który będzie zżerał mniej energii elektrycznej, rza­dziej się psuł i miał system o­­grzewania, dający się łatwo wy­łączyć na okres letui— Prezes PAN, prof. Grosz­kowski. zapytany przed do­brych kilku laty przez dzi.i­­nikarza. jakie dziedziny i bran­że naszego przemysłu powin­niśmy rozwijać w przyśpie­szonym tempie, nie wymienił przemysłu samochodowego. Zwróciło to uwagę jego inter­lokutora. Prof. Groszkowski odparł na pytanie dziennika­rza­— „Warszawa’* jest rzeczywi­­ście niezbyt nowoczesnym wo­zem, ale myślę, że możemy i powodzeniem jeździć nią jeszcze przez wiele lat, ulepszać ją i jeździć. Z wielu wypowiedzi pu­blicznych naszego znakomite­go uczonego ta właśnie uwa­ga. jakże przytomna ekono­micznym warunkom naszego kraju, utkwiła mi szczególnie w pamięci. Jesteśmy krajem niebogatym. Nasz postęp wśród narodów świata będzie w du­żym stopniu zależał od naszej umiejętności wyboru dzie­dzin, na których zechcemy i potrafimy skoncentrować nasz wysiłek ekonomiczny, kadro­wy i techniczny. Samochody? I owszem, to przemysł bar­dzo ważny. Ale na rynkach światowych — a te w naszej strategii rozwojowej są naj­ważniejsze — przy ich obec­nym opanowaniu przez nia­­stodonty amerykańskie, wło­skie, niemieckie i japońskie — jakież mamy szanse? Prof. Groszkowski był zdania, że jeszcze przez szereg lat mo­żemy posługiwać się poczci­wą, wytrwałą i wytrzymałą „Warszawą”, a wysiłek eko­nomiczny i organizacyjny skierować na te dziedziny przemysłu, w których nasze szanse na opanowanie najno­wocześniejszej technologii wypracowania sobie korzyst­i nego miejsca na rynkach światowych są większe. ■n ytuję tę wypowiedź pol­— skiego elektronika nie po to, aby krytykować od­mienne decyzje inwestycyjne, które w dziedzinie przem;- siu motoryzacyjnego w jakiś czas potem zapadły. Cytuję ją — aby bronić tramwaju, jako środka lokomocji, i potrzeby jego technicznych ulepszeń. Nie możemy dać się zwario­wać propozycjami nowoczes­ności na skalę sprzętu lotów kosmicznych i komputerów 4 czy 5 generacji. Żeby le­piej, szybciej móc się przybli­żyć do światowego poziomu techniki, musimy mieć natych­miast sprawnie funkcjonujące tramwaje; zlikwidować „re­monty” sklepów, trwające kil­ka miesięcy; przebudowy re­stauracji i stołówek, trwające latami; zlikwidować z pejza­żu naszych miast napisy „re­manent”, „przyjęcie towaru” i „remont” — te symbole naszej nieudolności organizacyjnej, stworzone przez nas samych, przez gąszcz regiamentacyj­­nych przepisów, spłodzonych przez ludzi. Które więc przez ludzi, może innych niż ich autorzy, powinny i mogą być usunięte. „Remont”, „remanent”, „przyjęcie towaru” — jeśli te symbole naszej nieudolności, kosztujące kraj miliony zło­tych nie wypracowanego do­chodu narodowego, nie znikną z krajobrazu polskich miast i wsi — nie będziemy mogli wy­­karczować najgroźniejszego bakcyla w świadomości społe­cznej. istniejącego przecie, tj. sceptycyzmu w stosunku do najważniejszych poczynań do­konywanych w naszym kraju. Fakty i doświadczenia życia codziennego, jak to przypom­niał niedawno popularny fe­lietonista, mogą wyrządzić więcej szkód politycznych niż przynosi pożytku uczony wy­wód na temat wrogich nam teoryj i konwergencji. Bez­silność wobec trwających mie­siącami „remontów”, które po­winny trwać dni lub tygod­nie, nieudolność w codzien­nych sprawach życia rodzi nieuchronnie frustrację i nie­wiarę, że zagadnienia niepo­miernie bardziej