Zycie Warszawy, październik 1970 (XXVII/234-260)
1970-10-25 / nr. 255
Kn 255 25-26 PAŹDZIERNIKA 1970 R. <W> ŻYCIE WARSZAWY Sfr 3 MUZEUM SZTUKI WSPÓŁCZESNEJ Prof, dr STANISŁAW LORENTZ W YSTAWA w Muzeum Narodowym, obrazująca osiągnięcia malarstwa sztalugowego w pierwszym 25-ledu Polski Ludowej, wystawa, której otwarcie nastąpi 29 bm. —stanowi ważne wydarzenie w życiu artystycznym, a dla Muzeum Narodowego nowy etap wr realizacji programu, zainicjowanego w ostatnich latach przedwojennych i konsekwentnie rozwijanego w ostatnim ćwierćwieczu. Już w r. 1937 porozumiałem się z Dyrekcją Państwowych Zbiorów Sztuki i za zgodą ministra WRiOP i prezydenta miasta Warszawy poczyniłem kroki, by działalnością Muzeum Narodowego objąć i sztukę współczesną. Przejęliśmy wtedy bardzo cenne zbiory państwowe (Muzeum Narodowe było własnością miasta) i rozpoczęliśmy organizowanie wystaw sztuki współczesnej — od wystawy, która osiągnęła niebywały sukces i została dobrze zapamiętaną: „Malarstwo francuskie od Maneta po dzień dzisiejszy”. Wznowiliśmy wystawy sztuki współczesnej obcej zaraz po wojnie i urządziliśmy kilkanaście ważnych wystaw sztuki współczesnej polskiej w ciaeu ubiegłego okresu: pierwsze salony, wystawa na 15-lecie —■ wystawy indywidualne najwybitniejszych artystów. — cenne naukowe katalogi — przypominać tego nie trzeba. Na Muzeum Narodowym ciąży też zasadniczy obowiązek — stworzenia Muzeum Sztuki Współczesnej, jako jednej z podstawowych Galerii Muzeum. Ponieważ ze względów zrozumiałych nieprędko powstanie nowoczesny .. budynek Muzeum Sztuki Współczesnej na terenach ogrodowych, związany z gmachem głównym Muzeum Narodowego w -Warszawie — powzięliśmy inną koncepcje — tworzenia naszego Muzeum Sztuki Współczesnej etapami, w warunkach, ną które nas stać. Mówię oczywiście nie o; salach wystaw czasowych — tych' mamy już w Warszawie wiele — ale o Muzeum, o wystawie stałej, systematycznie dopełnianej i korygowanej, reprezentującej nasze .współczesne osiągnięcia w dziedzinie sztuk plastycznych; współczesne. to znaczy od r. 1945. Co dotąd osiągnęliśmy? Utworzyliśmy Muzeum Dunikowskiego w Królikarni 1 Muzeum Plakatu w Wilanowie, w Oranżerii wilanowskie) i na przylegającym do nie), terenie parkowym mamy stair pokaz rzeźby polskie) XX do lat ostatnich, jako prowizoryczne Muzeum Współczesnej Rzeźby Polskie). I dwie kondygnacje postanowiliśmy pawilonu, do- budowywanego obecnie na osi gmachu Muzeum Narodowego od «trony ul. Książęce), przeznaczyć na sale wystawowe malarstwa polskiego ostatniego półwiecza. Bezpośrednio z hallu głównego, z obu podestów na piętrze i z obu stron wielkie) klatki schodowej na parterze przechodzić się będzie do tych sal wystawowych o łączne) powierzchni ponad 500 m2. Ponieważ Galeria Malarstwa Polskiego * czasów od XVI w. do r. 1930 mieści się też w centralnych pawilonach gmachu, związek między Galerią Malarstwa Dawniejszego 1 Galerią Sztuki Współczesne) będzie bezpośredni. Zostanie więc dopełniony dezyderat, by sztukę współczesną przedstawić nie w oderwaniu od naszych tradycji