Zycie Warszawy, listopad 1970 (XXVII/261-285)
1970-11-21 / nr. 278
wft 278 21 LISTOPADA 1978 R. ? JAK ONI TO ROBIĄ? w Pniewy, w listopadzie 7.,,Pniewy mogą się pochwalić najstarszym weteranem Powstania Wielkopolskiego, którym jest mój ojciec. Wincenty P. (93 lata). Ojciec ucieszy! się ogromnie pochlebnymi wiadomościami o jego rodzinnym mieście. Jest z zawodu mistrzem murarskim, wyjechał z Pniew w 1928 r. do budującej się Gdyni, bo W Pniewach zaczynało być ciasno i trzeba było szukać pracy gdzie indziej...” — oto fragment listu, jaki z okazji uzyskania w ub. roku tytułu Wicemistrza Gospodarności, napisała do rady miejskiej mieszkanka Gdańska-Oliwy. Wiele serdecznych, ciepłych słów, połączonych ze wspomnieniami młodości, kiedy to Pniewy były małą, apatyczną mieściną bez perspektyw — przyniosła w dniach sukcesu poczta z różnych zakątków kraju. Czy był to sukces jednego sezonu? Czy miasto, które w wyniku różnego rodzaju bodźców: ambicji, rywalizacji, potrzeb życiowych, tak gwałtownie wyrwało się do przodu — nie spoczęło na laurach wicemistrzowskiego tytułu ? W wojewódzkiej radzie w Poznaniu panuje zgodna opinia, że władzom i ludności Pniew nie uderzyła woda sodowa do głowy. Przeciwnie, w tym roku wszyscy starają się jeszcze bardziej! i jeszcze lepsze Osiągają efekty. „Zresztą, niech pani zobaczy sama, na własne oczy”. Więc jadę. Dobre wielkopolskie drogi nie kończą sie na granicy miasteczka, tak jak to zdarza się gdzie indziej „kocimi łbami”. Wszystkie ulice Pniew mają nawierzchnię asfaltową, wszędzie ułożono płyty chodnikowe i krawężniki. Pierwsze wrażenie jak'najkorzystniejsze — odnowione, kolorowe elewacje domów, .schludna , poczekalnia PKS na rynku, nowoczesne wnętrza sklepów, przytulny klub-kawiarnia „Ruchu”. Wszędzie widać gospodarską troskę, rzuca się w oczy ład i czystość, miasteczka. Ale gdzie kończy się to, co przyniosło Pniewom w ub, roku dwumilionową nagrodę w ogólnopolskim' konkursie — a gdzie zaczynają się nowe przedsięwzięcia, nowe inicjatywy miejskiej rady i tutejszych mieszkańców? Niełatwo przeprowadzić linię graniczną. Niełatwo też Stwierdzić, w jakim momencie ci sami ludzie, do niedawna raczej bierni — przekształcili się w społeczeństwo aktywne, ofiarne i pełne inwencji. A może pniewianie zawsze byli tacy, może to .czysty przypadek, że ci, co widzieli miasto parę lat temu, dziś z trudem je poznają? Kierunki mobilizacji Sam pan przewodniczący Szydłowski, spiritus movens wszystkich tutejszych akcji, nie bardzo potrafi na to pytanie odpowiedzieć. Ot tak'się jakoś zaczęło, chyba od udziału w wojewódzkim współzawodnictwie o najpiękniejsze miasto Wielkopolski, do którego Pniewy zgłosiły akces W ślad za drukowanymi apelami do mieszkańców o pomoc i podjęcie czynów społecznych, poszli sarni członkowie prezydium MRN. radni, przedstawiciele organizacji społecznych do wszystkich niemal tutejszych domów. Przewodniczący uważa bowiem, że żaden apel. żadne oficjalne przemówienie' nie zdziała tyle, co bezpośrednie rozmowy z mieszkańcami. Jednocześnie rada domagaiąc się od ludności podjęcia generalnych porządków, umożliwiła uzyskanie pożyczek bankowych na remonty, zai pewniła materiały budowlane pomoc rzemieślników. 