skompliko­wane technicznie i organiza­cyjnie potrafimy skutecznie rozwiązać. Podobne efekty psycholo­giczne — a w konsekwencji ekonomiczne — wywołują u setek tysięcy odbiorców poczytnej gazety informa­cje o... tramwajach przy­szłości, których. produkcja ma być uruchomiona w 1974 roku. Liczymy na to - wszyscy wierni czytelnicy „Życia War­szawy”. które w swym nu­merze z dnia 16 września br­ną pierwszej stronie, dwuszpaitowym tytułem pod za­mieściło „informację 'własną” o tramwaju przyszłości, że kampania prasowa o likwida­cję kosztownych ekonomicznie nonsensów, prowadzona bę­dzie nie tylko w czwartek w „Życiu i Nowoczesności” Jesień w parku.. fot. Irena Skarżyńska R ozkoszne życie lenia zmą­cone bywa jedną tylko tami dokuczłiwością — wyrzu­sumienia. Cieszy go więc wszystko co, choćby na krótko, może go od tych we­wnętrznych wymówek uwol­nić. Jak np. w najlepszej wierze napisany artykuł Ka­zimierza Kraszewskiego pt. „Jak czytać szybciej?” (w „Życiu i Nowoczesności” nr 21). Metod i szkól szybkiej lektury było zawsze mnó­stwo, również w starożytno­ści; są one zapewne tak sta­re jak pismo. Zwłaszcza od czasu istnienia prasy codzien­nej i czasopiśmiennictw fa­chowych coraz większa licz­ba czytelników musiała, naj­częściej bezwiednie, posiąść umiejętność szybkiego prze­biegania okiem -szpalt dla wyłowienia tego co nowe, istotne, interesujące, z nurtu ciekącej (jakże często męt­nej) wody. Dziennikarze zwłaszcza celują w sztuce wybiórczego czytania mate­riałów, gdyż instynkt samo­zachowawczy przestrzega ich przed przyswojeniem sobie zbyt wielu i zbyt gruntow­nych informacji na temat, który chcą poruszyć, bo unie­możliwiłyby pisanie. W jesz­cze wyższym stopniu posiedli tę sztukę korespondenci a­­gencyjni, mający do czynie­nia z przemówieniami czy oświadczeniami umyślnie wy­­watowanymi materiałem o­­bojętnym, zagłuszonymi szu­mem informacyjnym dla przemycenia jednego lub dwóch istotnych zdań. Artykuł Kraszewskiego za­wiera (jak wiele innych ar­tykułów na ten temat) pew­ną sprzeczność Wewnętrzną. W pierwszej połowie mówi o czytaniu szybkim i dokład­nym. w drugiej już o trzech typach lektury: kompletnej, selektywnej i ultraselektyw­­nej. Tylko czytanie zarazem szybkie i dokładne można by nazwać dynamicznym i war­tym nauczenia się. Lektury selektywne (czyli czytanie po łebkach) mogą być pożytecz­ne przy tekstach informacyj­nych, ale bywają plagą przy literackich. Niestety, takiego ostrzeżenia w artykule nie znajdujemy! Cóż to za pocie­cha dla leniów! Codzienna praktyka wska­zuje nam, że nic łatwiejszego niż przywyknąć do czytania wszystkiego, a więc i prozy literackiej, i esejów, szybko, po wierzchu, a gnuśnie i o­­spale. Iluż czytelników po skończeniu książki nie pa­mięta tytułu ani autora, nie mówiąc już o tym, że nie wie „co autor miał na myśli”. Jakże często spotykamy lu­dzi czytających książki w ję­zykach obcych, biegle i szyb­ko, nie rozumiejących do trzydziestu procent wyrazóy, nie mówiąc już o wyraże­niach idiomatyc-znych! Leni­stwo nigdy nie pozwalało im sięgnąć po słownik, przywykli więc łatwo do tekstów rozu­mianych tylko częściowo. A przy tym nie zdają sobie zwykle sprawy ze swej igno­rancji. Co może zle przyzwyczaje­nie! Mało kto wie, jak znacz­na jest liczba osób biędaie rozwiązujących krzyżówki, a nie mających o tym pojęcia. Niedawno byłem świadkiem, jak jeden fałszywy krok. je­den mylnie wybrany trop prowadził rozwiązywacza na