artystycznych, lecz w nawiązaniu rio nirh W stałych salach wystawowych bedzie można umieścić tylko wybór najwybitniejszych obrazów i przedstawić najważniejsze problemy. Muzeum Narodowe zdecydowało się wiec, by na cele Muzeum Sztuki Współczesnej przeznaczyć i 2 górne pietra nowegc skrzydła. Tu pomieścimy du-T ydzień temu jeszcze słońce, szaleństwo czerwieni i brązów, pajęczyna między świerkami, a w długowłosej trawie rydze. Rydz — grzyb żołnierski: zdrowy i choć w środku niczym serce czerwony, to po wierzchu zieleniami, szarościami tak celnie zamaskowany, że tropić go trzeba na kolanach. paluchami źdźbła rozgarniając na boki. To tydzień temu, a dziś już drzewa bez liści, deszcz przyciemnia płaszcze i ulice, na przedpolu smutny listopad. Pora więc najwyższa wydobyć z teczki listy pozostałe z lata, aby nie przeszły poślizgiem w nową porę roku. Naturalnie nie wszystkie, lecz te co takie problemy poruszają, które mogą zainteresować więcej osób. „Nie jestem literatem, ale napisałem książkę apartą na wspomnieniach { własnych przeżyciach z okresu wojny... nazwiska i fakty są prawdziwe.. ci ludzie prawie wszyscy zginęli" — pisze Henryk F, ży. półwystawowy magazyn współczesnego malarstwa, dostępny dla artystów, krytyków i miłośników sztuki. Pozwoli nam to łącznie w stałej ekspozycji w salach wystawowych udostępniać wiele set obrazów — co łącznie umożliwi dość pełne zobrazowanie naszego dorobku artystycznego z ostatnich dziesięcioleci. Na wyższych piętrach będą też pomieszczone magazyny współczesnej grafiki i współczesnej sztuki zdobniczej, dostępne dla zainteresowanych. Cały nowy pawilon przeznaczony więc zostaje dla sztuki współczesnej. A wobec tego zamierzamy uczynić jeszcze dalszy krok. Główny dziedziniec Muzeum i podcień pfzy głównym wejściu, s także piękny zadrzewiony boczny dziedziniec, obecnie zamknięty dla publiczności, i teren parkowy przy nowym skrzydle — przeznaczone będą na ekspozycje rzeźby współczesnej ha wolnym powietrzu. Tu przeniesiemy rzeźby, wystawione teraz w parku wilanowskim. A wobec tego wybór rzeźb współczesnych zamierzamy wprowadzić też do sal wystawowych i półwystawowych nowego skrzydła gmachu. Będziemy więc już mogli mówić o Muzeum Sztuki Współczesnej, o Galerii głównym gmachu, równorzędw nej z innymi wielkimi Galeriami Muzeum Narodowego: Sztuki Starożytnej, Sztuki Średniowiecznej, Sztuki Obcej i Polskiej Sztuki dawniejszych czasów. Samodzielnymi oddziałami tego Muzehm Sztuki Współczesnej będą nadal Muzeum Dunikowskiego w Królikarni i Muzeum Plakatu w Wilanowie. W salach wystaw czasowych Muzeum Narodowego zamierzamy co roku urządzać pokazy współczesnej grafiki i sztuki zdobniczej. Program ten przedstawić mogę z okazji wystawy 25- lecia, bo jest realny. Spodziewamy się, że za rok dysponować będziemy nowym skrzydłem i otworzymy nasze Muzeum Sztuki Współczesnej. Rzeźbę zaś przenosić zaczniemy z Wilanowa w najbliższych miesiącach. Gdy tak poważnie rozszerzy się zakres ekspozycji w głównym gmachu Muzeum Narodowego, powrócić warto do nie zrealizowanych pomysłów