1 wtedy, niemal z dnia na dzień mieszkańcy Pniew energicznie zajęli się elewacjami swoich domów, dźwignęli walące się płoty, uporządkowali podwórka, ogródki, klatki schodowe. Kie dość na tym. Po odremontowaniu własnych posesji, wzięli się tutejsi za budowę i modernizację ulic, konserwację zieleni miejskiej, pomagali i pomagają w budowie kąpieliska 1 plaż nad jeziorem pniewskim, kopanie rowów przy robolach ziemnych budowanego rurociągu kanalizacyjnego. Ta ostatnia inwestycja stała się realna dopiero teraz, po uzyskaniu nagrody w konkursie — przedtem nie było na nią środków. Dziś jest ona widomym efektem wspólnej dla miasta działalności. Ten sukces jeszcze bardziej zdopingował mieszkańców. Ludzie, których prywatne działki musiały być częściowo zabrane pod inwestycje, nawet nie żądali od miasta odszkodowań rozumiejąc że rurociąg przyniesie i im samym bezpośrednie korzyści. Wiedzieli też, że w wyniku prawidłowego odprowadzania ścieków, które dotychczas zanieczyszczały jezioro, można będzie wreszcie urządzić nad jego brzegami rzeczywiście piękne kąpielisko, Koszt kilometrowego na razie odcinka rurociągu wynosi ma 769 tys. zl. Wartość tego, co już mieszkańcy Pniew przy nim zrobili w czynie społecznym, sięga 30« tys. zł, Industrializacja na miarę miasta Pó to, aby zainteresować ludzi własnym miastem, trzeba stworzyć jakieś perspektywy, nakreślić kontury jego przyszłości. Tutejsza rada zdaje sobie sprawę, że jest to jeden z najważniejszych elementów integracji, że jest tc szansa zahamowania odpływu młodzieży i fachowców. Jeśli mieszkańcy mają pozostać na miejscu, nie szukać chlóba jak ów wielkopolski powstaniec rodem z Pniewa w innych zakątkach Polski — trzeba dać im pracę. A z tym nie tak łatwo w 3-tysięcznym miasteczku, o rolniczym dotychczas charakterze. 400 osób zamieszkałych w. Pniewach jeździ do fabryk i urzędów innych miast w powiecie szamotulskim, a nawet do odległego o przeszło 50 km Poznania. Istniejące nieliczne bowiem tutejsze zakłady nie są w stanie zatrudnić .wszystkich chętnych. Świadomość tej sytuacji, trudnej b$a głównym powodem częstych ostatnio wizyt przewodniczącego MRN w wojewódzkiej radzie, a także w Warszawie, w Komisji Planowania, gdzie prezentował lokalne racje za stworzeniem większego obiektu przemysłowego na terenie miasteczka,' „Fachowców nam nie brak —,. perswadował — bo co roku nasza szkoła zawodowa wypuszcza 170 ślusarzy, tokarzy i innych specjalistów7. Miejsce na odpowiedni zakład się znajdzie, a istniejąca fabryka metalowa, ? dawnymi tradycjami, Stałaby się bazą dla nowego przemy«in« Te argumenty oraz sporządzony dokładnie bilans Siły roboczej tutejszego terenu przesądziły wreszcie sprawę na korzyść Pniew. Na szczeblu centralnym, zapadła' decyzja poparcia inicjatywy gospodarzy miasteczka > już w 1974 r. uruchomi tu produkcję Fabryka Aparatury Ui-ządzeń Komunalnych, która i dostarczać będzie wyposażenie dla oczyszczania ścieków’ i uzdatniania W’Ody. z Dumni są tu w prezydium odniesionego zwycięstwa. Oznacza ono bowiem dalszą aktywizację Pniew, zahamuje starzenie się miasta, da zatrudnienie 800 miejscow’ym ludziom. Z budową fabryki wiążą się i dalsze plany — budownictwa mieszkaniowego (wytyczono tereny pod 370 domków jednorodzinnych) gospodarki komunalnej (nowe drogi, wydłużenie rurociągu, sieci gazowej) itp. W tych staraniach o lepszą przyszłość Pniew nie S% gospodarze miasta osamotnieni Łatwiej im przeprowadzać różne akcje i zamierzenia, gdy wiedzą, że społeczeństwo darzy ich zaufaniem, a wszystkie aktywnie tu działające organizacje społeczne — poparciem, Nierzadko zresztą występują one z własnymi, cennymi inicjatywami. — Kochamy swoje miasto — mówi przewodnicząca Ligi Kobiet Maria Andrzejewska — i wszystkim nam leży na sercu jego dobro i przyszłość. Zatroszczyła się więc LK o zatrudnienie pniewskich kobiet, którym na miejscu jeszcze trudniej niż mężczyznom znaleźć zajęcie. Po rozmowach z poznańską spółdzielnią „Renoma” udało się uruchomić w Pniewach filię, która umożliwia pracę chałupniczą 57 tutejszym mieszkankom. Wiele z nich nie spodziewało się nawet, że będą mogły z szycia koszul nocnych dorzucić do budżetu rodzinnego co najmniej po kilkaset złotych mie«-ee-/uie. I Liga Kobiet, i młodzież, i komitety blokowe wzięły pod swoja piecze miejską zieleń, społecznie sprawuią dyżury w tutejszym ogródku jordanowskim, a kiedy trzeba, pomagaja przy łopacie. Dzięki tei wspólnej, powszechne! móbiUzacji mieszkańców. w ciągu ostatnich lat miasto stało sie schludne, zielone i wszyscy dok’adaja starań, aby je jeszcze hardziej upiększyć, stworzyć sobie i innym lepsze warunki życia. I kfo by powiedział, że to jest to samo miasto, gdzie jeszcze niedawno mieszkańcy biernie przypatrywali się rozwalonym płotom, odpadającym tynkom, wdychali fetor odkrytego rowu ściekowego i apatycznie czekali na Godota. który by zamiast nich odmienił ich własne rodzinne miasto BERNA BĄKOWSKA Pian rozbudowy zabytkowego Kłodzka (A) Ponad 2T-tysięczne Kłodzko, powiatowe miasto, leżące na dawnym rzymskim szlaku bursztynowym znad Bałtyku przez Wrocław do Czech i dalej do krajów południowych, należy do najatrakcyjniejszych pod wzglądem turystycznym miejscowości Dolnego Śląska. Strome uliczki, kamienny most gotycki z XIV w. z barokowymi figurami, do złudzenia przypominający słynny most Karola w Pradze, ruiny starej twierdzy Oraz cudowne górskie okolice i doskonały kimat ściągają tu corocznie tysiące turystów. Uchwalą Prezydium WSN we Wrocławiu realizowany jest długofalowy plan rozbudowy i modernizacji Kłodzka; szczególną uwagę poświęca się odbudowie części jego zabytkowej starówki. Obok dwóch już wznoszonych osiedli mieszkaniowych rozpocznie się budowę dwóch następnych, które pomieszczą ponad 25 tyś. ogób. Zakłada się także wybudowanie tu nowego hotelu „Snleżnika”, domu towarowego, domu kultury, obiektów dla obsługi ruchu turystycznego, modernizację magistrali samochodowej itp. (PAP) (W) Z YCI E W A RS Z A W Y Sioc/ma Gdańska Im. Lenina ma w bieżącym kwartale poważne zadania: Załoga Wydziału Obróbki Kadłubów Okrętowych K-l pracuje nad elementami przeznaczonymi dla 20 kadłubów, w tym 2 prototypowych Jednostek. Wykańcza się elementy dla 2 trawlerów typu B-22; dobiegają końca prace przy 6 drobnicowcach B-444, 2 masowcach B-522 oraz czterech przemysłowych bazach rybackich. Przygotowywane są elementy prototypowego uniwersalnego jednopokładowca o symbolu B-431. Fot. CAF ________. Stf. 3 Lokator czy spółdzielca? PIERWSZY PRÓG - BIURO ZARZĄDU HALSZKA BUCZYŃSKA \A/ ARTYKULE pod tym sa- YY mym tytułem relacjonowaliśmy dyskusję, jaka toczy się wśród działaczy spółdzielczych, zatroskanych wewnętrznymi stosunkami w spółdzielniach mieszkaniowych, coraz bardziej odległych od ideału współdziałania wszystkich ogniw samorządu i administracji w imię wspólnych interesów członków. Ta sprawa jest od dawna troską również władz spółdzielczych, czego wyrazem była m. in. przeprowadzona wiosną