manowce, po których stąpał jednak dalej z niezachwianą pewnością siebie. Wyjaśnie­nie: „nadziane aktami", 6 li­ter, zrozumiał on jako „dra­mat” (zamiast „biurko"). O- kreślenie: „śledząc piłkę można dostać zawrotu gło­wy”, 5 liter, rozwiązał jako „tracz” (zamiast „tenis"). U- koror.owaniem tych niepo­wodzeń i logicznym ich skut­kiem byt „mąż kozy”, trzyli­terowy. W kratce pierwszej figurowała już u mego roz­wiązywacza litera „L”, a w trzeciej — „N”. Wobec tego napisał „LIN” i z czystym sumieniem odłożył rozwiąza­na krzyżówkę. ie od rzeczy będzie tak­że wspomnieć, że czyta­nie po łebkach, także tekstów' „artystycznych", wy­nika nieraz ze szwankującej dyscypliny pisania. Świeżym a przerażającym przykładem takiej beztroski jest dla mnie „Upadek Trzeciej Republiki” Williama L. Shirera, książki 0 przeszło tysiącu stronach tekstu, rozwlekłej. pełnej powtórzeń, którą z łatwością 1 pożytkiem skrócić by moż­na było o jedną trzecią. Kto przy takiej książce opuszcza dziesiątki wierszy i całe aka­pity, ten może później prze­nieść to przyzwyczajenie ną*. lekturę Epilogu „Pana Ta­deusza”. gdzie każde zdanie jest cytatem. Cóż za szkoda wynika wtedy z takiego na­wyku W prasie codziennej i lite­rackiej coraz ktoś nowy cy­tuje powiedzenie „rzeczywi­stość skrzeczy”. Niedawno wi­działem je navzet w tytule artykułu czasopisma kultu­ralnego. Gadka stała się modna i jeden autor artyku­łu spisuje ją od drugiego, nie troszcząc się o własną Kom­promitację. Bo jednak kultu­ralnemu Polakowi wypadało­by znać przynajmniej I akt „Wesela". Poeta mówi tam do Gospodarza: „Duch się każdym poniewiera, że cza­w sami dech zapiera; tak by gdzieś het gnało, gnaio. tak by się nam serce śmiało do ogromnych, wielkich rzeczy, a tu pospolitość skrzeczy, a tu pospolitość tłoczy, włazi, w usta, uszy, oczy..,”. A więc nie „rzeczywistość”, panowie! Jeden z najdowcipniejszych ludzi w Warszawie, a przy­najmniej w dzielnicy W-wa- Sródm., Eryk Lipiński, napi­sał w „Szpilkach” (nr 38) niezły dowcip, ale niestety na całą kolumnę (może tak tam wymagają?). Więc w pierwszym akapicie mowa jest o tym, że na Ry­nek Starego Miasta nie wol­no wjeżdżać samochodom, w drugim i trzecim akapicie, że autor ma w związku z tym pewien pomysi: aby roz­szerzyć ten zakaz na Saską Kępę. I tu już średnio nawet domyślny czytelnik wie, że w następnych akapitach będą wyliczane dalsze dzielnice Warszawy. Nie %vie tylko, w jakiej kolejność;. Oko zjeż­dża szybko w dół: akapit 4 Powiśle, 5 — Wola, 6 -pl. Defilad. 7 — ciąg pl. Zam­kowy — Belweder itd. aż do akapitu nr 14. Tak właśnie skłaniają nas autorzy do czytania ultraselektywaego! W XlX-wiecznej „Gazecie Świątecznej” mielibyśmy ry­sunek Kostrzewskiego z pod­pisem: „Paweł; Słyszałeś, że na Rynek n:e wpuszczają po­wozów? Gaweł: Powinni tak zrobić W całym mielibyśmy Wenecję mieście, Półno­cy.” Byioby to krótko, aie — przyznać muszę — wcale nie lepiej. Stąd morał, że i zwię­złość nie gwarantuje ja«ości. eżeli idzie zaś o meritum sprawy, to nie mam nic przeciwko wyłączaniu pewnych przestrzeni miej­skich z ruchu kołowego. Przynosi to niekiedy dobre skutki, jak np. na Za tytkach, pięknej i długiej ulicy dla ruchu pieszego Ściany Wscho­dniej. Ale na Rynku staro­miejskim zadziałano raczej dla sentymentu niż ze względów praktycznych. I to uderzyło w próżnię. Bo ta­­keśmy się zdążyli już uli­­rycznić na temat pięknie od­budowanych zabytków, żeś­my ze szczętem