przedwojennych. Każdy, kto przechodzi alejami .Jerozolimskimi koło Muzeum Narodowego, i każdy kto wchodzi na główny dziedziniec, przy podjeżdzi« na « cokołach widzi wielki® wazy kwiatami między * wysokimi maz sztami, na które w dni uroczyste i z racji otwarcia wystaw wciąga się sztandary. Maszty i cokoły — to pomysł arch. Antoniego Dygata, z okresu, gdy kończyliśmy w r. 1937 i 1938 nowy gmach Muzeum. Ale nie myśleliśmy wtedy o wazach z kwiatami, lecz o rzeźbach na cokołach. Gmach Muzeum usytuowany Jeśt nie na osi wielkiej arterii komunikacyjnej, lecz z boku, co jest bardzo niekorzystne. Nie wyczuwa się tego, że w linii ulicy na prawie 200 m, z punktów widokowych na skrzyżowaniu alei Jerozolimskich i Nowego Światu gmach widać w dużym skrócie. Maszty i rzeźby w intencji Dygata zaakcentować miały główne wejście. Czy nie należałoby się zastanowić nad tymi dawnymi koncepcjami i podjąć je w chwili, gdy dobudowa nowego skrzydła od strony ogrodu zamyka czterdziestokilkuletni okres wznoszenia gmachu. Czy na cokołach zamiast prowizorycznych i tylko sezonowych waz z kwiatami nie warto ustawić form przestrzennych, skomponowanych i w nawiązaniu do istniejących masztów i do całego założenia architektonicznego? Muzeum w układzie przestrzennym śródmieścia zajmuje miejsce bardzo eksponowane, a gdy porządkujemy teraz jego zaplecze i nawiążemy do wielkich terenów parkowych na skarpie warszawskiej, zdecydować trzeba, jak ostatecznie ukształtować się powinno otoczenie. dzo Muzeum Narodowe jegt barzainteresowane sprawą jak najwłaściwszego rozplanowania terenów przyległych, a także pozyskania dominującego akcentu na osi głównej budynku od alei Jerozolimskich. To zresztą sprawa nie tylko nasza, na pewno też urbanistów, architektów, rzeźbiarzy i wszystkich miłośników Warszawy Wypowiedziałem się w sprawie Muzeum Sztuki Współczesnej w Warszawie. Ale z okazji wystawy, której otwarcie nastąpi 29 bm., warto by poruszyć w ogóle sprawę muzeów sztuki współczesnej w Polsce, nie w sposób fantastyczny, lecz realny. Piszę o „muzeach”, jako samodzielnych działach w istniejących dużych zakresie muzeach o szerszym działania, przede wszystkim w muzeach narodowych w Krakowie i w Poznaniu, w muzeach w Łodzi, we Wrocławiu, Toruniu, Szczecinie, Gdańsku, a także i takich ośrodkach, które swój awans kulturalny zawdzięczają słusznej polityce mnożenia w Polsce Ludowej ośrodków życia kulturalnego, jak Zielona Góra, Słupsk, Rzeszów, Kielce. Ich ambitne zamiary zasługują na serdeczne poparcie, ale chyba warto przedyskutować dokładnie zasady rozwoju sieci muzeów sztuki współczesnej. Wprawdzie w dziedzinie kultury jest bardzo trudne planowanie, ale jest konieczne przynajmniej w tym zakresie, który wiąże się z mecenatem państwa. A przecież wyznaczenie roli muzeów w dziedzinie sztuki współczesnej Wiąże śle z problemem bardzo ważnym i bardzo szerokim, o którym tylko wspominam: jakie mają być losy tych wielu tysięcy obrazów, które rokrocznie powstają. ile z nich przyjmować powinny muzea, ile zakupywać mogą instytucje państwowe i zakłady pracy dla