br. szeroka lustracja 63 wybranych średnich i większych spółdzielni w całym kraju pod kątem widzenia dwóch najważniejszych spraw — organizacji pracy we wszystkich biurach i sposobu załatwiania spraw członków. Co roku do oddziałów i centralnego zarządu związku napływa ok. 3 tys. skarg, właśnie na działalność płatnego aparatu kierowniczego i personelu administracyjnego. Obserwuje się, że ilość tych skarg rośnie mniej więcej o 10 proc. rocznie. Co jest ich przyczyna? Wyniki tej lustracji nie są zbyt pomyślne. Mimo szeroko prowadzonej akcji szkoleniowej, jej wyniki poprawiają, jak się zdaje, może samą technikę pracy wewnątrz biur spółdzielni, ale nie wpływają na organizację tej pracy i nie potrafiły dotąd zakorzenić w umysłach, młodych przeważnie, pracowników administracji spółdzielczej podstawowej prawdy, że cały sens ich pracy polega na ochronie substancji mieszkaniowej i ułatwianiu w bardzo szerokim sensie tego słowa warunków bytowania członków spółdzielni w ich osiedlach. Począwszy już od pierwszego zetknięcia kandydata na spółdzielcę z „urzędnikami”, te braki organizacyjne dają się poważnie we znaki samej administracji, gdyż niedostatecznie przemyślana akcja informacyjna skazuje ją na od- BEATA SOWIŃSKA powiadania w kółko na te same pytania. Człowiek „skazany” na wstąpienie do spółdzielni, bo nie ma innego sposobu uzyskania mieszkania, nie jest obowiązany znać ani przepisów ogólnych, ani organizacji spółdzielni, ani regulaminów .obowiązujących zarówno kandydata, jak i członka. C ile — dzięki zresztą powtarzającej się krytyce prasowej — zarządy spółdzielni zaczęły już szerzej informować kandydatów o ich niezliczonych obowiązkach formalnych, tyle szczęśliwy posiadacz tzw. o lokalizacji, czyli terminu uzyskania przyszłego mieszkania i jego adresu, mniej już może się dowiedzieć o szczegółach, związanych z przeprowadzką i warunkami użytkowania lokalu. Są już wprawdzie spółdzielnie, które każdemu nowemu lokatorowi wręczają drukowaną czy powielaną informację, dotyczącą zarówno samej technologii budowy i rodzaju wbudowanych materiałów (co wiąże się ze sposobami konserwacji podłóg, stolarki i urządzeń technicznych w mieszkaniu), sposobu korzystania ze wszystkich urządzeń technicznych w budynku, zasad rozliczania kosztów inwestycji i sposobu opłacania czynszów, zasad organizacji i działania samorządu spółdzielczego oraz zasad współżycia społecznego w domu i osiedlu oraz regulaminu domowego. Są to jednak chlubne wyjątki. W bardzo wielu spółdzielczych biurach nie postarano się nawet o krzesła i ławki w pokojach, w których członkowie spółdzielni oczekują na rozmowę z urzędnikiem cży kierownikiem spółdzielni. Przy tym w 20 proc. zlustrowanych spółdzielni, biura zarządów i administracji czynne są tylko w godzinach urzędowych, co zmusza setki ludzi do zwalniania się z pracy po to, aby uzyskać prostą informację lub wyjaśnić jakieś nieporozumienie. Najwięcej grzechów na sumieniu ma administracja spółdzielni w , związku z regulacją opijM- czynszowych. jaka nastąpiła na początku bieżącego roku. Fakt, że wiele spółdzielni prowadziło, 'deficytową gospodarkę, że czynsze nie pokrywały wszystkich wydatków, znany był większości zarządów od dawna. Jednak nawet tam, gdzie sprawę referowano na posiedzeniach rad osiedli, przeważnie szeregowych czlouków o postanowieniach nie uprzedzano, a w kilku wypadkach nawet nie