zapomnieli, źe wojna przyniosła Warsza­wie w tej dziedzinie straty niepowetowane. Nic jest to już bowiem dawne Stare Miasto z właściwym mu ży­ciem. z charakterystycznymi mieszkańcami (czy ich po­tomkami), z odwiecznymi do­mami i sklepami, ale nowa dzielnica z nowoczesnymi mieszkaniami, całkiem in­nym typem mieszkańców, całkiem odmiennym trybem życia, innymi lokalami, od­twarzająca dawną tylko w sensie dekoracji teatralnej. Zapominając o tym smu­tnym fakcie, wiązano z oczy­szczeniem Rynku z samocho-aów jakieś nieokreślone na­dzieje. Dwie studzienki i sto­liki kawiarni miały lam «tworzyć atmosferę dawnych lat... A tymczasem, gdy tylko odpływają gromady turystów, na Rynku robi się pusto (je­śli nie liczyć ponurych pija­ków z „Bazyliszka” i wesel­szych nieco z „Krokodyla”). Nic się tam nie dzieje, bo mieszkańcy (o składzie so­cjalnym podobnym do mie­szkańców innych osiedli sto­licy, może. nieco bardziej in­teligenckim) nie mają na nim nic szczególnego do robo­ty. Ratusz nie miałby tam sensu bez jurydyki i rajców, a targ — bez staromiejskich straganiarek. Sądzę, więc. że jeśli samochody zalegają, pla­ce takie jak Vendöme czy św. Piotra, to mogłyby bez większej szkody 'parkować na naszym Rynku; myślę też, i że prędzej czy później, siła czy bezwładem rzeczy, tak się właśnie stanie. Bo cho­ciaż czytamy w prasie, że największe stężenie dwutlen­ku siarki ze spalin samocho­dowych zanotowano na Kra­kowskim Przedmieściu, zaw­sze możemy się pocieszyć, że w innych miastach stężenie to jest jeszcze większe, Wracając zaś do patentów na lenistwo, warto na koniec wskazać na jeszcze jeden — naukę w czasie snu. Artyku­ły na ten temat miały cha­rakter tak dostojny, że ny* gusy zacierały już ręce z u­­ciechy. Niestety, bezstronne badania wykazały, że wyrazy powtarzane nad giową śpią­cego bynajmniej do niej nie wchodzą. Zresztą i bez ta­kich badań doświadczenie ty­siącleci powinno było dawno przekonać pedagogów, te ucz­niowie przesypiający lekcje nie zaliczali się na ogól ni­gdy do prymusów. PATENTY DLA LENIÓW WŁADYSŁAW KOPALIŃSKI N Str 5 C ZYBKI rozwój gospo­darczy nie jest możli­wy na dłuższą metę bez odpowiednio zna­cznego wzrostu siły na­bywczej społeczeństwa Nawet przy najdalej posunię­tej oszczędności w dziedzinie płac. rozwijanie frontu inwe­stycyjnego oraz produkcji — bez rozszerzanie czego nie jest możliwe wzmacnianie po. tenc.iału ekonomicznego kra­ju — pociąga za sobą stałe zwiększanie ilości pieniędzy wśród ludności. Konsekwen­cją tego stanu rzeczy jest ko­nieczność przeciwstawiania rosnącej sile nabywczej dosta­tecznej masy towarów i usług. Należy przyznać, że problem nie iest łatwy, gdyż wiąże się z podstawowymi pytaniami, na które muszą odpowiadać eko­nomiści we wszystkich kra­jach. to znaczy jaką cześć do­chodu narodowego przezna­czać na akumulację, a jaką na spożycie, jakie maią bvć kierunki inwestowania i kon­sumpcji. z ie.kicb źródeł ie fi­nansować. -akie warstwy spo­łeczne maią ponosić podsta­wowe koszty rozwoiu gospo­darczego kraiu oraz kto i w jakiej kolejności ma korzystać z efektów tego rozwoiu. Dalsza komplikacia wiąże się z faktem, że z najrozma­itszych względów nie jest mo­żliwe całkowite wyelimino­wanie ruchu cen i związanego z tym wzrostu kosztów u­­trzymania. W Polsce koszty te rosły w ostatnich latach nrze­­cietnie o 1.5—2.0 nroc. Można szacować, że w okresie bieżą­cego 5-lecia koszty utrzyma­nia wzrosńą o ponad 8 proc. (Według