celów dekoracyjnych, dla domów kultury, świetlic, klubów książki i prasy, dla reprezentacji zagranicznej i krajowej, ile może stać się przedmiotem handlu zagranicznego i krajowego. itd. Informacje, które posiadamy. trzeba by zestawić, wnikliwie zinterpretować wyciągnąć wnioski. To ważny i i pilny obowiązek, o którym przypomni za dni pare wystawa w Muzeum Narodowym. morusany „San” z furią opryskał na odjezdnym — czerwony przystanek PKS. Gliniasta maź upstrżyja słupek i przylgnęła do pustej tablicy po rozkładzie jazdy. Będzie trzymało do zimy! Budno ma błoto ogromne, przepaściste i nie do pokonania Znów jest cicho i sennie; monotonnie gdaczą kury, w oknach między doniczkami grzeją sie bure koty. Pyzata dziewczynka z tornistrem, zawzięcie pedałująca na męskim rowerze, odkrzykuje zadyszana, że matka i stryjne poszły do pegeeru rwać buraki. Tylko świetlicowa została, bo przvjechali do niej taksówką z Goleniowa. Kto? Nie wiadomo, jakaś pani i pan, stoją koło kościoła.. Gołębiowska? — spod białej chustki filuternie mrugnęły czarne oczy. — To ja! Odchodzi trochę na bok 1 szepcze: poczekajcie, zaprowadzę tylko tych Niemców do PGR, mówią, że przed wojną mieszkali niedaleko stąd. ...Kartka była różowa, czarną wroną, nazwisko kolez żanki przekreślone, a wpisane moje. Ojciec z miejsca domyślił się, kto to zrobił. Sołtys, Ukrainiec, chciał oszczędzić swoich. Nie było już na co czekać. Owinęłam szmatkę bochenek z wiatraczw nej mąki — w domu mówili, że upieczony z białej, od młynarza, za szybko zjada się — i poszłam pieszo na stację do Biłgoraja. Przydzielili mnie do bauerki, która miała syna, jedynaka na froncie. Kiedyś przyjechał na urlop. Wesoły, trzaskał oficerkami i śpiewał: Deutschland, Deutschland, über alles... Rano. gdy czyściłam mu te okropne buty. rzucał we mnie laczkami krzyczał, że Polaki kaput... Co i jeszcze namietam: głód. Surową brukiew żarliśmy. A bauerka chlipała na śniadanie rosół. Zebrało mi się na wspominki, bo popatrz pani, jaki mały jest świat. Ci Niemcy, co taksówką przyjechali, sąsiadują z moją niemrą. wiedziałam, że jej Nawet nie jedynak zeinął na froncie. Ale ja tu ze swoim! myślami, a pani pewnie za jakaś snrawą i może spiesząca sie? Nieee! To bardzo proszę do klubu zajść, ciastka mam jeszcze świeże, to znaczy przedwczorajsze, przywiozłam z tej uroczystości. — Ładnie? A z serca mówione? To miałabym prośbę. Widziałam w telewizorze jeden klub w Warszawie, taki duży, na rogu ulic. W oknach wisiały zdjęcia z całego świata, Jakby to nam się przydało! Od lat robie gazetkę na. świetlice, najczęściej z „Przyjaciółki” albo „Zielonego Sztandaru”. ale mało kto na nią patrzy. Ja to mam do dzieci słabość. Zaraz po wojnie założyłam przedszkole. Nauczycieli nie było, nikt nie pytał się, czv z sześcioma klasami poradzę. Ale! Gadanie. Swoich troje wychowałam, to z obcymi ma iść gorzej? Prawdę mówiąc, te pierwsze dzieci po wojnie nie były takie mądre jak teraz. Zasmarkane, ani butów dobrych, ani rajtuz dopranych. Wyprowadziłam kiedyś gromadkę do lasu i nakazałam starszym bawić się