rozesłano do członków listów wyjaśniających wzrost poszczególnych pozycji czynszowych: tyle za wodę, tyle kosztuje e.o., a tyle koszty eksploatacji np. dźwigu. Zdarzyły się na wet Wypadki, że członkowie o obowiązujących ód 1 stycznia br. podwyżkach dowiadywali się — w końcu lutego albo w marcu... To „zurzędniczenie” administracji spółdzielczej na pewno ma swoje źródła zarówno w ogromnym rozroście zasobu mieszkaniowego *), a także nadmiarze przepisów szczegółowych, krępujących działanie i nie pozostawiających „marginesu na myślenie”. Praprzyczyną jest jednak chyba siaki, towarzyszymy jej w codziennych kłopotach i troskach, przyglądamy się jej życiu z bliska. Karty tego Dziennika odsłaniają przed nami wizerunek własny autorki „Granicy”, rysują pewne wzruszające cechy jej osobowości. Nałkowska ceni wysoko swoją misję pisarską, pragnie jednak, by widziano w niej nie tylko pisarkę, lecz również pełną powabu kobietę. Pisze np. na marginesie pewnego spotkania: — „Bądźmy ostrożni, zachwyt jest oczywiście dla mnie jako Zofii Nałkowskiej. Ale czy to stanowi jego dyskwalifikację’: Moja osoba literacka jest w pewnym stopniu także i mną. Poza tym — na te chwile zawsze jeszcze mogę stać się ładna (...). Zaciekawienie człowiekiem, radość porozumienia — to zawsze mobilizuje urodę". Owa kobiecość emanuje z wielu pomieszczonych w Dzienniku wyznań. Przytłoczona ciężarem wojny, częste bezradna wobec przyziemnych, dręczących ją kłopotów bytowych, pisarka stara się być zawsze „wyświeżona, dobrze ubrana i uczesana”. Na inne kobiety patrzy okiem taksującym: — „Hela schudła, jest stara”... „Wczoraj przyszła Maria — taka chuda i taka nieładna. Ale i z nią rozmowa jest ciekawa”. Spisując wrażenia z pewnego spotkania towarzyskiego, zaopatruje je uwagą: — „Panie przeważnie niemłode, prócz jednej — ładnej ale pretensjonalnej”. To są, oczywiście, drobiażdżki, ale przecież te właśnie wynurzenia, obnażające pewne słabostki autorki, tym bardziej nam ją przybliżają, pozwalając odtworzyć sobie jej autentyczny wizerunek człowieczy. bóść spółdzielczego samorządu, którego ogniwa mają prawo i obowiązek kontrolować pracę zarządu i administrac;i I to nawet nie jest prawdą. że ludzie nie garną się do pracy społecznej, że chcą mieć tylko w „terminie wszystko załatwione” i „mieć spokój w domu”. Świadczy o tym stale rosnąca liczba działaczy spółdzielczych. 5 lat temu w spółdzielczości mieszkaniowej funkcjonowało 320 rad osiedlowych (ok. 3 tyś. osób) i 2 tys. komitetów mieszkańców, w których działało ok. 9,5 tys. osób. W roku ub. liczba rad wzrosła o 462. liczba komitetów o niemal 5 tys., zaś ogólna liczba działaczy samorządu osiedlowego przekroczyła 28 tys. osób. Są więc ludzie, którzy do biur zarządu i administracji mają interesy nie tylko osobiste. Od stosunku do nich ogniw kierowniczych spółdzielni, od modelu współpracy zależy bardzo wiele. Jak wynika zarówno z wyników lustracji, jak i zbieranych wyrywkowo przy sposobności szkolenia personelu, wypowiedzi samych „urzędników” spółdzielczych, zdarzają się i prezesi i kierownicy administracji, którzy w bardzo grzeczny sposób pozbywają się działaczy tak samo jak szeregowych interesantów. To prawda, że ci początkujący działacze nie zawsze dobrze wiedzą ani co, ani jak mają załatwiać, ale personel zajęty sprawami eksploatacyjnymi oraz sprawozdaniami dla „górnych ogniw.” nie zawsze słucha