danych GUS. zawar­tych w Małym Roczniku Sta­tystycznym 1970 r. wzrost ko­sztów utrzymania w latach 1966—1969 wyniósł 6,3 proc.). W świetle samego zjawiska ruchu cen w rozwiniętych krajach Zachodu, przekracza­jącego np. w NRE 3 proc. średniorocznie, nie jest to zbyt Wiehd wzrost kosztów utrzy­mania, niemniej dla niektó­rych rodzin może być on dość odczuwalny Ruch een jest wywoływany wfe* loina przyczynami. ! tak okre­sowe wahania produkcji rolnej pociągają za sobą zmiany een» szczególnie widoczne w zakresie warzyw \ owoców. Wprowadzanie na rynek nowych towarów, bądź Wzrost kosztów produkcji pociąga­ją za sobą wzrost cen. (Pomijamy fu fakt na ile te zmiany cen oraz ich rozmiary* w konkretnych przypadkach są usprawiedliwio­ne), Sytuacja w handlu zasra* nicznym oraz wymogi polityki społecznej, np. w odniesieniu do alkoholu są kolejnymi czynnika­mi wpływającymi na zmiany cen. Duże znaczenie ma tu również fakt utrz.vravwania się przez dmż* szv okres czasu wyraźnej przewa­gi popytu nad możliwościami za­opatrzenia rynku w dany towar. Rozwiązanie tego. jeśli pominąć rac jonowa nie. jgko ostateczność, może polecać bądź na podniesie­niu ceny do poziomu równowag;!, bądź przez wcdlożanie kolejek w sklepach i niepełne zaspokajani* występującego popytu istnieje jeszcze jedno rozwiązanie, poleca­jące na dostosowaniu produkcji dóbr konsumpcyjnych do r?ec.zv­­wisteSo zapotrzebowania społe­czeństwa. «lest to rozwiązanie oa.j* idenbuiejsze. niestety nie zawsze możliwe do pełnego a zwłaszcza szybkiego zrealizowania. Wymienione problemy stoją w chwili obecnej, z mniejszą lub większą ostrością, przed wszystkimi państwami socjali­stycznymi. Teoria, jakoby w państwach socjalistycznych zapotrzebowanie na towary rynkowe z zasady musiało być wyższe niż możliwości dostaw, dawno straciła obowiązujące znaczenie. Teraz we wszyst­kich krajach szuka się roz­wiązań. które by uwzględnia­jąc obiektywne wymogi żvcia ekonomicznego. zapewniały jednocześnie możliwie pełne zaspokojenie potrzeb związa­­nvch z rosnącą siła nabywcza społeczeństw. Tak np. w NRD. pomimo że zaplanowane na 1970 r. tempo wzrostu sprzedaży ar­tykułów przemysłowych zosta. ło osiągnięte już w lipcu br.. odczuwa się niepełne zaspo­kojenie potrzeb w najnowo­cześniejsze artykuły przemy­słowe trwałego użytku oraz w najmodniejsze, wysokoiakoś­­ciowe artykuły przemysłu lek­kiego.!) W konsekwencji obok podejmowania kroków zmie­rzających do odpowiedniego rozwoiu zdolności produkcyj­nych w przemyśle dóbr kon­sumpcyjnych. został zwiek­szony operatywnie import dla potrzeb rynku o 0,5 mld ma­rek dewizowych. Istniejącej sytuacji należy też przypisy­wać wprowadzenie bardzo o­­strych przepisów celnych o­­graniczających wywóz przez turystów towarów z NRD. Z innych krajów Węgry, jak wiadomo, bardzo zwiększyły import poważnie towarów konsumpcyjnych. Coraz większą uwagę na problemy poprawy zaopatrze­nia rynku . kieruje sie ostat­nio w ZSRR. Charakterystycz­nym przejawem tego był ar­tykuł jednego ż dyrektorów Gospłąnu. N. Mielnikowa. w dzienniku związków zawodo­wych „Trud”.2). Podkreśla! on również zja­wisko szybkiego wzrostu siły nabywczej ludności i związa­nego z, tym rosnącego popytu na towary. ,za którym niejed­nokrotnie nie może nadążyć przemysł. .Stwierdzał . on szczególności, że w ciągu: bie­w żącego 5-lecia wzrost obrotów handlu detalicznego w ZSRR wyniesie najprawdopodobniej 43 proc., co jest