z maluchami. No, to one wyciągnęły spod koszul piłki. Ale jakie! W moim rodzinnym Zamchu takimi graliśmy. Z powrósła lnianego owiniętego pończochą, albo krowiej sierści. Pani nie zna? No, na pastwisku skubało się krowę i potem sierść trzeba było polać mlekiem. Aż urosła kulka, nawet miękka, tyle, że śmierdząca. Gdy więc zobaczyłam takie zabawki, wydało mi się, że cała biłgorajska bieda na zachód za nami przywlekła się. Śmiać chce mi się z tamtych strachów'. Teraz dzieci najważniejsze. Co chcą, dostają. Do geesu sprowadzili lalki po 300 zł, poszły w ciągu jednego dnia. O, tamten adapter też dla dzieci. Płyty z bajkami puszczam na nim. Pierwsza klasa, co? Dostaliśmy go za przedstawienie, sama je obmyśliłam. Na scenie paliła się żarówka w czerwonej bibułce, niby ognisko. Dookoła stały świerki. No pewnie, że nie sztuczne, lasów koło Budna jest dosyć. I jeszcze co — Wzięłam od kościelnego kadzidło i trochę pomachałam nim. A role były zwyczajne. Życiowe. O żołnierzach, wysiedlaniu na zachód, szabrownikach. Grali ci, którzy są w Budnie od samego początku. Dlatego wyszło im z czuciem Kiedyś dali mi dyplom. Za inicjatywę. Co to jest ta inicjatywa? Lubię robotę i już. A może im chodziio o to, że nie wszystko wychodzi moimi rękami? Sama przecież nie wydżierżę. Gazety muszę sprzedawać. Zresztą niech się młodsi wprawiają. Do biblioteki poprosiłam panienkę z biura, ona najwięcej czyta. Ja bym chciała, żeby każde dziecko w Budnie przeczytało choć jedną książkę w miesiącu. A przepraszam, że pytam, tak z ciekawości, czytała pani „Dolinę bez wyjścia“? Nie, autora nie znam, była bez okładek. Tak pisało: dwócb podróżnych wpadło w przepaść, wołają, nikt nie przychodzi. Oswoili wielkiego ptaka, przywiązali się do jego skrzydeł i on wyniósł ich na szczyt góry. — Nie czytała pani? A: „Sygnał z ciemności’’? O Cygance, która porwała dziecko dziedzica i zginęła od pioruna. To taka więcej do płaczu. Zapalić telewizor? W Budnie prawie w każdej chałupie by wyryć w kamieniu wszystkie nazwiska". „Ja w tamtych czasach byłem w obozie koncentracyjnym, ale żołnierze 1 armii to także moi koledzy” — pisze pan Ryszard Lewiński, przed pół wiekiem ułan krechowiecki. Przesyłam na pańskie ręce 200 złotych na ten pomnik. Każdemu poległemu należy się imię i nazwisko na grobie” Przeglądam raz jeszcze kilka listów w tej samej sprawie i smutno mi, że ani jednegc z Wałcza. Bo póki w tym mieście ktoś się cmentarzem Sześciu serdecznie Tysięcy nie zajmie, niczego nie zdziałamy. ce, Za tydzień Zaduszki. Wieńschrypnięte przemówienia, warty honorowe, świece, Proszę o coś trwalszego niż płomyk — o nazwiska wyryte w kamieniu. Proszę w imieniu tych, którzy mieliby prawo żądać, gdyby mogli kd nam zawołać poprzez ćwierć wieku, przez wciąż grubiejącą ścianę czasu. oglądają „Kobrę“. To dlatego tak trudno ściągnąć ludzi na spotkania. Po prawdzie, prelegent}' nie zawsze ciekawi« mówią. Nieraz zbierałam sięl napiszę do ich biura w Szczecinie, wytłumaczę, że chłop,' gdy już brudną koszulę i gumiaki zrzuci, nie będzie faty-* gowal się po