głosów mieszkańców danego osiedla, nawet w sprawach podstawowej wagi. Na ogólną liczbę przebadanych 63 spółdzielni w 19 stwierdzono nawet brak dokumentacji uchwal, wniosków i postulatów różnych ogniw samorządu do realizacji których zarząd sig zobowiązał. Inaczej mówiąc, zła organizacja pracy pogłębia komplikacje między szeregowym członkiem spółdzielni iub jej działaczem samorządowym a administracją i zarządem. na Swego czasu aż do znudzenia wszystkich konferencjach 1 naradach przytaczano przykład jednej z uliczek warszawskich, gdzie w identycznych domach po ję&itej stronię ulicy mieściły , ąję domy WSM, a po drugiej tzw. kwaterunkowe. W domach miejsltich było brudno, zieleń zadeptana, dzieciaki niesforne, a w domach lySM czystość, spokój, porządek i zorganizowane zabawy dzieciaków. Ten przykład jest raczej nieaktualny. Ale — przy obecnych reformach pracy administracji domów miejskich, czego pozytywne przykłady już mamy — może się zdarzyć, że stary przykład warszawski akurat gdzieś w terenie stanie się swoją odwrotnością. Nie jest to sprawa tylko władz spółdzielczości i my sami winniśmy żwawiej domagać się zmiany stanu rzeczy. Nasze to przecież wspólne domy, nasze wspólne sprawy. *) Wartość majątku spółdzielni 1 stycznia br. wynosiła prawie 67 miliardów zł. (66.931 min), cc jest wzrostem w stosunku do ub. roku o blisko 1/4 (24 proc.). Okiem zza kółka STAROŚĆ OCZEKUJE WZGLĘDÓW ANDRZEJ WRÓBLEWSKI WIDZĘ, że i artykuł Stefana Kubiaka i moje felietony o starszych ludziach na jezdni były na czasie. Polski Czerwony Krzyż zaprosił mnie właśnie na uroczystość podpisania porozumienia między PCK, Sekcją Geriatryczną Polskiego Towarzystwa Lekarskiego i Wydziałem Kontroli Ruchu Drogowego Komendy Stołecznej MO „w sprawie współdziałania na rzecz poprawy stanu bezpieczeństwa w ruchu drogowym”. Jest niedobrze. W zeszłym roku zginęło na ulicach Warszawy 152 osoby z czego 139 pieszych, wśród których znaczny odsetek stanowiły osoby w wieku powyżej 60 lat. W ciągu 3 kwartałów br. na ogólną liczbę 95 zabitych 53 to osoby w starszym wieku a na 316 rannych w wypadkach ulicznych większość to ludzie po sześćdziesiątce. Przyczyn tego fachowcy upatrują w zbyt powoi nej adaptacji ludzi do warunków ruchu wielkomiejskiego ł w nieznajomości zasad uczestni czenia w tym ruchu. To określenie łatwo przetłumaczyć na bardziej obrazowy język. Ludzie. przybyli do Warszawy w wieku dojrzałym, póki im sprawność fizyczna i refleks dopisywały, unikali wypadków. Z wiekiem te cechy przygasają —- ruch jednak się wzmaga. Przyzwyczajenie do innego tempa życia, które upływało wśród pojazdów konnych i spokoju małych miasteczek, daje o sobie znać niezdecydowaniem w sytuacjach konfliktowych. Pogorszenie sie wzroku, mylna ocena odległości nadjeżdżającego pojazdu, zwolniona reakcja i brak zdecydowania — wszystko to czyni z osoby starszej na jezdni partnera, którego reakcję kierowca nie zawsze potrafi przewidzieć. „Wrhrńfewy na jezdnie stój Człowiek musi być traktowany w wielu wyjfńdkach jak ślepiec’^ zwlaszczą o zmierzchu, w czasie mgły, deszczu czy śniegu” — powiada dr Bernard Bielecki w swoim referacie „Zmiany biologiczne wieku starczego w problem adaptacji do współczesnego ruchu wielkomiejskiego”. Do tego trzeba dodać upośledzenie słuchu (obniżenie górnej granicy słyszalności), co w połączeniu ze wzmożoną pobudliwością powoduje w sytuacjach