osiągnięciem bardzo dużym, jakkolwiek je. szcze niewystarczającym. od Należy tu przypomnieć, że pewnego czasu , tempo wzrostu w ZSRR produkcji przedmiotów spożycia (grupa „S”) jest szybsze od tempa wzrostu produkcji artykułów grupy „A”. Mielników postu­luje kontynuowanie tei ten­dencji. a zwłaszcza dalszą, in­tensywna rozbudowę przemy­słu wytwarzającego dobra konsumpcyjne. Ponadto . pro­ponuje on pogłębienie badań nad przewidywanym kształ­towaniem sie zapotrzebowania społeczeństwa na poszcięgółne towary oraz szereg nćwych rozwiązań organizacyjnych. Interesująca jest zwłaszcza propozycja, zmierzająca do przyśpieszenia procesu .wpr-or wąchania do produkcji no­wych towarów rynkoWvch, przez odpowiednie zwiększe­nie bodźców materialnego za. interesowania.' Autor postulu­je mianowicie, wiać zakładom aby pozosta­przez okres p'erwszego roku cały zysk; ja­ki osiągną one z wprowadze­nia do produkcji i obrotu no­wego wvrobu. iub też nowego, ulepszonego” modelu. Dla polskiego czvtelnika nąibardziei jednak bedzfe in­teresujące uzyskanie odpowie­dzi na pvtanie. iak przedsta­wiał sie w naszym kraiu wzrost spożycia w bieżącvm 5-łeeiu 1966—1970. a zwłaszcza w iaki sposób była pokrvwa­­na towarami rosnąca siła na­bywcza społeczeństwa. • ten Żądania planu 5-letniego na okres, stwierdzając, że spożycie dóbr konsumpcyj­nych, finansowane z docho­dów osobistych powinno Wzrosnąć o ok. 25 proc., stwierdzały wyraźnie. że „po­prawa stopy życiowej powin­na być osiągniętą nie tylko przez rozszerzanie funduszu snożręia.. lecz również nrze2 możliwie pełne dostosowanie masv towarowej i usług do poovtu ludności, ze szczegól­­nvm uwzględnieniem zmian w Bonvcie. związanych ze wzro­stem dochodów i zmian w strukturze wieku społeczeń­stwa”. Uchwała Sejmu PRL o pla­nie 5-lelnim podkreślała rów­nież. źe realizacja, tych zadań „wymaga zwłąszcza poprawy zaopatrzenia rynku w artyku­ły przemysłowe trwałego : u­­żytku Przy jednoczesnym roz­szerzeniu wachlarza i jakości wvojińw...” W spęcyficzńyęh warunkach eolskich, a zwłaszcza w świe­tle naoiętęj sytuacji w bilan­sie, ola'nfczvm kraju w latach 1969—-1970. nie bvło możliwe radykalniejsze pop rasy i ani e zaopatrzeń;a kraiu ‘ Jfosztejm handlu zagranicznego. Przeći_ w.nie. czynnik fen zmuszał nawef w , pewnych przypad­kach do ograniczenia d-’Sta'r na rynek wewnętrzny, iąk to na przykład było w zakresie kawy, Diąfeeo też ukształto­wanie się krajowej produkcji — a .nie ewentualny hnnort — decydowało w podstawowej mierne o rozmiarach 5 kierun­kach spożycia i stanie rynku. Wstępne szacunki wskazu­ją. że globalne zadania w tvm zakresie zostana zrealizowane. Przewiduje -sie. że snożvcie z dochodów osobistych wzroś­nie o ok. .27 proc., , ti, nieco szybciej n'ż przewidywały za­łożenia planu. Również oro­­porcie pomiędzy wzrostem prodiikefł orzemvslowei miny „A” i „B” uległe poprawie na korzyść tej o^tatnioi. Ns«*apił dalszy wzrost spożycia głów­nych wyrobów konsumpcyj­nych. Pomimo lednak f.vob rezul­tatów w zakresie globalnych zadań, sytuacje na rynku we. wnetrznvm należy określić ja­ko daleka od doskonałości. Wynika to % faktu, że iedno z Podstawowych zadań otańu 5-letnięgo. nakazującego lep­sze dostosowanie struktury Produkcji-do : potrzeb -ttirhość! nie zostało-w pełni zrealizo­wane. Rnrswa ta Jednak wy­maga odrębnego omówienia. 1 ..Berliner geftunw - er 9.70 » 0 „Trud” 2 27 i 29.D.7« r. PRODUKCJA I RYNEK KAZIMIERZ ROMANOWSKI

Next