próżnicy. Trzeba życiowo mówić, najlepiej o chorobach. Od nas do powiatu jest tylko S kilometrów, doktór na zawołani« przyjeżdża, ale starzy lubią kurować się po dawnemu. Matka moja na ten. przykład do końca swoich dni wierzyła, że na robaki najlepsza łyżka nafty wypita na czczo, na kasze! główka czosnku, i nogi w słonej wodzie wymoczonej a na przestrach tylko moc* babki wypity naraz pomóe może. Powinno się też o chowaniu dzieci kazać. Po co bić je pasem? Pewnie, że szybciejsz« to niż siędnąć i gadać do rozumu, ale zawziętości uczy. Czy ja nie pamiętam, 11« naryczałam się, gdy ojciea rzemień z kolka zdejmował? Łóżko w izbie stało szeroki« a niskie, to był jedyny ratunek pod nie wleźć 1 przeczekać tatulowy gniew. Czasem usnęłam tam i dopiero w nocy myszy mnie obudziły, Gadam jak najęta. Niektórzy we wsi bez to krzywo na mnie patrzą, ale ja nie winowata. Chciałabym drugiemu strapienia oszczędzić. Na przykład ze szkołą. Męża miałam kształconego, z maturą. wstyd brał mnie, ża taka nieuczona jestem. Pokażę pani tylko z daleka, nie, proszę nie podchodzić, jaki mam brzydki charakter. Litery koślawe, a od byków ai się roi! Siebie już przekreśliłam, pamięć szwankuje, ale młodzi niech się uczą. Ila to ja nachodziłam się, gdy nie chcieli w Budnie podstawówki założyć. W gminie leżała kartka z Warszawy, ża siedem klas musowo przynależne nam, a powiat nie 1 nie! Pojechałam do Goleniowa na skargę, tam naskoczyli na mnie: nie bądźcie, Nastka, taka pyskata, bo przez was wróg klasowy przemawia. Ja na to: moż« mówić sam diabeł, nie ustąpię. No i wygrałam. Teraz elegancką mamy w« wsi szkolę, nauczyciele rozumiejący, wyżej uczniów pchają. W tym roku ani jedno dziecko nie zostało w domu. Kto wie, czy na średniej skończą? Na razie tylko jeden z Budna studiuje, syn stróża. Och, pani, ale było wybrzydzanie, gdy Kaziuk szedł na inżyniera. Jego ojciec niepiśmienny, drzwi na skobel zamknął przed synem. Ale Kaziuk uparty. No, to było trzy lata temu, tera* stróż chodzi dumny, w sklepie, gdy po machorkę zajdzie. cenzurkami chwali się. Ma czym! W zeszłym roku Kaziuk wielki zaszczyt wsi zrobił, samolotem nad Büdnern niziutko leciał. Stary rozpowiada, że na wiosnę syn weźmie go do Szczecina na zawsze. Po mojemu, taki pegeerowski stróż zmarkotnieje w wielkim mieście. A pani z samej Warszawy? Tam musi być pięknie. Byłam w stolicy jeszcze przed wojną, /fako sezonówka. Robiłam w polu u Żyda, nazywał się Paryż. Miał fabryczkę ogórków konserwowych. Ach, nie zapomnę cię, stolico! Marzyłam o tobie, śniłam, myślałam. że Warszawa jest najpiękniejsza, a wyszło na to, że w baraku przy Puławskiej więcej pcheł skacze niż moim słomianym Zamchu. w I jak ciężko pracowałam. Za jeden złoty dziennie, bez jedzenia od czwartej rano do dziewiątej wieczorem. Nie powiem. chciałabym pojechać teraz do Warszawy, aie z dziećmi z PGR. Pani widziała, jakie one ubrane? Zachowanie też na piątkę. Nie chwalący się dołożyłam do tego ręki. Lekcje ładnego jedzenia szykowałam, a stażystkę z gospodarstwa mówiłam. żeby starszych nau- czyła grać w biydża. Ja