konfliktowych zamęt w analizatorach mózgowych i w następstwie brak zdecydowania, zmniejszona zdolność oceny zagrożenia, zwiększone roztargnienie itd. Ta chłodna analiza zmian biologicznych nie powinna nikogo przerażać. Lata biegną i wszystkich nas to czeka. Trzeba jednak zdawać sobie z tego sprawę. Tym, którzy wchodzą w ten niebezpieczny wiek. uświadomienie sobie stanu rzeczy pozwoli na wyostrzenie krytycyzmu i wzmożenie ostrożności. Tym, którzy obserwują ludzi starszych zza kierownicy, zrozumienie przyczyny ich niezdecydowanych ruchów pozwoli na uniknięcie wypadku. Dlatego cieszy mnie zawarcie umowy między intytucjami, których obiektem zainteresowania jest człowiek, w tym wypadku człowiek na jezdni. Zanotowałam 'znamienne zdanie płk. Figury z Komendy Stołecznej MO: „Do środków represyjnych musi się dołączyć wiedza”. To znaczy, że nie mandat dla starszego człowieka, który, zdezorientowany. tańczył przed maską samochodu. Chciałbym jednak widzieć ten mandat dla kierowcy, który zmusił tego przechodnia do tańczenia. Wspomniane porozumienie przewiduje wygłaszanie pogadanek i wyświetlanie filmów w środowiskach ludzi starszych — w domach rencistów, w klubach osiedlowych ltd., wydanie materiałów propagandowych, uwzględniających problematykę ludzi starszych w ruchu wielkomiejskim, instruowanie przez lekarzy starszych pacjentów o sposobie zachowania się na jezdni, akcje profilaktyczne pod hasłem „Uwaga, starszy człowiek na jezdni’', oraz współdziałanie ze szkolnymi kolami PCK i druźy* nami harcerskimi w tym zakresie. Bardzo potrzebna inicjatywa. Nie ma dnia, by pod kołami nie ginął człowiek, mający przed sobą wiele lat spokojnego życia, człowiek, który mógł był sie cieszyć owocami swej długiej pracy. Tak, starość oczekuje względów. I tych względów trzeba od kierowców wymagać, Książki tygodnia D zienniki Nałkowskiej Nietrudno przewidzieć, że książka ta stanie się wydarzeniem czytelniczym. Jest to bowiem nowe spotkanie z N(iłkowską, która przemówiła do nas bezpośrednio, w sposób bardzo osobisty, odsłaniając pewne karty ze swego życia, a ściślej — z tego rozdziału, biografii, w który wpisały się lata szczególnie dramatyczne. Opublikowane obecnie nakładem Czytelnika „Dzienniki czasu wojny” wyjęte zostały — jak informuje nota od wydawcy — z ogromnego rękopisu, który rozpoczyna się datą 1899 a kończy w grudniu 1954 — «a trzy dni przed śmiercią Zofii Nałkowskiej. Rękopis ten, ocalony z wojennej zawieruchy przez Genowefę Goryszewską i złożony po śmierci autorki „Medalionów” jako depozyt w Bibliotece Narodowej, w ostatnich latach znajdował się pod pieczą siostry pisarki, Hanny Nałkowskiej-Stefanowicz, która wyraziła zgodę na powierzenie go Instytutowi Badań Literackich. Poszczególne tomy Dzienników ukazywać się mają sukcesywnie w ciągu najbliższych lat. Otwierające tę edycję „Dzienniki czasu wojny” obejmują okres od 1 września 1939 do 10 lutego 1945. Rozpoczyna je opis wrześniowej wędrówki a następnie powrotu do Warszawy. Rzecz charakterystyczna: owe początkowe rozdziały stanowią szczegółowy, niemal kronikarski zapis faktów, zdarzeń, miejsc, ludzi. To relacja spisywana pod ciśnieniem chwili, starająca się pochwycić i utrwalić wszystko to, co składa się na obraz otaczającej rzeczywistości: Refleksja ustępuje tu miejsca faktografii. Gdy przechodzi. pierwszy szok, pisarka próbuje odnaleźć się w odmienionym