mówię szybko, myśli mi skaczą, ale jesz.cze nie uspokoiłam się po tej akademii. Do końca nie wierzyłam, ża wygram. Ciężko szedł mi pamiętnik, połowę życia w nim zamkłam. Pierwsza nagroda! W głowie mi się nie mieści. Przecież to takie zwykłe, peeeerowskie życie.. •) Na III sejmiku miłośników Ziemi Szczecińskiej jedną z dwu pierwszych nagród w konkursia „Dzieje szczecińskich rodzin w XX wieku” otrzymała bohaterka reportażu, Anastazja Gołębiowska ze wsi Budno w goleniowskim powiecie. NASTKA Z BUDNA" HELENA KOWALIK W Ł.azienkach Fol. CAF Bff PAMIĘTNIK, PAMIĄTKA, PAMIĘĆ Pik JANUSZ PRZYMANOWSKI i pyta co począć skoro maszynopis (100 stron) zos tał odrzucony kolejno przez trzy wydawnictwa „CaR-ić obeimuje około 380 stron... Reszla w brulionie i nie przepisuję, bo to poważny koszt... Chciałbym ocalić od zapomnienia wiele wydarzeń, o których jeszcze nikt nie pisał..." Naturalnie, nie wszystkie wspomnienia mogą być wydane drukiem, lecz przecież każda relacja, byle autentyczna i treściwa, zasługuje na ocalenie od zapomnienia. Zarówno Wojskowy Instytut Historyczny - (Warszawa 72 — Rembertów) jak i Zakład Narodowy im. Ossolińskich (Wrocław, Szewska 37) zakupują relacje, wspomnienia i pamiętniki, także w rękopisach. Podstawowym kryterium jest ich autentyczność i atrakcyjność opisanych wydarzeń. Można również próbować druku co ciekawszych fragmentów w prasie. Wiele gazet regionalnych chętnie publikuje materiały tego typu, zwłaszcza dotyczące własnego terenu Czasem malutka kartka bywa warta tyle co cały pamiętnik. Oto leży przede mną rozerwana na cztery' części, pożółkła, zapisana energicznymi literami liliowym ołówkiem chemicznym. Tłumaczę słowo po słowie: „Zaświadczenie wydane Józefowi, synowi Wincentego, Kościukowi na dowód, że od 27 do 29 kwietnia 1945 roku, brał aktywny udział w walce, pomagając pododdziałowi Armii Czerwonej bronić domu Nr 3 przy Ras...strasse (zatarte litery, spec musi odcyfrować) w Berlinie przed atakami wroga. — kapitan gwardii D. M....... (nieczytelne) jednostka wojskowa 16052". Przysłał tę kartkę Józei Kościuk z Białegostoku, a ja przekazuję ją do Centralnej Biblioteki Wojskowej, gdzie odpowiednio oprawiona i zakonserwowana pozostanie na wieczną rzeczy pamiątkę. Wdzięczny będę ofiarodawcy, jeśli zechce choć w paru słowach opisać wydarzenia owyeh trzech dni, dom nr 3 i kapitana gwardii o niemożliwym do odczytania nazwisku. O łatwych do, odczytania nazwiskach żołnierzy poległych na Wale Pomorskim pisałem 13 września. Proponowałem wyrycie tych nazwisk w kamieniu na cmentarzu Sześciu Tysięcy pod Wałczem. Zapłaciliby za to ich koledzy frontowi z 1 armii. Każdy za swych najbliższych. Wypisaliby je z dokumentów pracownicy Centralnego Archiwum Wojskowego, historycy, studenci Wydziału Historii Uniwersytetu Warszawskiego... „Jestem jednym z tych, którzy postradali na Wale Pomorskim kogoś najbliższego’’ — pisze dziennikarz z Pomorza — W lutym 1945 roku, te natarciu na Nadarzyn został ranny mój brat. Zmarł w szpitalu potowym. Po jego grobie nie .pozostało nic. To słuszny wniosek,