tak nagle świecie, przestawić na inne tory, zaadaptować do nowych warunków. W tej partii Dziennika na plan pierwszy wysuwają się sprawy bytowe. Zmuszona do szukania źródeł egzystencji Nałkowska podejmuje pracę w sklepiku z papierosami. Notuje wówczas w swoim Dzienniku: — „W sklepie ludzie mili, ale zamęt okropny, pośpiech w liczeniu tego mnóstwa pieniędzy (...) Aby kupić dziesięć jajek, muszę sprzedać papierosów za sto złotych, najmniej dwustu osobom, każdej mówiąc dzień dobry i do widzenia (...) Od stu złotych jest osiem złotych procentu, a z tego połowa odpada na „koszty handlowe”. Gdy sklep się zamyka, przed drzwiami stoi jeszcze tłum ludzi i każdy krzyczy swoje: „pięć Mewa", „trzy Junaki”, „dwadzieścia Sportów” (...) Wreszcie powrót do domu. Na górze jemy chudą kolację, nie ma masła, nie ma cukru”. A nieco dalej wyznanie: — „Nie ma czasu na wznawianie tamtego, umarłego życia, naiuet czytanie własnych pism jest demoralizujące”. Ten nurt pamiętnikarskiego zapisu, przewijający się zresztą również, choć już mniejszym stopniu, przez dalw sze rozdziały Dziennika, ukazuje w sugestywnym zbliżeniu obraz egzystencji pisarki w okupowanej Warszawie. Ale Dziennik rzuca przecież także wyraziste światło na życie wewnętrzne autorki „Domu nad łąkami”. Nałkowska w swoim „kajecie intymnym” otwiera się przed nami, pisze w sposób ujmujące szczery, bez osłonek o swoich najbardziej osobistych przeżyciach i doznaniach; o perypetiach sercowych (cała historia tragicznie zerwanego związku uczuciowego z panem B.), o swych dziwnie kształtujących się przyjaźniach, o sprawach rodzinnych (zwłaszcza przejmujące są tu karty poświęcone matce). Pojawia się w Dziennikach jeszcze jeden, znamienny ton: lęku przed starością, zadumy nad przemijającym czasem, niepokoju o sprawy twórczości Czytając ów Dziennik doznaje się szczególnego uczucia: oto obcujemy bezpośrednio z pisarką, znaną nam dotąd jedynie poprzez jej książA wizerunek pisarski? Nałkowską nurtują sprawy twórczości, w miarę postępującego czasu pojawia się na len temat coraz więcej zapisków w Dzienniku. Ale przede wszystkim sam Dziennik prowadzony jest po to, by dać ujście potrzebie pisania. Więcej — jak to określa Nałkowska — „chęci zatrzymania życia, ustrzeżenia go przed zgubą i zniszczeniem. Ponieważ najtrudniej jest mi zapisywać zdarzenia, opowiadać jakieś cudze sprawy, wychodzi więc na to, że ostatecznie tylko utrwalam siebie”. Jest rzeczą znamienną, że do owych „Dzienników czasu wojny” rzeczywistość okupacyjnej Warszawy przenika w sposób niepełny, jakby wyciszony. Najprawdopodobniej w grę wchodzi tu autocenzura podyktowana obawą, ąby Dziennik nie wpadł w ręce okupanta. Nałkowska wspomina zresztą, że jeden z zeszytów spaliła, gdy do domu, u’ którym mieszkała, przyjechali Niemcy, robiąc u kogoś rewizję. Dopiero w ostatnich rozdziałach Dziennika, zwłaszcza w okresie powstania (który to okres Nałkowska spędziła pod Warszawą) wydarzenia wojny dochodzą silniej do głosu. W końcu lipca 1944 pojawia się w Dzienniku znamienny zapis: — „Historia i wojna robią się wciąż tylko ludźmi, ich odmiennością i podobieństwem (...). Ludzie ludziom gotują ten los”. Oto słowa, które potem odezwały się pełnym i jakże przejmującym brzmieniem w motcie do „Medalionów”, *) Zofia Nałkowska — Dzienniki czasu wojny — (Wstęp, opracowanie. przypisy — Hanna Kirchneri - Czyt, str. 503 cena 12 zl.